Właśnie od tego numeru zaczęła się moja przygoda z Mac Millerem. Ogromny luz i zabawny klip przyciągnął 12 letniego gówniaka, który z tekstu nie rozumiał w zasadzie nic.
Z pewnością 7 września, był dniem w którym straciliśmy wielki talent, człowieka który swoim niepowtarzalnym stylem zaraził miliony osób.
Z pewnością są osoby które znają jego karierę lepiej ode mnie, jednak z okazji tych smutnych, niedoszłych 29 urodzin chciałbym przywołać kilka kawałków, które mocno zapadły mi w pamięć i których słucham po dziś dzień.
Numer przy którym przechodzą mnie ciary. Niepokojący chóralny śpiew, fortepian i perkusja sprawiły że subiektywnie rzecz ujmując jest to jeden z najlepszych bitów jakie słyszałem. To wszystko połączone z na pozór mozolną nawijką rapera sprawiło, że kawałek jest po prostu genialny w odsłuchu.
Jakbym miał wybrać jeden utwór z którym najczęściej zaczynałem poranki, to byłby to właśnie „WEEKEND”. Numer który idealnie komponuje się z kubkiem czarnej kawy. Mimo że tekst odbiega od tych nadmiernie pozytywnych, mnie osobiście nastraja na resztę dnia.
Co prawda nonszalancki tekst utworu, nie do końca pasuje do obrazu grzecznego rapera, w za dużym fullcapie przedstawionego w klipie, to utwór ma swój urok i totalnie chillowy vibe.
Zakończę pozytywnym akcentem z równie pozytywnym Maciem.
Polecam każdemu zapoznać się z muzyką Mac Millera, bo pozostawił po sobie kawał pięknej historii.