Hodak/2K „Moody Tapes” – jak wypadł krążek Młodego Wilka?

Freak Fight

fot. kadr z klipu Hodak/2K – Oh No! (feat. Deemz)

Co piątek wychodzi kilka płyt z samego polskiego rapu. Kiedyś myślałem, że raperzy nie myślą jak twórcy gier czy filmów i nie planują premier, dostosowując się do konkurencji i sytuacji na rynku, bo są raperami, przekonanymi o własnej zajebistości. Mają wyj*bane i pewność, że to oni są najlepsi i właśnie to ich odpalisz. Okazało się, że po prostu piątek to najlepszy dzień, żeby wlecieć na jakieś playki na Spotify i każdy z tego powodu planuje debiut krążka właśnie na koniec tygodnia.

Czy to dobre dla słuchacza? Dla mnie nie bardzo, bo jestem zniechęcony przesytem, który mamy wyboru i nie wiem co odpalić. Z tego wszystkiego, paradoksalnie wolę wrócić do starszej, osłuchanej już przeze mnie płyty. To jak w restauracji, menu na kilka stron, obiecujesz sobie, że weźmiesz coś nowego, ale ostatecznie bierzesz to, co już sprawdzone.

Nawet jako ogromny fan Zdechłego Osy, nie zdążyłem w całości przesłuchać „Sprzedałem Dupe” (nadrobię na 100%). Niedawno natomiast zadebiutował album, dla którego wyłączyłem Sanah (tak).

Mowa tu o płycie Hodak/2k „Moody Tapes, Volume One”. Nie ukrywam, że wcześniej nie byłem jakoś mocno zaznajomiony z muzyką Hodaka, ale okazał się moim ulubionym wyborem w tegorocznej edycji Młodych Wilków, a single przykuły moją uwagę i często leciały na pętli, mimo że miałem pewien niesmak.

Co było nie tak?

9 marca wleciał klip do pierwszego singla „Oh No!”. Odpalił mi się na YT Music i moje pierwsze wrażenie? Gdzieś już to słyszałem. Bynajmniej nie chodzi tu o Matę, jak mogły sugerować komentarze niektórych nowych słuchaczy pod klipem, bo takiego podobieństwa nie ma. No dobra fryzura dość podobna, to teraz i porównania z Fukajem rozumiem.

Ja po prostu gdzieś już to słyszałem i nie mogłem skojarzyć skąd, ale bujało. Wraz z kolejnymi singlami zrozumiałem, że Hodaka można określić jako „teksty wszystkich polskich raperów w jednym”. One są dobrze napisane i złożone, nie poczułem podczas odsłuchu całego krążka żenady z powodu tekstu, a to już duży sukces. Miałem jednak wrażenie, że na płycie jest wiele followup’ów, aż potem zacząłem się gubić, co dla autora było zamierzonym nawiązaniem a co nie.

Tyle zapamiętałem z płyty: „to, co zrobił to dopiero prolog, unika alkoholowych libacji i skupia się na rozwoju w muzyce, zobacz słuchaczu, gdzie to poszło i pójdzie. Mamo ty też zobacz, rodzice będą dumni.” Brzmi znajomo?

Czy warto było odpalić „Moody Tapes, Volume One”?

Tak, bo Hodak to dobry raper, który ma wszystko, żeby na długo zawojować mainstream. Flow, przyjemny wokal, umiejętność śpiewu i mimo że wtórne to dobrze napisane wersy. Biorąc pod uwagę, że teraz w większości skupiamy się raczej na brzmieniu i otoczce, to jest to dobry album i możliwe, że tylko ja czepiłem się tych tekstów na siłę, bo nie miałem do czego innego. Chciałbym jednak w przyszłości usłyszeć, trochę mniej ogólników, a więcej jego osobistych historii. Chcę więcej duszy w jego muzyce, żeby po czasie można było do projektu wracać w całości, a nie żeby to była kolejna rzecz do przesłuchania, odhaczenia i zapomnienia.

Na płycie z 2K było raczej bez zaskoczeń. Numerów promujących płytę, jak to teraz bywa, jest sporo i są to najlepsze kawałki z tak zwanym repeat value, ciekawymi ksywkami na feacie i nie ma się co dziwić. Żyjemy w erze singli, jak to powiedział ostatnio Marceli Bober w rozmowie ze mną.

Goście nie byli dobrani na siłę i dobrze uzupełnili się z gospodarzem

Żaden z zaproszonych artystów nie zdominował Hodaka, bo zabrakło Sentino. A tak naprawdę to, dlatego bo każdy z nich poza Paluchem dołożył tylko refren, więc za dużo miejsca nie dostał, ale to zaleta.

„Ciepły Letni Deszcz” z Milą Jankowską to kawałek, który spokojnie mógł wyjść jako singiel. Typowy przyjemny lovesong w stylu raper-wokalistka, ale przyjemny na tyle, że wlatuje na moją sławną playlistę „JAK ROZMAWIAĆ Z KOBIETAMI”.

Paluch, za którego muzyką delikatnie mówiąc, nie przepadam, dołożył do „C.R.E.A.M” taką zwrotkę, że jego obecność mi nie przeszkadza w tym, żeby był to dla mnie jeden z najlepszych numerów na płycie.

Miło było usłyszeć w „Bez Zarzutów” schaftera nawiązującego do swojej starszej stylówki. Słodziaki z nich z Dziarmą w „Nieważne”. No i Gedz też nie popsuł.

Całości mam już dość, pewnie jeszcze wrócę kilka razy do ulubionych pojedynczych numerów. Tak samo mam z poprzednimi płytami – „Custom” czy „Zamach zimy i papierosów”. Na pewno też czekam na nowe rzeczy z nadzieją na progress tekstowy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

fot. kadr z klipu Hodak/2K – Oh No! (feat. Deemz)

Co piątek wychodzi kilka płyt z samego polskiego rapu. Kiedyś myślałem, że raperzy nie myślą jak twórcy gier czy filmów i nie planują premier, dostosowując się do konkurencji i sytuacji na rynku, bo są raperami, przekonanymi o własnej zajebistości. Mają wyj*bane i pewność, że to oni są najlepsi i właśnie to ich odpalisz. Okazało się, że po prostu piątek to najlepszy dzień, żeby wlecieć na jakieś playki na Spotify i każdy z tego powodu planuje debiut krążka właśnie na koniec tygodnia.

Czy to dobre dla słuchacza? Dla mnie nie bardzo, bo jestem zniechęcony przesytem, który mamy wyboru i nie wiem co odpalić. Z tego wszystkiego, paradoksalnie wolę wrócić do starszej, osłuchanej już przeze mnie płyty. To jak w restauracji, menu na kilka stron, obiecujesz sobie, że weźmiesz coś nowego, ale ostatecznie bierzesz to, co już sprawdzone.

Nawet jako ogromny fan Zdechłego Osy, nie zdążyłem w całości przesłuchać „Sprzedałem Dupe” (nadrobię na 100%). Niedawno natomiast zadebiutował album, dla którego wyłączyłem Sanah (tak).

Mowa tu o płycie Hodak/2k „Moody Tapes, Volume One”. Nie ukrywam, że wcześniej nie byłem jakoś mocno zaznajomiony z muzyką Hodaka, ale okazał się moim ulubionym wyborem w tegorocznej edycji Młodych Wilków, a single przykuły moją uwagę i często leciały na pętli, mimo że miałem pewien niesmak.

Co było nie tak?

9 marca wleciał klip do pierwszego singla „Oh No!”. Odpalił mi się na YT Music i moje pierwsze wrażenie? Gdzieś już to słyszałem. Bynajmniej nie chodzi tu o Matę, jak mogły sugerować komentarze niektórych nowych słuchaczy pod klipem, bo takiego podobieństwa nie ma. No dobra fryzura dość podobna, to teraz i porównania z Fukajem rozumiem.

Ja po prostu gdzieś już to słyszałem i nie mogłem skojarzyć skąd, ale bujało. Wraz z kolejnymi singlami zrozumiałem, że Hodaka można określić jako „teksty wszystkich polskich raperów w jednym”. One są dobrze napisane i złożone, nie poczułem podczas odsłuchu całego krążka żenady z powodu tekstu, a to już duży sukces. Miałem jednak wrażenie, że na płycie jest wiele followup’ów, aż potem zacząłem się gubić, co dla autora było zamierzonym nawiązaniem a co nie.

Tyle zapamiętałem z płyty: „to, co zrobił to dopiero prolog, unika alkoholowych libacji i skupia się na rozwoju w muzyce, zobacz słuchaczu, gdzie to poszło i pójdzie. Mamo ty też zobacz, rodzice będą dumni.” Brzmi znajomo?

Czy warto było odpalić „Moody Tapes, Volume One”?

Tak, bo Hodak to dobry raper, który ma wszystko, żeby na długo zawojować mainstream. Flow, przyjemny wokal, umiejętność śpiewu i mimo że wtórne to dobrze napisane wersy. Biorąc pod uwagę, że teraz w większości skupiamy się raczej na brzmieniu i otoczce, to jest to dobry album i możliwe, że tylko ja czepiłem się tych tekstów na siłę, bo nie miałem do czego innego. Chciałbym jednak w przyszłości usłyszeć, trochę mniej ogólników, a więcej jego osobistych historii. Chcę więcej duszy w jego muzyce, żeby po czasie można było do projektu wracać w całości, a nie żeby to była kolejna rzecz do przesłuchania, odhaczenia i zapomnienia.

Na płycie z 2K było raczej bez zaskoczeń. Numerów promujących płytę, jak to teraz bywa, jest sporo i są to najlepsze kawałki z tak zwanym repeat value, ciekawymi ksywkami na feacie i nie ma się co dziwić. Żyjemy w erze singli, jak to powiedział ostatnio Marceli Bober w rozmowie ze mną.

Goście nie byli dobrani na siłę i dobrze uzupełnili się z gospodarzem

Żaden z zaproszonych artystów nie zdominował Hodaka, bo zabrakło Sentino. A tak naprawdę to, dlatego bo każdy z nich poza Paluchem dołożył tylko refren, więc za dużo miejsca nie dostał, ale to zaleta.

„Ciepły Letni Deszcz” z Milą Jankowską to kawałek, który spokojnie mógł wyjść jako singiel. Typowy przyjemny lovesong w stylu raper-wokalistka, ale przyjemny na tyle, że wlatuje na moją sławną playlistę „JAK ROZMAWIAĆ Z KOBIETAMI”.

Paluch, za którego muzyką delikatnie mówiąc, nie przepadam, dołożył do „C.R.E.A.M” taką zwrotkę, że jego obecność mi nie przeszkadza w tym, żeby był to dla mnie jeden z najlepszych numerów na płycie.

Miło było usłyszeć w „Bez Zarzutów” schaftera nawiązującego do swojej starszej stylówki. Słodziaki z nich z Dziarmą w „Nieważne”. No i Gedz też nie popsuł.

Całości mam już dość, pewnie jeszcze wrócę kilka razy do ulubionych pojedynczych numerów. Tak samo mam z poprzednimi płytami – „Custom” czy „Zamach zimy i papierosów”. Na pewno też czekam na nowe rzeczy z nadzieją na progress tekstowy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię