TRZY NAJCIEKAWSZE RAP PŁYTY UBIEGŁEGO MIESIĄCA – LIPIEC 2021 (#1)

Freak Fight

fot. @hinol_polska_wersja

Lipiec był miesiącem, w którym przywiało nam kilka ciekawych płyt na naszej rodzimej scenie. Jeden artysta całkowicie zdominował listę sprzedaży OLiS, a drugi rzucił nam już trzecią polskojęzyczną płytę w tym roku i tym samym wywołał kolejne szepty, i kontrowersję wśród innych artystów. Trzecia płyta związała ze sobą dwóch chłopaków, którzy pokazali nam, czym tak naprawdę są dopieszczone nostalgiczne refreny. Wypuszczonych krążków było nieco więcej, jednak to te trzy wyróżniają się spoza reszty i mogą zasługiwać na największą uwagę.

Nie będzie to zestawienie próbujące nakreślić konkretne miejsca podium. Kolejność przytoczonych albumów nie ma i nie będzie miała żadnego znaczenia.

HINOL POLSKA WERSJA – „OD KOŃCA DO POCZĄTKU”

fot. kadr z klipu

Twórczość Hinola była dla mnie do tej pory nieodkryta, ale cieszę się, że dzięki niemu mogę znowu inaczej spojrzeć na dotychczasową muzykę hip-hopu w niekonwencjonalnym stylu. Muszę niestety to przyznać, ale natknąłem się na Hinola dopiero podczas przeglądania lipcowego rankingu list sprzedaży, w którym jego krążek „OD KOŃCA DO POCZĄTKU”, cały czas nie ma zamiaru spaść niżej niż poza trzecią pozycję (przynajmniej na moment, w którym to piszę). Nie mogłem schować swojej ciekawości pod łóżko, tylko przyjrzeć się jego płycie z dużym zaciekawieniem, ale i z nutą dystansu.

Po chwili zaznajomienia się z paroma kawałkami doszedłem do wniosku, że oldschoolowa barwa głosu rodem od Grubsona i motywacyjne linijki tekstów płynące po żywszych instrumentalach nadają temu niespotykane brzmienie, które można przyrównywać do oldschoolowego renesansu. Motywacyjne wersy, które jeszcze dziesięć lat temu nadałyby szarym blokom jasnego koloru teraz związane supłem z młodymi bitami, urozmaicają paletę naszych barw. Muzyka poważna zazwyczaj nie była dominująca. Jej powaga składa się z ilości prawdy, która nie zawsze każdemu się podoba. Ta płyta zagnieżdża się w samej prawdzie i ta prawda jest jej najmocniejszą stroną. Luźna, zwrotna nawijka Hinola z iskrą oldschoolu powoduje, że nie pozostanę obok niej bierny.

SENTINO – „KING SENTO”

fot. kadr z klipu

„King Sento” jest trzecim polskojęzycznym albumem Sebastiana w tym roku i nie ostatnim. Gdy wychodzi album Sentino zawsze, możemy spodziewać się gorących komentarzy i szumu. Wszystko dzięki jego porywczemu charakterowi, który wydaje się imponującym narzędziem marketingowym w rękach rapera. „King Sento” w mojej ocenie jest wakacyjnym krążkiem nastawionym na latynoskie brzmienie i elementy lovesongu. Raper w swoich tekstach znowu ściera się z przeszłością i dawnymi wrogami, którzy non-stop czyhają na jego życie. Powoli staję się to być nudne i monotonne, niemniej artysta stara się mieszać te tematy w coraz to nowe style, które powodują, że nadal jest to słuchalne.

Płyta ma problem z odpowiednią jakością wokalu. Mix i mastering mogłyby ulec poprawie, jednak z tego, co wiemy to dopiero nadchodzący album „APOROFOBIA” ma być tym krążkiem, który będzie nagrany w profesjonalnym studiu. Krytyka dotknie niestety również elementów śpiewanych i wyższych tonów, które tylko dzięki producenckim efektom mają rację bytu. Końcowym słowem album jest przyzwoity, ale brakuje mu kropli dokładności i kreatywności. Subiektywnie ciągła mizoginia i tematyka „gangsta” w wersach nie przyniesie oczekiwanych osiągnięć. Naszą recenzję „King Sento” znajdziecie tutaj.

OPAŁ/GIBBS – „POŁĄCZENIA”

fot. kadr z klipu

Powiem to z dużą dozą pewności, że Gibbs jest u mnie faworytem, jeśli chodzi o nostalgiczne refreny pobudzające moje emocje. Nadarzyła się nam okazja usłyszeć wysiłek Gibbsa razem z Opałem, który jest postrzegany za jednego z pomijanych i niedowartościowanych artystów. Chłopaki nagrali album pt. „POŁĄCZENIA” i przyznam, że jestem miło zaskoczony ich wspólnym działaniem.

Widać, że Opał to raper, który lubi dłuższe zwrotki, nie tracąc przy tym zawodowego wypalenia. Młody artysta zaimponował mi kreatywnością wersów i ich uniwersalnością. Oboje dobrze rozumieją, jak działa artystyczna wizja hip-hopu i jej impulsywność. Gibbs, produkując podkłady dla Opała, wydaje się żyć w jego myślach i trafiać często w punkt. Chciałbym jednak więcej Gibbsa w formie wokalnej, wówczas czułbym większą pewność u Opała, któremu zdarza się, jednak rzadko, bo rzadko, ale nie wpasowywać w scenerię. Opał przede wszystkim powinien stabilizować swoje krzyczane fragmenty, które jednym słowem nie są zbyt atrakcyjne dla ucha.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

fot. @hinol_polska_wersja

Lipiec był miesiącem, w którym przywiało nam kilka ciekawych płyt na naszej rodzimej scenie. Jeden artysta całkowicie zdominował listę sprzedaży OLiS, a drugi rzucił nam już trzecią polskojęzyczną płytę w tym roku i tym samym wywołał kolejne szepty, i kontrowersję wśród innych artystów. Trzecia płyta związała ze sobą dwóch chłopaków, którzy pokazali nam, czym tak naprawdę są dopieszczone nostalgiczne refreny. Wypuszczonych krążków było nieco więcej, jednak to te trzy wyróżniają się spoza reszty i mogą zasługiwać na największą uwagę.

Nie będzie to zestawienie próbujące nakreślić konkretne miejsca podium. Kolejność przytoczonych albumów nie ma i nie będzie miała żadnego znaczenia.

HINOL POLSKA WERSJA – „OD KOŃCA DO POCZĄTKU”

fot. kadr z klipu

Twórczość Hinola była dla mnie do tej pory nieodkryta, ale cieszę się, że dzięki niemu mogę znowu inaczej spojrzeć na dotychczasową muzykę hip-hopu w niekonwencjonalnym stylu. Muszę niestety to przyznać, ale natknąłem się na Hinola dopiero podczas przeglądania lipcowego rankingu list sprzedaży, w którym jego krążek „OD KOŃCA DO POCZĄTKU”, cały czas nie ma zamiaru spaść niżej niż poza trzecią pozycję (przynajmniej na moment, w którym to piszę). Nie mogłem schować swojej ciekawości pod łóżko, tylko przyjrzeć się jego płycie z dużym zaciekawieniem, ale i z nutą dystansu.

Po chwili zaznajomienia się z paroma kawałkami doszedłem do wniosku, że oldschoolowa barwa głosu rodem od Grubsona i motywacyjne linijki tekstów płynące po żywszych instrumentalach nadają temu niespotykane brzmienie, które można przyrównywać do oldschoolowego renesansu. Motywacyjne wersy, które jeszcze dziesięć lat temu nadałyby szarym blokom jasnego koloru teraz związane supłem z młodymi bitami, urozmaicają paletę naszych barw. Muzyka poważna zazwyczaj nie była dominująca. Jej powaga składa się z ilości prawdy, która nie zawsze każdemu się podoba. Ta płyta zagnieżdża się w samej prawdzie i ta prawda jest jej najmocniejszą stroną. Luźna, zwrotna nawijka Hinola z iskrą oldschoolu powoduje, że nie pozostanę obok niej bierny.

SENTINO – „KING SENTO”

fot. kadr z klipu

„King Sento” jest trzecim polskojęzycznym albumem Sebastiana w tym roku i nie ostatnim. Gdy wychodzi album Sentino zawsze, możemy spodziewać się gorących komentarzy i szumu. Wszystko dzięki jego porywczemu charakterowi, który wydaje się imponującym narzędziem marketingowym w rękach rapera. „King Sento” w mojej ocenie jest wakacyjnym krążkiem nastawionym na latynoskie brzmienie i elementy lovesongu. Raper w swoich tekstach znowu ściera się z przeszłością i dawnymi wrogami, którzy non-stop czyhają na jego życie. Powoli staję się to być nudne i monotonne, niemniej artysta stara się mieszać te tematy w coraz to nowe style, które powodują, że nadal jest to słuchalne.

Płyta ma problem z odpowiednią jakością wokalu. Mix i mastering mogłyby ulec poprawie, jednak z tego, co wiemy to dopiero nadchodzący album „APOROFOBIA” ma być tym krążkiem, który będzie nagrany w profesjonalnym studiu. Krytyka dotknie niestety również elementów śpiewanych i wyższych tonów, które tylko dzięki producenckim efektom mają rację bytu. Końcowym słowem album jest przyzwoity, ale brakuje mu kropli dokładności i kreatywności. Subiektywnie ciągła mizoginia i tematyka „gangsta” w wersach nie przyniesie oczekiwanych osiągnięć. Naszą recenzję „King Sento” znajdziecie tutaj.

OPAŁ/GIBBS – „POŁĄCZENIA”

fot. kadr z klipu

Powiem to z dużą dozą pewności, że Gibbs jest u mnie faworytem, jeśli chodzi o nostalgiczne refreny pobudzające moje emocje. Nadarzyła się nam okazja usłyszeć wysiłek Gibbsa razem z Opałem, który jest postrzegany za jednego z pomijanych i niedowartościowanych artystów. Chłopaki nagrali album pt. „POŁĄCZENIA” i przyznam, że jestem miło zaskoczony ich wspólnym działaniem.

Widać, że Opał to raper, który lubi dłuższe zwrotki, nie tracąc przy tym zawodowego wypalenia. Młody artysta zaimponował mi kreatywnością wersów i ich uniwersalnością. Oboje dobrze rozumieją, jak działa artystyczna wizja hip-hopu i jej impulsywność. Gibbs, produkując podkłady dla Opała, wydaje się żyć w jego myślach i trafiać często w punkt. Chciałbym jednak więcej Gibbsa w formie wokalnej, wówczas czułbym większą pewność u Opała, któremu zdarza się, jednak rzadko, bo rzadko, ale nie wpasowywać w scenerię. Opał przede wszystkim powinien stabilizować swoje krzyczane fragmenty, które jednym słowem nie są zbyt atrakcyjne dla ucha.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię