MYONG KI: „ZACZĘLIŚMY OD STAREJ, DOBREJ AMERYCZKI”

Freak Fight

Myong Ki to młody kielecki artysta, który wspólnie ze swoją ekipą „blessed famille” wkładają całe serducho w muzę którą tworzą. Rozmawiamy o początkach zajawki, o inspiracjach, czy chociażby o planach na dalszą karierę.

Zapraszam serdecznie na rozmowę z Myong Ki-m:

Paweł: Także Myong Ki, nie będziemy udawać, że się nie znamy – bo się znamy, więc tym bardziej się cieszę na taką rozmowę. Może zaczniemy od tego, gdzie się aktualnie znajdujesz.

Myong Ki:  Jesteśmy w tym momencie w studio “blessed famille”, jest to jeszcze prowizoryczne, nie do końca zagospodarowane akustycznie, ale cały czas nad tym pracujemy. Tak się składa, że mamy tu zarówno sprzęt do audio i do obróbki, jak i kompy naszego clip-makera Robziego, który tutaj za moimi plecami śmiga jakieś klipy, sobie montuje, koloruje itd.

Czaje czaje, kozacko. Słuchaj, jak już zacząłeś… powiedz mi proszę, czym w zasadzie jest “blessed famille”?

Czym jest “blessed famille”(?) Powiem Ci tak… to jest nic innego, jak nazwa naszej ekipy. My z chłopakami trzymaliśmy się już dużo wcześniej, a określenie nas jako “blessed famille” to było coś w rodzaju czystej formalności.

Jasne, ale każdy z was ma jakiś bezpośredni kontakt z muzą, czy znajdziemy członków, którzy po prostu są bez żadnej konkretnej “funkcji”(?)

To jest tak, że prawie wszyscy są muzyczni, mamy jedną osobę nie-muzyczną i jest nią nasz kochany, uszaty Dybon. Jest nas łącznie osiem osób, mamy dwóch clip-makerów, którzy również tworzą muze. Tworzymy również własne bity, głównie wychodzące spod mojej ręki, czy Kiniorskiego. Także my zajmujemy się muzyką, a właśnie Dybon jest… jest coś w rodzaju naszego Ojca Chrzestnego. Po prostu trzyma nad nami pieczę, krzyczy na nas jak trzeba i w gruncie rzeczy jest kolesiem, który ma łeb do biznesu i planuje strategię.

No dobra, ale planujecie jakoś mocniej rozwijać ten kolektyw, czy zatrzymuje się to na etapie zajawki i co ma być, to będzie(?)

To wygląda tak, że na początku faktycznie była to czysta zajaweczka, ale w pewnym momencie stwierdziliśmy, że nasze rzeczy naprawdę są fajne. Słyszeliśmy od osób trzecich, żebyśmy pchali to w eter, bo jest to serio kozackie. To skoro to ma ręce i nogi to, czemu nie pójść o krok dalej i zacząć brać to na poważnie. Mamy spore plany i to nie tylko w kontekście muzycznym, ale na przykład filmowym. Chcemy rozwijać się na wielu płaszczyznach i dzięki temu otwierać się na nowe horyzonty.

No jakby nie patrzeć z filmami masz sporo wspólnego, ponieważ studiujesz na… *werble*

Na filmówce, jednak ja bym siebie jako filmowca nie określał.

Okej, jasne, ale chcąc, nie-chcąc z filmami do czynienia będziesz miał sporo.

No tak, tak, oczywiście, na pewno jest to na plus dla mnie.

Może, na pierwszy rzut oka głupie i przereklamowane pytanie, jednak w twoim przypadku wcale nie takie oczywiste – skąd ksywa Myong Ki?

To jest tak, że w połowie jestem Koreańczykiem. Nie miałem pomysłu na ksywę, a że moje imię jest na tyle wykręcone to właśnie nim się posłużyłem. W Korei jest tradycja, że dziadkowie dają imiona swoim wnukom, a z racji, że jestem pierworodnym synem to mam koreańskie imię jako pierwsze – mój młodszy brat ma na imię Gabriel i Seung Ki jako drugie, bo jednak druga połowa rodziny z Polski.

Dobra, w takim razie… Kim jest Myong Ki? Określ siebie krótko w 3-4 zdaniach.

No dobra… To tak, w pierwszej kolejności, o dziwno, określiłbym siebie jako bit-makera/producenta, a dopiero później jako rapera. Oprócz tego… faktycznie chyba najtrudniejsze pytanie, jakie mogłeś zadać.

Nie no luźno, jedna odpowiedź również mnie satysfakcjonuje. Czyli tak tworzysz bity, rapujesz, kontakt z muzą masz praktycznie cały czas – w takim razie, kiedy się to wszystko zaczęło?

Zajawka z rapem zaczęła się u mnie stosunkowo późno. Pogrywałem sobie w klubie koszykarkim i tam poznałem się z Mazim (członkiem blessed famille), z którym jakoś tak razem złapaliśmy zajawkę na hip-hop. Mazi to w ogóle jest oldschoolowa głowa i myślę, że jakby mógł, to talerze w kuchni zamieniłby na płyty winylowe.

Zaczęliście od polskiej sceny, czy może jakiś zachód?

Zaczęliśmy od starej, dobrej Ameryczki, jakieś lata 80 – 90 i dalej. Niestety musiałem rzucić karierę w baskecie, przez kontuzje i tę lukę po koszu zapełniła mi właśnie muza. Zacząłem pisać jakieś pierwsze teksty i chciałem spróbować coś nagrać. Doszedłem, jednak do wniosku, że “ej kurde, ale te bity są drogie”, więc zacząłem robić je sam, żeby ich nie kupować.

Ekonomicznie.

Więc, na początku byłem właśnie bardziej tekściarzem, a producentka weszła do mnie z czasem.

Czaje, czaje. Ogólnie, odkąd się znamy, o muzyce gadaliśmy dosyć sporo, jednak jakoś nigdy nie zapytałem Cię o kluczową sprawę… czy szykujesz nam jakąś płytkę?

Czy płytka jest planowana(?) Jak najbardziej. Nawet w nadchodzące wakacje, myśleliśmy z chłopakami, żeby coś podziałać i wydać wspólny projekt jako blessed. Na razie nie ma żadnych konkretów, są to póki co mrzonki, ale jak najbardziej ma to prawo bytu i możemy z tym strzelać.

No dobra, ale celujesz bardziej w solową płytkę czy właśnie wspólnie z ekipą?

Zdecydowanie, razem z chłopakami. Jak ma być płytka to na pewno na początku ekipą.

Czekam w takim razie. Rzutem na taśmę przejdę do następnej sprawy, która mnie mocno ciekawi – jak zaczęła się twoja przygoda z Tytuzem?

Z Tytuzem, trzymamy dalej kontakt, nawet ostatnio był temat, żeby do niego się wbić jeszcze, bo wiesz tu jakaś sesja, tu się minęliśmy i tak jakoś wyszło. Poznaliśmy się w dosyć śmieszny sposób… to było tak, że w Kielcach Tymek grał swój koncert. Moich dwóch ziomków chciało się na niego wbić za free, więc ogarnęli, żebym zagrał przed nim support. No i faktycznie tak się stało. Byłem już wtedy po wydaniu mojej epki “Introduction_Tape”, więc jakiś bagaż numerów miałem i na nich właśnie bazowałem. W czasie mojego występu, Mazi poszedł do kibla i zaczął gadać z jakimś gościem o tym, jaki kiedyś był zajebisty oldschool. Jak się okazało, tym gościem był właśnie Tytuz. No i Mazi do niego, że stary musisz koniecznie kogoś poznać, dawaj ze mną na backstage. Pogadaliśmy, wymieniliśmy się kontaktami i jakiś czas później zbiliśmy się w studio w Radomiu, już na nagrywanie nutki.

No dobra, ale oprócz tego supportu miałeś okazję gdzieś jeszcze zagrać? Czy z tym na razie na spokojnie?

Wiesz co, nie licząc jakichś tam wystąpień w szkole to ja i Lizbon występowaliśmy w bitwach freestylowych. Nie przeszliśmy jakoś daleko, ale wiesz po prostu, chcieliśmy zbadać grunt, zobaczyć jak to jest itd.

Wooo kozacko, wiesz, masz jakby już ten etap odhaczony – check, mamy to. Wracając jeszcze do Tytuza, to miałeś okazję dograć się również do jego mixtapu.

Tak, tak, chodzi oczywiście o “Super Underground Mixtape”. Jest to płytka z numerami od chłopaków z undera, ale kilka większych ksywek też tam się przewija, takich jak TPS, Wiśnia Bakajoko czy Sarius.

No właśnie widziałem. To też zajawa, że mogłeś być na tym mixtapie, obok jakby nie patrzeć dość znanych ksywek.

No właśnie, dla mnie to też zajawa.

Zmienię kompletnie temat i polecę trochę z innej beczki. Powiedz mi… masz kogoś, kim się inspirujesz? Zarówno jeśli chodzi o nawijkę, jak i producentkę?

Oczywiście, ja jestem w ogóle zdania, że żeby cokolwiek stworzyć musisz mieć jakiś fundament, jakąś podstawę. Nawet wiesz nie, że kopiuje kogoś czy cokolwiek, ale często podświadomie to jakoś wychodzi. Najważniejsze jest, by jednak do czegoś czym się inspirujesz dodać ten swój pierwiastek, coś, co wyróżnia twoją muzykę na tle innych i nie mówię tu o tym, że zrobisz przykładowo identyczny bit i zmienisz bass.

Wiem o co chodzi, w żadnym wypadku nie jest to nic złego i bardzo często wychodzi to naturalnie. Jestem jednak żądny krwi i chciałbym usłyszeć kilka ksywek.

Często przeskakiwałem z inspiracjami od jednych do drugich, poznając jakieś nowe ksywki, chciałem spróbować czegoś nowego. No to tak na pewno Kendrick, zajebista postać, z której myślę sporo wyciągnąłem. Przykładowo nasz ostatni kawałek “Chmury” był lekką inspiracją kawałka “Fear”. Ja też mniej się inspiruje danymi artystami, a bardziej lecę z poradników na YouTubie, gdzie oglądając, zapamiętuje dany proces i przy okazji robienia swoich rzeczy zmieniam go o 180 stopni, pamiętając jakby o pierwotnej wersji. Też cały proces tworzenia przychodzi zazwyczaj spontanicznie i rzadko kiedy jest planowany.

Niezmiennie, jestem zdania, że właśnie wtedy tworzą się najlepsze numery. Dobra, dobra leć dalej z ksywkami.

Też kiedyś na pewno Travis, bardzo mi się podoba to co on potrafi zrobić technicznie, co potrafi zrobić ze swoim głosem i jak dobrze operuje autotunem.

Zgadzam się w 100%. Jego numery są na maksa nieprzewidywalne i widać to chociażby na “SICKO MODE”.

Bardzo lubię, że jego produkcje są fajnie złożone, są momenty na wokal, są momenty bardziej instrumentalne.

Tak, tak zgadzam się.

No i właśnie u siebie też staram się dać sporo tych momentów instrumentalnych, wiesz tu w kółko zapętlone jakieś słowo, tu jakieś synty, tu orkiestra… aaa zajebiste.

Nawet w tym wypadku możemy przywołać wasz, wspomniany już dzisiaj kawałek “Chmury”. Dobra, zamieniam się dalej w słuch.

W zasadzie jeszcze jedno takie mniej znane inspo ode mnie to Isaiah Rashad. Koleś jest praktykantem takiej zamułki, a ja akurat jestem wielkim fanem zamułki.

No w sumie prawda, po całym twoim sposobie bycia, czy mówienia widać, że ty się w żyćku nigdzie nie śpieszysz. To oczywiście ma swój klimat i nie jest niczym złym. Taki twój znak rozpoznawczy. Nie powiedziałbym, że jakoś mocno przekłada się to na muze. Nie zawsze lecisz śpiącą nawijką, potrafisz polecieć bardziej imprezowym stylem, przykładowo jak w numerze “Holywood”.

Jasne, nie ograniczam się tylko i wyłącznie do zamułki, jednak częściej w nią atakuje. Tu od razu, bo mi się przypomniało kolejne inspo – Guzior. Ten poziom zajebistości zamułki jest na kompletnie innym levelu.

Yoooo, zgadzam się, Guzior jest reprezentantem zamułki i chyba najbardziej odwzorowuje to numer “Spadnie Deszcz”, przy którym jazda komunikacją miejską nabiera kompletnie nowego znaczenia. Mimo to, on również, potrafi zrobić żywszą muzykę. Można tu przywołać troszkę już starszy kawałek “Karnawał”, czy niedawny “Blueberry”.

Nadaje tym swoim kawałkom taką zajebistą głębie tym wolnym flow i nawet jeśli jest jakiś bardziej dynamiczny kawałek, to masz wrażenie, że się wlecze.

Dobrze podsumowane. Jak sam mówiłeś, jeśli chodzi o produkcje, lecisz głównie z poradników, więc lekko zmodyfikuje moje pytanie. Czy masz po prostu producentów, których często słuchasz i jarasz się ich muzyką(?)

To tak, jakby się nad tym zastanowić to ze Stanów bardzo lubię K-Beaziego, on jest takim dzieciokiem, ale bardzo lubię jego vibe. Oprócz niego ze Stanów to… kuuuuu*wa Tyler The Creator, właśnie zapomniałem o nim powiedzieć, jaram się nim i producencko i tym jak śpiewa, no staaaary… strasznie mi banie otworzył.

Nawet wiesz, samą swoją stylówą jest krok przed wszystkimi. Jest ewenementem i się nie dziwię kompletnie, że pałasz do niego sympatią.

On lubi wykorzystywać takie różne skomplikowane akordy i przez to jego muza jest dość ciężka. To mocno specyficzny vibe, jednak mi siada i trafia do mnie bardzo dosadnie. O dziwo moimi ulubionymi są te numery bardziej cukierkowe, te, w których czujesz tę słodycz w powietrzu, ale on przy tym nawinie jak r*cha Ci matkę. Totalnie ignoranckie teksty, takie nastolatkowe, połączone z takim cukierkiem – coś zajebistego. Producencko tak samo, kozackie melodie, genialne pomysły na kawałki i aranż, wszystko jest na maksa przemyślane.

Też mówiąc o Tylerze, nie można zapomnieć o kozackiej marce którą stworzył – mówię tu oczywiście o “Golf Wangu”.

No jasne, że tak. Nie można również zapomnieć o tym, że jest genialnym komediantem.

Nie zliczę ile memów i filmików widziałem z tym człowiekiem. Za każdym razem szczałem ze śmiechu.

Jaram się całą jego osobą – jest świetny.

Zgadzam się. Odejdźmy lekko od stricte producentów i przejdźmy do raperów. Kogo ostatnio słuchasz?

Nowy album wydali BROCKHAMPTON, katuje ich mocno ostatnio, słucham ich non stop. Oprócz nich często na słuchawkach leci ostatnio J.I.D. Oprócz tego cały czas niezmiennie Isaiash Rashad. Mam nadzieje, że w końcu nowy album wyda, ku*wa 4 lata minęły, ile można… Jeśli chodzi o Polskę, to zdecydowanie Oki. Mogę go słuchać autentycznie ciągle. Jestem fanboyem Okiego i się tego nie wstydzę. Dalej, wspomniany wcześniej Guzior, mimo tego, że jego nowa płytka nie siadła mi tak jak poprzednie, to dalej jest to coś naprawdę dobrego. No i na koniec na pewno Gedz, bardzo go szanuje i głównie za poprzednie albumu. No i oczywiście słucham swoich ziomów.

No jasne, to ma swój klimat. A zdarza Ci się słuchać samego siebie, czy nagrywasz i niech to sobie hula.

Raczej rzadko, na tyle ile ja spędzam czasu ze swoją muzą, to po prostu po pewnym czasie mam tego dosyć. Rzeczywiście raz na jakiś czas sobie puszczę, ale tak to nie bardzo.

W sumie zrozumiałe. Widzę, że jesteś mocno pochłonięty muzyką, planujesz wiązać z nią przyszłość i się z niej utrzymywać?

Oj chciałbym. W moim przypadku jest tak, że naprawdę chcę postawić na jedną kartę i pójść z muzą bardzo daleko.

No dobra, to w takim razie gdzie widzisz siebie za przykładowo 5 lat? Siebie w kontekście swojej kariery.

Fundamentalną sprawą jest to, że nie siebie, a nas.

Wooo, kozacko.

Patrząc na scenę rapową 5 lat to całkiem sporo i myślę, że jeśli dalej konsekwentnie krok po kroczku będziemy działać, tak jak działamy do tej pory, możemy naprawdę daleko dojść. Też nie chcę zapeszać, ale takie mam po prostu przeczucie. Dążę do tego, żeby nasz kolektyw nie był kojarzony tylko z rapu, ale też z innych zajebistych rzeczy, które mamy w planach robić.

Tego wam życzę. Przez całą rozmowę zauważyłem, że bardzo mocno doceniasz fakt istnienia waszej ekipy. Czuć, że między wami jest bardzo mocna więź.

Serio stary, gdyby tutaj brakowało choć jednej osoby, to wszystko wyglądałoby kompletnie inaczej.

Myong Ki, dziękuje Ci bardzo za rozmowę. Czekam mocno na nowe rzeczy zarówno od samego ciebie, jak i całej ekipy “Blessed Famille”. 

Również dzięki wielkie i do zoba.


No trzymaj się, Siemano.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

Myong Ki to młody kielecki artysta, który wspólnie ze swoją ekipą „blessed famille” wkładają całe serducho w muzę którą tworzą. Rozmawiamy o początkach zajawki, o inspiracjach, czy chociażby o planach na dalszą karierę.

Zapraszam serdecznie na rozmowę z Myong Ki-m:

Paweł: Także Myong Ki, nie będziemy udawać, że się nie znamy – bo się znamy, więc tym bardziej się cieszę na taką rozmowę. Może zaczniemy od tego, gdzie się aktualnie znajdujesz.

Myong Ki:  Jesteśmy w tym momencie w studio “blessed famille”, jest to jeszcze prowizoryczne, nie do końca zagospodarowane akustycznie, ale cały czas nad tym pracujemy. Tak się składa, że mamy tu zarówno sprzęt do audio i do obróbki, jak i kompy naszego clip-makera Robziego, który tutaj za moimi plecami śmiga jakieś klipy, sobie montuje, koloruje itd.

Czaje czaje, kozacko. Słuchaj, jak już zacząłeś… powiedz mi proszę, czym w zasadzie jest “blessed famille”?

Czym jest “blessed famille”(?) Powiem Ci tak… to jest nic innego, jak nazwa naszej ekipy. My z chłopakami trzymaliśmy się już dużo wcześniej, a określenie nas jako “blessed famille” to było coś w rodzaju czystej formalności.

Jasne, ale każdy z was ma jakiś bezpośredni kontakt z muzą, czy znajdziemy członków, którzy po prostu są bez żadnej konkretnej “funkcji”(?)

To jest tak, że prawie wszyscy są muzyczni, mamy jedną osobę nie-muzyczną i jest nią nasz kochany, uszaty Dybon. Jest nas łącznie osiem osób, mamy dwóch clip-makerów, którzy również tworzą muze. Tworzymy również własne bity, głównie wychodzące spod mojej ręki, czy Kiniorskiego. Także my zajmujemy się muzyką, a właśnie Dybon jest… jest coś w rodzaju naszego Ojca Chrzestnego. Po prostu trzyma nad nami pieczę, krzyczy na nas jak trzeba i w gruncie rzeczy jest kolesiem, który ma łeb do biznesu i planuje strategię.

No dobra, ale planujecie jakoś mocniej rozwijać ten kolektyw, czy zatrzymuje się to na etapie zajawki i co ma być, to będzie(?)

To wygląda tak, że na początku faktycznie była to czysta zajaweczka, ale w pewnym momencie stwierdziliśmy, że nasze rzeczy naprawdę są fajne. Słyszeliśmy od osób trzecich, żebyśmy pchali to w eter, bo jest to serio kozackie. To skoro to ma ręce i nogi to, czemu nie pójść o krok dalej i zacząć brać to na poważnie. Mamy spore plany i to nie tylko w kontekście muzycznym, ale na przykład filmowym. Chcemy rozwijać się na wielu płaszczyznach i dzięki temu otwierać się na nowe horyzonty.

No jakby nie patrzeć z filmami masz sporo wspólnego, ponieważ studiujesz na… *werble*

Na filmówce, jednak ja bym siebie jako filmowca nie określał.

Okej, jasne, ale chcąc, nie-chcąc z filmami do czynienia będziesz miał sporo.

No tak, tak, oczywiście, na pewno jest to na plus dla mnie.

Może, na pierwszy rzut oka głupie i przereklamowane pytanie, jednak w twoim przypadku wcale nie takie oczywiste – skąd ksywa Myong Ki?

To jest tak, że w połowie jestem Koreańczykiem. Nie miałem pomysłu na ksywę, a że moje imię jest na tyle wykręcone to właśnie nim się posłużyłem. W Korei jest tradycja, że dziadkowie dają imiona swoim wnukom, a z racji, że jestem pierworodnym synem to mam koreańskie imię jako pierwsze – mój młodszy brat ma na imię Gabriel i Seung Ki jako drugie, bo jednak druga połowa rodziny z Polski.

Dobra, w takim razie… Kim jest Myong Ki? Określ siebie krótko w 3-4 zdaniach.

No dobra… To tak, w pierwszej kolejności, o dziwno, określiłbym siebie jako bit-makera/producenta, a dopiero później jako rapera. Oprócz tego… faktycznie chyba najtrudniejsze pytanie, jakie mogłeś zadać.

Nie no luźno, jedna odpowiedź również mnie satysfakcjonuje. Czyli tak tworzysz bity, rapujesz, kontakt z muzą masz praktycznie cały czas – w takim razie, kiedy się to wszystko zaczęło?

Zajawka z rapem zaczęła się u mnie stosunkowo późno. Pogrywałem sobie w klubie koszykarkim i tam poznałem się z Mazim (członkiem blessed famille), z którym jakoś tak razem złapaliśmy zajawkę na hip-hop. Mazi to w ogóle jest oldschoolowa głowa i myślę, że jakby mógł, to talerze w kuchni zamieniłby na płyty winylowe.

Zaczęliście od polskiej sceny, czy może jakiś zachód?

Zaczęliśmy od starej, dobrej Ameryczki, jakieś lata 80 – 90 i dalej. Niestety musiałem rzucić karierę w baskecie, przez kontuzje i tę lukę po koszu zapełniła mi właśnie muza. Zacząłem pisać jakieś pierwsze teksty i chciałem spróbować coś nagrać. Doszedłem, jednak do wniosku, że “ej kurde, ale te bity są drogie”, więc zacząłem robić je sam, żeby ich nie kupować.

Ekonomicznie.

Więc, na początku byłem właśnie bardziej tekściarzem, a producentka weszła do mnie z czasem.

Czaje, czaje. Ogólnie, odkąd się znamy, o muzyce gadaliśmy dosyć sporo, jednak jakoś nigdy nie zapytałem Cię o kluczową sprawę… czy szykujesz nam jakąś płytkę?

Czy płytka jest planowana(?) Jak najbardziej. Nawet w nadchodzące wakacje, myśleliśmy z chłopakami, żeby coś podziałać i wydać wspólny projekt jako blessed. Na razie nie ma żadnych konkretów, są to póki co mrzonki, ale jak najbardziej ma to prawo bytu i możemy z tym strzelać.

No dobra, ale celujesz bardziej w solową płytkę czy właśnie wspólnie z ekipą?

Zdecydowanie, razem z chłopakami. Jak ma być płytka to na pewno na początku ekipą.

Czekam w takim razie. Rzutem na taśmę przejdę do następnej sprawy, która mnie mocno ciekawi – jak zaczęła się twoja przygoda z Tytuzem?

Z Tytuzem, trzymamy dalej kontakt, nawet ostatnio był temat, żeby do niego się wbić jeszcze, bo wiesz tu jakaś sesja, tu się minęliśmy i tak jakoś wyszło. Poznaliśmy się w dosyć śmieszny sposób… to było tak, że w Kielcach Tymek grał swój koncert. Moich dwóch ziomków chciało się na niego wbić za free, więc ogarnęli, żebym zagrał przed nim support. No i faktycznie tak się stało. Byłem już wtedy po wydaniu mojej epki “Introduction_Tape”, więc jakiś bagaż numerów miałem i na nich właśnie bazowałem. W czasie mojego występu, Mazi poszedł do kibla i zaczął gadać z jakimś gościem o tym, jaki kiedyś był zajebisty oldschool. Jak się okazało, tym gościem był właśnie Tytuz. No i Mazi do niego, że stary musisz koniecznie kogoś poznać, dawaj ze mną na backstage. Pogadaliśmy, wymieniliśmy się kontaktami i jakiś czas później zbiliśmy się w studio w Radomiu, już na nagrywanie nutki.

No dobra, ale oprócz tego supportu miałeś okazję gdzieś jeszcze zagrać? Czy z tym na razie na spokojnie?

Wiesz co, nie licząc jakichś tam wystąpień w szkole to ja i Lizbon występowaliśmy w bitwach freestylowych. Nie przeszliśmy jakoś daleko, ale wiesz po prostu, chcieliśmy zbadać grunt, zobaczyć jak to jest itd.

Wooo kozacko, wiesz, masz jakby już ten etap odhaczony – check, mamy to. Wracając jeszcze do Tytuza, to miałeś okazję dograć się również do jego mixtapu.

Tak, tak, chodzi oczywiście o “Super Underground Mixtape”. Jest to płytka z numerami od chłopaków z undera, ale kilka większych ksywek też tam się przewija, takich jak TPS, Wiśnia Bakajoko czy Sarius.

No właśnie widziałem. To też zajawa, że mogłeś być na tym mixtapie, obok jakby nie patrzeć dość znanych ksywek.

No właśnie, dla mnie to też zajawa.

Zmienię kompletnie temat i polecę trochę z innej beczki. Powiedz mi… masz kogoś, kim się inspirujesz? Zarówno jeśli chodzi o nawijkę, jak i producentkę?

Oczywiście, ja jestem w ogóle zdania, że żeby cokolwiek stworzyć musisz mieć jakiś fundament, jakąś podstawę. Nawet wiesz nie, że kopiuje kogoś czy cokolwiek, ale często podświadomie to jakoś wychodzi. Najważniejsze jest, by jednak do czegoś czym się inspirujesz dodać ten swój pierwiastek, coś, co wyróżnia twoją muzykę na tle innych i nie mówię tu o tym, że zrobisz przykładowo identyczny bit i zmienisz bass.

Wiem o co chodzi, w żadnym wypadku nie jest to nic złego i bardzo często wychodzi to naturalnie. Jestem jednak żądny krwi i chciałbym usłyszeć kilka ksywek.

Często przeskakiwałem z inspiracjami od jednych do drugich, poznając jakieś nowe ksywki, chciałem spróbować czegoś nowego. No to tak na pewno Kendrick, zajebista postać, z której myślę sporo wyciągnąłem. Przykładowo nasz ostatni kawałek “Chmury” był lekką inspiracją kawałka “Fear”. Ja też mniej się inspiruje danymi artystami, a bardziej lecę z poradników na YouTubie, gdzie oglądając, zapamiętuje dany proces i przy okazji robienia swoich rzeczy zmieniam go o 180 stopni, pamiętając jakby o pierwotnej wersji. Też cały proces tworzenia przychodzi zazwyczaj spontanicznie i rzadko kiedy jest planowany.

Niezmiennie, jestem zdania, że właśnie wtedy tworzą się najlepsze numery. Dobra, dobra leć dalej z ksywkami.

Też kiedyś na pewno Travis, bardzo mi się podoba to co on potrafi zrobić technicznie, co potrafi zrobić ze swoim głosem i jak dobrze operuje autotunem.

Zgadzam się w 100%. Jego numery są na maksa nieprzewidywalne i widać to chociażby na “SICKO MODE”.

Bardzo lubię, że jego produkcje są fajnie złożone, są momenty na wokal, są momenty bardziej instrumentalne.

Tak, tak zgadzam się.

No i właśnie u siebie też staram się dać sporo tych momentów instrumentalnych, wiesz tu w kółko zapętlone jakieś słowo, tu jakieś synty, tu orkiestra… aaa zajebiste.

Nawet w tym wypadku możemy przywołać wasz, wspomniany już dzisiaj kawałek “Chmury”. Dobra, zamieniam się dalej w słuch.

W zasadzie jeszcze jedno takie mniej znane inspo ode mnie to Isaiah Rashad. Koleś jest praktykantem takiej zamułki, a ja akurat jestem wielkim fanem zamułki.

No w sumie prawda, po całym twoim sposobie bycia, czy mówienia widać, że ty się w żyćku nigdzie nie śpieszysz. To oczywiście ma swój klimat i nie jest niczym złym. Taki twój znak rozpoznawczy. Nie powiedziałbym, że jakoś mocno przekłada się to na muze. Nie zawsze lecisz śpiącą nawijką, potrafisz polecieć bardziej imprezowym stylem, przykładowo jak w numerze “Holywood”.

Jasne, nie ograniczam się tylko i wyłącznie do zamułki, jednak częściej w nią atakuje. Tu od razu, bo mi się przypomniało kolejne inspo – Guzior. Ten poziom zajebistości zamułki jest na kompletnie innym levelu.

Yoooo, zgadzam się, Guzior jest reprezentantem zamułki i chyba najbardziej odwzorowuje to numer “Spadnie Deszcz”, przy którym jazda komunikacją miejską nabiera kompletnie nowego znaczenia. Mimo to, on również, potrafi zrobić żywszą muzykę. Można tu przywołać troszkę już starszy kawałek “Karnawał”, czy niedawny “Blueberry”.

Nadaje tym swoim kawałkom taką zajebistą głębie tym wolnym flow i nawet jeśli jest jakiś bardziej dynamiczny kawałek, to masz wrażenie, że się wlecze.

Dobrze podsumowane. Jak sam mówiłeś, jeśli chodzi o produkcje, lecisz głównie z poradników, więc lekko zmodyfikuje moje pytanie. Czy masz po prostu producentów, których często słuchasz i jarasz się ich muzyką(?)

To tak, jakby się nad tym zastanowić to ze Stanów bardzo lubię K-Beaziego, on jest takim dzieciokiem, ale bardzo lubię jego vibe. Oprócz niego ze Stanów to… kuuuuu*wa Tyler The Creator, właśnie zapomniałem o nim powiedzieć, jaram się nim i producencko i tym jak śpiewa, no staaaary… strasznie mi banie otworzył.

Nawet wiesz, samą swoją stylówą jest krok przed wszystkimi. Jest ewenementem i się nie dziwię kompletnie, że pałasz do niego sympatią.

On lubi wykorzystywać takie różne skomplikowane akordy i przez to jego muza jest dość ciężka. To mocno specyficzny vibe, jednak mi siada i trafia do mnie bardzo dosadnie. O dziwo moimi ulubionymi są te numery bardziej cukierkowe, te, w których czujesz tę słodycz w powietrzu, ale on przy tym nawinie jak r*cha Ci matkę. Totalnie ignoranckie teksty, takie nastolatkowe, połączone z takim cukierkiem – coś zajebistego. Producencko tak samo, kozackie melodie, genialne pomysły na kawałki i aranż, wszystko jest na maksa przemyślane.

Też mówiąc o Tylerze, nie można zapomnieć o kozackiej marce którą stworzył – mówię tu oczywiście o “Golf Wangu”.

No jasne, że tak. Nie można również zapomnieć o tym, że jest genialnym komediantem.

Nie zliczę ile memów i filmików widziałem z tym człowiekiem. Za każdym razem szczałem ze śmiechu.

Jaram się całą jego osobą – jest świetny.

Zgadzam się. Odejdźmy lekko od stricte producentów i przejdźmy do raperów. Kogo ostatnio słuchasz?

Nowy album wydali BROCKHAMPTON, katuje ich mocno ostatnio, słucham ich non stop. Oprócz nich często na słuchawkach leci ostatnio J.I.D. Oprócz tego cały czas niezmiennie Isaiash Rashad. Mam nadzieje, że w końcu nowy album wyda, ku*wa 4 lata minęły, ile można… Jeśli chodzi o Polskę, to zdecydowanie Oki. Mogę go słuchać autentycznie ciągle. Jestem fanboyem Okiego i się tego nie wstydzę. Dalej, wspomniany wcześniej Guzior, mimo tego, że jego nowa płytka nie siadła mi tak jak poprzednie, to dalej jest to coś naprawdę dobrego. No i na koniec na pewno Gedz, bardzo go szanuje i głównie za poprzednie albumu. No i oczywiście słucham swoich ziomów.

No jasne, to ma swój klimat. A zdarza Ci się słuchać samego siebie, czy nagrywasz i niech to sobie hula.

Raczej rzadko, na tyle ile ja spędzam czasu ze swoją muzą, to po prostu po pewnym czasie mam tego dosyć. Rzeczywiście raz na jakiś czas sobie puszczę, ale tak to nie bardzo.

W sumie zrozumiałe. Widzę, że jesteś mocno pochłonięty muzyką, planujesz wiązać z nią przyszłość i się z niej utrzymywać?

Oj chciałbym. W moim przypadku jest tak, że naprawdę chcę postawić na jedną kartę i pójść z muzą bardzo daleko.

No dobra, to w takim razie gdzie widzisz siebie za przykładowo 5 lat? Siebie w kontekście swojej kariery.

Fundamentalną sprawą jest to, że nie siebie, a nas.

Wooo, kozacko.

Patrząc na scenę rapową 5 lat to całkiem sporo i myślę, że jeśli dalej konsekwentnie krok po kroczku będziemy działać, tak jak działamy do tej pory, możemy naprawdę daleko dojść. Też nie chcę zapeszać, ale takie mam po prostu przeczucie. Dążę do tego, żeby nasz kolektyw nie był kojarzony tylko z rapu, ale też z innych zajebistych rzeczy, które mamy w planach robić.

Tego wam życzę. Przez całą rozmowę zauważyłem, że bardzo mocno doceniasz fakt istnienia waszej ekipy. Czuć, że między wami jest bardzo mocna więź.

Serio stary, gdyby tutaj brakowało choć jednej osoby, to wszystko wyglądałoby kompletnie inaczej.

Myong Ki, dziękuje Ci bardzo za rozmowę. Czekam mocno na nowe rzeczy zarówno od samego ciebie, jak i całej ekipy “Blessed Famille”. 

Również dzięki wielkie i do zoba.


No trzymaj się, Siemano.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię