Podobnie jak przy Liquid Swords, z umieszczeniem Pieces of a Man w mojej serii bardziej mam na myśli polskiego słuchacza (który po raz pierwszy usłyszał Micka na feacie u Quebonafide), ponieważ w Stanach kręci ładne liczby, a na Spotify najmniej popularny numer ma na ten moment 730 tysięcy wyświetleń. Jest to Heron Flow 2, czym płynnie przechodzimy do genezy nazwy, ponieważ jak wspomniałem w tekście o Estragonie: Gil Scott-Heron zasługuje na większe uznanie w świecie rapu, niż na dzień dzisiejszy dostaje (a jak ktoś nie czytał, to dokładnie w ten sam sposób nazywa się najpopularniejszy projekt Gila). I Mick próbował podczas całego trwania albumu trochę tą zbiorową świadomość podbudować.
ZOBACZ TAKŻE: PRZEOCZONE/ZAPOMNIANE PERŁY [#11]: DANNY BROWN – THE HYBRID (2010)
Jayson Mick Jenkins urodził się w Alabamie, 1991, ale jako 9-latek po rozwodzie rodziców przeprowadził się z matką do Chicago (i został tam po dzień dzisiejszy). Został wychowany muzycznie na neo-soulu i gospelu, co trooochę się odbija w jego twórczości, lecz nie jakoś bardzo. Rapować zaczął w wieku 17 lat, kiedy chciał jeszcze zajmować się prawem i robił na stażu w sądzie. Chwilę później to rzucił – aby przez krótki moment poświęcić się światu mody, z marzeniem zostania projektantem. Wrócił wtedy do Alabamy aby to właśnie studiować na Oakwood University, ale nie było go stać na kolejny rok przez ojca który został bezrobotny.
Piszę o tym dlatego, że podczas pobytu w Huntsville wziął udział w turnieju raperskim dla studentów. Przegrał, ale odkrył nową pasję (przez którą jest tu gdzie jest i za bardzo nie musi się już zajmować niczym innym poza rapowaniem i graniem koncertów). Dwa z pięciu mixtape’ów które wydał podczas studiów są nadal dostępne (pozostałe trzy usunął zanim ktokolwiek je zdążył pobrać żeby zreuploadować) i to one oficjalnie rozpoczynają dyskografię. Są to The Mickstape oraz The Pursuit of HappyNess. Jakoś niedługo później siedział miesiąc w więzieniu za jazdę pod wpływem i posiadanie 420.
Po powrocie do Chicago zapoznał się z Sabą z Pivot Gangu (gdybym był bardziej skierowany w stronę newschoolową, to jego solówka by była w serii na bank), a do tego wydał pierwszy faktycznie dobry materiał, czyli Trees & Truths (2013). Zwrócił na siebie uwagę Chance the Rappera i Vica Mensy (którzy obaj uchodzi wtedy jeszcze za potencjalne talenty na miarę mainstreamu, ale jeden poradził sobie gorzej od drugiego i dziś są raczej obiektem żartów (przynajmniej w moich kręgach)), co zaowocowało wspólnym numerem i pojawieniem się Jaysona oficjalnie na mapie raperów wartych uwagi.
Po dalsze BIO odsyłam na Wiki, powiem na koniec segmentu tylko tyle – że w 2014 wyszło The Water[s] które przez część fanów uważane jest za jego opus magnum, którego do dziś nie jest w stanie przebić. Lekko się zgadzam, ale jest to przy okazji jego najpopularniejszy materiał. Dlatego na serię wybrałem drugi najlepszy, a zauważalnie mniej znany. Przechodząc do sedna:
Patrząc nieco szerzej niż na pojedynczy utwory – pierwsza połowa jest ciekawsza/lepsza niż druga, jednakowoż po rozbiciu na tracki dwoma z trzech najlepszych są Pull Up i Understood z drugiej połowy. Ciekawa sytuacja. Do najbardziej wartych uwagi dopisałbym jeszcze Barcelonę, która prezentuje się raczej jak ta za Franka Rijkaarda niż ta za Quique Setiéna, chociaż Guardiola to to jeszcze nie jest. Hehe. Lirycznie LP jest osobiste, skupia się na osobowości Jenkinsa – zaletach i wadach charakteru. Względnie mocna introspekcja.
Na plus zaznaczają się fragmenty przypominające coś między slamem (Mickowi zdarzy się wygłosić poezję acapella w miejscu/evencie do tego przeznaczonym) a jam session. Na płycie zachodzi ciekawe zjawisko, ponieważ pomimo utrzymania spójnego vibe’u całości, zdarzają się momenty szybsze i agresywniejsze jednocześnie przeplatane z podśpiewywaniem na refrenach i generalnym „chillem”. Rzadko przeze mnie spotykany paradoks rozstrzału zamkniętego we względnie ciasnych ramach. Kolejnym plusem jest gra między okładką, jej znaczeniem, a tytułem.
Jak powyżej wam przytoczyłem w biografii, życie autora jest raczej chaotyczne niż ustabilizowane – a z potłuczonych fragmentów próbuje zbudować się na nowo, udowadniając spójnym brzmieniem swoje dążenie do bycia jednolitym, bez rozdarć. Mamy tu trochę przegadanych fragmentów, co do których jestem nastawiony neutralnie (fajnie uzupełniają treść). Większość jednak odbiera te zabiegi negatywnie, więc wolę wspomnieć. Drugim najczęściej poruszanym tematem po psychologii jest socjologia, co w sumie.. do przewidzenia. Standardowa kolej rzeczy na rapowym albumie.
Bity są w porządku i można z samych nich czerpać przyjemność, aczkolwiek nie aż tak żebym odczuwał potrzebę odpalenia sobie ich oddzielnych. Mick mocno wiąże się w pętli swoim charakterystycznym wokalem i ciężko ją sobie później wyobrazić w wersji instrumental. Słowem podsumowania: opinie w internecie są mieszane, a jakby wyciągnąć z nich średnią to wyszłoby coś między 6,5 a 7/10. Może w moim wypadku lekki sentyment przysłania obraz bliżej obiektywnego, dlatego polecam podejść z lekkim dystansem (bez nastawiania się na nowy prywatny klasyk 9/10) i zarzucić na głośniki w jakiś letni wieczór. Ręczę, że humoru wam nie zepsuje (nawet jeśli także nie poprawi).
Ulubiona gościnna zwrotka: Ghostface Killah na Padded Locks. Poza tym jest trochę nie-rapowych gości, co pasuje do nastroju albumu. Julien Bell (powtarzający w kółko „pieces of a man”), Mikahl Anthony (takie trochę śpiewanie trochę rapowanie? idk), Ben Hixon (producent), Corinne Bailey Rae (identyczny case jak Mikahl Anthony, spoken-śpiewanie) i świetna grupa instrumentalna BADBADNOTGOOD.
Ulubione utwory: Gwendolynn’s Apprehension, Pull Up, Understood
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ NASZ WYWIAD: MUZYCZNY CZŁOWIEK ORKIESTRA WYDAJE PERFEKCYJNIE DOPRACOWANY KRĄŻEK. WYWIAD Z MARO, KTÓRY WSZYSTKO ROBI SAM
Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.
fot. okładka płyty