Witam. Ciężko nawet zebrać myśli w obecnie panujących temperaturach (dlatego też cieszę się, że to moje ostatnie lato w tym kraju), ale regularności publikacji trzeba dotrzymać.
Antipop Consortium to grupa powstała w 1997 roku z całkowitego przypadku. Została zawiązana po zapoznaniu się ze sobą całej czwórki na slamie poetyckim w NYC. Pierwotnie w skład wchodzili: Beans, High Priest, M. Sayyid oraz Earl Blaize (producent). Po jakimś czasie Beans (czyli Robert Edward Stewart II) się wykruszył z ekipy. Weszli na scenę w 2000 od razu wydając swój najlepszy album – Tragic Epilogue. Byli wtedy związani z labelem 75 Ark legendarnego w pewnych kręgach Dana the Automatora. Brzmieniowo eksperymentowali przez całą historię działania grupy w strony elektroniki pod różnymi kątami – a to jakiś noise, a to jakieś downtempo i dub, etc.
Odstawali także lirycznie, ponieważ odwoływali się często do nauki (fizyka, biologia, chemia) i mniej znanych gałęzi kultury. Stąd słuchacze porównywali ich do Aesop Rocka czy Kool Keitha. Dosłownie kilka miesięcy po debiucie wydali projekt Shopping Carts Crashing który przeszedł całkowicie bokiem. Szczerze to sam go nawet nie słyszałem w całości i myślę że miał z tym związek brak promocji wynikający z odejścia z 75 Ark na swoje. Nie wyszło to zbyt dobrze, więc z opcji wydawania się samemu zrezygnowali bardzo szybko.
W 2002 wydając kolejną rzecz tak szybko od poprzedniej nastąpiło wypalenie i zawiesili swoją działalność aż do 2007 roku. Każdy z nich wtedy skupił się na innych projektach. High Priest i M. Sayyid założyli osobną grupę Airborn Audio i wydali tam dosłownie tylko jedną rzecz w 2004 w Ninja Tune. Także w 2004 Earl Blaize stworzył swoją jedyną rzecz poza Antipop – Adidi: The Unrocked Story we współpracy z Hanifah Walidah. Beans w tym czasie wydał aż 4 LP. Trzy solowe i jedno z dwoma jazzmenami. Wracając: tym projektem po którym zawiesili działalność była Arrhythmia (rozprowadzana przez Warp Records).
Na bazie tego co zrobili wcześniej – pojawił się pianista Matthew Shipp który postawił sobie za cel połączenie free-jazzu/awangardy z hip-hopem. Poniekąd mu się to udało, ale efekt końcowy wyszedł dość ciężkostrawny i był przyswajalny tylko dla niewielkiej grupy ludzi (fanom tego typu jazzu jest raczej nie po drodze z rapem, podobnie w drugą stronę). Całość ukazała się pod egidą labelu Thirsty Ear w którym był to prawdopodobnie jedyny album do podpięcia kategorii „hip-hop” w całym ich katalogu.
Wrócili do siebie w 2007 i dwa lata później mieli już gotowe LP – Fluorescent Black. Przy okazji obskoczyli kolejną ikoniczną wytwórnię, bo padło na Big Dada Records. Na ten moment ich ostatnia rzecz. Tu trop się urywa, poza tym że w 2014 zremixowali jeden utwór. Czy wydadzą jeszcze cokolwiek? Mam nadzieję. Ilość oryginalnych pomysłów zawsze stała u nich na bardzo wysokim poziomie, a przez zupełnie inne wokale tworzyli kontrast wewnątrz – który przyciągał uwagę ludzi. Dzięki umiejętnościom Blaize’a nigdy nie wpadli w nagrywanie tego samego numeru -naście lub -dziesiąt razy, przy pierwszym odsłuchu nigdy nie można mieć pewności co się wydarzy jako następne i jest to zdecydowanie zaleta.
Podsumowanie: Antipop Consortium mieli swój moment sławy przy okazji debiutu, ale nie wykorzystali tego idąc w mainstream – co niesamowicie szanuję. Preferowali pozostanie poza radarami jednocześnie tworząc to na co faktycznie mieli ochotę. Trochę jak Eyedea czy Cage którzy też stali przed szansą wyjścia wyżej ze względu na umiejętności, ale to porzucili aby pozostać prawdziwym. Najbardziej do sprawdzenia polecam Tragic Epilogue i Antipop Vs. Matthew Shipp. Fajnie gdyby pamięć o nich jeszcze nie zginęła, co pewnie się całkiem szybko wydarzy jeśli nic już nie wydadzą.