Nie spodziewajcie się niespodziewanego. Recenzja „Pośród Hien” Palucha i Słonia

Freak Fight

W czasach promocyjnego napędzania sprzedaży artystów i ich albumów, dwójka wyjadaczy polskiego rapu postanawia rzucić projekt bez żadnej większej zapowiedzi. Z drugiej strony nie potrzebują promocji, nie tylko ze względu na markę jaką sobą reprezentują, ale i na brak potrzeby poszerzania targetu. Paluch i Słoń, w skrócie Słoniuch. Dlaczego tak nie nazwali albumu…

ZOBACZ TAKŻE: TRZEBA WIEDZIEĆ KIEDY ZE SCENY ZEJŚĆ. PEZET „MUZYKA KOMERCYJNA” – RECENZJA

Dzwonił rok 2010

Nazwali swoje dziecko „Pośród Hien”. Tytuł na wskroś wieloznaczny, ale z treści płyty po prostu dowiadujemy się, że panowie do dzisiejszych czasów pasują jak pięść do nosa. Bynajmniej nie są boomerami, ale celnie wytykają co ich w dzisiejszym świecie boli. Na pewno nie boli ich to, że chcą uczciwie zarobić, bo gdyby ich bolało to pewnie nakręciliby machinę promocyjną, sygnując wspólne wydawnictwo połączeniem dwóch mocnych ksywek w branży. Bo tak, trzeba sobie jasno powiedzieć, że jest to mocna kolaboracja. Przed trzynastoma laty koncertowali w ramach wspólnej trasy, łączy ich to samo miasto będące stolicą wielkopolski i chowając do kieszenie ścisłe gatunkowe niuanse, wspólny styl. Pomimo tego, że Słoń to slalom pomiędzy czystym oldschoolem a horrorcorem, a Paluch to reprezentant trueschoolu, niedzielny słuchacz postawiłby ich w jednym szeregu. I słusznie. „Pośród Hien” to hip hop z 2010 roku na bitach z 2020 roku o teraźniejszości roku 2023. Panowie nie starają się tym samym przemycić zmiany ich stylu. Bo nikt tego od nich nie wymaga i oni sami tego nie chcą.

Paluch x Słoń – Jedna Nić (prod. Worek)

„Czym jest trueschool? To prawdziwa szkoła”

Charakterni. To słowo najlepiej oddaje nie tylko najnowszy krążek obu raperów, ale i ich całe kariery. Poznańscy raperzy znani są z tego, że mocno zaznaczają swoje miejsce w rapowym światku i nie inaczej jest w omawianej płycie. Od pierwszych sekund wiemy czego się spodziewać, stąd tytuł recenzji. Chyba nikt nie oczekiwał, że panowie zmienią swój styl o 180 stopni, a jeśli ktoś takowe oczekiwania miał to chłopaki wiszą mu macha jak Kuban. Tu się dzieje hip hop. Dostajemy więc to z czego zarówno Paluch i Słoń słyną – dobrze zarapowane zwrotki. 15 numerów przekłada się na blisko 45 minut opowieści o otaczającej nas rzeczywistości, w której melancholia czy ustępstwa schodzą na plan dalszy. Słoń jak to Słoń jest tym straszniejszym typem z duetu, który nie boi się obskurnych porównań, choć nie jest aż tak dosłowny jak we wcześniejszych produkcjach. Tu jednak wyżej stawiany jest realtalk niż fikcja literacka. Paluch z kolei nie boi się mówić tego co myśli, pomimo że z tym rozliczaniem sceny u niego jest różnie. I tutaj też tego za bardzo nie uświadczymy. Wynika to najpewniej z założenia, że jest to zbędne. Słusznie, starczy nam podziałów.

Produkcyjnie jest, powiedziałbym mrocznie i gęsto. Ale nie spodziewajcie się depresyjnych brzmień, to nie ta droga. Mocna stopa współgra z tym co słyszeliśmy na ostatnich albumach Palucha i trudno nie odnieść wrażenia, że to bardziej bity pod niego niż pod nich. Jednak Słoń porusza się po podkładach równie sprawnie, w ogóle nie przypomniając słonia. Za warstwę muzyczną odpowiadają takie ksywki jak Returnersi, Chris Carson, Miroff czy Barto Katt. Do produkcji nie ma co się przyczepić, wszystko jest tip top i zgrywa się z tym jak rapują główni bohaterowie.

Paluch x Słoń – Zima (prod. Chris Carson)

Nowe Taconafide, tylko że rapowe

Czy płyta przyciągnie nowego słuchacza? Nie. Nie o to chodziło obu panom. Gdyby o to chodziło o wspólnym projekcie dowiedzielibyśmy się 2 miesiące przed premierą, a nie dzień. Nie ma tu też gości, którzy mogliby oznaczyć siebie na Instastory. Jest Shellerini, który nie wrzuca tej płyty do innego miasta na mapie polski. Wady? No to jest jednak czyściutki hip hop po dezynfekcji z naleciałości gatunkowej. Wielu, szczególnie fanom takiego rapu, takie założenie się spodoba. Mi jednak brakuje kilku ciekawszych patentów, jak na przykład dziecięce chórki przyprawiające o dreszcze z tytułowego utworu. Kapitalny klimat przypominający upiorne wyliczanki dzieciaków z horroru. Chciałbym tego więcej. Da się też odczuć, że album nie zostanie z nami na dłużej. Brakuje tu charakterystycznego uderzenia w postaci utworu z solidnym repeat value. To raczej krążek, którego słuchasz w całości albo wcale. Ja kiwałem głową i to dosyć mocno. Ironicznym wydaje się być fakt, że ten stricte rapowy album jest przyjemnym oddechem w obliczu ostatnich czasów hip hopu. Polecam, szczególnie głodnym mocno grającego rapu, uderzającego w klatkę piersiową solidnym bębnem i w ucho ciekawymi zwrotkami. Panowie przyzwyczaili już nas do pewnego poziomu, z którego nie wypada im zejść. Jak dla mnie – dowieźli.

Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.

fot. materiały prasowe (Recenzja „Pośród Hien” Palucha i Słonia)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

W czasach promocyjnego napędzania sprzedaży artystów i ich albumów, dwójka wyjadaczy polskiego rapu postanawia rzucić projekt bez żadnej większej zapowiedzi. Z drugiej strony nie potrzebują promocji, nie tylko ze względu na markę jaką sobą reprezentują, ale i na brak potrzeby poszerzania targetu. Paluch i Słoń, w skrócie Słoniuch. Dlaczego tak nie nazwali albumu…

ZOBACZ TAKŻE: TRZEBA WIEDZIEĆ KIEDY ZE SCENY ZEJŚĆ. PEZET „MUZYKA KOMERCYJNA” – RECENZJA

Dzwonił rok 2010

Nazwali swoje dziecko „Pośród Hien”. Tytuł na wskroś wieloznaczny, ale z treści płyty po prostu dowiadujemy się, że panowie do dzisiejszych czasów pasują jak pięść do nosa. Bynajmniej nie są boomerami, ale celnie wytykają co ich w dzisiejszym świecie boli. Na pewno nie boli ich to, że chcą uczciwie zarobić, bo gdyby ich bolało to pewnie nakręciliby machinę promocyjną, sygnując wspólne wydawnictwo połączeniem dwóch mocnych ksywek w branży. Bo tak, trzeba sobie jasno powiedzieć, że jest to mocna kolaboracja. Przed trzynastoma laty koncertowali w ramach wspólnej trasy, łączy ich to samo miasto będące stolicą wielkopolski i chowając do kieszenie ścisłe gatunkowe niuanse, wspólny styl. Pomimo tego, że Słoń to slalom pomiędzy czystym oldschoolem a horrorcorem, a Paluch to reprezentant trueschoolu, niedzielny słuchacz postawiłby ich w jednym szeregu. I słusznie. „Pośród Hien” to hip hop z 2010 roku na bitach z 2020 roku o teraźniejszości roku 2023. Panowie nie starają się tym samym przemycić zmiany ich stylu. Bo nikt tego od nich nie wymaga i oni sami tego nie chcą.

Paluch x Słoń – Jedna Nić (prod. Worek)

„Czym jest trueschool? To prawdziwa szkoła”

Charakterni. To słowo najlepiej oddaje nie tylko najnowszy krążek obu raperów, ale i ich całe kariery. Poznańscy raperzy znani są z tego, że mocno zaznaczają swoje miejsce w rapowym światku i nie inaczej jest w omawianej płycie. Od pierwszych sekund wiemy czego się spodziewać, stąd tytuł recenzji. Chyba nikt nie oczekiwał, że panowie zmienią swój styl o 180 stopni, a jeśli ktoś takowe oczekiwania miał to chłopaki wiszą mu macha jak Kuban. Tu się dzieje hip hop. Dostajemy więc to z czego zarówno Paluch i Słoń słyną – dobrze zarapowane zwrotki. 15 numerów przekłada się na blisko 45 minut opowieści o otaczającej nas rzeczywistości, w której melancholia czy ustępstwa schodzą na plan dalszy. Słoń jak to Słoń jest tym straszniejszym typem z duetu, który nie boi się obskurnych porównań, choć nie jest aż tak dosłowny jak we wcześniejszych produkcjach. Tu jednak wyżej stawiany jest realtalk niż fikcja literacka. Paluch z kolei nie boi się mówić tego co myśli, pomimo że z tym rozliczaniem sceny u niego jest różnie. I tutaj też tego za bardzo nie uświadczymy. Wynika to najpewniej z założenia, że jest to zbędne. Słusznie, starczy nam podziałów.

Produkcyjnie jest, powiedziałbym mrocznie i gęsto. Ale nie spodziewajcie się depresyjnych brzmień, to nie ta droga. Mocna stopa współgra z tym co słyszeliśmy na ostatnich albumach Palucha i trudno nie odnieść wrażenia, że to bardziej bity pod niego niż pod nich. Jednak Słoń porusza się po podkładach równie sprawnie, w ogóle nie przypomniając słonia. Za warstwę muzyczną odpowiadają takie ksywki jak Returnersi, Chris Carson, Miroff czy Barto Katt. Do produkcji nie ma co się przyczepić, wszystko jest tip top i zgrywa się z tym jak rapują główni bohaterowie.

Paluch x Słoń – Zima (prod. Chris Carson)

Nowe Taconafide, tylko że rapowe

Czy płyta przyciągnie nowego słuchacza? Nie. Nie o to chodziło obu panom. Gdyby o to chodziło o wspólnym projekcie dowiedzielibyśmy się 2 miesiące przed premierą, a nie dzień. Nie ma tu też gości, którzy mogliby oznaczyć siebie na Instastory. Jest Shellerini, który nie wrzuca tej płyty do innego miasta na mapie polski. Wady? No to jest jednak czyściutki hip hop po dezynfekcji z naleciałości gatunkowej. Wielu, szczególnie fanom takiego rapu, takie założenie się spodoba. Mi jednak brakuje kilku ciekawszych patentów, jak na przykład dziecięce chórki przyprawiające o dreszcze z tytułowego utworu. Kapitalny klimat przypominający upiorne wyliczanki dzieciaków z horroru. Chciałbym tego więcej. Da się też odczuć, że album nie zostanie z nami na dłużej. Brakuje tu charakterystycznego uderzenia w postaci utworu z solidnym repeat value. To raczej krążek, którego słuchasz w całości albo wcale. Ja kiwałem głową i to dosyć mocno. Ironicznym wydaje się być fakt, że ten stricte rapowy album jest przyjemnym oddechem w obliczu ostatnich czasów hip hopu. Polecam, szczególnie głodnym mocno grającego rapu, uderzającego w klatkę piersiową solidnym bębnem i w ucho ciekawymi zwrotkami. Panowie przyzwyczaili już nas do pewnego poziomu, z którego nie wypada im zejść. Jak dla mnie – dowieźli.

Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.

fot. materiały prasowe (Recenzja „Pośród Hien” Palucha i Słonia)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię