W tym roku miałem problem z wyborem dobrych 10 albumów, bo pełno było płyt na zadowalającym poziomie, a mało zaskoczeń i przełomów.
Zobacz także: 10 ULUBIONYCH SINGLI Z 2020 BY CEJOT JOT
10.Młody Dzban – „Lovesongi, których nie puszczą w polskim radiu”
Uwielbiam humor Młodego Dzbana. Może ten rok nie był dla niego aż tak płodny i obfity w nowe materiały jak 2019, ale i tak dostaliśmy sporo solidnych materiałów. Mój faworyt to „Lovesongi, których nie puszczą w polskim radiu”. EPka nagrana w formie audycji radiowej, której stacja jest pod wpływem rządu jest alegorią do wiadomo kogo i wiadomo jakich czasów:). Kilka storytellingów przepełnionych ironią i sarkazmem, poruszające głównie – niezbyt udane podboje miłosne. Oprócz tego świetny numer „Na smyczy”, który w luźny sposób porusza ważny temat dotyczący czworonogów. Ostatnie 2 miesiące były dla mnie najcięższe w tym roku, ale po tym materiale nastrój polepszony.
Przy okazji polecam inny materiał z tego roku – „Nic śmiesznego”, gdzie Dzban jest dużo poważniejszy i jak sam tytuł wskazuje raczej pozbawiony otoczki do jakiego nas przyzwyczaił, ale nadal jest to luźne i pełne dystansu.
9.PRO8L3M – „Art Brut 2”
Duet Oskar & Steez jak zawsze solidny. Po zapowiedzi pełnoprawnej kontynuacji legendarnego już „Art Brut” miałem pewne obawy. Z góry założyłem, że druga część nie dorówna krążkowi z 2014 roku no i miałem rację. Mimo wszystko nie jest to też słaba płyta, a takie kawałki jak „Koło fortuny”, „W domach z betonu”, „Przebój nocy”, „Skrable” czy bonusowy „Bacstage” pozwoliły poczuć klimat starego PRO8L3M’u.
Tak czy inaczej one love i tradycyjnie już P83 wjeżdża na moją topkę.
8.B24 – „Sezon 01”
Nie wiem za bardzo skąd się wzięło B24 i kto jest tam dokładnie w składzie oprócz Janusza Walczuka, ale po numerze „Zakochałem się, ale zryłaś” (ze zwrotką Young Leosi oczywiście), z miejsca polubiłem tych wariatów. Ich płyta „Sezon 01” mimo sporej ilości numerów, szczególnie jak na dzisiejsze standardy jest bardzo przyjemna w odsłuchu i jakość na ilości zbytnio nie cierpi. Polecam serdecznie i spoko byłoby w przyszłości usłyszeć jakiś numer z Młodym Dzbanem.
7.Kacperczyk – „Sztuki piękne”
Lubię takie alternatywy. Życzę, żeby kolejne płyty Kacperczyków zostały bardziej docenione niż „Sztuki piękne”, bo chłopaki na to zasługują. Czy lepiej odnaleźliby się w Asfalcie jak twierdzą słuchacze? Pod względem stylu pewnie tak, ale nie byłbym pewny czy robiliby tam większe wyświetlenia. Zachęcam każdego kto ominął tą płytkę do sprawdzenia, jest to coś innego niż reprezentuje reszta sceny, a ludziom lubiącym Bitaminę czy Lordofon również i zespół Kacperczyk powinien trafić w gusta. Sporo ciekawych gości od Mesa po Ralpha Kamińskiego i lekki klimat, przestępny do słuchania chyba o każdej porze roku i na każdy nastrój.
6.Jan rapowanie i Nocny – „Uśmiech”
Jan – rapowanie to nieliczny przykład rapera w mainstreamie ciągle progresującego. Przyznaję, że przy debiutanckiej płycie bliżej mi było do stwierdzenia „lepsze rzeczy na Karwana dajesz”, choć nie dotyczyło to oczywiście wszystkich tracków. Po średniej „Nocnej ZmJanie” przyszedł czas na świetne „Plansze”, do których wracam dziś. Janek wyrobił tam już w 100% swoją stylówkę i od początku wiedział jak ten krążek ma brzmieć. Natomiast płyta „Uśmiech” z tego roku to już w pełni dojrzały projekt zarówno pod względem tekstowym jak i muzycznym. Ubolewam, że nie osiągnęła ona takiego sukcesu komercyjnego na jaki zasługuje. Mam wrażenie, że słuchacze ją trochę przespali, ale w końcu dostaliśmy też tylko jeden klip, a premiera zbiegła się z lockdownem, więc trasa koncertowa została przełożona o kilka miesięcy.
5.Białas – „H8M5”
Po „Art-hop” moje oczekiwania względem „H8M5” były chyba zbyt wygórowane. Tymczasem dostaliśmy po prostu dość typową płytę od Białasa, choć może mniej na niej przewózki, a więcej emocji jak na „Rehab”. Główna płyta została dodatkowo okraszona EPkami „H8” i „M5”, więc razem dostaliśmy, jak dobrze liczę aż 24 solidne kawałki. Był okres gdzie się słuchało na repeacie, ale czy wrócę do tego materiału za rok za dwa? Nie wiem.
4.Kukon & Ka-meal – „Kraków, Marzec 2020”
Kiedyś byłem hejterem Kukona, a dziś jestem fanem i to jest piękne. Pierwszym krokiem do mojej zmiany zdania były „Ogrody mixtape” wydane pod koniec 2019. Za to płyta „Kraków, Marzec 2020” ze września tego roku, kupiła mnie już w pełni. Raper świetnie wpasował się w podkłady Ka-meala, a ja tęskniłem za takimi właśnie brzmieniami, które w latach 2013-2015 zalały polskie podziemie, z tym że mało kto potrafił to wtedy robić dobrze. Kukon i Ka-meal zrobili to w 2020 bezbłędnie.
3.Mata – „100 dni do matury”
Płyta Maty wyszła na samym początku 2020 roku, ale narobiła takiego szumu, że ciężko o niej zapomnieć. Najbardziej spektakularny debiut w polskim rapie. Michał kupił słuchaczy (i to ilu!) swoim luzem, humorem, prostotą i stylem bycia. Słuchając jego muzyki z miejsca możemy poczuć się jak byśmy byli jego ziomo. Mimo, że moja matura była już 5 lat temu i nie chodziłem do liceum dla elit, więc mało gdzie mogłem się utożsamić, to album towarzyszył mi wielokrotnie na słuchawkach. Oby następne LP stanęło na wysokości zadania, bo pojedyncze zwrotki Maty, które wyszły po „100 dni do matury” były już różne.
2.Quebonafide – „Romantic Psycho”
Quebonafide wrócił w tym roku po dłuższej przerwie z solowym materiałem i jak zwykle przeskoczył poprzeczkę, którą sobie z roku na rok zawiesza coraz wyżej (szczególnie pod względem rozmachu i otoczki). „Romantic Psycho” to według mnie najlepsza płyta informatyka z Ciechanowa od czasów „Eklektyki”, a odrzucając na bok wszelkie sentymenty i strach przed narażeniem się eliciarzom – być może i najlepsza w całej dyskografii. I wszystko to mimo tego, że płyta jest oparta głównie na motywie (fu) miłości.
Od Kuby dostaliśmy pod koniec roku także 2 mocne i głośne single (z nowego projektu?), więc apetyty na 2021 w wykonaniu Quebonafide już zostały rozbudzone.
1.Lordofon – „Koło”
Nie czekałem za bardzo na tę płytę, a szybko stała się moim top jeden tego roku. Bardzo lubię takie osobiste zaskoczenia. Lordofon „Koło” jest dla mnie czymś jak „Kawalerka” Bitaminy czy „Trójkąt Warszawski” od Taco Hemingweya. Wydaje mi się zresztą, że wielu słuchaczy wyżej wymienionych artystów się ze sobą pokrywa. Moja wiara w Asflat Records została trochę przywrócona, co ważne także za sprawą promocji jaka towarzyszyła premierze „Koła” a jakiej zabrakło przy ostatnich płytach Sariusa, Otsochodzi itd. Różnorodność, alternatywne brzmienie, proste, ale trafiające w serce wersy – właśnie coś takiego uwielbiam i niech to się trzyma i rośnie.
A Taco?