Wojciech Barański: Z wysłanej przez Patryka notatki dotyczącej twojego nowego albumu przeczytałem, że rapton to awangardowy neofolk. Jak mocno trzeba być zakorzenionym w nadwiślańskie życie, żeby wydać o tym płytę?
Bilon: Tu się urodziłem. Jestem mocno związany z ulicą, jako miejscem, które mnie wychowało. Ulica była drugą matką, później nutr rapowy, jaki tworzyłem jako Hemp Gru — to samo, uliczny rap, w którym gdzieś ten folklor cały czas przenikał. Jako nastolatek znałem Grzesiuka, już czytałem jego książki, a ten folklor był gdzieś tam zauważalny mimo tego, że był zdeptany przez komunę, to go zauważałem. Po latach myślę, że dojrzałem do tego, żeby zrobić taki album.
Osobiście słuchając tej płyty, czuję nawiązanie do “Króla” Szczepana Twardocha. Czytałeś?
Czytałem, oczywiście. Tak w ogóle to bardzo lubię czytać, ale bezpośrednio nie nawiązuję do “Króla”. Na przykład w “Zawieszonym Czasie” jest wymieniony kercelak. Akurat w Królu bohater książkowy Kun Kaplica nawiązuje do Taty Tasiemki, słynnego gangstera z kercelaka. Tutaj możemy znaleźć wątek wspólny. Fajnie, że Ci się to kojarzy z takim dziełem, jakim jest “Król”.
Zainicjowałeś nowy rodzaj folkloru, który jest na swój sposób oryginalny. Bardzo postrzegam ten album w sferze kulturowej, takiej niekoniecznie wypuszczonej dla mas. Jak powinniśmy interpretować “Warszawski Rapton”?
Dobrze to odbierasz, taki jest właśnie adresat. Interpretacja zawsze jest sprawą indywidualną i niezależną. Ciężko narzucać interpretacje, nie chciałbym też słownie tłumaczyć pewnych rzeczy, bo pisząc coś, używając metafor, daje człowiekowi możliwość do odczytywania tego po swojemu. Przede wszystkim przez emocje, uczucia. Zależy mi, żeby pobudzać te strefy emocjonalne, które budują obrazy tej muzyki — dają możliwość własnej interpretacji. Na tym mi zależy.
Większa część raperów powinna robić muzykę z wewnętrznymi emocjami?
Zdecydowanie się tutaj izoluję, ale doceniam twórczość ludzi, którzy raczej skręcają i szukają nowych rozwiązań, zahaczając o wartościowe sfery, a nie tłuką kotleta. Rap na samym początku, jak zaczynałem go robić, był dla mnie mega alternatywą, on w ogóle był alternatywny. Był niepopularny, niszowy, niełatwy — byliśmy dzieciakami, którzy właśnie z tego powodu weszli do rapu, a nie dlatego, że chcieliśmy być popularni. My na początku nie dawaliśmy nikomu robić zdjęć, nie chcieliśmy chodzić na wywiady, jak nas gdzieś zapraszali. Chcieliśmy robić rap, bo to była nisza i ucieczka od muzyki na tamte czasy popularnej. Disco polo to było g*wno, którym gardziliśmy, a rap był wyrazem naszych buntowniczych zdań i alternatywnego postrzegania życia i świata. Korporacje tym gardziły i mało ich to interesowało, ale po latach zobaczyli w tym mega potencjał, ponieważ rap był czymś autentycznym. Z kolei jak był autentyczny, to coraz więcej ludzi chciało się z nim identyfikować. Wiedzieli, że tam widzą coś prawdziwego, co ich nie oszukuje, dotyczy ich samych i chcieli się z tym utożsamić. Korporację przeliczyły, że to rzeczywiście ma sens i zaczęły inwestować w ten rap, dlatego to się tak zmieniło. Gdyby nie było pieniędzy w rapie tak jak wtedy, on dalej byłby autentycznym protest songiem albo osiedlowym storytellingiem. Byłby pewnie na podobnym wymiarze emocjonalnym samej autentyczności tej treści, a nie wymodelowany przez kapitał korporacyjny. Dzisiaj dla mnie rapton jest jakimś nowym nurtem, który tworzę na potrzeby właśnie bycia dalej wykonawcą alternatywnym, szukającym drogi i rozwiązania na muzykę w tym świecie nowoczesnego przekazu, który jest wykreowany w dużej mierze przez kapitał dużych firm.
Wspomniałeś, że wasz raczkujący rap był elementem buntu i ucieczki od wszystkiego dookoła. Teraz widać, że połączenia artystyczne są częstsze. Może to wynikać z większej tolerancji?
Tak na pewno. Tematyka rapu jest dzisiaj nieograniczona, tak samo, jak jego forma. Rap nie jest zamknięty w ramie, tylko jest wolnym przekaźnikiem.
Ostatnio byłem w Warszawie na potrzeby przeprowadzenia rozmowy z jednym z artystów świata alternatywnego. W tym mieście przepełnionym tempem i komercjalizacją jest jeszcze coś, czym można się inspirować?
Myślę, że zdecydowanie tak. Ludzie są sami inspirujący, im więcej ludzi tym więcej inspiracji. Oczywiście tempo i wyścig szczurów — to jest przytłaczające, natomiast w tym wszystkim też rozwija się bardzo dużo ciekawych, nowych osobowości, które niekoniecznie są nastawione na materializm.
Postrzegam warszawiaków jako otumanionych. Zdają się nie dostrzegać tych ulic, po których na co dzień chodzą, a w zasadzie to biegną.
Tak jak kiedyś powiedział ktoś mądry, liczy się nie sam cel tylko droga do tego celu. Ja mogę dzisiaj przyjechać do Częstochowy dwieście kilometrów w dwie godziny. Osobiście mam taki rytuał, że chodzę do tej Częstochowy na piechotę raz na rok. Mógłbym pokonać tę drogę w dwie godziny, ale idę pieszo te dziewięć dni. Wtedy zauważam całą tę drogę i istotny nie staje się cel, tylko droga do niego. Tak samo tutaj, ludzie biegną i nie zauważają tej drogi. W dużych miastach na całym świecie jest taki trend. Najważniejsze jest to, co niestety tracą. Wolałbym mieszkać na wsi niż w tej chwili w Warszawie.
Chcesz posłużyć się raptonem, żeby obudzić tych ludzi z jawy.
Chcę im dać trochę przyjemności, takiej bezpretensjonalnej.
Rap powinien jeszcze bardziej wpływać na świadomość?
Rap jest bardzo dobrym narzędziem, żeby jednak wpływać na ludzi i coś im od siebie przekazywać. Muzyka dotyka stref emocjonalnych i dzięki niej możesz przeżywać jakieś rzeczy, dodatkowo w sposób wyostrzony. Słuchając muzyki, idziesz po ulicy i ją chłoniesz. Nie tylko po niej idziesz, ale jeszcze ją czytasz i rozumiesz, o co w niej chodzi. Rap jest super narzędziem do tego, żeby budzić ludzi do dodatkowych refleksji o życiu, że warto się cieszyć, wykorzystywać chwile i dawać dobro drugiemu.
Nie pomylę się, jeśli nazwę Cię patriotą, szczególnie tym lokalnym. Myślisz, że młode pokolenie w tym moich rówieśników, będzie żyć z takim samym przywiązaniem, jak wy?
Dzisiaj multikulturowość jest tak zaprojektowana, że ludzie bardziej czują się obywatelami świata. Ten lokalny patriotyzm wygasa, sama kultura lokalna też bardziej się ujednolica. Nie ma już regionalizmu, jak kiedyś, że kobiety w Łowiczu chodziły w takich kieckach, a w Krakowie w takich. Wszystkie chodzą w kieckach, które kupią w tym samym sieciowym sklepie. Myślę, że taki regionalizm i kultura regionalna jest bardzo ważna, nadająca tożsamości danemu społeczeństwu. Uważam, że ta inność jest ciekawa. Masz większe pole do popisu, rozmowy, wymiany i opowieści. Gdy wszystko jest jednakowe, to nikomu nie chcę się o tym gadać, bo po ch*lerę o tym gadać. To jest wartość, która zanika, a jest potrzebna i piękna. Robiąc ten warszawski folklor, chcę podtrzymywać tę regionalną inność, która nie ma być wychwalaniem siebie i pokazywaniem, że jestem najlepszy, czy dissowaniem kogoś, że jest ch*jowy. Pokazuję, że to jest piękne i ty u siebie też masz coś pięknego. Miejmy o czym rozmawiać i czym się różnić, cieszyć.
Ten miłosierny patriotyzm niestety zanika, widzę to po obcowaniu z moimi ławkowymi rówieśnikami. Co należałoby zrobić, aby to urodziło się na nowo?
Nie zapominać o takim regionalizmie. O akcentach kulturowych zawartych w korzeniach, w ten sposób rozumiem patriotyzm, a nie w jakiś sztampowy, który się w ogóle z tym słowem kojarzy. Pewnie patrząc na starsze pokolenia, ja też nie jestem takim patriotą, jakim byli moi pradziadowie. Sytuacja polityczna w naszym kraju i jak to wszystko wygląda, bardzo mi się nie podoba. Szczerze mówiąc, to ciężko żyje się w tym kraju, mimo tego, że latem jest pięknie i można mieć wywalone, siedząc sobie nad jeziorkiem lub morzem, ale mając tu rodzinę, prowadząc interes, to nie jest wcale tak kolorowo. Mocno się zastanawiam nad tym, czy by stąd nie wyemigrować. Mieszkam teraz w samym centrum, więc tym bardziej jest mi ciężko tutaj żyć, ale zapewne tak to się skończy, że albo będę mieszkał za granicą naszego kraju, albo za granicą Warszawy.
Ludzie teraz inaczej patrzą na patriotyzm. Ubranie bluzy z Polską Walczącą wiąże się z morzem stereotypów i stygmatyzacją. Albo jesteś patusem, albo masz nierówno pod sufitem. Do jednego się sprowadza. Co zrobić, żeby ten patriotyzm nie stał się tylko archaicznym hasłem?
Patriotyzm zarówno, jak i ważne symbole zostały wykorzystane w niechlubny sposób przez rządzącą partię. W ogóle przez polityków. Ludzie kojarzą to bezpośrednio z tymi frakcjami politycznymi. Przede wszystkim jest to straszne, że oni przywłaszczyli sobie te symbole i ich znaczenie, gdzie my teraz się tego po prostu wstydzimy. Powiem Ci jeszcze, że w 2009 roku wydaliśmy album Hemp Gru “Droga”, zrobiliśmy kawałek “63 Dni Chwały” i był to jeden z pierwszych utworów w hip-hopie, dotyczący tego tematu. Mega się przyjął, ludzie odkryli w sobie, że my mamy taką historię — uświadomili to sobie. Zaczęli to gloryfikować, stało się to czymś istotnym. Wcześniej tego nie zauważałem, nawet jak były obchody to takie niewidoczne, mało co się działo. Zaprojektowaliśmy merch, koszulki “63 Dni Chwały”, który był bestsellerem. Dzisiaj wstydziłbym się, nie zrobiłbym tego po prostu. Nie wykorzystałbym tego symbolu na koszulkę, bo byłoby to dla mnie obciachowe. Zobacz jaka ironia, przez parę lat, mimo tego tematu, jakże istotnego, jak się zmieniło postrzeganie, myślenie w ogóle na ten temat. Dlaczego tak się stało? Dlatego, że ludzie zaczęli to wykorzystywać. Politycy, jak zobaczyli, że ludzie się obudzili z tym tematem, to im też się przypomniało. Ten temat zrobił się modny, a oni to podłapali, tym trzeba grać w naszych rozgrywkach politycznych.
Jak twoje wspomnienia z nieżyjącymi już ludźmi kontrastują z teraźniejszą stolicą?
Historia lubi zataczać koło. Przed wojną też były ruchy migracyjne i do Warszawy w pewnym momencie w dość krótkim czasie napłynęło dużo ludzi ze wsi, prowincji, szukając pracy i nowego życia. Wtedy właśnie budowała się gwara warszawska tak, żeby Warszawiacy mogli się rozróżniać. Dzisiaj jest podobna trochę sytuacja, że samych Warszawiaków jest niewielu, a jest bardzo dużo nowych mieszkańców stolicy, którzy do niej napłynęli. Oni też budują klimat Warszawy, ale jest zupełnie inny niż ten, który opowiadali mi ludzie, albo ten, który ja zahaczyłem, będąc małolatem w latach osiemdziesiątych, czy dziewięćdziesiątych. Człowiek siedział na jednej ulicy, kwadracie i tam toczyło się jego życie. Wtedy wszyscy byli bardziej zamknięci w sobie i siedzieli na ławkach. Wszyscy mieszkańcy kamienicy siedzieli na podwórzu, tego dzisiaj już nie ma. W zamian buduję się klimat, który już jest inny. Jaki jest kontrast? Jest na pewno duża zmiana, wygląda to zupełnie inaczej. Wyścig szczurów, czuć powiew nowego świata, który nie patrzy się za siebie. Nowa informacja jutro już jest stara i nikt o niej nie mówi.
Jakich miejsc brakuje Ci z tamtej Warszawy?
Z mojego dzieciństwa i lat młodości brakuje mi takiej osiedlowej jedności. Budziłem się, na każdym podwórku, siedzieli ziomale, nie miałem telefonu, a z każdym i tak się spotkałem. Cały czas coś się działo, a dziś wychodzę na tę ulicę i praktycznie nie ma nikogo. Brakuje życia z codzienną ferajną, dookoła sąsiadów i klimatu. Atmosferę też można odnaleźć, idąc na schodki latem, nad Wisłę, czy poszlajać się po mieście, ale to nie jest to samo. Wtedy też mogłeś pojechać na miasto na balangę i było fajnie. Pamiętam, jak wyglądało życie mojej kamienicy. Wszyscy sąsiedzi siedzieli na dole na ławce, dookoła bawiły się dzieci, a babcia wołała na obiad.
Miasto indywidualizmu?
Bardziej egoizmu, bo mało jest dzisiaj oryginałów, a wszyscy dążą do podobnego ideału. Starają się być podobni, nie wyodrębniają się w jakiś szczególny sposób. Wszystko jest takie mdłe, zlane w jedną bryłę, spłycane i ujednolicone. Każdy chciałby mieć hajs, najlepiej swoją wyspę z willą z basenem i tak dalej. Kogo nie zapytasz, to każdy Ci to powie. Oczywiście są ludzie, którzy myślą odrębnie, inaczej, chcieliby mieć spokój i prowadzić swój ogródek gdzieś tam pod lasem. Mówię o takim marzeniu zbiorowym tego pokolenia. Tak nas w jakimś sensie projektuje system.. Rapton jest właśnie indywidualizmem, który chciałbym, żeby rozwijał się dookoła wszelakich warstw i pokazywał tą inność kulturową, która jest tematem do rozmowy i zbliżania się nawzajem. Dążąc do tego samego ideału, my się oddalamy od siebie, a nie zbliżamy. Każdy chce być lepszy, więc każdy chce kogoś przeskoczyć, wyprzedzić, prześcignąć.
Mamy rok romantyzmu. Numery z taką etykietą mogły stracić wartość?
Romantyzm był kultem serca. Dzisiaj żyjemy w kulcie ciała, wszyscy chcemy być piękni i bogaci. Oczywiście ludzie też są romantyczni, szukają głębi, aczkolwiek często romantyzm kończy się po pierwszej nocy spędzonej z jakąś dziewczyną poznaną w klubie. Myślę, że tak też jest w życiu codziennym dookoła, bo to tempo dalej zakłóca tę wibrację romantyczną. Fajny jest ten element romantyzmu w utworze, takiego prawdziwego, który pobudza serce, wpływa to na wyobraźnię.
U Ciebie ten temat mi się podoba przede wszystkim w “Zawieszonym Czasie”.
W całej masówce nie ma tego wcale. Tam jest wszystko powiedziane w sposób wulgarny, nie ma blasku księżyca, wina i szumu morza tylko jest hardkorowo powiedziane to, co chciałoby się zrobić, co się robiło. Tam nie ma romantyzmu.
W takim razie dlaczego ludzie to łykają?
Ona jest najbardziej promowana, a ludzie potrzebują też odmóżdżenia. Skupiają się, żeby ciągle się czegoś uczyć, cały czas życie daje im nowe wyzwania. Dla przykładu prowadząc firmę, musisz co chwila uczyć się nowych rzeczy, żeby nie popełnić błędu. Żeby skarbówka Cię nie zaje*ała. Coraz bardziej się prześcigamy, dążąc do tego wspólnego ideału i przez to nie mamy czasu na to, aby jeszcze faszerować się wartościowymi treściami, które musimy dodatkowo zrozumieć, przemyśleć. Nie mamy na to miejsca.
Mamy erę seriali. Ludziom łatwiej usiąść do kilku odcinków czterdziestominutowego serialu niż filmu, który trwa dwie godziny. To już będzie naturalnie cięższe.
Jest to policzone przez algorytmy i dlatego takie krótkie treści dzisiaj należą do największej bazy. Tak wygląda mózg człowieka w świecie przyspieszonym. Szuka takich krótkich treści, mało wymagających. Są oczywiście ludzie, którzy szukają rzeczy wyjątkowych, których interesują rzeczy wartościowe. Na szczęście ludzkość się jeszcze nie skończyła.
Rozmawiałem o tym z Meek Oh Why’em, ale jestem ciekaw twojego zdania. Jak istotna jest rola artysty w tak trudnych czasach? Czujesz się zobowiązany?
Artysta jest jednak bardzo często głosem ludu. Oczywiście w polityczne tematy i rozgrywki artyści raczek nie powinni się mieszać, ale występując jako głos ludu do ludu jak najbardziej. Od ludzi dla ludzi jest się tym pośrednikiem. Była komuna to artyści, używając często różnych kodów w swoich tekstach, wypowiadali się do ludzi i dzięki temu byli ich łącznikiem w tym trudnym czasie. Ludzie się integrowali, wiedzieli, że nie są sami. Tak naprawdę artysta ma ważny obowiązek.
Tą płytą stworzysz nowy rodzaj warszawskich bankietów?
Właśnie taki mam plan, chcę zrobić cykliczną imprezę raz w miesiącu “Warszawski Rapton”, która będzie się odbywała w tym samym miejscu. Będzie to koncert połączony z bankietem. Za chwilę będziemy już produkować to wydarzenie, a oprócz tego z raptonem będziemy wychodzić na ulicę i grać za darmo prosto dla ludzi na ulicy, podwórzu lub skrzyżowaniu. Chcemy umilać czas warszawiakom. W raptonie chodzi o to, aby dać ludziom powód, żeby fajnie się czuli. Będziemy działać altruistycznie.
Trzymam kciuki, żeby wszystko poszło zgodnie z planem.
Wywiad z Bilonem. Cała rapgra w jednym miejscu.
Obserwuj nas także na – Google News.
fot. Ludwik Lis
Bilą to krypto gej.