Flinterroryzm #11 – Nie przerywamy show

Freak Fight

„Na moje Oliwka radzi sobie z rapowaniem, ma charyzmę, pomysły na flow, głos. Zobaczymy oczywiście, jak to się sprawdzi, kiedy nagrań będzie więcej, ale jestem dobrej myśli” – pisałem ponad siedem miesięcy temu. I co? I już nie jestem. Brazil w coraz gorszej relacji ze słuchaczami, ale przede wszystkim Brazil w coraz gorszej relacji z bitami i wersami. Numery, które trudno wytrzymać do końca, są za to bez końca komentowane. Czytam doniesienia i widzę na własne oczy, że ludziom się nie podoba – dwukrotnie więcej ocen negatywnych niż pozytywnych na jednym singlu, potem trzykrotnie więcej na następnym, no nie da się ukryć, że dziewczyna – tu pokuszę się o parafrazę jej linijki – stoi na w chuj wysokiej piramidzie z kciuków w dół. „Wybujałe ego” i „odwaliło jej” to nie są słowa anona z netu, to powiedział u Stanowskiego Smolasty, a więc typ, który tę raperkę odkrył i poniekąd stworzył. Ała.

ZOBACZ TAKŻE: FLINTERRORYZM #10 – NAJPIERW RAP, POTEM IDEOLOGIA

„Jestem wydziabanym prostym chłopem, czasem buraczanym” – powiedział o sobie Sobel. Po jego trasie koncertowej nie musiał właściwie nic mówić, mówiło się samo, poza tym, że powinno tam stać „najczęściej buraczanym”. Urywane koncerty „tylko dla mężczyzn”, po czym oświadczenie o tym, że nie był w najlepszej formie, ale przecież poszedł do ludzi, popodpisywał i porobił zdjęcia. A wcześniej homofobia, żenujące przepychanki z ex, występy w różnych stanach świadomości. Po wszystkim tłumaczenia, ale bez pokory, z gadaniem „o płonących dupach polskiego społeczeństwa”. Art of non-apology. Sobel przeprasza jeszcze gorzej niż Oliwka Brazil przyznaje się do błędów. Gdyby to jeszcze było beztalencie potrzebujące takiego szumu, by funkcjonować. Ale gość ma płytę – niezłą i diamentową, na album Magiery wchodzi jak do siebie, nagrywa duet z Sanah. Tu byłoby o czym mówić, nawet gdyby ta uderzająca do głowy woda była mniej gazowana. I nie waliła jajem jak te lecznicze wody z uzdrowisk.

Oczywiście i Oliwka i Sobel upajają się sukcesem, dźgają wszystkich wokół po oczach wyświetleniami. Ktoś powie nie bez racji, że wykorzystują ile wlezie swoje pięć minut, bo tam w kuluarach już tupie kilkunastu następnych Sobli i sapie kilkanaście następnych Oliwek Brazil, a czasy idą takie, że może być mniej możliwości, beztroski i ochoty delektowania się tymi pompowanymi dramami. I rodzi się pytanie – ile razy na koncert przyjdzie niepoważnie potraktowany odbiorca? Ile razy z rzędu będzie chciał kliknąć w kolejny utwór poniżej jego oczekiwań? Czy chcesz być tu na dekady jak Tede, Peja i Gural? Czy po szybkim skoku na hajs pragniesz być jak te wszystkie gwiazdy lata z list przebojów słabych rozgłośni i słabych składanek, zostać Nowatorem, DKA i Jeden Osiem L swojego pokolenia?

Sobel & sanah „Cześć, jak się masz?”

Nie przeczę, sukces różne może mieć imię. O Young Leosii mówili w 2021 roku wszyscy, „Szklanek” nie dało się nie usłyszeć. I fajnie być Leokadią, ale może nie wtedy, gdy odkrywasz, że Fryderyka za fonograficzny debiut roku nie dostaje się za memy i liczbę reakcji na socialach i nagrodę zgarnia Ci sprzed nosa Kaśka Sochacka. Albo kiedy na Popkillerach – branżowej, wewnętrznej nagrodzie – nie wygrywasz zupełnie niczego, w kategorii odkrycie roku Kinny Zimmer dostaje od gremium ponad dwa razy tyle punktów, a publiczność, która przecież tak za tobą szaleje, nie plasuje twojego najgorętszego singla chociażby w pierwszej piątce (sześć procent głosów z haczykiem). Choć to może krzepiące, że industry plants nie rosną tak szybko jak się wydaje.

Kto był producentem roku 2021? Jedni powiedzą Atutowy, inni Lanek, ja powiem Barto Katt. Kto jest producentem roku 2022? Póki co poważnym kandydatem jest dla mnie Urbański – świetna płyta Jerzyka Krzyżyka, bardzo dobry album Tymka, ciekawe produkcje dla Samary. Zaglądam do wywiadu z Urbańskim (zrobił go Filip Kalinowski przy okazji płyty „Serce”). Opowiada jak jako małolat podpisał się z renomowanym Compost Records i jak to się skończyło: „To był dla mnie duży skok… Zdecydowanie za duży jak dziś o tym myślę – bo ja wtedy naprawdę nie wiedziałem nic o muzyce, dźwięku czy jakimkolwiek profesjonalizmie – robiłem wszystko na pałę, do szuflady, w domu rodziców, a tu nagle miałem wydawać płytę na cały świat. To wtedy naprawdę dużo znaczyło – EPka w TAKIEJ wytwórni (…) I to mnie tak potwornie pospinało… Nagle pojawiło się tyle myśli, ocen i wątpliwości; stres, nerwica i lęk przed robieniem kolejnych rzeczy. Właściwie w moment poznałem całą polską scenę (Maceo się do mnie odezwał, chłopaki ze Skalpela napisali na gadu-gadu), pojechałem do Bratysławy zagrać koncert przed Bonobo i… to by było na tyle, bo tak mnie to wszystko poskładało, że przez kolejne osiem lat nie wydałem właściwie żadnego numeru”.

Choke Urbańskiego miał szczęśliwe, choć spóźnione zakończenie, wciąż czekamy na takie u dajmy na to Kubana.  Ale nasza branża wydaje się wolno uczyć. Wszystko to, co działo się wokół Przemka Fergusona i jego wytwórni powinno być gigantycznym światłem ostrzegawczym w kontekście tego jak na średnio stablilną młodą psychikę działa ten nieduży nawet wyrzyg miłości, nienawiści, hajsu, złudzeń, sławy i niesławy. Odpały buraczano-megalomańskie gwiazdeczek zapominających, że ktoś był przed nimi i że nie grają po stadionach z Guns N’Roses to małe zło, ale nagrań będących jak pijane i zaćpane listy z błaganiem o pomoc jest u młodych twórców rapu na pęczki. Rozumiem, że nie nałożysz nikomu kagańca, nie zawsze upilnujesz sociale, autoryzujesz wypowiedź i tak dalej. To niemożliwe. Ale czasem pytam sam siebie o rolę tych, którzy tuczą się kosztem spalających się za młodu artystów. Jest różnica między grzaniem się w czyimś cieple, a paleniem nim w piecu.

Oliwka Brazil – Chcę Być Jak Oliwka Brazil [Official Music Video]

Jaki z tego wniosek? Że każde ogniwo łańcucha wiodącego od artysty do odbiorcy z mediami, wydawcą i tak dalej powinno działać rozważniej, odpowiedzialnej, bo tam gdzie idzie się za ciosem, można skończyć na macie, i to zgoła inaczej niż Quebo z Malikiem Montaną. Ale to smutna, nudna konkluzja jak z godziny wychowawczej. Więc może przykłady. Eis ze swoim debiutem był jednym z rozpoczynających „nową szkołę”,  VNM i Sobota swoimi debiutami ją ustabilizowali, Małolat zmienił uliczny rap. Czy działoby się tak, gdyby „Gdzie jest Eis?” wychodziło w okolicy smutaśnej zwrotki na Grammatiku, „Sobotaż” koło drugiej, drewnianej płyty Esenuzet, „De Nekst Best” w czasach, gdy 834 było sumą cudzych patentów, a w „W Pogoni…” jakoś świeżo po bezstylowym feacie na Płomieniu? Oskar nie zaczął się od „Art Brut”, Bisz od „Wilka chodnikowego”. Szybko to się upada, droga na górę musi trwać jeżeli chcesz tam posiedzieć, bo fani będą krypto jak waluty. Kiedy jest za gorąco, filtr może zadziałać lepiej niż Oliwka.

Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.

fot. kadry z klipów

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

„Na moje Oliwka radzi sobie z rapowaniem, ma charyzmę, pomysły na flow, głos. Zobaczymy oczywiście, jak to się sprawdzi, kiedy nagrań będzie więcej, ale jestem dobrej myśli” – pisałem ponad siedem miesięcy temu. I co? I już nie jestem. Brazil w coraz gorszej relacji ze słuchaczami, ale przede wszystkim Brazil w coraz gorszej relacji z bitami i wersami. Numery, które trudno wytrzymać do końca, są za to bez końca komentowane. Czytam doniesienia i widzę na własne oczy, że ludziom się nie podoba – dwukrotnie więcej ocen negatywnych niż pozytywnych na jednym singlu, potem trzykrotnie więcej na następnym, no nie da się ukryć, że dziewczyna – tu pokuszę się o parafrazę jej linijki – stoi na w chuj wysokiej piramidzie z kciuków w dół. „Wybujałe ego” i „odwaliło jej” to nie są słowa anona z netu, to powiedział u Stanowskiego Smolasty, a więc typ, który tę raperkę odkrył i poniekąd stworzył. Ała.

ZOBACZ TAKŻE: FLINTERRORYZM #10 – NAJPIERW RAP, POTEM IDEOLOGIA

„Jestem wydziabanym prostym chłopem, czasem buraczanym” – powiedział o sobie Sobel. Po jego trasie koncertowej nie musiał właściwie nic mówić, mówiło się samo, poza tym, że powinno tam stać „najczęściej buraczanym”. Urywane koncerty „tylko dla mężczyzn”, po czym oświadczenie o tym, że nie był w najlepszej formie, ale przecież poszedł do ludzi, popodpisywał i porobił zdjęcia. A wcześniej homofobia, żenujące przepychanki z ex, występy w różnych stanach świadomości. Po wszystkim tłumaczenia, ale bez pokory, z gadaniem „o płonących dupach polskiego społeczeństwa”. Art of non-apology. Sobel przeprasza jeszcze gorzej niż Oliwka Brazil przyznaje się do błędów. Gdyby to jeszcze było beztalencie potrzebujące takiego szumu, by funkcjonować. Ale gość ma płytę – niezłą i diamentową, na album Magiery wchodzi jak do siebie, nagrywa duet z Sanah. Tu byłoby o czym mówić, nawet gdyby ta uderzająca do głowy woda była mniej gazowana. I nie waliła jajem jak te lecznicze wody z uzdrowisk.

Oczywiście i Oliwka i Sobel upajają się sukcesem, dźgają wszystkich wokół po oczach wyświetleniami. Ktoś powie nie bez racji, że wykorzystują ile wlezie swoje pięć minut, bo tam w kuluarach już tupie kilkunastu następnych Sobli i sapie kilkanaście następnych Oliwek Brazil, a czasy idą takie, że może być mniej możliwości, beztroski i ochoty delektowania się tymi pompowanymi dramami. I rodzi się pytanie – ile razy na koncert przyjdzie niepoważnie potraktowany odbiorca? Ile razy z rzędu będzie chciał kliknąć w kolejny utwór poniżej jego oczekiwań? Czy chcesz być tu na dekady jak Tede, Peja i Gural? Czy po szybkim skoku na hajs pragniesz być jak te wszystkie gwiazdy lata z list przebojów słabych rozgłośni i słabych składanek, zostać Nowatorem, DKA i Jeden Osiem L swojego pokolenia?

Sobel & sanah „Cześć, jak się masz?”

Nie przeczę, sukces różne może mieć imię. O Young Leosii mówili w 2021 roku wszyscy, „Szklanek” nie dało się nie usłyszeć. I fajnie być Leokadią, ale może nie wtedy, gdy odkrywasz, że Fryderyka za fonograficzny debiut roku nie dostaje się za memy i liczbę reakcji na socialach i nagrodę zgarnia Ci sprzed nosa Kaśka Sochacka. Albo kiedy na Popkillerach – branżowej, wewnętrznej nagrodzie – nie wygrywasz zupełnie niczego, w kategorii odkrycie roku Kinny Zimmer dostaje od gremium ponad dwa razy tyle punktów, a publiczność, która przecież tak za tobą szaleje, nie plasuje twojego najgorętszego singla chociażby w pierwszej piątce (sześć procent głosów z haczykiem). Choć to może krzepiące, że industry plants nie rosną tak szybko jak się wydaje.

Kto był producentem roku 2021? Jedni powiedzą Atutowy, inni Lanek, ja powiem Barto Katt. Kto jest producentem roku 2022? Póki co poważnym kandydatem jest dla mnie Urbański – świetna płyta Jerzyka Krzyżyka, bardzo dobry album Tymka, ciekawe produkcje dla Samary. Zaglądam do wywiadu z Urbańskim (zrobił go Filip Kalinowski przy okazji płyty „Serce”). Opowiada jak jako małolat podpisał się z renomowanym Compost Records i jak to się skończyło: „To był dla mnie duży skok… Zdecydowanie za duży jak dziś o tym myślę – bo ja wtedy naprawdę nie wiedziałem nic o muzyce, dźwięku czy jakimkolwiek profesjonalizmie – robiłem wszystko na pałę, do szuflady, w domu rodziców, a tu nagle miałem wydawać płytę na cały świat. To wtedy naprawdę dużo znaczyło – EPka w TAKIEJ wytwórni (…) I to mnie tak potwornie pospinało… Nagle pojawiło się tyle myśli, ocen i wątpliwości; stres, nerwica i lęk przed robieniem kolejnych rzeczy. Właściwie w moment poznałem całą polską scenę (Maceo się do mnie odezwał, chłopaki ze Skalpela napisali na gadu-gadu), pojechałem do Bratysławy zagrać koncert przed Bonobo i… to by było na tyle, bo tak mnie to wszystko poskładało, że przez kolejne osiem lat nie wydałem właściwie żadnego numeru”.

Choke Urbańskiego miał szczęśliwe, choć spóźnione zakończenie, wciąż czekamy na takie u dajmy na to Kubana.  Ale nasza branża wydaje się wolno uczyć. Wszystko to, co działo się wokół Przemka Fergusona i jego wytwórni powinno być gigantycznym światłem ostrzegawczym w kontekście tego jak na średnio stablilną młodą psychikę działa ten nieduży nawet wyrzyg miłości, nienawiści, hajsu, złudzeń, sławy i niesławy. Odpały buraczano-megalomańskie gwiazdeczek zapominających, że ktoś był przed nimi i że nie grają po stadionach z Guns N’Roses to małe zło, ale nagrań będących jak pijane i zaćpane listy z błaganiem o pomoc jest u młodych twórców rapu na pęczki. Rozumiem, że nie nałożysz nikomu kagańca, nie zawsze upilnujesz sociale, autoryzujesz wypowiedź i tak dalej. To niemożliwe. Ale czasem pytam sam siebie o rolę tych, którzy tuczą się kosztem spalających się za młodu artystów. Jest różnica między grzaniem się w czyimś cieple, a paleniem nim w piecu.

Oliwka Brazil – Chcę Być Jak Oliwka Brazil [Official Music Video]

Jaki z tego wniosek? Że każde ogniwo łańcucha wiodącego od artysty do odbiorcy z mediami, wydawcą i tak dalej powinno działać rozważniej, odpowiedzialnej, bo tam gdzie idzie się za ciosem, można skończyć na macie, i to zgoła inaczej niż Quebo z Malikiem Montaną. Ale to smutna, nudna konkluzja jak z godziny wychowawczej. Więc może przykłady. Eis ze swoim debiutem był jednym z rozpoczynających „nową szkołę”,  VNM i Sobota swoimi debiutami ją ustabilizowali, Małolat zmienił uliczny rap. Czy działoby się tak, gdyby „Gdzie jest Eis?” wychodziło w okolicy smutaśnej zwrotki na Grammatiku, „Sobotaż” koło drugiej, drewnianej płyty Esenuzet, „De Nekst Best” w czasach, gdy 834 było sumą cudzych patentów, a w „W Pogoni…” jakoś świeżo po bezstylowym feacie na Płomieniu? Oskar nie zaczął się od „Art Brut”, Bisz od „Wilka chodnikowego”. Szybko to się upada, droga na górę musi trwać jeżeli chcesz tam posiedzieć, bo fani będą krypto jak waluty. Kiedy jest za gorąco, filtr może zadziałać lepiej niż Oliwka.

Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.

fot. kadry z klipów

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię