Przeoczone/Zapomniane Perły [#44]: Inspectah Deck – Uncontrolled Substance (1999)

Freak Fight

Witam czytelników. Na ostatniej prostej tej serii jest nieco ciężko z regularnością, za co przepraszam – dojechała mnie ta sama codzienność co Mesa i VNMa w ich utworze, oraz ta sama dorosłość co Leha.

ZOBACZ TAKŻE: PRZEOCZONE/ZAPOMNIANE PERŁY [#43]: LORD FINESSE – THE AWAKENING (1996)

Jason Richard Hunter urodził się w 1970, oczywiście w NYC (a konkretniej Staten Island). Od 6 roku wychowywał się bez ojca, chodząc do jednej szkoły z Method Manem, Raekwonem, Ghostface’m i Remedym (pierwszy biały raper związany z Wu-Tangiem). Moim zdaniem – drugi najlepszy członek Wu-Tangu, bo na szczycie podium niezmiennie GZA. Liryka zawsze była dla mnie najważniejsza (jak już doskonale wiecie na tym etapie), więc cenię ich bardziej niż Method Mana czy RZA’ę. Oprócz bycia MC od 1992, jest on również producentem i aktorem. Jest aktywny na mikrofonie po dziś dzień, głównie za sprawą grupy Czarface (wraz z Esotericem i 7L, na dzień dzisiejszy wydali 14 płyt w latach 2012-2022, nieźle).

Jest to cichy i wycofany gość, co zdecydowanie bardziej do mnie przemawia niż pajacowanie ODB. Warto wspomnieć o jego zwrotce na numerze Triumph z drugiej płyty Wu, która jest no, potężna. Ta zwrotka, płyta względnie też, ale nie aż tak. O jego życiu możecie dowiedzieć się więcej z dość introspektywnych tekstów, odsyłam na Geniusa, więc nie będę tu już więcej się na ten temat rozpisywał. Szczególnie, że zapewne większość czytelników na tym etapie jest dobrze zapoznana z historią Wu-Tang Clanu, zatem nie ma sensu jej po raz setny powtarzać.

Ale na wszelki wypadek, aby mieć czyste sumienie – jeśli czyta to przypadkiem ktoś, kto nie ma pojęcia o Wu, to jest to jedna z najważniejszych grup w całej historii hip-hopu i należy nadrabiać tak gigantyczne zaległości jak najszybciej (nie trzeba słuchać całej dyskografii, ale wypadałoby przynajmniej ich pierwsze 3 LPs). Na dzień dzisiejszy solowo wydał 5 LPs i 3 mixtape’y. Wychodziły one w Loud Records, Koch Records i jego własnym Urban Icon Records.

Legendarna powódź w piwnicy RZA’y bezpowrotnie zniszczyła wszystkie pierwotne bity na ten album (łącznie z setkami innych bitów i zwrotek), który tak swoją drogą miał wyjść w 1995/96, ale to był jeden z kilku powodów (łącznie z przejęciem labelu Loud Records przez Sony) dlaczego piąty element hip-hopu rozciągnął się aż tak mocno. Dlatego Deck postanowił sam sobie wyprodukować większość płyty. Nie poszła ona niestety aż tak szerokim echem jak solówki pozostałych członków, które dziś są już legendarne, a szkoda. Chociaż moim zdaniem nie zasługuje na aż status legendarnej – to nadal, jej zerowa popularność jest dla mnie dość zastanawiająca. Faktycznie, bity założyciela Wu-Tangu z 1995 przerastały o kilka długości bity Inspectaha z 1997 i pomimo tego, iż nikt ze słuchaczy tych konkretnych utopionych nie słyszał – to daję sobie za tę opinię rękę uciąć. Zapewne przełożyło się to na gorszy timing z premierą, a co za tym idzie, z mniejszym zapałem podczas ponownego nagrywania.

Ciężko oderwać te przemyślenia podczas odsłuchu, który mając swoje momenty (jak zwykle podkreślone w ulubionych trackach na końcu), ma też kilka nudnych momentów, nadających się jedynie do wycięcia. Bez problemu dałoby się zredukować Uncontrolled Substance z 60 do 40 minut i debiut jedynie by na tym zabiegu zyskał całościowego repeat value. Najwierniejszym fanom kojarzy się z potężnym rozczarowaniem, ale z dzisiejszej perspektywy możemy spojrzeć na to dużo szerzej – jak na najlepszą solówkę (szanujmy się, żadna z pozostałych nie ma podjazdu) jednego z najlepszych członków jednej z najważniejszych grup w historii.

Nawet jeśli w porównaniu do Liquid Swords, Ironman, Cuban Linx, Return to the 36 Chambers czy Tical wypada względnie blado, a bezpośrednio może rywalizować co najwyżej z Golden Arms Redemption U-Goda, RZA as Bobby Digital in Stereo czy No Said Date Masta Killi – lecz to tak, jakby stawiać się w szranki ze ścisłym topem całej dekady 1991-2000, która jak wiemy (szczególnie w środowisku truskulowym), była najlepszym czasem dla amerykańskiego rapu, od jego narodzin aż po dziś dzień.

Polecam wszystkim, którzy są już fanami dokładnie tego charakterystycznego brzmienia, ale nie są z nim obeznani na wylot. Nie oczekujcie tu albumu na poziomie tych najważniejszych, a dostaniecie bardzo przyzwoitą płytę, która padła ofiarą tego – że nie wpisała się w legendarny krajobraz wokół, jaki wówczas panował w NYC przełomu tysiącleci, będąc jedynie przyzwoitą. Z drugiej strony monety porównań: jeśli zestawimy Substance z płytami które w późniejszych latach wydawali wszyscy członkowie Wu (stopniowo odbijające się co raz mniejszym echem The World According to RZA, Legend of the Liquid Sword, Tical 0: The Prequel, The Yin and the Yang Cappadonny, The Lex Diamond Story czy Bulletproof Wallets), to dostaniemy niesamowicie dobrą i wybijającą się płytę. Perspektywa, to wszystko.

Inspectah Deck – Uncontrolled Substance (1999)

Ulubiona gościnna zwrotka: Masta Killa na Friction. Niestety dobór gości wypadł dość blado i poza wspomnianym przed chwilą Killą i w dwóch miejscach U-Godem – nie ma ani jednej interesującej ksywki. No, pojawia się La the Darkman który swego czasu się kręcił na tyle dużo wokół Wu-Tangu, że został częścią Killa Beez/Wu Fam i pozwolili mu wykorzystać logo na okładce swojej jedynej płyty. A z tego co czytam, to Heist of the Century (1998) jest wart polecenia i podobno bardzo niedoceniony. Także podrzucam wam w ciemno (sam jakoś na dniach sprawdzę), potraktujcie jako #44,5. Poza tym są jeszcze Killa Sin i Barretta 9, czyli członkowie składu Killarmy – typowego średniaka z oceanu „hardkorowego east coast bumbapu” końca lat ’90 xD Do tego dwukrotnie nawija Street Life, czyli kumpel Method Mana który wydał jedno LP w 2005 i nie obeszło ono zupełnie nikogo. Prawie bym zapomniał – w tytułowym numerze refren śpiewa Shadii z grupy Force MDs którą karty historii wrzuciły w całkowitą niepamięć (przynajmniej poza Stanami). Wniosek: brakuje jakiejś konkretniejszej substancji wśród featów.

Ulubione utwory: Movas & Shakers, Word On The Street, R.E.C. Room

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ NASZ WYWIAD: „MOGĘ POWIEDZIEĆ Z DUŻĄ ŚWIADOMOŚCIĄ, ŻE NA TEN MOMENT JESTEM SPEŁNIONY I BĘDĘ PRACOWAŁ NA TO UCZUCIE DALEJ… SORRY, JESTEM ZASPOKOJONY” — WYWIAD Z PRZYŁU

Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.

fot. okładka płyty Inspectah Deck – Uncontrolled Substance (1999)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

Witam czytelników. Na ostatniej prostej tej serii jest nieco ciężko z regularnością, za co przepraszam – dojechała mnie ta sama codzienność co Mesa i VNMa w ich utworze, oraz ta sama dorosłość co Leha.

ZOBACZ TAKŻE: PRZEOCZONE/ZAPOMNIANE PERŁY [#43]: LORD FINESSE – THE AWAKENING (1996)

Jason Richard Hunter urodził się w 1970, oczywiście w NYC (a konkretniej Staten Island). Od 6 roku wychowywał się bez ojca, chodząc do jednej szkoły z Method Manem, Raekwonem, Ghostface’m i Remedym (pierwszy biały raper związany z Wu-Tangiem). Moim zdaniem – drugi najlepszy członek Wu-Tangu, bo na szczycie podium niezmiennie GZA. Liryka zawsze była dla mnie najważniejsza (jak już doskonale wiecie na tym etapie), więc cenię ich bardziej niż Method Mana czy RZA’ę. Oprócz bycia MC od 1992, jest on również producentem i aktorem. Jest aktywny na mikrofonie po dziś dzień, głównie za sprawą grupy Czarface (wraz z Esotericem i 7L, na dzień dzisiejszy wydali 14 płyt w latach 2012-2022, nieźle).

Jest to cichy i wycofany gość, co zdecydowanie bardziej do mnie przemawia niż pajacowanie ODB. Warto wspomnieć o jego zwrotce na numerze Triumph z drugiej płyty Wu, która jest no, potężna. Ta zwrotka, płyta względnie też, ale nie aż tak. O jego życiu możecie dowiedzieć się więcej z dość introspektywnych tekstów, odsyłam na Geniusa, więc nie będę tu już więcej się na ten temat rozpisywał. Szczególnie, że zapewne większość czytelników na tym etapie jest dobrze zapoznana z historią Wu-Tang Clanu, zatem nie ma sensu jej po raz setny powtarzać.

Ale na wszelki wypadek, aby mieć czyste sumienie – jeśli czyta to przypadkiem ktoś, kto nie ma pojęcia o Wu, to jest to jedna z najważniejszych grup w całej historii hip-hopu i należy nadrabiać tak gigantyczne zaległości jak najszybciej (nie trzeba słuchać całej dyskografii, ale wypadałoby przynajmniej ich pierwsze 3 LPs). Na dzień dzisiejszy solowo wydał 5 LPs i 3 mixtape’y. Wychodziły one w Loud Records, Koch Records i jego własnym Urban Icon Records.

Legendarna powódź w piwnicy RZA’y bezpowrotnie zniszczyła wszystkie pierwotne bity na ten album (łącznie z setkami innych bitów i zwrotek), który tak swoją drogą miał wyjść w 1995/96, ale to był jeden z kilku powodów (łącznie z przejęciem labelu Loud Records przez Sony) dlaczego piąty element hip-hopu rozciągnął się aż tak mocno. Dlatego Deck postanowił sam sobie wyprodukować większość płyty. Nie poszła ona niestety aż tak szerokim echem jak solówki pozostałych członków, które dziś są już legendarne, a szkoda. Chociaż moim zdaniem nie zasługuje na aż status legendarnej – to nadal, jej zerowa popularność jest dla mnie dość zastanawiająca. Faktycznie, bity założyciela Wu-Tangu z 1995 przerastały o kilka długości bity Inspectaha z 1997 i pomimo tego, iż nikt ze słuchaczy tych konkretnych utopionych nie słyszał – to daję sobie za tę opinię rękę uciąć. Zapewne przełożyło się to na gorszy timing z premierą, a co za tym idzie, z mniejszym zapałem podczas ponownego nagrywania.

Ciężko oderwać te przemyślenia podczas odsłuchu, który mając swoje momenty (jak zwykle podkreślone w ulubionych trackach na końcu), ma też kilka nudnych momentów, nadających się jedynie do wycięcia. Bez problemu dałoby się zredukować Uncontrolled Substance z 60 do 40 minut i debiut jedynie by na tym zabiegu zyskał całościowego repeat value. Najwierniejszym fanom kojarzy się z potężnym rozczarowaniem, ale z dzisiejszej perspektywy możemy spojrzeć na to dużo szerzej – jak na najlepszą solówkę (szanujmy się, żadna z pozostałych nie ma podjazdu) jednego z najlepszych członków jednej z najważniejszych grup w historii.

Nawet jeśli w porównaniu do Liquid Swords, Ironman, Cuban Linx, Return to the 36 Chambers czy Tical wypada względnie blado, a bezpośrednio może rywalizować co najwyżej z Golden Arms Redemption U-Goda, RZA as Bobby Digital in Stereo czy No Said Date Masta Killi – lecz to tak, jakby stawiać się w szranki ze ścisłym topem całej dekady 1991-2000, która jak wiemy (szczególnie w środowisku truskulowym), była najlepszym czasem dla amerykańskiego rapu, od jego narodzin aż po dziś dzień.

Polecam wszystkim, którzy są już fanami dokładnie tego charakterystycznego brzmienia, ale nie są z nim obeznani na wylot. Nie oczekujcie tu albumu na poziomie tych najważniejszych, a dostaniecie bardzo przyzwoitą płytę, która padła ofiarą tego – że nie wpisała się w legendarny krajobraz wokół, jaki wówczas panował w NYC przełomu tysiącleci, będąc jedynie przyzwoitą. Z drugiej strony monety porównań: jeśli zestawimy Substance z płytami które w późniejszych latach wydawali wszyscy członkowie Wu (stopniowo odbijające się co raz mniejszym echem The World According to RZA, Legend of the Liquid Sword, Tical 0: The Prequel, The Yin and the Yang Cappadonny, The Lex Diamond Story czy Bulletproof Wallets), to dostaniemy niesamowicie dobrą i wybijającą się płytę. Perspektywa, to wszystko.

Inspectah Deck – Uncontrolled Substance (1999)

Ulubiona gościnna zwrotka: Masta Killa na Friction. Niestety dobór gości wypadł dość blado i poza wspomnianym przed chwilą Killą i w dwóch miejscach U-Godem – nie ma ani jednej interesującej ksywki. No, pojawia się La the Darkman który swego czasu się kręcił na tyle dużo wokół Wu-Tangu, że został częścią Killa Beez/Wu Fam i pozwolili mu wykorzystać logo na okładce swojej jedynej płyty. A z tego co czytam, to Heist of the Century (1998) jest wart polecenia i podobno bardzo niedoceniony. Także podrzucam wam w ciemno (sam jakoś na dniach sprawdzę), potraktujcie jako #44,5. Poza tym są jeszcze Killa Sin i Barretta 9, czyli członkowie składu Killarmy – typowego średniaka z oceanu „hardkorowego east coast bumbapu” końca lat ’90 xD Do tego dwukrotnie nawija Street Life, czyli kumpel Method Mana który wydał jedno LP w 2005 i nie obeszło ono zupełnie nikogo. Prawie bym zapomniał – w tytułowym numerze refren śpiewa Shadii z grupy Force MDs którą karty historii wrzuciły w całkowitą niepamięć (przynajmniej poza Stanami). Wniosek: brakuje jakiejś konkretniejszej substancji wśród featów.

Ulubione utwory: Movas & Shakers, Word On The Street, R.E.C. Room

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ NASZ WYWIAD: „MOGĘ POWIEDZIEĆ Z DUŻĄ ŚWIADOMOŚCIĄ, ŻE NA TEN MOMENT JESTEM SPEŁNIONY I BĘDĘ PRACOWAŁ NA TO UCZUCIE DALEJ… SORRY, JESTEM ZASPOKOJONY” — WYWIAD Z PRZYŁU

Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.

fot. okładka płyty Inspectah Deck – Uncontrolled Substance (1999)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię