Mata = klapa? Recenzujemy „Młodego Matczaka”

Freak Fight

fot. kadr z klipu Mata – Papuga

Po „Patoreakcji” moje oczekiwania co do „Młodego Matczaka” były wysokie. Zresztą tuż po premierze, rozpisałem się o tym numerze szerzej. Niestety z każdą kolejną odsłoniętą kartą mój entuzjazm malał, aż wygasł całkowicie.

„Kiss Cam” był singlem, którego fenomen popularności rozumiałem. W końcu Mata się zakochał, Maciary miały przy czym marzyć o mitycznej miłości, a sam wykonawca przy okazji przyhamował z wulgaryzmami, aby jego zwierzenie się z uczuć grało po radiach, a wszystko to dodatkowo zostało okraszone świetnym teledyskiem. Wyświetlenia na streamingach przebiły nawet „Patoreakcję” — cel został osiągnięty. Nie oszukujmy się, jednak jest to lovesong, jakich wiele i nie wiem, czy zmieściłbym go w osobistym rankingu stu najlepszych, polskich numerów o tej tematyce.

„La La La (Oh Oh)” z Whitem 2115 brzmi jak odrzut, freestyle nagrany w 5 minut i tu Mata pokazał, że jest na takim etapie popularności i uwielbienia, że czego by nie wydał, wleci na pierwsze miejsce na karcie na czasie. Strasznie nudny letniak, który nie dorównuje „Ohoh (lalala)” sprzed roku od tego samego duetu, nie mówiąc już o „Schodkach”. W ogóle raperzy w te wakacje byli powściągliwi w dostarczaniu nam letnich hitów.

„Skutym Bobo” zapomniałem zaraz po pierwszym odsłuchu i przypomniałem sobie dopiero teraz — ot kolejny kawałek o jaraniu zioła. Jako że został on opublikowany na kanale Gombao33, byłem przekonany, że to jakiś odrzut, ale cóż, ostatecznie „wzbogacił” tracklistę. Michał lubi bardzo dużo jarać.

„Papuga” to bardzo niewykorzystany potencjał. Mata nudny, wręcz usypiający. Quebonafide bez żadnego efektu wow, jak to od lat na gościnkach, i potem wchodzi on — Malik Montana, który dał (przyznaję to pomimo niechęci do jego muzyki i otoczki) jedną z lepszych zwrotek na tym albumie i jedną z najciekawiej poskładanych w swoim dorobku, nieźle zabawił się tu słowem.

„Szmata” = przełom?

„Szmata” to numer, o którym z wyrobieniem sobie ostatecznej opinii musiałem odczekać kilka dni. Ostatecznie, uważam, że jest to drugi najlepszy singiel promujący tę płytę. Na początku nie rozumiałem, gdy ktoś nazywał ten kawałek odważnym i przełomowym. Serio, myślałem, że już żyjemy w czasach, gdzie mężczyźni nie muszą być zawsze dominujący i to normalne, że każdy ma swoje upodobania. Nie powiedziałbym też, że to jakoś rzadko spotykane zjawisko. Jednak jeśli chodzi o przedstawienie się z takiej pozycji przez rapera, to faktycznie nie przypominam sobie takiego wyznania na bicie. Raper zawsze był samcem alfa, który lubił pokazać dominację genetyczną, związać, skończyć i wykopać kobietę z łóżka. Więc okej fajnie, że taki utwór powstał i to od przedstawiciela ścisłego mainstreamu.

Czuję jednak pewien niedosyt i zmarnowany potencjał. Temat lirycznie mógł zostać podjęty lepiej. „Każesz mi językiem zrobić tak, żebyś odleciała” – myślę, że można by było dokładnie to samo napisać w bardziej wysublimowany sposób. Z drugiej strony, Matczak zawsze był w swoich tekstach do bólu prosty i dosłowny, za co przecież pokochało go tylu fanów.

Idąc dalej, wersy takie jak: „Mówisz do mnie: „zdejmij majtki”, no bo nie lubisz, jak w majtkach jestem, codziennie mam sylwester jak Stallone, one nagrywają sextape, bo mi stanął”. Przyprawiają mnie już o cringe, facepalm i sprawiają, że nie jestem w stanie przesłuchać tego z powagą, a przede wszystkim psują mi odbiór, naprawdę wkręcającego się w ucho refrenu. Pozostaje mi mieć nadzieję, że w najbliższej przyszłości znajdzie się ktoś, kto nagra bliźniaczy utwór, który będzie bez rozpraszających linijek. W pełni sensualny.

Kończąc moje singlowe wrażenia — trzeba pochwalić klipy, bo jest to poziom topowy w skali całego świata, a Mata na przyszłych galach, jakieś statuetki za tę kategorię pozgarnia. Raczej nie ma co do tego wątpliwości.

Wreszcie przyszedł ten dzień, w ubiegły piątek dostaliśmy cały album

Przed odsłuchem myślałem, że wszystko, co ciekawe Mata zawarł w „Patoreakcji” (i niech będzie, że w tej „Szmacie” też) i żeby dostać więcej ciekawych treści, trzeba było jeszcze dłużej odczekać po debiutanckiej płycie. Niestety dzisiejszy rynek wymaga od raperów, co najmniej jednego projektu rocznie. Choć myślę, że akurat Michał na nieco dłuższą przerwę mógłby sobie pozwolić, hype by się na spokojnie utrzymał. On poszedł jednak za ciosem i tak po ponad roku dostaliśmy: LP zawierającą 21 kawałków wraz z 5-numerową EPką. Czy była to dobra decyzja? Moim zdaniem, nie — moje obawy były słuszne i Mata nie ma za bardzo, o czym nawijać. Już chętniej od solowej płyty, usłyszałbym wspólną płytę Gombao33, do której mógłby dorzucić tę EPkę „100 dni po maturze”.

Jak rapował na „Bibliotece Trap”, po „FUMAR MACIE” nie zmieniło się nic, a co zmieniło się po „100 dniach do matury”? Nie musi iść już rano do szkoły, a zamiast tego może całe dnie leżeć i jarać zioło. Willę rodziców zamienił na kawalerkę, ale za własne, więc cieszy. Usamodzielnił się, cytując klasyka: nie za hajs od rodziców tylko za ten koncert, no i elegancko. Wcześniej zarzucali, że Filip Szczęśniak wbił się na smerfa, a dziś tę swoją „inspirację” ma na feacie. Nawet jego penis urósł o 0,7 cm (Michale, miało już nic nie być o długości przyrodzenia). Do tego jednak poruchał na trasie, a nie walił kuca na chacie, nieźle! Tylko czy serio trzeba było temu poświęcać dwa kawałki, a później jeszcze wracać do tematu na kolejnych numerach?

Nie są to zbyt odkrywcze i angażujące treści, a na pewno nie zostały w odpowiednio ciekawy sposób ugryzione. O uwielbieniu do pewnego gatunku roślin i imprez, dowiadywaliśmy się z gościnek jakie rozdawał pomiędzy albumami, a wszystkich pozostałych mogliśmy się zwyczajnie domyśleć.

Trochę o gościach

„Ikea” to naprawdę przyjemne otwarcie płyty, z którego wynikła przy okazji fajna akcja marketingowa. Popularny sklep podszedł do tego naprawdę z klasą, można się uśmiechnąć i sami zostali przez Matę sprowokowani, więc nie jest to na siłę, jak czasami robił to Inpost. W ogóle wyobraźcie sobie, że Ikea, zamiast obrócić to w promocję — zaczyna się rozsierdzać o wykorzystanie ich nazwy jak Malik Montana i Young Leosia robili to Inpostowi z powodu wykorzystania ich wersów.

Na wyróżnienie zasługują też oba numery z kolegami z Gombao33, choć według mnie ze wskazaniem nie na „Blok”, a na „Młodego Bachora„. Jest tam tzw. chemia, nie są to kolejne niepasujące do siebie ksywki pod wyświetlenia, tylko starzy koledzy, którzy byli od początku i to słychać. Jestem fanem takich numerów. No właśnie, à propos featów pod publiczkę, mamy tu kolejne po „Papudze” rozczarowanie. „Nasza klasa (ale to drill)” z Popkiem ma ciekawy feat (niestety tylko na papierze) i spoko tytuł, nawiązujący do działalności Klaksona, który zresztą odpowiada za produkcję, ale na tym koniec zalet. Nuda.

„2001” to melancholijny utwór, a bohater tekstu w takie potrafi. Chyba większość z nas chciałaby odzyskać ten jeden rok stracony przez pandemię, a w czasie lockdownów, niejedna osoba popadła w stany depresyjne. Ech, pewnie będzie słuchane podczas kolejnej fali.

Trochę o liryce

Jeśli chodzi o samo brzmienie i lirykę Maty — progresu nie zanotowałem. Wręcz przeciwnie, mam wrażenia, że Michał się nieco rozleniwił, a wersy były pisane na kolanie, a momentami nawijane na freestylu. W kawałku „Kurtz” z Taco Hemingwayem gospodarz rzuca np.: „Bardzo chcę w końcu postawić na nogi się, ale bardzo niski jest na to kurs”  — patrząc na całą jego zwrotkę, jest to błąd logiczny. Daleko mi do hazardu, zagrałem raz w gimnazjum na maszynach i wygrałem 5 zł i na tym był mój koniec, ale nie trzeba być specjalistą w dziedzinie, że jeśli coś jest mało prawdopodobne (a tak wynika z całej zwrotki Maty) to kurs jest na to wysoki.

Wersy na poprzedniej płycie, jak już wcześniej wspominałem, były proste, dosadne, ale przemyślane i zapadające w pamięć. Nawet te głupoty o 14,5 cm były uzasadnione. Raper na „Młodym Matczaku” niestety traci ten argument, z ciekawego tekściarza robi się gościem, któremu zdarza się przekroczyć granice dobrego smaku. Pisze na odpierd*l i niestety takie wrażenie sprawia też cała płyta. Na debiucie każdy numer był „jakiś”, a tu dostaliśmy sporo zapychaczy, które proszą się o przewinięcie przy drugim odsłuchu. Gdyby nie recenzencki obowiązek to nie odpaliłbym krążka Maty w całości więcej niż raz. Oczywiście poza wyrywkowym powrotem do pojedynczych kawałków.

EP-ka jest miłym dodatkiem

Lepiej od materiału głównego wypada EP-ka. Powrót do tematyki okołoszkolnej i hiphopowych, lo-fi bitów bardzo na plus. Swoją drogą ciekawy zabieg — LP w nowym stylu i EP nawiązująca brzmieniowo do płyty z poprzedniego roku. Raper spróbował czegoś nowego i możemy mu zarzucić, że eksperyment nie był do końca udany, ale nie to, że odcina kupony, nagrywając drugi raz dokładnie to samo. Z drugiej strony dostajemy małą przystawkę, która powinna zadowolić starych fanów, co szczególnie się przydaje w przypadku zawodu daniem głównym.

Z reguły nie wystawiam ocen w recenzjach, bo dla mnie to jakiś absurd, jak wy to obliczacie? Jednak teraz mam jakąś dziwną chęć to zrobić – 6/10, hehe.

8 KOMENTARZE

    • Powiem ci, że piętrolisz brednie i raczej bardziej głupi niż mądry jesteś. Ciebie mi nie żal, za to żal mi twoich starych, że takiego głąba spłodzili xD

  1. „Bardzo chcę w końcu postawić na nogi się, ale bardzo niski jest na to kurs” – tu chodzi moim zdaniem o to, że on chce się zmienić, ale ponieważ kurs jest na to niski (i nie można na tym dobrze zarobić) to właśnie dlatego tego nie robi i tkwi w gównie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

fot. kadr z klipu Mata – Papuga

Po „Patoreakcji” moje oczekiwania co do „Młodego Matczaka” były wysokie. Zresztą tuż po premierze, rozpisałem się o tym numerze szerzej. Niestety z każdą kolejną odsłoniętą kartą mój entuzjazm malał, aż wygasł całkowicie.

„Kiss Cam” był singlem, którego fenomen popularności rozumiałem. W końcu Mata się zakochał, Maciary miały przy czym marzyć o mitycznej miłości, a sam wykonawca przy okazji przyhamował z wulgaryzmami, aby jego zwierzenie się z uczuć grało po radiach, a wszystko to dodatkowo zostało okraszone świetnym teledyskiem. Wyświetlenia na streamingach przebiły nawet „Patoreakcję” — cel został osiągnięty. Nie oszukujmy się, jednak jest to lovesong, jakich wiele i nie wiem, czy zmieściłbym go w osobistym rankingu stu najlepszych, polskich numerów o tej tematyce.

„La La La (Oh Oh)” z Whitem 2115 brzmi jak odrzut, freestyle nagrany w 5 minut i tu Mata pokazał, że jest na takim etapie popularności i uwielbienia, że czego by nie wydał, wleci na pierwsze miejsce na karcie na czasie. Strasznie nudny letniak, który nie dorównuje „Ohoh (lalala)” sprzed roku od tego samego duetu, nie mówiąc już o „Schodkach”. W ogóle raperzy w te wakacje byli powściągliwi w dostarczaniu nam letnich hitów.

„Skutym Bobo” zapomniałem zaraz po pierwszym odsłuchu i przypomniałem sobie dopiero teraz — ot kolejny kawałek o jaraniu zioła. Jako że został on opublikowany na kanale Gombao33, byłem przekonany, że to jakiś odrzut, ale cóż, ostatecznie „wzbogacił” tracklistę. Michał lubi bardzo dużo jarać.

„Papuga” to bardzo niewykorzystany potencjał. Mata nudny, wręcz usypiający. Quebonafide bez żadnego efektu wow, jak to od lat na gościnkach, i potem wchodzi on — Malik Montana, który dał (przyznaję to pomimo niechęci do jego muzyki i otoczki) jedną z lepszych zwrotek na tym albumie i jedną z najciekawiej poskładanych w swoim dorobku, nieźle zabawił się tu słowem.

„Szmata” = przełom?

„Szmata” to numer, o którym z wyrobieniem sobie ostatecznej opinii musiałem odczekać kilka dni. Ostatecznie, uważam, że jest to drugi najlepszy singiel promujący tę płytę. Na początku nie rozumiałem, gdy ktoś nazywał ten kawałek odważnym i przełomowym. Serio, myślałem, że już żyjemy w czasach, gdzie mężczyźni nie muszą być zawsze dominujący i to normalne, że każdy ma swoje upodobania. Nie powiedziałbym też, że to jakoś rzadko spotykane zjawisko. Jednak jeśli chodzi o przedstawienie się z takiej pozycji przez rapera, to faktycznie nie przypominam sobie takiego wyznania na bicie. Raper zawsze był samcem alfa, który lubił pokazać dominację genetyczną, związać, skończyć i wykopać kobietę z łóżka. Więc okej fajnie, że taki utwór powstał i to od przedstawiciela ścisłego mainstreamu.

Czuję jednak pewien niedosyt i zmarnowany potencjał. Temat lirycznie mógł zostać podjęty lepiej. „Każesz mi językiem zrobić tak, żebyś odleciała” – myślę, że można by było dokładnie to samo napisać w bardziej wysublimowany sposób. Z drugiej strony, Matczak zawsze był w swoich tekstach do bólu prosty i dosłowny, za co przecież pokochało go tylu fanów.

Idąc dalej, wersy takie jak: „Mówisz do mnie: „zdejmij majtki”, no bo nie lubisz, jak w majtkach jestem, codziennie mam sylwester jak Stallone, one nagrywają sextape, bo mi stanął”. Przyprawiają mnie już o cringe, facepalm i sprawiają, że nie jestem w stanie przesłuchać tego z powagą, a przede wszystkim psują mi odbiór, naprawdę wkręcającego się w ucho refrenu. Pozostaje mi mieć nadzieję, że w najbliższej przyszłości znajdzie się ktoś, kto nagra bliźniaczy utwór, który będzie bez rozpraszających linijek. W pełni sensualny.

Kończąc moje singlowe wrażenia — trzeba pochwalić klipy, bo jest to poziom topowy w skali całego świata, a Mata na przyszłych galach, jakieś statuetki za tę kategorię pozgarnia. Raczej nie ma co do tego wątpliwości.

Wreszcie przyszedł ten dzień, w ubiegły piątek dostaliśmy cały album

Przed odsłuchem myślałem, że wszystko, co ciekawe Mata zawarł w „Patoreakcji” (i niech będzie, że w tej „Szmacie” też) i żeby dostać więcej ciekawych treści, trzeba było jeszcze dłużej odczekać po debiutanckiej płycie. Niestety dzisiejszy rynek wymaga od raperów, co najmniej jednego projektu rocznie. Choć myślę, że akurat Michał na nieco dłuższą przerwę mógłby sobie pozwolić, hype by się na spokojnie utrzymał. On poszedł jednak za ciosem i tak po ponad roku dostaliśmy: LP zawierającą 21 kawałków wraz z 5-numerową EPką. Czy była to dobra decyzja? Moim zdaniem, nie — moje obawy były słuszne i Mata nie ma za bardzo, o czym nawijać. Już chętniej od solowej płyty, usłyszałbym wspólną płytę Gombao33, do której mógłby dorzucić tę EPkę „100 dni po maturze”.

Jak rapował na „Bibliotece Trap”, po „FUMAR MACIE” nie zmieniło się nic, a co zmieniło się po „100 dniach do matury”? Nie musi iść już rano do szkoły, a zamiast tego może całe dnie leżeć i jarać zioło. Willę rodziców zamienił na kawalerkę, ale za własne, więc cieszy. Usamodzielnił się, cytując klasyka: nie za hajs od rodziców tylko za ten koncert, no i elegancko. Wcześniej zarzucali, że Filip Szczęśniak wbił się na smerfa, a dziś tę swoją „inspirację” ma na feacie. Nawet jego penis urósł o 0,7 cm (Michale, miało już nic nie być o długości przyrodzenia). Do tego jednak poruchał na trasie, a nie walił kuca na chacie, nieźle! Tylko czy serio trzeba było temu poświęcać dwa kawałki, a później jeszcze wracać do tematu na kolejnych numerach?

Nie są to zbyt odkrywcze i angażujące treści, a na pewno nie zostały w odpowiednio ciekawy sposób ugryzione. O uwielbieniu do pewnego gatunku roślin i imprez, dowiadywaliśmy się z gościnek jakie rozdawał pomiędzy albumami, a wszystkich pozostałych mogliśmy się zwyczajnie domyśleć.

Trochę o gościach

„Ikea” to naprawdę przyjemne otwarcie płyty, z którego wynikła przy okazji fajna akcja marketingowa. Popularny sklep podszedł do tego naprawdę z klasą, można się uśmiechnąć i sami zostali przez Matę sprowokowani, więc nie jest to na siłę, jak czasami robił to Inpost. W ogóle wyobraźcie sobie, że Ikea, zamiast obrócić to w promocję — zaczyna się rozsierdzać o wykorzystanie ich nazwy jak Malik Montana i Young Leosia robili to Inpostowi z powodu wykorzystania ich wersów.

Na wyróżnienie zasługują też oba numery z kolegami z Gombao33, choć według mnie ze wskazaniem nie na „Blok”, a na „Młodego Bachora„. Jest tam tzw. chemia, nie są to kolejne niepasujące do siebie ksywki pod wyświetlenia, tylko starzy koledzy, którzy byli od początku i to słychać. Jestem fanem takich numerów. No właśnie, à propos featów pod publiczkę, mamy tu kolejne po „Papudze” rozczarowanie. „Nasza klasa (ale to drill)” z Popkiem ma ciekawy feat (niestety tylko na papierze) i spoko tytuł, nawiązujący do działalności Klaksona, który zresztą odpowiada za produkcję, ale na tym koniec zalet. Nuda.

„2001” to melancholijny utwór, a bohater tekstu w takie potrafi. Chyba większość z nas chciałaby odzyskać ten jeden rok stracony przez pandemię, a w czasie lockdownów, niejedna osoba popadła w stany depresyjne. Ech, pewnie będzie słuchane podczas kolejnej fali.

Trochę o liryce

Jeśli chodzi o samo brzmienie i lirykę Maty — progresu nie zanotowałem. Wręcz przeciwnie, mam wrażenia, że Michał się nieco rozleniwił, a wersy były pisane na kolanie, a momentami nawijane na freestylu. W kawałku „Kurtz” z Taco Hemingwayem gospodarz rzuca np.: „Bardzo chcę w końcu postawić na nogi się, ale bardzo niski jest na to kurs”  — patrząc na całą jego zwrotkę, jest to błąd logiczny. Daleko mi do hazardu, zagrałem raz w gimnazjum na maszynach i wygrałem 5 zł i na tym był mój koniec, ale nie trzeba być specjalistą w dziedzinie, że jeśli coś jest mało prawdopodobne (a tak wynika z całej zwrotki Maty) to kurs jest na to wysoki.

Wersy na poprzedniej płycie, jak już wcześniej wspominałem, były proste, dosadne, ale przemyślane i zapadające w pamięć. Nawet te głupoty o 14,5 cm były uzasadnione. Raper na „Młodym Matczaku” niestety traci ten argument, z ciekawego tekściarza robi się gościem, któremu zdarza się przekroczyć granice dobrego smaku. Pisze na odpierd*l i niestety takie wrażenie sprawia też cała płyta. Na debiucie każdy numer był „jakiś”, a tu dostaliśmy sporo zapychaczy, które proszą się o przewinięcie przy drugim odsłuchu. Gdyby nie recenzencki obowiązek to nie odpaliłbym krążka Maty w całości więcej niż raz. Oczywiście poza wyrywkowym powrotem do pojedynczych kawałków.

EP-ka jest miłym dodatkiem

Lepiej od materiału głównego wypada EP-ka. Powrót do tematyki okołoszkolnej i hiphopowych, lo-fi bitów bardzo na plus. Swoją drogą ciekawy zabieg — LP w nowym stylu i EP nawiązująca brzmieniowo do płyty z poprzedniego roku. Raper spróbował czegoś nowego i możemy mu zarzucić, że eksperyment nie był do końca udany, ale nie to, że odcina kupony, nagrywając drugi raz dokładnie to samo. Z drugiej strony dostajemy małą przystawkę, która powinna zadowolić starych fanów, co szczególnie się przydaje w przypadku zawodu daniem głównym.

Z reguły nie wystawiam ocen w recenzjach, bo dla mnie to jakiś absurd, jak wy to obliczacie? Jednak teraz mam jakąś dziwną chęć to zrobić – 6/10, hehe.

8 KOMENTARZE

    • Powiem ci, że piętrolisz brednie i raczej bardziej głupi niż mądry jesteś. Ciebie mi nie żal, za to żal mi twoich starych, że takiego głąba spłodzili xD

  1. „Bardzo chcę w końcu postawić na nogi się, ale bardzo niski jest na to kurs” – tu chodzi moim zdaniem o to, że on chce się zmienić, ale ponieważ kurs jest na to niski (i nie można na tym dobrze zarobić) to właśnie dlatego tego nie robi i tkwi w gównie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię