Do sieci trafił właśnie czwarty studyjny album Meek, Oh Why? zatytułowany “Offline”. Muzycznie to kolejny po „Zachodzie” ukłon w stronę brzmień wypływających z serc analogowych syntezatorów, którym wtóruje hip-hopowy groove.
Wojtek Barański: Kilka minut wstecz usiadłem w tamtym miejscu, ale nie było wygodnie. Panowie sobie poszli, więc pozwoliłem sobie skorzystać z wcześniej zajmowanej przez nich sofy. Do meritum. Twoje nowe wydawnictwo nosi nazwę “Offline”. Na ile czujesz się odizolowany od miastowego zgiełku? Czy alienacja, o której wspomniałeś przy wcześniejszych wywiadach, może być atutem?
Meek, Oh Why?: Czuję się dosyć mocno odosobniony i nawet nie jest to kwestia zgiełku miasta. Funkcjonuję wśród niegasnącej gonitwy myśli, która momentami pochłania mnie w całości. “Offline” jest utopijnym stanem i też nie do końca oznacza samo wyprowadzenie się z miasta, czy wylogowanie. Bardziej chodzi o odnalezienie harmonii egzystencji i ustabilizowanie poziomów dopaminowych. Ciężko mi spojrzeć na te wszystkie zjawiska w kategorii bycia atutem, lub nie..
Jednocześnie nic się nie dzieje, ale płytę wydałeś i nawet miałeś o czym napisać.
To jest takie jakby poszukiwanie. Nie jestem człowiekiem, który chce całkowicie zniknąć. Gdybym całkowicie zniknął, to na pewno nie rozmawialibyśmy, nie nagrywałbym nic i po prostu byłbym offline. Próbuje funkcjonować w tym świecie takim, jakim on jest, nie zawracać Wisły kijem. Nie obrażam się na nowe narzędzia. Przecież to nie jest tak, że komputer to szatan, ale skoro już robię to, co robię, to jednak staram się, chociaż szukać jakiegoś balansu w treści.
Wiem, że “Offline” jest nacechowany paletą emocji i wahań nastroju, jednak wydaje się to być łagodnie pofalowane. Chciałbym spojrzeć na to inaczej. Harmonia i spokój to dwa elementy, które według mnie słychać najmocniej. Co zrobić, aby zachować taki stoicyzm, jaki ty zatrzymałeś na tym albumie?
Moja filozofia życia polega na tym, że nie rozpatruje każdej sytuacji, która mnie spotyka indywidualnie. Bardzo łatwo można się w tym pogubić, tracąc koncepcję wraz z kierunkiem swojego życia. Staram się szukać w mądrzejszych źródłach pewnych wzorców i rozpatrywać różne sytuacje bardziej na podstawie ugruntowanych w sobie zasad. Czasem wpadam w różne doły, zapętlenia i to jest dość specyficzne uczucie. Inny razem mam bardzo mocne, wręcz maniakalne momenty. Jestem w stanie w jeden dzień wywrócić życie do góry nogami. W gruncie rzeczy w takiej egzystencji ponad tym wszystkim, co się dzieje w codzienności, czuję stabilność i wiem, do czego zmierzam. Wiem, co jest dla mnie najistotniejsze i to pozwala mi zachować rezon. Cokolwiek by się nie działo.
Gdy zadałem poprzednie pytanie, pytałeś mnie, czy chodzi mi o bieżącą sytuację w kraju i na świecie. W takim razie uważasz, że całe podłoże artystyczne z branży muzycznej odpowiednio wykorzystuje swój potencjał wobec tych drastycznych wydarzeń?
Jest to całkiem skomplikowany temat. Uważam, że w momencie, kiedy ktoś publicznie deklaruje, że przekaże część wpływów na wsparcie dla strony, która jest ofiarą albo wywiesza flagę, to na pewno będzie to lepsze niż absolutny brak działania. Wiesz, to może kogoś zainspirować, zwiększyć skalę tej pomocy. Chociaż nie ukrywam, że osobiście w swojej wyidealizowanej wizji świata, czuję to trochę inaczej. Zdecydowanie wolałbym zareklamować swoją trasę koncertową tylko swoimi singlami, swoim wizerunkiem i sprzedać ją tak, jakby nie było żadnego wątku charytatywnego, nie pokazując tego nikomu, nie mówiąc o tym nikomu i przekazać całe te pieniądze nigdzie o tym nie wspominając. Byłoby to najbardziej w zgodzie z moimi przekonaniami, jak powinna wyglądać szczera pomoc, ale też nie oceniam. Sądzę, że każda pomoc jest lepsza od totalnego braku działania i ignorancji, znieczulicy.
Przesłuchałem tę płytę kilkukrotnie i emanuje ona dojrzałością i poetyckością. Nie boję się użyć tych słów. Gdzie mogłaby się znaleźć granica pominięcia muzyki masowej od tworzenia tego, co konkretnie jest Ci bliższe?
Jestem bardzo zadowolony z tego powodu. Wydaje mi się, że na poprzedniej płycie (tj. “Zachód”) znalazłem pewien sznyt, który nie sprawia, że mam kaca moralnego. Utożsamiam się z tym rodzajem grania. Widzę, że on rezonuje z szerszą społecznością niż wcześniej. Moje wcześniejsze płyty, np. taka “Płyta Rodzaju”, czułem totalną podjarkę, wpadając w senny świat, bycie wiecznym dzieckiem. Czuję, że nie robię tego tylko dla siebie, więc miło jest być docenionym, miło jest mieć dużo ludzi na koncertach i sprzedawać płyty. Nie poszedłbym nigdy tak koniunkturalnie na zasadzie, “Dobra siadamy, taki jest trending YouTube’a i Spotify.”. Nie patrzę na to w ten sposób. Mimo wszystko staram się w momencie szerszej inspiracji, gdy wpadam na jakieś pomysły, nagrywam piosenki, przeprowadzić taki proces produkcyjno-redakcyjny. Często coś, co wydaje mi się jasne, jest niezrozumiałe. Staram się, żeby to było czytelne w przekazie. Nie czułbym się dobrze, gdybym robił muzę po to, żeby nabijać wyświetlenia i kalkulować to, jak YouTuber. Nie czułbym się też dobrze, gdybym zamknął się w piwnicy, grając abstrakcyjne, free jazzowe dźwięki do czterech ścian, łechtając swoje wewnętrzne ego, żyć w przeświadczeniu, że świat mnie po prostu nie rozumie, i że ludzie są puści i płytcy bo nie doceniają mojej ,,wielkiej sztuki”. Ani w tej, ani w tej sferze nie czułbym się dobrze, więc właśnie w ten sposób sobie to balansuje.
Między “Zachodem” a “Offlinem” jest różnica trzech lat. Jak ważna i istotna jest ucieczka od publikowania muzyki? Jak bardzo jest to istotne dla artysty?
Jest to trudne i kluczowe. Fajnie stworzyć sobie przestrzeń twórczą, w której nikt od Ciebie niczego nie oczekuje. Teraz właśnie czuje taki wspaniały moment. Jestem zadowolony z tego, że płyta Offline ma taki, a nie inny kształt. Chciałem ten okres ostatnich dwóch lat już zamknąć, opublikować. W pewnym momencie zmęczyła mnie presja. “Mikołaj, kiedy skończysz?”. Ja to robię, ponieważ chcę to robić. Najbardziej lubię moment, w którym siadam wieczorem całkiem sam. Mam przed sobą kompa, klawiaturkę i nikt nie wie, że to robię — sprawdzam różne rzeczy, pogram. Czuję się bardzo dobrze w tych momentach, bo nikt ode mnie niczego nie oczekuje, a mogę zaskoczyć tym, że pracuję nad piosenkami. Mam taki kreatywny czas. Piszę nowe piosenki, mimo że płyta wyszła sześć dni temu. Fajnie jest mieć te przestrzenie, ale jak się za długo zamuli od wydawania muzy, to człowiek traci balans, zapomina o tym. Mam skłonność do bardzo krytycznego i negatywnego oceniania swoich rzeczy. Zostając rok sam ze sobą, słucham swoich piosenek i cały czas odczuwam czatowanie nade mną stada wilków. Myślę sobie “Boże, po co ja to w ogóle robię.” To kompromitujące, płytkie. Jestem przezroczysty w tym wszystkim, nie ma w tym żadnej tajemnicy. Fajne są autostrady między płytami, ale zrobiłem za długą przerwę od poprzedniej. Będę chciał przyspieszyć, żeby zachować zdrowie psychiczne.
Krytyczny wobec siebie?
To jest dziwne, dlatego, że wierzę w siebie bardzo i wierzę, że potrafię wymyślać muzę. Nie mam też tak, że to wszystko wydarzyło się przypadkiem. Główne uczucie, które mi towarzyszy przy nagrywaniu to strach przed wypaleniem, że w ogóle źle odnalazłem swoje powołanie i się do tego absolutnie nie nadaję. Dwie trzecie depresji, ale jak już znajdę coś, czego się nie krępuję, to zdarza mi się momentami czuć dumę.
Podczas pisania tak ambitnych tekstów pewnie część z nich rozmywa się w niepamięć. Dotykam tej krytyki, o której rozmawialiśmy. Czujesz się samodestrukcyjny?
Rzadko jest tak, że odrzucam całe teksty. Raczej jestem na tyle krytyczny, że po dwóch pierwszych zdaniach… Pierwszy raz była sytuacja, że mam kilka piosenek, których nie opublikowałem. Do poprzedniej płyty nie miałem żadnego odrzutu na dysku, ale nie dlatego, że wszystkie moje pomysły to są pomysły na płytę. Czasem czułem tak głębokie zażenowanie jakimś procesem poszukiwania, że wolałbym tego nie usłyszeć. W momencie, kiedy jakiś wieczór kończy się fiaskiem i nie czuję satysfakcji, to nie mam najmniejszego oporu, żeby to skasować. Pandemia była dosyć trudnym czasem pod wieloma względami. Z jednej strony był to bardzo delikatny temat, ponieważ dotyczył zdrowia i życia. Był ogromny spór. Znowu społeczeństwo jakoś się podzieliło. Przecież to dotyczyło naszego zdrowia, naszego bezpieczeństwa, a w pewnym momencie poczułem, że już zapomnieliśmy o tym, że walczymy z pewną chorobą. Upolityczniliśmy temat. To wywołało we mnie bunt, ale z drugiej strony bałem się o tym napisać. Finalnie postanowiłem napisać o dezorientacji, o pewnym niepokoju, starając się przy tym wystosować nienachalny manifest pokoju.
Według mnie rolą dominującą tego albumu jest jego niepowtarzalna warstwa tekstowa. Co sądzisz?
Produkcyjnie jest trochę szerzej i masywniej w porównaniu do poprzednich płyt. Jest to zasługa Mateusza Hulbója, który wziął na siebie między innymi produkcję bębnów. Zawsze miałem podejście: harmonia jest najważniejsza, może na równi z melodią, a do tego już tylko jedna stopka, werbel z jakiejś 808 i utwór wyraża wszystko. Teraz to się poszerzyło. Jest więcej uderzeń, brzmień i tak dalej. Społecznie czas jest na tyle skomplikowany, że najwięcej czasu zajęło mi ubranie tego w słowa, żeby to nie było poprawne politycznie, nie było wydmuszką, ale też, żeby nikogo nie urazić. Wiem, że ludzie przeżywali różne dramaty. Depresja z powodu odosobnienia, czy śmierci bliskich. Był to delikatny temat, który dotyczył nas przez ostatnie dwa lata. Warstwa tekstowa była dla mnie twardym orzechem do zgryzienia. Nie chciałem odlecieć w totalną abstrakcję, tylko odnieść się do tych wydarzeń, ale znaleźć sobie też jakiś sposób na nadzieję.
Odnoszę wrażenie, że jesteś bardzo szczery w tym, co robisz, szczególnie w tym, co mówisz. Przy komponowaniu i kreowaniu swojej narracji jesteś w tym autentyczny, zgodny z samym sobą?
W rozmowie z Tobą jestem naprawdę bardzo szczery. Tworzenie piosenek — to zależy, czym jest szczerość przy tworzeniu. Nie uważam, że szczerością jest tylko opowiedzenie Ci o swoim życiu prywatnym, kogo kocham, o tym, że mam synów. Nie tylko to jest szczerością. W kontekście tworzenia piosenek szczerością jest to, że nie oszukam swoich fanów, wypuszczając im piosenkę, którą uważam za beznadziejną, ale ma potencjał radiowy i będę im wmawiał w promocji, że jest zajebista. Wiem, że fani w momencie, w którym Ci zaufają, często działają bezkrytycznie. Gdybyś im wrzucił nagle jakiś totalny shit, ale powiedziałbyś o koncepcji, to wiele osób by w to uwierzyło. Byłoby się w stanie pokłócić z kimś, kto uważa inaczej. Czułbym się nie w porządku, że robię z tych ludzi wariatów, więc wypuszczam tylko takie rzeczy, z którymi się utożsamiam, uważając je w jakiś sposób za wartościowe. Nawet jeśli one są bardziej popowe, wynika to z mojej potrzeby eksploracji popu, a nie dlatego, że robię to dla pieniędzy. Mogę chyba powiedzieć, że jestem autentyczny. Nazywam się Mikołaj, przecinek, zapytania znak.
Eksplorujesz pop, ale z tego, co słyszałem, jesteś też związany z rapem. Wydajesz w wytwórni, która jest nasiąknięta hip-hopem nie od wczoraj. Nie musisz na to odpowiadać. Czujesz się odrzucony przez środowisko rapowe?
Przyznam, że kiedyś czułem się odrzucony. Teraz już tak nie jest przez to, że nie aspiruję do tego środowiska. Czuję się swobodnie na swojej własnej drodze, która jest poza jakimkolwiek środowiskiem. Wchłanianie się w lokalne kółka adoracji mnie nigdy nie kręciło. Przechodząc przemianę i stając się starszym, zastanawiałem się, czy może ze mną coś jest nie tak. Później skonfrontowałem się, spotykając ludzi ze środowiska na festiwalu — bardzo duża życzliwość jest wobec moich rzeczy. Spotykam się częściej z takimi opiniami, że jest to trudne w odbiorze, abstrakcyjne i ciekawe. Przychodzą takie dni, kiedy ci idole raperzy mają ochotę posłuchać mojej muzy, dotykając innej sfery. Wtedy mi to tak puściło. Skoro oni mnie nie chcą zabić i mnie nie nienawidzą, to nie muszę być w tym środowisku. Lubię rap jako narzędzie, ale jest to dla mnie egzotyczne. Jestem człowiekiem rodzinnym, nie wywyższam się. W dupie mam, czy mam w ch*j hajsu, czy chodzę jeszcze w odrapanych butach. Czuję się kimś spoza po prostu.
Wspomniałeś, że raperzy poklepują Cię po plecach, chwalą Cię. Z czego według Ciebie może jednak wynikać brak współpracy między wami?
Ciężko mi to dokładnie określić, nie wiem też co oni myślą. Samo rapowanie technicznie nie jest moją najmocniejszą stroną, nie jestem samograjem. Czasami mam ochotę polecieć na podwójnych rymach i ciekawie to poskładać, zapętlić jakieś wielokrotne rzeczy, poszukać flow w sobie. A czasem mam ochotę odstawić rymy, zostając na pojedynczych typu “świat-czas-wiatr”. Mógłbym zepsuć bangera, wrzucając za trudną treść. Nie wiedzieliby do końca, czego mogą się po mnie spodziewać. Częściej dostaję propozycję napisania komuś piosenki, wyprodukowania, skomponowania. Moją silniejszą stroną jest całokształt niż samo rapowanie.
Coraz więcej raperów produkuje muzykę z wokalistami, czy artystami świata alternatywnego. Dzisiaj środowiskowa zgoda na nagranie numeru z Marylą Rodowicz jest zdecydowanie prostsza do uzyskania niż piętnaście lat temu.
Myślę, że piętnaście lat temu za psucie rapu, który jest jedyny i właściwy, groziły straszne rzeczy. Na mojej płycie jest trzech gości — Kuba Więcek, Szczepan Pospieszalski i Michał Żak. Żaden z chłopaków nie podkręca mi zasięgów swoją obecnością. Mam takie samo podejście jak ty. Dla mnie to ma jeszcze inny wymiar i jestem trochę ideowcem w tym wszystkim. Gdybym zgubił ten główny, pierwotny sens to odechciałoby mi się to prawdopodobnie robić. Mam nadzieję, że sukces, popularność i pieniądze wydarzą się przy okazji tego. Nawet jeśli nie, to też sobie jakoś z tym poradzę.
Zakładam, że jesteś osobą wrażliwą. Ile trzeba zebrać, uczuć i emocji, żeby wydać taki album jak “Offline”?
Próbuje to teraz wyciszyć, żeby mi się łatwiej żyło, ale niestety swojej natury nie oszukam. Pierwszą płytę nagrywa się dużo sprawniej. Pierwsze uczucie, które weźmiesz, jest dla ciebie nowe i nieopisane. Czuję, że te wszystkie basicowe uczucia opisałem. Na bazie społecznej obserwacji, delikatnych powiewów uczuć… Ciężko jest mi opisać, gdzie leży ta granica intelektualności, uczuć a obserwacji społecznej.
Ten album można interpretować, jak “Ludzie uspokójcie się!”?
Na zasadzie “Ludzie, uspokójcie się. Jesteśmy wszyscy z tej samej gliny, mamy te same w większości kompleksy i wątpliwości”. Choćbym ci strzelał mega poważne miny i wyglądał na kozaka, to nie znasz mojego backgroundu i moich słabości, mógłbym je zatuszować. W momencie, kiedy przed kimś się otworzę, z nim pogadam, okazuje się, że dużo mnie to kosztuje. Ktoś mógłby na mnie patrzyć przez pryzmat moich słabości. Jednak jesteśmy tylko ludźmi. Wszyscy mamy wspólny pierwiastek, który nas łączy. Fałsz jest bardzo szybko do przejrzenia, nie ma człowieka, który nie miałby tych wszystkich słabości w sobie. Warto jest rozmawiać szczerze.
Protest songi powinny być częstsze?
Powinny, ale niekoniecznie w kontekście politycznym. Rok temu w różnych wywiadach przechodził wątek zabierania głosu przez młode pokolenie w sprawach politycznych i opowiadania się po jednej ze stron. Nie do końca jestem tego zdania. Młode pokolenie powinno manifestować swoją unikatowość. Piosenka może być o wszystkim. Być płytka, pozornie o niczym, mieć różne emocje. Totalna dowolność. Trap na początku był czymś alternatywnym, ponieważ do bitów z lat dziewięćdziesiątych nagle pojawiło się coś dziwnego, kontrowersyjnego — autotune, inna treść. To było coś interesującego, zupełnie inne spojrzenie na muzykę. Żałuję tego, że tak szybko zrobiły się koleiny tego trapu, typowej stylistyki refrenu. To już w żaden sposób nie jest odkrywcze, bo słyszałem to tysiące razy. Oczekiwałbym od twórców i producentów szczerości. Na pewno jest jeszcze mnóstwo odnóg muzyki do odkrycia. Żałuję, że ludzie tak szybko decydują się na jakieś gatunki, zamiast ciągle generować nowe i dekonstruować trendy.
Tworzenie muzyki alternatywnej jest piękniejsze niż robienie kolokwialnej masówki?
Zawsze nie zważałem na nic, co dotyczyło sprzedaży. Doszedłem do wniosku, który być może jest drogą na skróty. Proponowali mi różni ludzie kontrakty na różne kwoty. “Oddaj nam wizerunek, damy ci mnóstwo forsy, ale wypuszczamy single, dlatego że to są czasy singli”. Jestem w stanie zgodzić się tylko i wyłącznie na kontrakt płytowy. Na albumie pozwalasz sobie czasem na niejasności, na jakieś dłuższe fragmenty, ale robisz też taki jeden utwór, który w konkretny sposób określa emocje tej płyty, żeby dać jej szansę na rozwinięcie. Nikt nie zaangażuje się w pracę z tobą na dłuższą metę, kiedy nikt tego nie będzie słuchał. Nie każdy jest stworzony do tego, aby być na scenie. Uważam, że mam trochę szczęścia z tym, że akurat poszedłem w taką, a nie inną muzę. Mam jakieś grono ludzi, które mnie rozumie i przychodzi na moje koncerty, bo utożsamia się z tym, co nagrywam. Mam po prostu farta, że żyję w tych czasach i że akurat taki gatunek się przebija.
Jak bardzo trzeba uważać i patrzeć za siebie, żeby nie zostać “oszukanym” przez podmioty wydawnicze?
Na żadnym etapie swojej kariery nie czułem się przez nikogo oszukany. Dopiero rozeznałem się, co się w tej branży dzieje. W momencie, kiedy nie dowiesz się, nie posiądziesz sporej wiedzy na temat małych niuansów, na pewno nikt ci sam o tym nie powie, negocjując z tobą. Z roku na rok zdajesz sobie sprawę, że jest o wiele więcej rzeczy, które musisz dopilnować. Tych wątków jest mnóstwo i nadal wielu z nich nie ogarniam. Zmartwiło mnie, że tak łatwo można zrobić karierę wykalkulowaną z pewnej pozycji, jednak wiem, że jest gdzieś procent szans, że zrobisz muzę autorską i ona nagle rozwali system. Zawsze wierzę, że ten złoty los wylosuję.
Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.
fot. kadr z klipu Meek, Oh Why? – Chmury (Official Audio)