Rap Powyżej Klasycznych Schematów [#35]: Billy Woods

Freak Fight

Witam. Dziś o artyście który praktycznie nigdy nie pokazuje swojej twarzy, nie wiadomo jak ma na imię poza pierwszą literą F, oraz jest na scenie od 2003 roku – a jakąkolwiek rozpoznawalność na poziomie podziemia zaczął zyskiwać dopiero w 2012. Sporo rapu politycznego, siłą rzeczy trochę też takiego społecznego. O Armand Hammer wspominałem przy okazji tekstu numer #16, więc tu pominę ten temat aby mieć więcej miejsca na rzeczy solowe. W każdym razie polecam wszystkim tamten duet sprawdzić, jeżeli przy okazji tekstu o Elucidzie tego nie zrobiliście.

F. Porter urodził się pod koniec lat ’70 w Stanach, ale 9 lat swojego dzieciństwa (do momentu śmierci ojca) spędził w Zimbabwe – wtedy w 1989 z matką wrócili do USA już na stałe. Jego ojciec był w swoim kraju politykiem którego poglądy oscylowały wokół komunizmu, a matka (z Jamajki) zajmowała się literaturą angielską na poziomie profesorskim. Porter całe swoje życie po ukończeniu Howard University oscyluje wokół Nowego Jorku gdzie próbował wejść na lokalną scenę, a stolicy w D.C. gdzie się urodził. I tutaj się kończy biografia, a zaczyna się hip-hop. Billy Woods pierwszy poważny tekst napisał w 1997, ale zadebiutował z LP dopiero w 2003 – po wielu zawirowaniach, podróżach, zagranych supportach i byciu odrzucanym za swój specyficzny styl, który na początku bardziej przypominał spoken-word niż rap. Dlatego też będąc na kompletnie przegranej pozycji ale nadal z pasją – założył własny label w którym działa do dzisiaj, a nazywa się on Backwoodz Studioz. Od samego początku działał na zasadzie przyjmowania do tej wytwórni wszystkich raperów u których widział „to coś”, a byli oni tak samo odrzucani jak on. Stąd poza Elucidem o którym już pisałem – powstała na przestrzeni lat zbieranina zbyt eksperymentalnych odrzutków jak na standardy sceny, nawet tej podziemnej. Typu: duet ShrapKnel, Willie Green, MeccaGodZilla, czy Dr. Monokrome. Wracając, debiut nie przyjął się zbyt dobrze. Na tym etapie to całkiem oczywiste. Ale tutaj wychodzi upór omawianego dziś zawodnika, ponieważ słychać (w powijakach, ale jednak) klimat w którym obraca się nadal – i wszystko wskazuje że już przy nim zostanie do końca. Trochę jak u nas Ras jeszcze zanim powstał Rasmentalism. Jemu też od początku chodziło cały czas o to samo, nie zmienił swojego lotu, tylko w nim ewoluował.

Kolejną rzecz (The Chalice) wydał rok później w 2004, no i odbiór był równie nijaki co przy debiucie. To sprawiło że odpuścił karierę solową na 8 lat i w tym czasie (po 3 latach kompletnej absencji) zajął się projektem o nazwie Super Chron Flight Brothers. Był to duet zawiązany z raperem o ksywie Priviledge, który nigdy nie wydał żadnej solówki. Właściwie nie wiadomo o nim nic poza latami 2007-2010 kiedy nagrali z Billym 5 płyt. Ten konkretny numer pochodzi z 2009:

I tutaj zaczyna się przełamanie. Pierwsze pęknięcia na ścianie oddzielającej piątą ligę undergroundu od tej pierwszej i drugiej, w której gra większość ludzi o których pisałem w tej serii. Po omówionym powyżej przelocie w duo z ogromną ilością pisania i koncertowania dla dość skromnych ilości ludzi, nastąpiła przerwa – reset, oraz cały 2011 spędzony na powolnym szlifowaniu swojego dzieła życia, projektu który w końcu miał jak to Hipocentrum od PeeRZeTa – spowodować wybuch w podziemiu, tym samym wynosząc jego twórcę kilka lig wyżej. No i w sumie, dokładnie tak się stało. Jest to rzecz polityczna, historyczna, ze słyszalnym elementem złości na niemożność przebicia się wyżej. Trochę taki Kendrick, tylko zamiast perfekcyjnego wjazdu na scenę po Section.80 – ból, nicość i zerowe zasięgi jednocześnie demotywujące do robienia czegokolwiek, jak i motywujące do stałego dopracowywania swoich największych atutów. History Will Absolve Me. 2012.

W formie ciekawostki warto wspomnieć że Billy zna się z Blockheadem (tym producentem znanym ze starego Aesop Rocka chociażby) i coś tam razem tworzyli. Nawet jedna wersja jego solówki z instrumentalami wyszła w Backwoodz Studioz. A jak już przy labelach jesteśmy, to można również wspomnieć o tym że poza tworem dla odrzuconych – Porter trzymał się swego czasu z gośćmi z wytwórni Green Streets Entertainment (tacy od grupy The Reavers, o nich za moment dwa słowa). Tutaj chronologicznie jesteśmy w 2015, przy całkiem niezłym projekcie Today, I Wrote Nothing który (jak wszystkie po 2012 z resztą) przyczynił się do stopniowego zwiększania popularności ukrywającego się, społecznie świadomego wariata z manierą spoken-wordową. Tutaj już ewidentnie słychać że złapał swoją karierę w odpowiednie ramy i zmierza w konkretnie wyznaczonym kierunku.

No to teraz klasyczna kwestia ilości wydanych do tej pory płyt. Wygląda to tak: 9 solówek (no, jedna z Kennym Segalem, a ostatnia z Moor Mother), 5 albumów jako Super Chron Flight Brothers, 6 LP (od mojego tekstu #16 wydali nową) i 1 EP jako Armand Hammer, oraz dwa poboczne projekty w supergrupie The Reavers do której należało z kilkanaście osób, ale to już są takie odmęty (2005, 2006) że nikt o tym nie pamięta. Chciałbym tutaj nakierować światło na wspomniane ostatnie solo z Moor Mother, które jest kapitalne. Ta kolaboracja przyniosła efekt niespodziewanie dobrze brzmiący, oraz niespodziewanie dobrze zazębiający charakterystyki obu karier solowych. To zdanie trochę zabrzmiało jak z Porcysa, ale no, wiecie o co chodzi.

Podsumowanie: Billy Woods dziś jest tym samym gościem którym był w 2012, prawdopodobnie jest tym samym gościem którym był w momencie debiutu w 2003. Jedyne co się zmieniło przez te wszystkie lata – to co raz większa ilość rzucanych kłód pod nogi, które w końcu nauczył się przeskakiwać i brać z nich motywujące lekcje. Co zaskutkowało poprawieniem możliwości na praktycznie każdym polu rapowo-muzycznym i w końcu zostaniem docenionym przez pewną grupę odbiorców. Jeśli miałbym coś od niego polecać, to były by to trzy albumy: History Will Absolve Me, Hiding Places, oraz Paraffin (Armand Hammer). Ewentualnie jako czwarty bonusowo BRASS. Prawda jest taka, że Porter dopiero teraz przeżywa swoje najlepsze lata – chociaż jest w wieku gdzie powinien te lata mieć już dawno za sobą. Polecam go obserwować, nic się nie zanosi na obniżenie lotów.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

Witam. Dziś o artyście który praktycznie nigdy nie pokazuje swojej twarzy, nie wiadomo jak ma na imię poza pierwszą literą F, oraz jest na scenie od 2003 roku – a jakąkolwiek rozpoznawalność na poziomie podziemia zaczął zyskiwać dopiero w 2012. Sporo rapu politycznego, siłą rzeczy trochę też takiego społecznego. O Armand Hammer wspominałem przy okazji tekstu numer #16, więc tu pominę ten temat aby mieć więcej miejsca na rzeczy solowe. W każdym razie polecam wszystkim tamten duet sprawdzić, jeżeli przy okazji tekstu o Elucidzie tego nie zrobiliście.

F. Porter urodził się pod koniec lat ’70 w Stanach, ale 9 lat swojego dzieciństwa (do momentu śmierci ojca) spędził w Zimbabwe – wtedy w 1989 z matką wrócili do USA już na stałe. Jego ojciec był w swoim kraju politykiem którego poglądy oscylowały wokół komunizmu, a matka (z Jamajki) zajmowała się literaturą angielską na poziomie profesorskim. Porter całe swoje życie po ukończeniu Howard University oscyluje wokół Nowego Jorku gdzie próbował wejść na lokalną scenę, a stolicy w D.C. gdzie się urodził. I tutaj się kończy biografia, a zaczyna się hip-hop. Billy Woods pierwszy poważny tekst napisał w 1997, ale zadebiutował z LP dopiero w 2003 – po wielu zawirowaniach, podróżach, zagranych supportach i byciu odrzucanym za swój specyficzny styl, który na początku bardziej przypominał spoken-word niż rap. Dlatego też będąc na kompletnie przegranej pozycji ale nadal z pasją – założył własny label w którym działa do dzisiaj, a nazywa się on Backwoodz Studioz. Od samego początku działał na zasadzie przyjmowania do tej wytwórni wszystkich raperów u których widział „to coś”, a byli oni tak samo odrzucani jak on. Stąd poza Elucidem o którym już pisałem – powstała na przestrzeni lat zbieranina zbyt eksperymentalnych odrzutków jak na standardy sceny, nawet tej podziemnej. Typu: duet ShrapKnel, Willie Green, MeccaGodZilla, czy Dr. Monokrome. Wracając, debiut nie przyjął się zbyt dobrze. Na tym etapie to całkiem oczywiste. Ale tutaj wychodzi upór omawianego dziś zawodnika, ponieważ słychać (w powijakach, ale jednak) klimat w którym obraca się nadal – i wszystko wskazuje że już przy nim zostanie do końca. Trochę jak u nas Ras jeszcze zanim powstał Rasmentalism. Jemu też od początku chodziło cały czas o to samo, nie zmienił swojego lotu, tylko w nim ewoluował.

Kolejną rzecz (The Chalice) wydał rok później w 2004, no i odbiór był równie nijaki co przy debiucie. To sprawiło że odpuścił karierę solową na 8 lat i w tym czasie (po 3 latach kompletnej absencji) zajął się projektem o nazwie Super Chron Flight Brothers. Był to duet zawiązany z raperem o ksywie Priviledge, który nigdy nie wydał żadnej solówki. Właściwie nie wiadomo o nim nic poza latami 2007-2010 kiedy nagrali z Billym 5 płyt. Ten konkretny numer pochodzi z 2009:

I tutaj zaczyna się przełamanie. Pierwsze pęknięcia na ścianie oddzielającej piątą ligę undergroundu od tej pierwszej i drugiej, w której gra większość ludzi o których pisałem w tej serii. Po omówionym powyżej przelocie w duo z ogromną ilością pisania i koncertowania dla dość skromnych ilości ludzi, nastąpiła przerwa – reset, oraz cały 2011 spędzony na powolnym szlifowaniu swojego dzieła życia, projektu który w końcu miał jak to Hipocentrum od PeeRZeTa – spowodować wybuch w podziemiu, tym samym wynosząc jego twórcę kilka lig wyżej. No i w sumie, dokładnie tak się stało. Jest to rzecz polityczna, historyczna, ze słyszalnym elementem złości na niemożność przebicia się wyżej. Trochę taki Kendrick, tylko zamiast perfekcyjnego wjazdu na scenę po Section.80 – ból, nicość i zerowe zasięgi jednocześnie demotywujące do robienia czegokolwiek, jak i motywujące do stałego dopracowywania swoich największych atutów. History Will Absolve Me. 2012.

W formie ciekawostki warto wspomnieć że Billy zna się z Blockheadem (tym producentem znanym ze starego Aesop Rocka chociażby) i coś tam razem tworzyli. Nawet jedna wersja jego solówki z instrumentalami wyszła w Backwoodz Studioz. A jak już przy labelach jesteśmy, to można również wspomnieć o tym że poza tworem dla odrzuconych – Porter trzymał się swego czasu z gośćmi z wytwórni Green Streets Entertainment (tacy od grupy The Reavers, o nich za moment dwa słowa). Tutaj chronologicznie jesteśmy w 2015, przy całkiem niezłym projekcie Today, I Wrote Nothing który (jak wszystkie po 2012 z resztą) przyczynił się do stopniowego zwiększania popularności ukrywającego się, społecznie świadomego wariata z manierą spoken-wordową. Tutaj już ewidentnie słychać że złapał swoją karierę w odpowiednie ramy i zmierza w konkretnie wyznaczonym kierunku.

No to teraz klasyczna kwestia ilości wydanych do tej pory płyt. Wygląda to tak: 9 solówek (no, jedna z Kennym Segalem, a ostatnia z Moor Mother), 5 albumów jako Super Chron Flight Brothers, 6 LP (od mojego tekstu #16 wydali nową) i 1 EP jako Armand Hammer, oraz dwa poboczne projekty w supergrupie The Reavers do której należało z kilkanaście osób, ale to już są takie odmęty (2005, 2006) że nikt o tym nie pamięta. Chciałbym tutaj nakierować światło na wspomniane ostatnie solo z Moor Mother, które jest kapitalne. Ta kolaboracja przyniosła efekt niespodziewanie dobrze brzmiący, oraz niespodziewanie dobrze zazębiający charakterystyki obu karier solowych. To zdanie trochę zabrzmiało jak z Porcysa, ale no, wiecie o co chodzi.

Podsumowanie: Billy Woods dziś jest tym samym gościem którym był w 2012, prawdopodobnie jest tym samym gościem którym był w momencie debiutu w 2003. Jedyne co się zmieniło przez te wszystkie lata – to co raz większa ilość rzucanych kłód pod nogi, które w końcu nauczył się przeskakiwać i brać z nich motywujące lekcje. Co zaskutkowało poprawieniem możliwości na praktycznie każdym polu rapowo-muzycznym i w końcu zostaniem docenionym przez pewną grupę odbiorców. Jeśli miałbym coś od niego polecać, to były by to trzy albumy: History Will Absolve Me, Hiding Places, oraz Paraffin (Armand Hammer). Ewentualnie jako czwarty bonusowo BRASS. Prawda jest taka, że Porter dopiero teraz przeżywa swoje najlepsze lata – chociaż jest w wieku gdzie powinien te lata mieć już dawno za sobą. Polecam go obserwować, nic się nie zanosi na obniżenie lotów.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię