CZY PRZYŁU JEST ZBYT SZCZERY NA DZISIEJSZY RAP? – RECENZJA „PRZYJACIELE CZEKAJĄ W DOMU”

Freak Fight

fot. @przyludziach

Czy komuś w ogóle muszę przedstawiać Przyłuca? Nie wydaje mi się, ale dla zasady to zrobię. Przyłu to młody raper – ma zaledwie 21 lat. Wyfrunął spod skrzydeł QueQuality i zagości na scenie muzycznej z pewnością na długo. W swoim dorobku posiada już dwa mixtape’y: „Przystanek pionierów mixtape” i „Wszystko zanim mixtape. Jeśli chodzi o legalne debiuty, pierwszy nagrał wraz z VBS-em pod nazwą „Stowarzyszenie umarłych raperów”. Dwa kolejne stworzył już solowo i noszą nazwę „JUNIPER” oraz „HOMELESS BOY”.  Jak można się domyślić, na tym nie skończył swojej kariery i dokładnie w piątek 15 października uraczył nas kolejnym albumem „Przyjaciele czekają w domu”. 

Pierwszą ważną, głównie dla kolekcjonerów płyt, informacją jest z pewnością to, co znajduje się w preorderze. W skład wchodzi oczywiście główna płyta, dodatkowo dostajemy limitowany „RAW MIXTAPE”, plakat, zakładkę do książki oraz standardowo vlepki. Jak widać, już na starcie Przyłu rozpieścił słuchaczy i za 45 zł mamy naprawdę pokaźny pakiet. Singli przedpremierowych zostało wrzuconych zaledwie 6 na 15, więc niewiele, ale według mnie jest to duży plus. Nie odkryliśmy przed 15 październikiem całego albumu, a jedynie mogliśmy zapoznać się z jego tematyką i stylistyką. Jeśli chodzi o gościnki, to usłyszymy takich wykonawców jak: Miszel, Siles, Gibbs, Rip Scotty oraz Ania Szlagowska.

Przejdźmy jednak już do samych numerów, wyróżniłam ich sobie parę i nad nimi chcę zatrzymać się na dłużej. 

„HIK” rozpoczyna całą płytę. Raczej nigdy nie zachwycam się startowymi singlami i w tym przypadku jest podobnie. Nie zrozumcie mnie źle – kawałek jest dobry, ale po przesłuchaniu całości trochę się o nim zapomina. Wers, który zdecydowanie przykuł moją uwagę, to ten nawiązujący do Deysa: „brawurowo i pusto jak Dawid”. Miło, że mimo braku gościnki Dawida na płycie, to i tak jest o nim mowa. W końcu Przyłu należał kiedyś do Hashashins. W kawałku raper mocno podkreśla to, ile już przeszedł w swoim życiu mimo młodego wieku. Wszystkie sukcesy zawdzięcza jedynie sobie i ogromnej determinacji. Widać, że ta roczna przerwa między wydaniami była mu potrzebna, ponieważ mocno odświeżył swój umysł i wraca do nas z nową energią. 

Teraz gładko przejdźmy do utworu „Kokpit”, który wyszedł jako pierwszy z klipem na YouTube. Video dość mocne, ponieważ gdzie indziej mogliśmy zobaczyć rapującego, a jednocześnie skaczącego na bungee artystę? Doceniam poświęcenie, bo sama bym się raczej nie odważyła. Wspomnę jeszcze, że ten numer jest u mnie jak na razie na podium. Przyjemnie się słucha tego, że Bartkowi nie zależy na tym, żeby płyta totalnie poszła w świat. On jest po prostu dumny i zadowolony z tego, że czuje w tym wszystkim progres i wie, że nie stoi w miejscu. Trzeba o tym mówić głośno, podczas gdy wielu artystów nagrywa jedynie pod publikę i ze wszystkich sił dostosowuje się do ogółu. Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to według mnie ten numer mógłby być pierwszy na trackliście płyty, a nawet byłam przekonana, że tak będzie. Refren jest dobrym wejściem po przerwie i podwyższa poprzeczkę co do innych singli. 

„Potencjał” na feacie z Miszelem również pojawił się na YouTube z klipem. Jest to totalnie braggowy numer. Przyłu kolejny raz pokazuje, że jest niesamowicie pewny siebie i wie, że aby coś osiągnąć, musi działać na pełnych obrotach. Zdaje sobie sprawę z tego, że jest lepszy od wielu raperów, a tą płytą pragnie udowodnić, że zrobił spory progres. Co ciekawe, kawałek jest spełnieniem próśb słuchaczy, którzy po usłyszeniu tego duetu podczas ich wyjazdu na Maltę domagali się więcej. Myślę, że ta współpraca poszła dobrze i obydwaj mocno wczuli się w to, co chcieli przekazać. Nie jest to jednak kawałek do którego będę jakoś szczególnie wracać. Osobiście wolę numery, gdzie jest równowaga między „darciem ryja” a spokojnymi brzmieniami. 

„Debet” to utwór, którego nie mogłam pominąć w tej recenzji, przede wszystkim dlatego, że na feacie pojawił się Gibbs. Jest to artysta, który, głównie swoimi refrenami, potrafi podnieść poziom każdego kawałka. Chłopaki poruszają tu temat straty przyjaciół oraz to, jak ważne jest mieć przy sobie najbliższych. Można tu zauważyć ogromny kontrast między szczerym rapem Przyłuca, a melodyjnym refrenem Gibbsa. Miło byłoby usłyszeć ten duet na wspólnej płycie, ponieważ świetnie się oni dopełniają, a dodatkowo, z tego co możemy zauważyć, prywatnie mają dobre relacje, co na pewno ułatwia im współpracę. 

„Schron” to dla mnie jeden z piękniejszych singli na tym albumie. Możliwe, że jest wyżej w moim prywatnym rankingu z racji, że mogłam się z nim mocniej osłuchać. Wleciał na YouTube już w sierpniu wraz z teledyskiem. Przyłu podkreśla, jak ważna jest dla niego jego kobieta. Jest pewny, że jest to uczucie na zawsze. Właśnie takiego Bartka lubię najbardziej. Nie tego przekrzykującego się na płycie, a czułego i pewnego w swoich słowach i wyznaniach. Dodatkowo w refrenie zaznacza: „Mój rap to nie szmal, samochody, robię to, by żyć, a nie pożyć”. Kolejny raz utwierdza nas w tym, że nie robi rapu pod publikę, czy też dla pieniędzy, a z pasji i potrzeby podzielenia się ze słuchaczami swoimi przemyśleniami. 

Ostatnim numerem z tego albumu jest tytułowe „Przyjaciele czekają w domu”’. Jest to najważniejszy kawałek dla gospodarza albumu, ponieważ jest w nim maksymalnie szczery. Sam teledysk jest niby prosty i nie ma w nim nic specjalnego. Jednak przez to, że Bartek przez cały czas patrzy się z pełnymi emocjami w kamerę, możemy się wczuć w to, co chce nam przekazać. Singiel jest ogromnym ekshibicjonizmem dla Przyłuca – wylewa w nim wszystko, co mu leży na sercu. Opowiada o tym, że nigdy nie miał zbyt łatwo w życiu, stracił najbliższe mu osoby oraz musiał gonić swoje marzenia, podczas gdy nikt w niego nie wierzył. Jest to niesamowicie motywujący utwór, ponieważ uświadamia nam, że wszystko zależy od nas i naszych działań. Nigdy nie powinniśmy się poddawać, bo może właśnie w tym momencie sukces powoli się do nas zbliża, a my nie dajemy mu do nas dotrzeć. Jeśli twórczość członka QueQuality wam nie siada, to chociaż w pełnym skupieniu posłuchajcie tego kawałka. Może wasz gust i upodobania się nie zmienią, ale takie numery trzeba przekazywać dalej, żeby jak najwięcej osób tego posłuchało. 

Jak już na początku wspomniałam, jednym z dodatków do albumu był „RAW MIXTAPE”. Jest na nim pięć numerów, a na featach możemy usłyszeć VNM-a, Szymi-Szymsa oraz Hooligans Peach. Na EPce jest już znacznie luźniejsza nawijka niż na głównej płycie. Osobiście wolę spójne wydania, natomiast wiadomo, że innymi prawami rządzą się mixtape’y i tu można zaakceptować lekki misz-masz. Nie będę opisywać każdego numeru z osobna, ponieważ zajęłoby to wieki. Chciałam jednak zwrócić uwagę na drugi kawałek: zawierający gościnną zwrotkę od VNM-a „Zaj*bałem Hip-hop”. Gdyby był trochę bardziej dopracowany, idealnie pasowałby na główną płytę. Pewny siebie Przyłu to totalnie miód na moje uszy, zwłaszcza że śledzę jego drogę muzyczną już od bardzo dawna. Słuchając go jeszcze za czasów Hashashins, w życiu nie pomyślałabym, że zajdzie tak daleko. Nie chodzi mi tu o brak talentu, czy też nudną nawijkę, a o młody wiek Bartka, w porównaniu z masą innych raperów. Szybko i bezboleśnie przebrnął jednak przez te parę lat, tym samym szlifując swój charakter oraz styl. 

Wracając już do całości, według mojego kryterium oraz gustu, album „Przyjaciele czekają w domu” jest bardzo dobrym wydaniem. Stawiając go obok innych premier w 2021 roku, jest u mnie zdecydowanie w topce (chociaż akurat w tym roku jeszcze nic mnie jakoś szczególnie nie zaskoczyło). Jest to z pewnością najlepsza płyta w dorobku Przyłuca – zresztą tak też ją zapowiadał. Widać, że z każdą kolejną nagrywa pewniej oraz szczerzej, co jest obowiązkowym punktem w rapie. Bartek jest niesamowicie motywujący, a dodatkowo w tym wszystkim czuje się z nim pewnego rodzaju więź. Mam wrażenie jakby mój ziomek opowiadał mi swoje historie – może dlatego, że jest w moim wieku. Nawet podczas promowania albumu nie tworzył dystansu między słuchaczami, tylko dzielił się na Instastory wszelkimi szczegółami, zachowując w tym normalne podejście. Życzę mu, by taki stan pozostał na zawsze, ponieważ to przyciąga zdecydowanie większe grono odbiorców. 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

fot. @przyludziach

Czy komuś w ogóle muszę przedstawiać Przyłuca? Nie wydaje mi się, ale dla zasady to zrobię. Przyłu to młody raper – ma zaledwie 21 lat. Wyfrunął spod skrzydeł QueQuality i zagości na scenie muzycznej z pewnością na długo. W swoim dorobku posiada już dwa mixtape’y: „Przystanek pionierów mixtape” i „Wszystko zanim mixtape. Jeśli chodzi o legalne debiuty, pierwszy nagrał wraz z VBS-em pod nazwą „Stowarzyszenie umarłych raperów”. Dwa kolejne stworzył już solowo i noszą nazwę „JUNIPER” oraz „HOMELESS BOY”.  Jak można się domyślić, na tym nie skończył swojej kariery i dokładnie w piątek 15 października uraczył nas kolejnym albumem „Przyjaciele czekają w domu”. 

Pierwszą ważną, głównie dla kolekcjonerów płyt, informacją jest z pewnością to, co znajduje się w preorderze. W skład wchodzi oczywiście główna płyta, dodatkowo dostajemy limitowany „RAW MIXTAPE”, plakat, zakładkę do książki oraz standardowo vlepki. Jak widać, już na starcie Przyłu rozpieścił słuchaczy i za 45 zł mamy naprawdę pokaźny pakiet. Singli przedpremierowych zostało wrzuconych zaledwie 6 na 15, więc niewiele, ale według mnie jest to duży plus. Nie odkryliśmy przed 15 październikiem całego albumu, a jedynie mogliśmy zapoznać się z jego tematyką i stylistyką. Jeśli chodzi o gościnki, to usłyszymy takich wykonawców jak: Miszel, Siles, Gibbs, Rip Scotty oraz Ania Szlagowska.

Przejdźmy jednak już do samych numerów, wyróżniłam ich sobie parę i nad nimi chcę zatrzymać się na dłużej. 

„HIK” rozpoczyna całą płytę. Raczej nigdy nie zachwycam się startowymi singlami i w tym przypadku jest podobnie. Nie zrozumcie mnie źle – kawałek jest dobry, ale po przesłuchaniu całości trochę się o nim zapomina. Wers, który zdecydowanie przykuł moją uwagę, to ten nawiązujący do Deysa: „brawurowo i pusto jak Dawid”. Miło, że mimo braku gościnki Dawida na płycie, to i tak jest o nim mowa. W końcu Przyłu należał kiedyś do Hashashins. W kawałku raper mocno podkreśla to, ile już przeszedł w swoim życiu mimo młodego wieku. Wszystkie sukcesy zawdzięcza jedynie sobie i ogromnej determinacji. Widać, że ta roczna przerwa między wydaniami była mu potrzebna, ponieważ mocno odświeżył swój umysł i wraca do nas z nową energią. 

Teraz gładko przejdźmy do utworu „Kokpit”, który wyszedł jako pierwszy z klipem na YouTube. Video dość mocne, ponieważ gdzie indziej mogliśmy zobaczyć rapującego, a jednocześnie skaczącego na bungee artystę? Doceniam poświęcenie, bo sama bym się raczej nie odważyła. Wspomnę jeszcze, że ten numer jest u mnie jak na razie na podium. Przyjemnie się słucha tego, że Bartkowi nie zależy na tym, żeby płyta totalnie poszła w świat. On jest po prostu dumny i zadowolony z tego, że czuje w tym wszystkim progres i wie, że nie stoi w miejscu. Trzeba o tym mówić głośno, podczas gdy wielu artystów nagrywa jedynie pod publikę i ze wszystkich sił dostosowuje się do ogółu. Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to według mnie ten numer mógłby być pierwszy na trackliście płyty, a nawet byłam przekonana, że tak będzie. Refren jest dobrym wejściem po przerwie i podwyższa poprzeczkę co do innych singli. 

„Potencjał” na feacie z Miszelem również pojawił się na YouTube z klipem. Jest to totalnie braggowy numer. Przyłu kolejny raz pokazuje, że jest niesamowicie pewny siebie i wie, że aby coś osiągnąć, musi działać na pełnych obrotach. Zdaje sobie sprawę z tego, że jest lepszy od wielu raperów, a tą płytą pragnie udowodnić, że zrobił spory progres. Co ciekawe, kawałek jest spełnieniem próśb słuchaczy, którzy po usłyszeniu tego duetu podczas ich wyjazdu na Maltę domagali się więcej. Myślę, że ta współpraca poszła dobrze i obydwaj mocno wczuli się w to, co chcieli przekazać. Nie jest to jednak kawałek do którego będę jakoś szczególnie wracać. Osobiście wolę numery, gdzie jest równowaga między „darciem ryja” a spokojnymi brzmieniami. 

„Debet” to utwór, którego nie mogłam pominąć w tej recenzji, przede wszystkim dlatego, że na feacie pojawił się Gibbs. Jest to artysta, który, głównie swoimi refrenami, potrafi podnieść poziom każdego kawałka. Chłopaki poruszają tu temat straty przyjaciół oraz to, jak ważne jest mieć przy sobie najbliższych. Można tu zauważyć ogromny kontrast między szczerym rapem Przyłuca, a melodyjnym refrenem Gibbsa. Miło byłoby usłyszeć ten duet na wspólnej płycie, ponieważ świetnie się oni dopełniają, a dodatkowo, z tego co możemy zauważyć, prywatnie mają dobre relacje, co na pewno ułatwia im współpracę. 

„Schron” to dla mnie jeden z piękniejszych singli na tym albumie. Możliwe, że jest wyżej w moim prywatnym rankingu z racji, że mogłam się z nim mocniej osłuchać. Wleciał na YouTube już w sierpniu wraz z teledyskiem. Przyłu podkreśla, jak ważna jest dla niego jego kobieta. Jest pewny, że jest to uczucie na zawsze. Właśnie takiego Bartka lubię najbardziej. Nie tego przekrzykującego się na płycie, a czułego i pewnego w swoich słowach i wyznaniach. Dodatkowo w refrenie zaznacza: „Mój rap to nie szmal, samochody, robię to, by żyć, a nie pożyć”. Kolejny raz utwierdza nas w tym, że nie robi rapu pod publikę, czy też dla pieniędzy, a z pasji i potrzeby podzielenia się ze słuchaczami swoimi przemyśleniami. 

Ostatnim numerem z tego albumu jest tytułowe „Przyjaciele czekają w domu”’. Jest to najważniejszy kawałek dla gospodarza albumu, ponieważ jest w nim maksymalnie szczery. Sam teledysk jest niby prosty i nie ma w nim nic specjalnego. Jednak przez to, że Bartek przez cały czas patrzy się z pełnymi emocjami w kamerę, możemy się wczuć w to, co chce nam przekazać. Singiel jest ogromnym ekshibicjonizmem dla Przyłuca – wylewa w nim wszystko, co mu leży na sercu. Opowiada o tym, że nigdy nie miał zbyt łatwo w życiu, stracił najbliższe mu osoby oraz musiał gonić swoje marzenia, podczas gdy nikt w niego nie wierzył. Jest to niesamowicie motywujący utwór, ponieważ uświadamia nam, że wszystko zależy od nas i naszych działań. Nigdy nie powinniśmy się poddawać, bo może właśnie w tym momencie sukces powoli się do nas zbliża, a my nie dajemy mu do nas dotrzeć. Jeśli twórczość członka QueQuality wam nie siada, to chociaż w pełnym skupieniu posłuchajcie tego kawałka. Może wasz gust i upodobania się nie zmienią, ale takie numery trzeba przekazywać dalej, żeby jak najwięcej osób tego posłuchało. 

Jak już na początku wspomniałam, jednym z dodatków do albumu był „RAW MIXTAPE”. Jest na nim pięć numerów, a na featach możemy usłyszeć VNM-a, Szymi-Szymsa oraz Hooligans Peach. Na EPce jest już znacznie luźniejsza nawijka niż na głównej płycie. Osobiście wolę spójne wydania, natomiast wiadomo, że innymi prawami rządzą się mixtape’y i tu można zaakceptować lekki misz-masz. Nie będę opisywać każdego numeru z osobna, ponieważ zajęłoby to wieki. Chciałam jednak zwrócić uwagę na drugi kawałek: zawierający gościnną zwrotkę od VNM-a „Zaj*bałem Hip-hop”. Gdyby był trochę bardziej dopracowany, idealnie pasowałby na główną płytę. Pewny siebie Przyłu to totalnie miód na moje uszy, zwłaszcza że śledzę jego drogę muzyczną już od bardzo dawna. Słuchając go jeszcze za czasów Hashashins, w życiu nie pomyślałabym, że zajdzie tak daleko. Nie chodzi mi tu o brak talentu, czy też nudną nawijkę, a o młody wiek Bartka, w porównaniu z masą innych raperów. Szybko i bezboleśnie przebrnął jednak przez te parę lat, tym samym szlifując swój charakter oraz styl. 

Wracając już do całości, według mojego kryterium oraz gustu, album „Przyjaciele czekają w domu” jest bardzo dobrym wydaniem. Stawiając go obok innych premier w 2021 roku, jest u mnie zdecydowanie w topce (chociaż akurat w tym roku jeszcze nic mnie jakoś szczególnie nie zaskoczyło). Jest to z pewnością najlepsza płyta w dorobku Przyłuca – zresztą tak też ją zapowiadał. Widać, że z każdą kolejną nagrywa pewniej oraz szczerzej, co jest obowiązkowym punktem w rapie. Bartek jest niesamowicie motywujący, a dodatkowo w tym wszystkim czuje się z nim pewnego rodzaju więź. Mam wrażenie jakby mój ziomek opowiadał mi swoje historie – może dlatego, że jest w moim wieku. Nawet podczas promowania albumu nie tworzył dystansu między słuchaczami, tylko dzielił się na Instastory wszelkimi szczegółami, zachowując w tym normalne podejście. Życzę mu, by taki stan pozostał na zawsze, ponieważ to przyciąga zdecydowanie większe grono odbiorców. 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię