Przeoczone/Zapomniane Perły [#11]: Danny Brown – The Hybrid (2010)

Freak Fight

Dzisiaj projekt, który został zupełnie przegapiony przez wszystkich poza jednym recenzentem z Pitchfork – aby zaledwie rok później jego twórca wszedł na skromne salony amerykańskiego podziemia z buta cały na biało.

ZOBACZ TAKŻE: PRZEOCZONE/ZAPOMNIANE PERŁY [#9]: PIJANI POWIETRZEM – ZAWIESZENI W CZASIE I PRZESTRZENI (2002)

Dziś Danny Brown jest bardzo znany (jak na to, co mu wróżono kiedyś w mniej pochlebnych komentarzach), a krążkiem Atrocity Exhibition uczynił się oficjalnie nieśmiertelnym i myślę, że jeszcze wiele pokoleń będzie wracało do tego wyśmienicie abstrakcyjnego materiału, który brzmi jak wyciągnięty spoza czasu i przestrzeni. Zadebiutował w 2008 albumem Hot Soup, ale jedyne, na co zasługuje to spuszczenie na niego zasłony milczenia. Moim zdaniem nie ma na nim zupełnie nic ciekawego, polecam tylko, jak jesteście psychofanami i jakimś cudem go nie słyszeliście. Jest to jeden z późniejszych „młodych kotów” na scenie, ponieważ omawiane dziś The Hybrid wydawał mając na karku już 29 – a szersza scena poznała go dopiero z okazji 30. urodzin i krążka nagranego na tę okazję, XXX.

Od następnego rok po roku albumu pt. Old i pojawienia się na liście Billboard 200, można zaliczać go do ścisłej czołówki rapu trzymanego na uboczu od mainstreamowych brzmień. Gdy piszę te słowa, ostatnim co wydał, jest nieco gorsze od swoich poprzedników uknowhatimsayin¿ (tytuł to zwrot, który powtarza non-stop, polecam się przekonać samemu, słuchając wywiadów), a w drodze jest duchowy spadkobierca XXX, czyli Quaranta (40 po włosku).

Wracając do początku: Daniel Dewan Sewell pochodzi z Detroit, o czym względnie często przypomina w tekstach. Jest w 1/4 Filipińczykiem, a pojawił się na świecie, gdy jego rodzice mieli 18 i 16 lat. Uczył się mówić i czytać głównie na bazie książek Dr. Seussa (Theodor Seuss Geisel), które są w całości rymowane, a do tego rodzice szprycowali jego uszy LL Cool J’em czy ATCQ, więc większość dzieciństwa mówił rymami i już od lat przedszkolnych chciał być raperem. Został wręcz do tego zaprogramowany przez behawioryzm. Rodzina starała się trzymać go jak najdalej od niebezpiecznego ulicznego życia, ale doskonale wiecie, jak to się skończyło. Został dilerem w wieku 17/18 lat po rozwodzie rodziców i od teraz to było jego główne zajęcie, dopóki nie trafił do więzienia za naruszenie okresu probacji. Wyszedł w 2007 z jednym celem w głowie (o którym przypomniał sobie po prawie dekadzie wiecznej ucieczki przed literą prawa): zostać raperem, najlepszym jak to możliwe.

Zataiłem jednak przed wami fakt, że pierwszy raz za mikrofon złapał już w 2003 ze swoją grupą Rese’vor Dogs i nagrali album Runispokets-N-Dumpemindariva, ale to takie odmęty słabizny… nie wyciągajmy ich na powierzchnię. Teraz fast-forward do czasów jak już nauczył się rapować, po resztę BIO odsyłam na Wikipedię.

W 2010 zakolegował się z Tonym Yayo z G-Unit i był blisko podpisania kontraktu, lecz 50 Cent go odrzucił ze względu na zupełnie inny wizerunek, niż wówczas był wymagany w wytwórni (full capy, szerokie spodnie, najlepiej łysa głowa albo cornrowsy, wiadomo). Postanowił wtedy wydać swój pierwszy prawdziwy materiał w mini-labelu Rappers I Know z bazą w stolicy Stanów. Poza nim do najważniejszych z perspektywy czasu członków należeli: Elucid, Clear Soul Forces (wtedy jeszcze działające, rest in peace) i Jay Electronica (wydał tam swój drugi materiał w życiu, Act 1: Eternal Sunshine z 2007). To tutaj na tytułowym utworze odkrył swój niepowtarzalny naturalnie zpitchowany wokal, który w kolejnych latach wyśrubował praktycznie do częstotliwości, które powoli przestają być słyszalne dla ludzkiego ucha.

Miecz bardzo obosieczny, nie da się zliczyć, ile ludzi zraziło się do jego twórczości tylko ze względu na porzucenie prawdziwego głosu. Jeśli mnie pamięć nie myli, to na całym Atrocity Exhibition tylko w tracku Tell Me What I Don’t Know można usłyszeć go naturalnego (ale to ze względu na ciężar tekstu i barwę oraz tempo bitu). Sam mam dość mieszane uczucia, które sprawiają, że rzadziej niż częściej wracam do jego twórczości – mimo to nadal ją doceniam. W podstawowej wersji Hybryda trwa zaledwie 46 minut, ale oczywiście polecam wersję deluxe podchodzącą pod godzinę.

Ludzie z czasem zatracają cierpliwość do słuchania całych albumów (szczególnie dłuższych niż EP) – przez co praktycznie nikt nie produkuje już dzisiaj 90-minutowych płyt (chyba że masz ksywę Big K.R.I.T. i jest 2017), więc chciałbym tą serią, chociaż odrobinę przywrócić tradycję odpalania sobie całych LPs zamiast samych singli. Siłą Dannego są absurdalne linijki w stronę komediową, gdzie wątek po jednym wersie potrafi skręcić w jakąś zupełnie nieprzewidywalną stronę – także zalecam słuchanie z odpalonym Geniusem (żeby się nie zgubić i nie przegapić puent kilku żartów opowiadanych równocześnie). Z tego, co kojarzę, to od kilku lat próbuje swoich sił w takiej bardziej formie stand-up’u na streamach na Twitchu, do czego pasuje idealnie.

Ze względu na swoją uliczno/kryminalną przeszłość, w tematyce utworów dominują gangsterskie wątki. Chociaż jest tu tyle różnych tematów, że przez „dominują” mam na myśli tak z 60%. NIe jestem ich fanem, bo ileż można słuchać w kółko o tym samym – ale Danny jak już wyżej wspomniałem, ubiera oklepane zagadnienia/sytuacje w kompletnie nowe i dziwne szaty (przez co nie nudzi). Polecam fanom punchline’ów, niepowtarzalnych pomysłów, które można spotkać tylko raz, oraz fanom nowych podejść do starych tematów (takich podgatunków jak boom bap czy conscious).

Danny Brown – The Hybrid

Ulubiona gościnna zwrotka: DopeHead na Exotic, który ponownie jest jedynym gościem na całym materiale. Brzmi swoją drogą jak Danny Brown 2 (znają się ze sobą już pół życia jak nie więcej, także nic dziwnego).

Ulubione utwory: Re-Up, Generation Rx, Cartier.

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ NASZ WYWIAD: MUZYCZNY CZŁOWIEK ORKIESTRA WYDAJE PERFEKCYJNIE DOPRACOWANY KRĄŻEK. WYWIAD Z MARO, KTÓRY WSZYSTKO ROBI SAM

Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.

fot. okładka płyty Danny Brown – The Hybrid

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

Dzisiaj projekt, który został zupełnie przegapiony przez wszystkich poza jednym recenzentem z Pitchfork – aby zaledwie rok później jego twórca wszedł na skromne salony amerykańskiego podziemia z buta cały na biało.

ZOBACZ TAKŻE: PRZEOCZONE/ZAPOMNIANE PERŁY [#9]: PIJANI POWIETRZEM – ZAWIESZENI W CZASIE I PRZESTRZENI (2002)

Dziś Danny Brown jest bardzo znany (jak na to, co mu wróżono kiedyś w mniej pochlebnych komentarzach), a krążkiem Atrocity Exhibition uczynił się oficjalnie nieśmiertelnym i myślę, że jeszcze wiele pokoleń będzie wracało do tego wyśmienicie abstrakcyjnego materiału, który brzmi jak wyciągnięty spoza czasu i przestrzeni. Zadebiutował w 2008 albumem Hot Soup, ale jedyne, na co zasługuje to spuszczenie na niego zasłony milczenia. Moim zdaniem nie ma na nim zupełnie nic ciekawego, polecam tylko, jak jesteście psychofanami i jakimś cudem go nie słyszeliście. Jest to jeden z późniejszych „młodych kotów” na scenie, ponieważ omawiane dziś The Hybrid wydawał mając na karku już 29 – a szersza scena poznała go dopiero z okazji 30. urodzin i krążka nagranego na tę okazję, XXX.

Od następnego rok po roku albumu pt. Old i pojawienia się na liście Billboard 200, można zaliczać go do ścisłej czołówki rapu trzymanego na uboczu od mainstreamowych brzmień. Gdy piszę te słowa, ostatnim co wydał, jest nieco gorsze od swoich poprzedników uknowhatimsayin¿ (tytuł to zwrot, który powtarza non-stop, polecam się przekonać samemu, słuchając wywiadów), a w drodze jest duchowy spadkobierca XXX, czyli Quaranta (40 po włosku).

Wracając do początku: Daniel Dewan Sewell pochodzi z Detroit, o czym względnie często przypomina w tekstach. Jest w 1/4 Filipińczykiem, a pojawił się na świecie, gdy jego rodzice mieli 18 i 16 lat. Uczył się mówić i czytać głównie na bazie książek Dr. Seussa (Theodor Seuss Geisel), które są w całości rymowane, a do tego rodzice szprycowali jego uszy LL Cool J’em czy ATCQ, więc większość dzieciństwa mówił rymami i już od lat przedszkolnych chciał być raperem. Został wręcz do tego zaprogramowany przez behawioryzm. Rodzina starała się trzymać go jak najdalej od niebezpiecznego ulicznego życia, ale doskonale wiecie, jak to się skończyło. Został dilerem w wieku 17/18 lat po rozwodzie rodziców i od teraz to było jego główne zajęcie, dopóki nie trafił do więzienia za naruszenie okresu probacji. Wyszedł w 2007 z jednym celem w głowie (o którym przypomniał sobie po prawie dekadzie wiecznej ucieczki przed literą prawa): zostać raperem, najlepszym jak to możliwe.

Zataiłem jednak przed wami fakt, że pierwszy raz za mikrofon złapał już w 2003 ze swoją grupą Rese’vor Dogs i nagrali album Runispokets-N-Dumpemindariva, ale to takie odmęty słabizny… nie wyciągajmy ich na powierzchnię. Teraz fast-forward do czasów jak już nauczył się rapować, po resztę BIO odsyłam na Wikipedię.

W 2010 zakolegował się z Tonym Yayo z G-Unit i był blisko podpisania kontraktu, lecz 50 Cent go odrzucił ze względu na zupełnie inny wizerunek, niż wówczas był wymagany w wytwórni (full capy, szerokie spodnie, najlepiej łysa głowa albo cornrowsy, wiadomo). Postanowił wtedy wydać swój pierwszy prawdziwy materiał w mini-labelu Rappers I Know z bazą w stolicy Stanów. Poza nim do najważniejszych z perspektywy czasu członków należeli: Elucid, Clear Soul Forces (wtedy jeszcze działające, rest in peace) i Jay Electronica (wydał tam swój drugi materiał w życiu, Act 1: Eternal Sunshine z 2007). To tutaj na tytułowym utworze odkrył swój niepowtarzalny naturalnie zpitchowany wokal, który w kolejnych latach wyśrubował praktycznie do częstotliwości, które powoli przestają być słyszalne dla ludzkiego ucha.

Miecz bardzo obosieczny, nie da się zliczyć, ile ludzi zraziło się do jego twórczości tylko ze względu na porzucenie prawdziwego głosu. Jeśli mnie pamięć nie myli, to na całym Atrocity Exhibition tylko w tracku Tell Me What I Don’t Know można usłyszeć go naturalnego (ale to ze względu na ciężar tekstu i barwę oraz tempo bitu). Sam mam dość mieszane uczucia, które sprawiają, że rzadziej niż częściej wracam do jego twórczości – mimo to nadal ją doceniam. W podstawowej wersji Hybryda trwa zaledwie 46 minut, ale oczywiście polecam wersję deluxe podchodzącą pod godzinę.

Ludzie z czasem zatracają cierpliwość do słuchania całych albumów (szczególnie dłuższych niż EP) – przez co praktycznie nikt nie produkuje już dzisiaj 90-minutowych płyt (chyba że masz ksywę Big K.R.I.T. i jest 2017), więc chciałbym tą serią, chociaż odrobinę przywrócić tradycję odpalania sobie całych LPs zamiast samych singli. Siłą Dannego są absurdalne linijki w stronę komediową, gdzie wątek po jednym wersie potrafi skręcić w jakąś zupełnie nieprzewidywalną stronę – także zalecam słuchanie z odpalonym Geniusem (żeby się nie zgubić i nie przegapić puent kilku żartów opowiadanych równocześnie). Z tego, co kojarzę, to od kilku lat próbuje swoich sił w takiej bardziej formie stand-up’u na streamach na Twitchu, do czego pasuje idealnie.

Ze względu na swoją uliczno/kryminalną przeszłość, w tematyce utworów dominują gangsterskie wątki. Chociaż jest tu tyle różnych tematów, że przez „dominują” mam na myśli tak z 60%. NIe jestem ich fanem, bo ileż można słuchać w kółko o tym samym – ale Danny jak już wyżej wspomniałem, ubiera oklepane zagadnienia/sytuacje w kompletnie nowe i dziwne szaty (przez co nie nudzi). Polecam fanom punchline’ów, niepowtarzalnych pomysłów, które można spotkać tylko raz, oraz fanom nowych podejść do starych tematów (takich podgatunków jak boom bap czy conscious).

Danny Brown – The Hybrid

Ulubiona gościnna zwrotka: DopeHead na Exotic, który ponownie jest jedynym gościem na całym materiale. Brzmi swoją drogą jak Danny Brown 2 (znają się ze sobą już pół życia jak nie więcej, także nic dziwnego).

Ulubione utwory: Re-Up, Generation Rx, Cartier.

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ NASZ WYWIAD: MUZYCZNY CZŁOWIEK ORKIESTRA WYDAJE PERFEKCYJNIE DOPRACOWANY KRĄŻEK. WYWIAD Z MARO, KTÓRY WSZYSTKO ROBI SAM

Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.

fot. okładka płyty Danny Brown – The Hybrid

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię