fot. kadr z klipu „ADHDLGBTHWDP”
Brud, lekka patola i niepowtarzalny punkowy klimat, właśnie tak spuentowałbym Sprzedałem D*pe. Dokładnie tego brakowało na polskiej scenie – ostrej jak miecz obusieczny muzy, w rapowym wydaniu. Oczywiście, nie każdemu przypadnie ona do gustu, głównie przez swój mocarnie ciężki klimat. Trzeba jednak oddać Osie jedno – trudno znaleźć innego rapera z tak niepowtarzalnym i oryginalnym vibem. Jest to o tyle ciekawe, że on naprawdę nie ma umiejętności wokalnych, ba, mało tego, jego głos jest pewien sposób denerwujący. Mimo to słucha się tego świetnie, a przegapienie wspomnianego krążka byłoby sporą stratą. Kawałki są dosyć spójne i opierają się głównie o mocne brzmienie, jednak na albumie znajdziemy jeden kwiatuszek, który dość mocno odstaje od reszty. Mowa tu oczywiście o numerze “My Eyes Gone Crazy”, w mocno trance’owym wydaniu. Kawałek na spokojnie mógłby polecieć na festiwalu muzyki elektronicznej. Tym bardziej cieszy fakt, że już na debiucie poznajemy różne oblicza Osy.
Mówiąc o sukcesie płyty, nie można nie wspomnieć o genialnych bitach, które w większości robione były przez AETHERBOYA1. Za przykład moglibyśmy wziąć, chociażby numer “WEST COAST”, gdzie ścieżka muzyczna brzmi jak żywcem wyjęta z GTA San Adreas.
Mimo wszystko, najlepsze jeszcze przed nami. Powoli wszystko wraca do normy, co za tym idzie, koncerty/festiwale również. To właśnie na nich Osa będzie miał pole do popisu. To nie są pioseneczki przy których machasz łapkami z lewej do prawej, czy odpalasz zapalniczkę do pięknego wokalu. To będzie jeden wielki roz*ierdol. Zobaczenie gościa z ochraniaczem na zęby będzie czymś normalnym, a krew z nosa będzie lała się strumieniami. No bo powiedzmy sobie szczerze, jak chociażby przy tym numerze mogłoby być inaczej:
Przywołując ten kawałek, warto poruszyć wątek instrumentów, które odgrywają fundamentalną rolę na całym albumie. Mówię tu głównie o gitarze, dzięki której krążek jest z jeszcze większym pazurem. Jak już jesteśmy przy tym temacie, chciałbym wspomnieć o pewnej soundcloudowej playliście nazwanej “na gitarce mixtape”, która jest zlepkiem utworów rapera. Nigdzie nie ma informacji, a żeby takie wydawnictwo wyszło spod ręki Osy, jednak wspominam o tym dlatego, że właśnie po tych parunastu numerach pokochałem brudny świat Zdechłego Osy:
Co ciekawe, cała warstwa muzyczna opiera się tylko i wyłącznie na wspomnianej gitarze, co nadaje jeszcze większego klimatu.
To nie jest tak, że “ooo Osa to tylko ciężkie brzmienie i wulgarność”. Kryje się w nim nutka romantyka… tylko trochę innego niż ten, do którego przyzwyczaiła nas scena. Raper wychodzi poza wszelkie granice absurdu i tworzy numer o… patologicznej miłości:
“Jesteś taka ładna ostatnio
Z nową dziarą, w dresach, t-shircie z marihuaną
Z blizną pod czaszką, stylówa pato
Chciałbym Cię namalować jak walisz wiadro”
Banan na mordzie nie schodzi nawet na chwilę, a sam numer jest na swój sposób uroczy. Zaiste wybitne dzieło.
Żeby nie było za miło, są oczywiście słabe strony całego projektu i mowa tu niestety o warstwie lirycznej, która pozostawia sporo do życzenia. Tylko teraz trzeba zadać sobie pytanie, czy Zdechłego Osy słucha się dla tekstu(?) W żadnym wypadku nie, a przynajmniej nie powinien być to główny aspekt przy ocenie całego krążka. Ten album daje tyle energii, tyle adrenaliny, że tekst schodzi niejako na drugi plan. Już kilka razy słuchając go podczas rutynowych czynności w ciągu dnia, miałem ochotę po prostu coś zniszczyć i wyładować się z wszystkich negatywnych emocji. Dlatego, na przykład może być to bardzo dobra opcja dla osób trenujących wszelakie sztuki walki (udany sparing gwarantowany). Wracając jeszcze, do tego co mówiłem chwilę temu, idealnie odwzorowuje to jeden z najpopularniejszych numerów rapera “Zakochałem się w twojej matce”. Kompletnie bezsensowny numer, a przy tym tak bardzo wpadający w ucho.
Większość z nas pamięta zapewne dość przykrą sytuację która wydarzyła się podczas koncertu Pezeta, gdzie kopletnie nietrzeźwy Osa nie był w stanie zaśpiewać swojej zwrotki, a ostatecznie został wyprowadzony z wydarzenie przez ochronę. Po tym incydencie raper na parę miesięcy zniknął z polskiej rapgry. Jak widać zimny kubeł wody, go mocno orzeźwił i dzięki temu, dziś możemy cieszyć tak dobrą płytą. Sam Osa zahacza o ową sytuację w dwóch numerach:
“West Coast” – Tyfy Tyfy Osa koncertów psuja
“Wykręce z tego złoto” – na koncertach daje ogień, choć za mocno u Pezeta, nic nie budzi człeka lepiej niż konkretna lepa.
Sama nazwa płyty jest genialna. Hipotetyczna sytuacja: wchodzisz do Empika, by kupić sobie płytkę. Po chwili szukania zwracasz się z prośbą do Pani ekspedientki o pomoc. Dostajesz jedno banalne pytanie: Jakiego albumu Pan szuka? Ty z uśmiechem na ustach mówisz: Sprzedałem du*pe proszę Pani.
Zastanawia mnie jeszcze tylko jedna rzecz – Osa, jak to w końcu z tą policją? Szacun czy jeb*ć?