fot. @going.app
Dynamicznie wybuchająca kariera często stawia przed nami więcej pytań, niż to miało miejsce przed jej nadejściem. Poczucie własnej wartości, wśród ludzi mających nagle obrócić twoje życie do góry nogami, staje się tym razem, czymś więcej niż tylko pustym motywacyjnym sloganem. Sukces potrafi przeistoczyć mniemanie o sobie na zakładaną maskę, która ukryje naszą prawdziwość i osobowość. Czujesz się ikoną w galerii sztuki, jednak nadaj tej ikonie symbol samego siebie i rób wszystko, aby nie było inaczej. To zdanie powinno być punktem wyjścia dla wielu osób, których zdolności, znajdują poklask wśród tłumów. Ludzie nagannie popełniają te same błędy podczas swojego zaskakującego sukcesu. „Sukcesu”, jakoś nie przepadam za tym słowem, a tym bardziej, kiedy jest powtarzalne i zatraca swoją pierwotną wagę. Postaram się używać synonimów, które będą równie dobrym zastępstwem.
Osiągnięcia mobilizują nas do przyspieszenia wszystkiego wokół i stawiania sobie coraz większych poprzeczek. Nasuwa się istotne pytanie. Czy nie lepiej delikatnie „wdepnąć hamulec”, zwolnić i nie przekraczać dozwolonej prędkości, która dla każdego będzie inna, lecz na pozór niewidoczna? Niebezpiecznie napompowany balon sprawi więcej problemów niż zamierzonych zysków. Przekroczenie dozwolonej prędkości w najlżejszym przypadku da negatywny wydźwięk wśród słuchaczy, a w najgorszym zatrzyma w nas artystyczne krążenie i wyrzuci nas z planszy. Szybki finansowy dryg, wyświetlenia pnące się ku górze, poczucie złej wyższości, która po pierwszych triumfach dotknie każdego. Rzeczy te są pierwszym impulsem do zatrzymania się na sekundę i trzeźwego przemyślenia tego, co było, tego, co jest teraz i tego, co dopiero będzie. Uważam, że nagła i progresywna kariera pozwoli bardziej eksperymentować z twórczością i częściej podejmować ryzyko niż zwykle. Podejmowanie większego ryzyka wywodzi się z chwilowego zapomnienia własnych słabości i prób odcięcia się od swoich upadków. Kiedy nadejdzie pierwsze „wybicie”, szybko postaramy się zapomnieć o tym, co było wcześniej. Im więcej doświadczyliśmy potknięć, tym szybciej, będziemy starać się o ich niepamięć.
Wyrzucenie własnych słabości, historii potknięć lub tych negatywnych przeżyć zdaje się dobrym rozwiązaniem, jednak na jak długo? One i tak powrócą w odpowiednim dla Ciebie momencie, i staną się znaczącą częścią twojej dyskografii. Momenty, które naraziły Cię na ból, przysporzyły lęku i strachu, były iskrą do ukształtowania twojego charakteru i spojrzenia na świat z odmiennej perspektywy. O ile na samym początku swojego wyczekiwanego przełomu warto przykryć dawne urazy, tak później nie będzie, to już takie lekkie i przyjemne, a wizja skonfrontowania się z przeszłością jest nieodzownym elementem dojrzałości artystycznej. Odcięcie się od nieprzyjemnych zdarzeń z przeszłości w pierwszym rozdziale swojej kariery może pomóc w nabraniu własnego tempa i umożliwi skupienie się na tym, co najważniejsze, czyli znalezieniu odpowiedniego dla siebie stylu i połączeniu paru oddalonych kropek w jeden obrazek.
W tym wszystkim widzę dawnego Janka balansującego między szybkim wylotem z gniazda a pozostaniem jeszcze jakiś czas wśród swojego „podwórka”. Słuchając pierwszych numerów Jana, myślę, że gdybym mógł cofnąć się pięć lat wstecz do Krakowa to, zobaczyłbym chłopaka z zamiłowaniem do tego, co robi, jednak nadal szukającego stabilności. Wydaje mi się, patrząc na przekrój podziemnej dyskografii Jana, że niewyważone emocje spotykając się z kojącym rytmem bitu, pozwoliły, chociaż na chwilę odbiec od motłochu spraw codziennych. Utwory pamiętające podziemie obrazują nam dwie osobowości Janka. Jedna bardziej imprezowa, która nie uciekała od przyjemności i ta druga próbująca wykrzesać iskrę do artystycznej dojrzałości. Ta dojrzałość próbowała zapalić lont szybciej niż to, bywa wśród jego rówieśników z tamtych lat. Próba szybszego odcięcia środowiskowej pępowiny mogłaby tylko zaprzepaścić ukształtowanie charakteru. Patrząc z perspektywy lat, Janek nie mógłby być tym samym człowiekiem, jakim jest dzisiaj. Zdarzenia z dawnych lat, które nie zawsze były przyjemne też, musiały mieć miejsce, aby artysta mógł wyciągnąć z nich to, co owocne i skonfrontować się z nimi, gdy poczuje odpowiedni moment. Gdyby Jan nie spojrzał sobie prosto w oczy i nie próbował delikatnie hamować tej dojrzałości to, nie byłbym pewny, czy dzisiaj moglibyśmy odkrywać jego przeżycia na łamach SBM.
Przeżycia u rapera z Krakowa są nierozłączną częścią jego muzyki. Wyimaginowane elementy stworzone tylko pod pretekstem napisania dobrego tekstu są igłą w stogu siana. Mało znajdziemy tam przejaskrawionych i poddanych retuszowi historii z życia Janka. Dlaczego tak sądzę? To czuć!
Wsłuchując się w „Plansze” lub „Uśmiech” wiem, że Janek zostawił tam masę uczuć, przeżyć i historii. Historii, które ukształtowały go jako tego Janka, którego znamy teraz. Jeśli ktoś zadałby mi pytanie, czy nie uważam treści tekstów Jana za zwykły storytelling, odpowiedziałbym dosadne, nie. Janek plasuje się wśród tego wąskiego grona artystów, których twórczość zależna jest od tego, co zobaczyli i przeżyli. Roczna pauza tego młodego chłopaka po opublikowaniu „Uśmiechu” jest całkowicie zrozumiana i wręcz potrzebna. Nie chciałbym odczuć pisarskiego wypalenia wśród ciągłego rzucania nowych kawałków. Tutaj pojawi się rzadko spotykany moment, jak nie jedyny, w którym pochwalę albo bardziej podziękuje tym, dzięki, którym Instagram istnieje. Bez tego medium nie utwierdziłbym się w przekonaniu swoich pisemnych wywodów. Janek raczył nas krótkimi relacjami, gdzie widać, że podróżuję, bawi się i zwyczajnie korzysta z życia. To był moment, do tego, aby raper przeżył coś na nowo i mógł nabrać powietrza.
– ” […] Marzę o tym, żeby trochę teraz popodróżować, zdobyć jakieś nowe umiejętności, a z tyłu głowy tli mi się nawet pomysł o powrocie na studia. Świetnie czuję się z faktem, że mogę jutro wyruszyć w nieznane z totalnie wolną głową.” – fragment opisu Janka z postu dotyczącego premiery „Uśmiechu”.
Niedawno poinformował, że wraca i mamy spodziewać się czegoś nowego z jego strony. Przerwa w twórczości nie jest i nigdy nie będzie zła. Pomoże nabrać wiatru w żagle i odświeżyć własną głowę tym samym poszerzając nas o nowe doświadczenia i możliwości. Ważne w tym wszystkim jest to, aby nie przekraczać osobistej granicy i żyć w zgodzie z samym sobą.