Benz-Dealerów dwóch. Patos dziwnego prezentu pod choinkę

Freak Fight

Bilans dealerów Mercedesa prawdopodobnie rośnie wprost proporcjonalnie do kolejnego tysiąca przybywających odsłuchów obu Beanz-Dealerów. Gdybym w dzieciństwie zamiast bawienia się lalkami, zajął się Hot Wheelsami, teraz nie miałbym na co narzekać. Wystawcy Otomoto muszą czuć się pozytywnie poszkodowani, otrzymując kredyt, którego w zasadzie nie muszą spłacać. Do podwojenia zysków zabrakło tylko chwytliwej reklamy na social mediach — Ikea wie o co chodzi. Benz-Dealer to długo spełniana obietnica zakończona happy endem.

Licząc od 2017 roku mieliśmy pięć lat niecierpliwego angażowania się w podkręcanie szumu, wtedy jeszcze niewydanego — Benz-Dealera. Wśród fandomu ciechanowskiego rapera ten tytuł, a właściwie całe zamieszanie z nim związane zakorzeniło się głębiej niż myśleliśmy. W pewnym momencie Quebo wyraźnie i dobrowolnie popuścił lejce, pozwalając temu projektowi żyć własnym życiem. Celowo nie użyłem słowa „opuścił”, dlatego że lepiej nie tracić kontroli nad żyłą złota, bezustannie przynoszącą tabory hype’u. Ubiegły lipiec stał się przełomowym miesiącem dla wszystkich oczekujących długo zapowiadanego Benz-Dealera. Spekulacje nad udziałem Tommy’ego okazały się trafne. Do słów obu muzyków w tamtym czasie powinno podchodzić się z umiarem, jednak znalazły się takie, po czasie zyskujące na znaczeniu.

Tommy Cash potwierdza dogranie swojej zwrotki na Benz-Dealera.

Kuba Grabowski, ale to nadal Quebo

Po lipcowej publikacji zgłodniały słuchacz Quebo mógł poczuć się syto. Nie przypominam sobie innego numeru, który przyciągał za sobą tyle zainteresowania, teorii spiskowych i angażu fanów, ile kreatywna otoczka Benz-Dealera. Dostrzeganie w jednym numerze Graalu polskiego rapu jest na wyrost, jednak nie oznacza to, żeby nie szukać w nim błysku w oku.

Wszystko powoli ucicha, lecz do gasnącego ogniska kilka gałęzi dorzuca Forxst. Na zyskującej popularności tematyce NFT wystawia na sprzedaż ojca założyciela, od którego wszystko się zaczęło. Zwrotka Quebonafide z 2017 roku trafia pod rynkowy młotek, a jej nowy właściciel będzie mógł zrobić z nią… cokolwiek. Los chciał, że nowym posiadaczem legendarnej zwrotki zostało SBM. Wraz z nowym rokiem temat Benz-Dealera powrócił do żywych dzięki pewnemu wysokiemu chłopakowi z ładną grzywką. Winda z jedzeniem musiała się zaciąć, bo Kinny otworzył się na inne łakomstwo. Przy akompaniamencie podpisania oficjalnego kontraktu z labelem, ta sama wytwórnia wrzuca klip wywołujący na ustach — what the f*ck?. Słuchając Kinniego w roli starterowicza, nie spodziewałem się, że lada dzień usłyszy o nim przeciętny konsument tiktokowej pajdy.

ZOBACZ TAKŻE: MAMY JUŻ ”WOLNY ŚWIAT”, CZY KALIEMU SKOŃCZYŁY SIĘ PIENIĄŻKI? — RAPER WRACA DO KONCERTOWANIA

Nie trzeba sięgać do szuflady po zakurzoną lupę, żeby dostrzec wizualne i ostentacyjne różnice. W przypadku Quebo dostaliśmy utwór, na który czekaliśmy z podobnym utęsknieniem, jakie wylaliśmy nad reinkarnacją Stachu Jonesa. Od krążących po sieci fragmentów z przed czterech lat zmieniło się wszystko. Zaskoczenie nagłym nadejściem klipu wraz ze zmianą koncepcyjną odświeżyło perspektywę odbioru Benza, zachowując jego pierwotny kształt. Miałem sposobność zapytać u źródła. Porozmawiałem z Sebastianem Pańczykiem, reżyserem Benz-Dealera.

Wojtek: Jak długo trwał proces pracy nad klipem Benz-Dealera? Wszystko zostało zrealizowane w zeszłym roku, czy był to projekt długofalowy?

Sebastian Pańczyk: Od pierwszych rozmów z Quebo i Tommym do końca prac nad post produkcją — myślę, że były to jakieś trzy miesiące intensywnej pracy. Tak w przybliżeniu. Pierwsze rozmowy to był krótki brief od artystów. Takie bardzo luźne pomysły, które później starałem się często też przy ich udziale zamknąć w historie. Rozrysować jako shootingboard i zobaczyć, czy będzie on odpowiednio pracować pod ten kawałek. Tak krok po kroku, casting, lokacje, kostiumy, zdjęcia, montaż. Zmierzaliśmy do efektu, jaki sobie założyliśmy.

Wojtek: Czym wyróżnia się Benz-Dealer w porównaniu do twoich innych realizacji?

Sebastian Pańczyk: Myślę, że każdy z moich teledyskowych projektów jest nieco inny, ale wspólnym mianownikiem dla większości z nich (nie było też ich tak dużo) jest pewnego rodzaju estetyka. Staram się, żeby za każdym razem pasowała do utworu, jaki ilustruje, ale na koniec okazuje się, że łączy ją coś z innymi moimi projektami. Nawet jeśli realizuję je z innymi operatorami, a warto tu zauważyć, że staram się dawać ludziom dużo wolności we wspólnym działaniu, na koniec okazuje się, że łącze je w jakieś wspólne wątki. Zawsze, jako założenie, od początku pracy staram się myśleć nad danym scenariuszem czy formą teledysku w taki sposób, żeby zaskakiwał, był poza, a nawet bardzo poza dominującą formą teledysku. Oczywiście Benz-Dealer nie był tu wyjątkiem jako założenie.

Wojtek: Quebo miał swoją wizje, którą chciał przedstawić, czy pozwolił Ci na kreatywne podejście?

Sebastian Pańczyk: Quebo, ale także Tommy są bardzo kreatywnie myślącymi artystami. Co oczywiste jest w przypadku twórczości słuchanej, jednak w przypadku komunikacji wizualnej, oglądanej już tak oczywiste nie jest. A jednak było dla mnie nieco zaskakujące jak dojrzale i w jakiej intensywności podchodzą do obrazu. Do historii filmowej. Nawet fakt tego, że miałem wolną rękę od momentu briefu w kreowaniu tej historii, jest tego dowodem. Nie było tam współpracy na zasadzie przerzucania się polecanymi pomysłami, a wszystko działo się, tak mogę to nazwać „dojrzale” w podporządkowaniu wizji całości. Podobnie było we współpracy z duetem Syny, Piernikowskim i Moniką Bródką, Dawidem Podsiadło, czy Sokołem. Mogę się uważać za szczęściarza, jeśli przyjąć otwartość artystów i ich kreatywność za jedną z ważniejszych składowych projektów.

Wojtek: Oprócz chwytliwego tytułu i logo Mercedesa, co było kluczem dla przywrócenia temu utworowi swojego charakteru? 

Sebastian Pańczyk: Moim zdaniem to bardzo dobry kawałek, który wymagał mocnego obrazu. Od początku myśleliśmy o nim jako o czymś wyjątkowym. Było parę ważnych rzeczy dla artystów, które starałem się wpleść w tę historię, żeby było jak najnaturalniej. Na ogół obraz życia jako obrazu z marzeniami, nawet Mercedes jest tu metaforą lepszego świata, życie jak z reklamy super auta było najogólniejszym pomysłem na całość. Z drugiej strony chcieliśmy uniknąć jakichś przerysowań w takim odniesieniu, pastiszu. Myślę, że byłoby to za łatwe, więc kombinowałem jak nam wszystkim utrudnić realizację tego projektu.

Wojtek: Jakie znaczenie twoim zdaniem może mieć ten numer w erze współczesnego rapu?

Sebastian Pańczyk: Myślę, że i Quebo i Tommy Cash mają bardzo wyraźny styl, który w przypadku Benz-Dealera zapracował na wspólną jakość, gdzie nie ucierpiał styl żadnego z nich. Chce powiedzieć, że jako nie nazbyt wytrawny odbiorca współczesnych nurtów w rapie odbieram ten kawałek jako mocną, a przy tym w pewnym sensie romantyczną wypowiedź, w której oba style artystów świetnie się uzupełniają — nabierają fajnej nowej jakości. Myślę, że jest duża przestrzeń na taką poezję.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: SOKÓŁ, PEZET I PRO8L3M NA KONCERCIE W KATOWICACH

Kinny wyskoczył jak Filip z konopi

Kinny Zimmer to 22-latek bacznie przywiązujący uwagę… w zasadzie do wszystkiego. Kluczem do szczęścia Kinny’ego wydaje się zjeżdżająca winda z jakąś szamką, jednak pozory mylą. „Jazda” była zaświadczeniem o jego niekaralności rapowej. Rozwijając opis nietrudno zauważyć, że Kinny odpowiada w tym klipie za wszystko. Rzadko spotyka się samowystarczalnych i wielozadaniowych raperów, będących solową orkiestrą do cna. Nad uniwersalnością i szerokimi umiejętnościami powinno się ukłonić. Dla Kinny’ego kluczem do radości nie będzie rozmazana kreska u lalki Barbie, lecz świadomie brana odpowiedzialność za każdy element. W działaniach Kinny’ego widzę fragment Jacusia, który też nie odstaje pod kątem kreatywnym.

„Rozmazaną Kreskę” szybko podchwycił TikTok. Nie muszę tłumaczyć, co stało się dalej, ale w skrócie zadziałał efekt domina. Patos oryginalności i efektywności pracy przyniósł szybki wzrost i wywindował wyniki Kinny’ego na Spotify do miliona słuchaczy w ciągu miesiąca. Hotel Maffija przysłużył się do sukcesu 22-letniego artysty, niemniej na miano przekroczenia Rubikonu w jego karierze zasługuje nowy Benz-Dealer.

Strofa starego Quebo, jak nazywają przeszłościową twórczość Kuby fonetyczni wyjadacze, z kanonu baśni i legend została ożywiona i znalazła swój dom w SBM. Kinny to nie tylko słodki chłopak rodem z Toy Story, a nabytek, z którego jak najowocniej należy skorzystać. Marek Sobkiewicz-Hirsch, reżyser zmartwychwstałego Benz-Dealera i ja. Krótko, ale z mięsem.

Wojtek: Jakie wrażenie zrobił na tobie nowy członek wytwórni Solara – patrząc od pierwszej wizyty w Starterze?

Marek Sobkiewicz-Hirsch: Kiedy przygotowując koncepcje, oglądałem jego poprzednie teledyski i dowiadywałem się co nieco o Kinnym, to co rzuciło mi się w oczy to jego wszechstronność. Od razu pomyślałem, że jest bardzo plastyczną postacią, która odnajdzie się w różnych warunkach, dlatego też przy tworzeniu bohatera byłem pewien, że świetnie sobie poradzi w roli. Jest bardzo skupiony i pracowity to cechy, które prowadzą ludzi na szczyt, dlatego czułem, że będę miał do czynienia z bardzo świadomym siebie artystą.

Wojtek: Co było głównym zamierzeniem podczas pracy nad teledyskiem? Punktem odniesienia?

Marek Sobkiewicz-Hirsch: Głównym zamierzeniem podczas pracy nad teledyskiem było stworzenie nowego świata, w którym Benz-Dealer dostaje ciało, dowiadujemy się, kim jest. Bardzo chciałem zobaczyć bohatera z krwi i kości. Wyszedłem z założenia, że Benz-Dealer to świetna okazja do opowiadania historii, a ta jest o tym, co nas dręczy i że często to jesteśmy my. Dlatego utwór jest taki mocny. Przypomina trochę krzyk w środku głowy. Głównym zamierzeniem było wykreowanie świata charakterystycznego, ale też niespotykanego na co dzień i opowiedzenia historii. Teledysk przeprowadza nas z pozoru uporządkowanej przestrzeni, do całkowitego odklejenia się od niej i samo destrukcji z uśmiechem na ustach. Myślę, że wielu ludzi może odczuwać podobne stany w swoim życiu, dlatego jest to bliskie każdemu.

Wojtek: Który Benz-Dealer jest tym najwłaściwszym? Doczekaliśmy się dwóch klipów, naznaczonych tym tytułem.

Marek Sobkiewicz-Hirsch: Moim zdaniem nie ma najwłaściwszego Benz-Dealer’a. Jest oczywiście perspektywa, z której się patrzy. Dla mnie ważny jest Benz-Dealer Kinny’ego, bo sam zostawiłem w nim kawałek siebie. Jednak to nie znaczy, że któraś interpretacja jest lepsza czy gorsza. Myślę, że takie utwory, które są reinterpretowane, stają się domeną wszystkich, wspólnym źródłem inspiracji, z którego można czerpać w nieskończoność, za każdym razem wyrażając siebie.

Wojtek: Kinny to człowiek samowystarczalny? Jego pomysły są kluczowe podczas kręcenia klipu?

Marek Sobkiewicz-Hirsch: To ciekawe pytanie, z jednej strony powiedziałbym, że tak, a z drugiej to kłóciłoby się z moim poglądem, że to wśród innych budujemy siebie i rozwijamy. Myślę, że lepiej byłoby go określić, że Kinny to człowiek wszechstronny i nie zamknięty, skupiony, a jednocześnie wielozadaniowy, serio zrobił na mnie duże wrażenie.

Nie, tutaj akurat artysta obdarzył mnie dużym zaufaniem, więc w tym konkretnym wypadku nie, ale wcześniejsze teledyski nagrywał sam i tez bardzo dobrze wyglądają. Więc wisienka na torcie w tym przypadku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

Bilans dealerów Mercedesa prawdopodobnie rośnie wprost proporcjonalnie do kolejnego tysiąca przybywających odsłuchów obu Beanz-Dealerów. Gdybym w dzieciństwie zamiast bawienia się lalkami, zajął się Hot Wheelsami, teraz nie miałbym na co narzekać. Wystawcy Otomoto muszą czuć się pozytywnie poszkodowani, otrzymując kredyt, którego w zasadzie nie muszą spłacać. Do podwojenia zysków zabrakło tylko chwytliwej reklamy na social mediach — Ikea wie o co chodzi. Benz-Dealer to długo spełniana obietnica zakończona happy endem.

Licząc od 2017 roku mieliśmy pięć lat niecierpliwego angażowania się w podkręcanie szumu, wtedy jeszcze niewydanego — Benz-Dealera. Wśród fandomu ciechanowskiego rapera ten tytuł, a właściwie całe zamieszanie z nim związane zakorzeniło się głębiej niż myśleliśmy. W pewnym momencie Quebo wyraźnie i dobrowolnie popuścił lejce, pozwalając temu projektowi żyć własnym życiem. Celowo nie użyłem słowa „opuścił”, dlatego że lepiej nie tracić kontroli nad żyłą złota, bezustannie przynoszącą tabory hype’u. Ubiegły lipiec stał się przełomowym miesiącem dla wszystkich oczekujących długo zapowiadanego Benz-Dealera. Spekulacje nad udziałem Tommy’ego okazały się trafne. Do słów obu muzyków w tamtym czasie powinno podchodzić się z umiarem, jednak znalazły się takie, po czasie zyskujące na znaczeniu.

Tommy Cash potwierdza dogranie swojej zwrotki na Benz-Dealera.

Kuba Grabowski, ale to nadal Quebo

Po lipcowej publikacji zgłodniały słuchacz Quebo mógł poczuć się syto. Nie przypominam sobie innego numeru, który przyciągał za sobą tyle zainteresowania, teorii spiskowych i angażu fanów, ile kreatywna otoczka Benz-Dealera. Dostrzeganie w jednym numerze Graalu polskiego rapu jest na wyrost, jednak nie oznacza to, żeby nie szukać w nim błysku w oku.

Wszystko powoli ucicha, lecz do gasnącego ogniska kilka gałęzi dorzuca Forxst. Na zyskującej popularności tematyce NFT wystawia na sprzedaż ojca założyciela, od którego wszystko się zaczęło. Zwrotka Quebonafide z 2017 roku trafia pod rynkowy młotek, a jej nowy właściciel będzie mógł zrobić z nią… cokolwiek. Los chciał, że nowym posiadaczem legendarnej zwrotki zostało SBM. Wraz z nowym rokiem temat Benz-Dealera powrócił do żywych dzięki pewnemu wysokiemu chłopakowi z ładną grzywką. Winda z jedzeniem musiała się zaciąć, bo Kinny otworzył się na inne łakomstwo. Przy akompaniamencie podpisania oficjalnego kontraktu z labelem, ta sama wytwórnia wrzuca klip wywołujący na ustach — what the f*ck?. Słuchając Kinniego w roli starterowicza, nie spodziewałem się, że lada dzień usłyszy o nim przeciętny konsument tiktokowej pajdy.

ZOBACZ TAKŻE: MAMY JUŻ ”WOLNY ŚWIAT”, CZY KALIEMU SKOŃCZYŁY SIĘ PIENIĄŻKI? — RAPER WRACA DO KONCERTOWANIA

Nie trzeba sięgać do szuflady po zakurzoną lupę, żeby dostrzec wizualne i ostentacyjne różnice. W przypadku Quebo dostaliśmy utwór, na który czekaliśmy z podobnym utęsknieniem, jakie wylaliśmy nad reinkarnacją Stachu Jonesa. Od krążących po sieci fragmentów z przed czterech lat zmieniło się wszystko. Zaskoczenie nagłym nadejściem klipu wraz ze zmianą koncepcyjną odświeżyło perspektywę odbioru Benza, zachowując jego pierwotny kształt. Miałem sposobność zapytać u źródła. Porozmawiałem z Sebastianem Pańczykiem, reżyserem Benz-Dealera.

Wojtek: Jak długo trwał proces pracy nad klipem Benz-Dealera? Wszystko zostało zrealizowane w zeszłym roku, czy był to projekt długofalowy?

Sebastian Pańczyk: Od pierwszych rozmów z Quebo i Tommym do końca prac nad post produkcją — myślę, że były to jakieś trzy miesiące intensywnej pracy. Tak w przybliżeniu. Pierwsze rozmowy to był krótki brief od artystów. Takie bardzo luźne pomysły, które później starałem się często też przy ich udziale zamknąć w historie. Rozrysować jako shootingboard i zobaczyć, czy będzie on odpowiednio pracować pod ten kawałek. Tak krok po kroku, casting, lokacje, kostiumy, zdjęcia, montaż. Zmierzaliśmy do efektu, jaki sobie założyliśmy.

Wojtek: Czym wyróżnia się Benz-Dealer w porównaniu do twoich innych realizacji?

Sebastian Pańczyk: Myślę, że każdy z moich teledyskowych projektów jest nieco inny, ale wspólnym mianownikiem dla większości z nich (nie było też ich tak dużo) jest pewnego rodzaju estetyka. Staram się, żeby za każdym razem pasowała do utworu, jaki ilustruje, ale na koniec okazuje się, że łączy ją coś z innymi moimi projektami. Nawet jeśli realizuję je z innymi operatorami, a warto tu zauważyć, że staram się dawać ludziom dużo wolności we wspólnym działaniu, na koniec okazuje się, że łącze je w jakieś wspólne wątki. Zawsze, jako założenie, od początku pracy staram się myśleć nad danym scenariuszem czy formą teledysku w taki sposób, żeby zaskakiwał, był poza, a nawet bardzo poza dominującą formą teledysku. Oczywiście Benz-Dealer nie był tu wyjątkiem jako założenie.

Wojtek: Quebo miał swoją wizje, którą chciał przedstawić, czy pozwolił Ci na kreatywne podejście?

Sebastian Pańczyk: Quebo, ale także Tommy są bardzo kreatywnie myślącymi artystami. Co oczywiste jest w przypadku twórczości słuchanej, jednak w przypadku komunikacji wizualnej, oglądanej już tak oczywiste nie jest. A jednak było dla mnie nieco zaskakujące jak dojrzale i w jakiej intensywności podchodzą do obrazu. Do historii filmowej. Nawet fakt tego, że miałem wolną rękę od momentu briefu w kreowaniu tej historii, jest tego dowodem. Nie było tam współpracy na zasadzie przerzucania się polecanymi pomysłami, a wszystko działo się, tak mogę to nazwać „dojrzale” w podporządkowaniu wizji całości. Podobnie było we współpracy z duetem Syny, Piernikowskim i Moniką Bródką, Dawidem Podsiadło, czy Sokołem. Mogę się uważać za szczęściarza, jeśli przyjąć otwartość artystów i ich kreatywność za jedną z ważniejszych składowych projektów.

Wojtek: Oprócz chwytliwego tytułu i logo Mercedesa, co było kluczem dla przywrócenia temu utworowi swojego charakteru? 

Sebastian Pańczyk: Moim zdaniem to bardzo dobry kawałek, który wymagał mocnego obrazu. Od początku myśleliśmy o nim jako o czymś wyjątkowym. Było parę ważnych rzeczy dla artystów, które starałem się wpleść w tę historię, żeby było jak najnaturalniej. Na ogół obraz życia jako obrazu z marzeniami, nawet Mercedes jest tu metaforą lepszego świata, życie jak z reklamy super auta było najogólniejszym pomysłem na całość. Z drugiej strony chcieliśmy uniknąć jakichś przerysowań w takim odniesieniu, pastiszu. Myślę, że byłoby to za łatwe, więc kombinowałem jak nam wszystkim utrudnić realizację tego projektu.

Wojtek: Jakie znaczenie twoim zdaniem może mieć ten numer w erze współczesnego rapu?

Sebastian Pańczyk: Myślę, że i Quebo i Tommy Cash mają bardzo wyraźny styl, który w przypadku Benz-Dealera zapracował na wspólną jakość, gdzie nie ucierpiał styl żadnego z nich. Chce powiedzieć, że jako nie nazbyt wytrawny odbiorca współczesnych nurtów w rapie odbieram ten kawałek jako mocną, a przy tym w pewnym sensie romantyczną wypowiedź, w której oba style artystów świetnie się uzupełniają — nabierają fajnej nowej jakości. Myślę, że jest duża przestrzeń na taką poezję.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: SOKÓŁ, PEZET I PRO8L3M NA KONCERCIE W KATOWICACH

Kinny wyskoczył jak Filip z konopi

Kinny Zimmer to 22-latek bacznie przywiązujący uwagę… w zasadzie do wszystkiego. Kluczem do szczęścia Kinny’ego wydaje się zjeżdżająca winda z jakąś szamką, jednak pozory mylą. „Jazda” była zaświadczeniem o jego niekaralności rapowej. Rozwijając opis nietrudno zauważyć, że Kinny odpowiada w tym klipie za wszystko. Rzadko spotyka się samowystarczalnych i wielozadaniowych raperów, będących solową orkiestrą do cna. Nad uniwersalnością i szerokimi umiejętnościami powinno się ukłonić. Dla Kinny’ego kluczem do radości nie będzie rozmazana kreska u lalki Barbie, lecz świadomie brana odpowiedzialność za każdy element. W działaniach Kinny’ego widzę fragment Jacusia, który też nie odstaje pod kątem kreatywnym.

„Rozmazaną Kreskę” szybko podchwycił TikTok. Nie muszę tłumaczyć, co stało się dalej, ale w skrócie zadziałał efekt domina. Patos oryginalności i efektywności pracy przyniósł szybki wzrost i wywindował wyniki Kinny’ego na Spotify do miliona słuchaczy w ciągu miesiąca. Hotel Maffija przysłużył się do sukcesu 22-letniego artysty, niemniej na miano przekroczenia Rubikonu w jego karierze zasługuje nowy Benz-Dealer.

Strofa starego Quebo, jak nazywają przeszłościową twórczość Kuby fonetyczni wyjadacze, z kanonu baśni i legend została ożywiona i znalazła swój dom w SBM. Kinny to nie tylko słodki chłopak rodem z Toy Story, a nabytek, z którego jak najowocniej należy skorzystać. Marek Sobkiewicz-Hirsch, reżyser zmartwychwstałego Benz-Dealera i ja. Krótko, ale z mięsem.

Wojtek: Jakie wrażenie zrobił na tobie nowy członek wytwórni Solara – patrząc od pierwszej wizyty w Starterze?

Marek Sobkiewicz-Hirsch: Kiedy przygotowując koncepcje, oglądałem jego poprzednie teledyski i dowiadywałem się co nieco o Kinnym, to co rzuciło mi się w oczy to jego wszechstronność. Od razu pomyślałem, że jest bardzo plastyczną postacią, która odnajdzie się w różnych warunkach, dlatego też przy tworzeniu bohatera byłem pewien, że świetnie sobie poradzi w roli. Jest bardzo skupiony i pracowity to cechy, które prowadzą ludzi na szczyt, dlatego czułem, że będę miał do czynienia z bardzo świadomym siebie artystą.

Wojtek: Co było głównym zamierzeniem podczas pracy nad teledyskiem? Punktem odniesienia?

Marek Sobkiewicz-Hirsch: Głównym zamierzeniem podczas pracy nad teledyskiem było stworzenie nowego świata, w którym Benz-Dealer dostaje ciało, dowiadujemy się, kim jest. Bardzo chciałem zobaczyć bohatera z krwi i kości. Wyszedłem z założenia, że Benz-Dealer to świetna okazja do opowiadania historii, a ta jest o tym, co nas dręczy i że często to jesteśmy my. Dlatego utwór jest taki mocny. Przypomina trochę krzyk w środku głowy. Głównym zamierzeniem było wykreowanie świata charakterystycznego, ale też niespotykanego na co dzień i opowiedzenia historii. Teledysk przeprowadza nas z pozoru uporządkowanej przestrzeni, do całkowitego odklejenia się od niej i samo destrukcji z uśmiechem na ustach. Myślę, że wielu ludzi może odczuwać podobne stany w swoim życiu, dlatego jest to bliskie każdemu.

Wojtek: Który Benz-Dealer jest tym najwłaściwszym? Doczekaliśmy się dwóch klipów, naznaczonych tym tytułem.

Marek Sobkiewicz-Hirsch: Moim zdaniem nie ma najwłaściwszego Benz-Dealer’a. Jest oczywiście perspektywa, z której się patrzy. Dla mnie ważny jest Benz-Dealer Kinny’ego, bo sam zostawiłem w nim kawałek siebie. Jednak to nie znaczy, że któraś interpretacja jest lepsza czy gorsza. Myślę, że takie utwory, które są reinterpretowane, stają się domeną wszystkich, wspólnym źródłem inspiracji, z którego można czerpać w nieskończoność, za każdym razem wyrażając siebie.

Wojtek: Kinny to człowiek samowystarczalny? Jego pomysły są kluczowe podczas kręcenia klipu?

Marek Sobkiewicz-Hirsch: To ciekawe pytanie, z jednej strony powiedziałbym, że tak, a z drugiej to kłóciłoby się z moim poglądem, że to wśród innych budujemy siebie i rozwijamy. Myślę, że lepiej byłoby go określić, że Kinny to człowiek wszechstronny i nie zamknięty, skupiony, a jednocześnie wielozadaniowy, serio zrobił na mnie duże wrażenie.

Nie, tutaj akurat artysta obdarzył mnie dużym zaufaniem, więc w tym konkretnym wypadku nie, ale wcześniejsze teledyski nagrywał sam i tez bardzo dobrze wyglądają. Więc wisienka na torcie w tym przypadku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię