WIĘCEJ SINGLI, REAKTOR WYTRZYMA

Freak Fight

Nie wiem czy było tak zawsze, wiem jednak że od pewnego czasu zaczyna to wku***ać i chyba nie tylko mnie. Nie wiem w zasadzie z czego to wynika, ale jakiś czas temu usłyszałem od przedstawicielki pewnej agencji artystycznej, że to rynek wymusza na raperach to, by zarzucali nas przedpremierowymi singlami. Szczerze? Nie mam pojęcia jak to interpretować, może chodzi o spore zyski jakie dają streamingi, może o coś innego – nie mam absolutnie pojęcia. Wiecie, staram się zerkać na to wszystko z perspektywy odbiorcy, mimo że jestem nieco bliżej pewnych rzeczy aniżeli przeciętny „Kowalski”.

Zauważam jednak częsty zawód przy okazji płytowych premier i uważam, że to zdecydowanie wina samych artystów, którzy często podkreślają jak bardzo dziękują swoim fanom, jak bardzo są im wdzięczni i jak wiele im zawdzięczają. Ci sami artyści są jednak głusi na wołania swoich fanów, którzy mają zdecydowanie po dziurki w nosie serwowania im połowy materiału przed premierą.

Oczywiście, nie zawsze jest tak, że odkrywa się nam tyle kart, ale przeważnie dostajemy kilka singli, których liczba momentami sprawia, że nie sposób je pokazać na palcach jednej dłoni. Co dzieje się wtedy przy okazji premiery albumu? Przeważnie natrafiam na komentarze, że bez zaskoczenia w sumie, że człowiek tak naprawdę czekał na kilka nowych numerów i ogólne psioczenie na materiał. Naturalnie nie jest tak zawsze, ale ja bardzo dobrze widzę, że słuchacz chce być zaskakiwany, że najchętniej otrzymałby 2-3 single, a może i w ogóle – my naprawdę chcemy czekać na rapowe albumy jak na świąteczne prezenty. Kiedyś dziwiły mnie komentarze osób, które twierdziły, że nie sprawdzają singli, czekając na premierę, bo w zasadzie nie wiedziałem czemu ma to służyć – dzisiaj już wiem i zupełnie się nie dziwię.

Pamiętam sytuację z albumem „Połączenia” od Opała i Gibbsa. Niestety spotkał ich podobny los jak innych artystów i w związku z sytuacją panującą od kilkunastu miesięcy – musieli przesunąć datę premiery albumu. Wiecie jak chcieli to zrekompensować swoim słuchaczom? Kolejnym singlem.

Jak natrafiłem na to info u Opała to usiadłem i powiedziałem pod nosem: „Więcej k**wa, reaktor wytrzyma”. Oczywiście jest też coś za co należy pochwalić chłopaków przy okazji singli – nie było na nich żadnej gościnnej zwrotki, wszystkie poznaliśmy przy okazji premiery i to jest w zasadzie dobry pomysł, bo podobnie zrobili Avi oraz Louis Villain przy okazji „Akademii Sztuk Pięknych”. Nie zmienia to jednak faktu, że artyści zostają często głusi na nasze prośby i wołania, mimo że przecież tak bardzo zależy im na tym, byśmy byli zadowoleni z efektu finalnego. Wiadomo, nie każdy jest Taco Hemingwayem, by puszczać cały materiał „z buta”, ale czy naprawdę ktoś decyduje się na zakup konkretnego albumu z uwagi na single? Nie wiem, ale ja nie miałem tak nigdy.

Może zabrzmi to dziwnie, ale absolutnie nie interesowało mnie wtedy to co muzyczne, bardziej ufałem i chciałem wesprzeć lub uzupełnić kolekcję, jednakże jeżeli chce wspierać to nie chciałbym, by ignorowano pewne sygnały lub udawano, że nie jest to problemem. Jeszcze chwila i dojdziemy do sytuacji, w której poznamy pełną zawartość danego krążka przed premierą i nie mówię tutaj o wycieku materiału. Oczywiście, taka sytuacja miała już miejsce, chociażby przy okazji „Egzotyki”, ale doskonale wiemy, że taka była koncepcja i zamysł – tym bardziej, że otrzymaliśmy klipy do wszystkich numerów.

Obserwuję tę relację na linii muzyk-słuchacz od dłuższego czasu i często czuję bezsilność wymieszaną z frustracją. Chciałbym, by ktoś kiedyś wytłumaczył dlaczego tak napie**ala się w nas singlami, skoro my naprawdę chcemy otrzymać jedynie przystawkę, dobrą i zachęcającą, ale taką która jedynie na chwilę sprawi, że zapomnimy o głodzie. Wspomniałem
już wyżej, że nie do końca rozumiem co kryje się pod stwierdzeniem, że to rynek wymusza taki obrót sprawy, ale nie powiem chyba niczego odkrywczego, jeżeli stwierdzę, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to najzwyczajniej w świecie chodzi o szelest pliku. Czy to coś złego? Absolutnie nie, mamy 2021 rok i raczej nikt nie powinien mieć o to pretensji, w końcu to ich praca. Jednakże chciałbym, by artyści mieli świadomość tego, że jeżeli podkreślają jak ważni są dla nich słuchacze, jak bardzo ich motywują i napędzają do działania, to ja jako jeden z nich, często biorący udział w wielu dyskusjach – nieco znam ich potrzeby, oczekiwania oraz to co ich wku***a.

My naprawdę nie oczekujemy wiele, oprócz mniejszej liczby przedpremierowych rzeczy. My chcemy dużo więcej zaskoczeń w momencie premiery i po niej, nic więcej. Przecież idzie to fajnie rozłożyć i promować swój krążek już po największych fajerwerkach, tak by nie dopuścić do sytuacji, w której jesteśmy wręcz „przeżarci” singlami, w konsekwencji czego przy okazji premiery wymiotujemy zawodem, znudzeniem oraz brakiem jakiegokolwiek zaskoczenia. Sami zapewne zauważyliście, że od momentu wypuszczenia pierwszej informacji o krążku czy pierwszego singla, aż do premiery – mija zdecydowanie za dużo czasu.

Czemu to nie trwa raptem kilku tygodni, a rozciąga się w czasie i ciągnie niekiedy miesiącami? Naturalnie jestem w stanie zrozumieć pewne rzeczy w obliczu sytuacji panującej obecnie na całym świecie, ale wydaje mi się, że artyści trochę przyzwyczaili się do tego, że pewne rzeczy mogą się przeciągać i rozkładać w czasie. My jako słuchacze doskonale rozumiemy muzyków, cenimy ich i wspieramy często zaglądając do własnej kieszeni, jednakże chcielibyśmy, by taka fajna relacja działała w dwie strony, a z pewnością będzie ona z pożytkiem dla każdego.

3 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

Nie wiem czy było tak zawsze, wiem jednak że od pewnego czasu zaczyna to wku***ać i chyba nie tylko mnie. Nie wiem w zasadzie z czego to wynika, ale jakiś czas temu usłyszałem od przedstawicielki pewnej agencji artystycznej, że to rynek wymusza na raperach to, by zarzucali nas przedpremierowymi singlami. Szczerze? Nie mam pojęcia jak to interpretować, może chodzi o spore zyski jakie dają streamingi, może o coś innego – nie mam absolutnie pojęcia. Wiecie, staram się zerkać na to wszystko z perspektywy odbiorcy, mimo że jestem nieco bliżej pewnych rzeczy aniżeli przeciętny „Kowalski”.

Zauważam jednak częsty zawód przy okazji płytowych premier i uważam, że to zdecydowanie wina samych artystów, którzy często podkreślają jak bardzo dziękują swoim fanom, jak bardzo są im wdzięczni i jak wiele im zawdzięczają. Ci sami artyści są jednak głusi na wołania swoich fanów, którzy mają zdecydowanie po dziurki w nosie serwowania im połowy materiału przed premierą.

Oczywiście, nie zawsze jest tak, że odkrywa się nam tyle kart, ale przeważnie dostajemy kilka singli, których liczba momentami sprawia, że nie sposób je pokazać na palcach jednej dłoni. Co dzieje się wtedy przy okazji premiery albumu? Przeważnie natrafiam na komentarze, że bez zaskoczenia w sumie, że człowiek tak naprawdę czekał na kilka nowych numerów i ogólne psioczenie na materiał. Naturalnie nie jest tak zawsze, ale ja bardzo dobrze widzę, że słuchacz chce być zaskakiwany, że najchętniej otrzymałby 2-3 single, a może i w ogóle – my naprawdę chcemy czekać na rapowe albumy jak na świąteczne prezenty. Kiedyś dziwiły mnie komentarze osób, które twierdziły, że nie sprawdzają singli, czekając na premierę, bo w zasadzie nie wiedziałem czemu ma to służyć – dzisiaj już wiem i zupełnie się nie dziwię.

Pamiętam sytuację z albumem „Połączenia” od Opała i Gibbsa. Niestety spotkał ich podobny los jak innych artystów i w związku z sytuacją panującą od kilkunastu miesięcy – musieli przesunąć datę premiery albumu. Wiecie jak chcieli to zrekompensować swoim słuchaczom? Kolejnym singlem.

Jak natrafiłem na to info u Opała to usiadłem i powiedziałem pod nosem: „Więcej k**wa, reaktor wytrzyma”. Oczywiście jest też coś za co należy pochwalić chłopaków przy okazji singli – nie było na nich żadnej gościnnej zwrotki, wszystkie poznaliśmy przy okazji premiery i to jest w zasadzie dobry pomysł, bo podobnie zrobili Avi oraz Louis Villain przy okazji „Akademii Sztuk Pięknych”. Nie zmienia to jednak faktu, że artyści zostają często głusi na nasze prośby i wołania, mimo że przecież tak bardzo zależy im na tym, byśmy byli zadowoleni z efektu finalnego. Wiadomo, nie każdy jest Taco Hemingwayem, by puszczać cały materiał „z buta”, ale czy naprawdę ktoś decyduje się na zakup konkretnego albumu z uwagi na single? Nie wiem, ale ja nie miałem tak nigdy.

Może zabrzmi to dziwnie, ale absolutnie nie interesowało mnie wtedy to co muzyczne, bardziej ufałem i chciałem wesprzeć lub uzupełnić kolekcję, jednakże jeżeli chce wspierać to nie chciałbym, by ignorowano pewne sygnały lub udawano, że nie jest to problemem. Jeszcze chwila i dojdziemy do sytuacji, w której poznamy pełną zawartość danego krążka przed premierą i nie mówię tutaj o wycieku materiału. Oczywiście, taka sytuacja miała już miejsce, chociażby przy okazji „Egzotyki”, ale doskonale wiemy, że taka była koncepcja i zamysł – tym bardziej, że otrzymaliśmy klipy do wszystkich numerów.

Obserwuję tę relację na linii muzyk-słuchacz od dłuższego czasu i często czuję bezsilność wymieszaną z frustracją. Chciałbym, by ktoś kiedyś wytłumaczył dlaczego tak napie**ala się w nas singlami, skoro my naprawdę chcemy otrzymać jedynie przystawkę, dobrą i zachęcającą, ale taką która jedynie na chwilę sprawi, że zapomnimy o głodzie. Wspomniałem
już wyżej, że nie do końca rozumiem co kryje się pod stwierdzeniem, że to rynek wymusza taki obrót sprawy, ale nie powiem chyba niczego odkrywczego, jeżeli stwierdzę, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to najzwyczajniej w świecie chodzi o szelest pliku. Czy to coś złego? Absolutnie nie, mamy 2021 rok i raczej nikt nie powinien mieć o to pretensji, w końcu to ich praca. Jednakże chciałbym, by artyści mieli świadomość tego, że jeżeli podkreślają jak ważni są dla nich słuchacze, jak bardzo ich motywują i napędzają do działania, to ja jako jeden z nich, często biorący udział w wielu dyskusjach – nieco znam ich potrzeby, oczekiwania oraz to co ich wku***a.

My naprawdę nie oczekujemy wiele, oprócz mniejszej liczby przedpremierowych rzeczy. My chcemy dużo więcej zaskoczeń w momencie premiery i po niej, nic więcej. Przecież idzie to fajnie rozłożyć i promować swój krążek już po największych fajerwerkach, tak by nie dopuścić do sytuacji, w której jesteśmy wręcz „przeżarci” singlami, w konsekwencji czego przy okazji premiery wymiotujemy zawodem, znudzeniem oraz brakiem jakiegokolwiek zaskoczenia. Sami zapewne zauważyliście, że od momentu wypuszczenia pierwszej informacji o krążku czy pierwszego singla, aż do premiery – mija zdecydowanie za dużo czasu.

Czemu to nie trwa raptem kilku tygodni, a rozciąga się w czasie i ciągnie niekiedy miesiącami? Naturalnie jestem w stanie zrozumieć pewne rzeczy w obliczu sytuacji panującej obecnie na całym świecie, ale wydaje mi się, że artyści trochę przyzwyczaili się do tego, że pewne rzeczy mogą się przeciągać i rozkładać w czasie. My jako słuchacze doskonale rozumiemy muzyków, cenimy ich i wspieramy często zaglądając do własnej kieszeni, jednakże chcielibyśmy, by taka fajna relacja działała w dwie strony, a z pewnością będzie ona z pożytkiem dla każdego.

3 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię