fot. (asthma) Oskar Machalski
ZOBACZ TAKŻE: PO STAREMU, W NOWY SPOSÓB – RECENZJA ASTHMA/MŁODY: „MANIFEST”
Paweł: Witam Cię serdecznie stary.
asthma: Cześć, cześć.
Zacznijmy od luźnego pytanka. Premiera płyty już za tydzień – jak samopoczucie?
Spoko. Wiesz, jak już doszedłem tu, gdzie jestem, to trzeba to dociągnąć do końca, ale nie powiem – była to długa i trudna przejażdżka. Już wiesz, nawet przestałem o tym myśleć, że to już tak blisko.
Czyli rozumiem, że ciśnienie zeszło?
Tak, tak, trochę tak. Miałem go aż za dużo w ostatnim roku.
Czaję. No dobra, a jak sama współpraca z DefJam, jeśli chodzi o pierwszy krążek? W ogóle, z tego co pamiętam, z początku miałeś być w MaxFlo.
Tak, dokładnie. Wiesz, po tym, jak wydałem „Centrale’’, bardzo dużo się działo. Robisz sobie muzyczkę dla zajawki, a tu nagle 3 miesiące po premierze singla odzywa się do ciebie 9 wytwórni. Ale jeśli chodzi o samą współpracę z DefJam, to przebiegała ona bardzo w porządalu, nie mieliśmy żadnych spięć, ani nic z tych rzeczy. Wiesz, super było to, że dostałem full możliwość robienia tego, co chcę, tego, co czuje. Mogłem skupić się w 100% na muzie.
A to jest chyba najbardziej istotne. Faktycznie czuć, że nie pieprzyłeś się z tym co chcesz powiedzieć, tylko waliłeś prosto z mostu. Na sekundę zejdziemy z tematu samej muzyki, bo chciałbym Ci opowiedzieć pewną anegdotkę, a w zasadzie przypomnieć sytuację, której wcale nie musisz pamiętać. Rok temu, podczas tego największego marszu kobiet w Warszawie, minęliśmy się, klepnąłem Cię w ramię i powiedziałem, że robisz zajebistą muzę…
Co Ty pier*olisz? To byłeś Ty? Co Ty gadasz, ale jaja. Jasne, że pamiętam! Potem cały wieczór się zastanawiałem, kim była osoba, która mnie klepnęła, bo ja Cię nie zauważyłem.
Spotykamy się więc rok później, tylko w trochę innych okolicznościach.
Pełne koło się zatoczyło.
Nie jestem pewien, ile lat masz, bo nigdzie nie znalazłem info na ten temat. Przyjmijmy jednak, że nie jesteś jakoś mocno stary, a wydajesz się bardzo dojrzałą i mocno świadomą osobą.
No dobra, a ile byś mi dawał?
20?
No blisko – 21, ale wracając do tego, co powiedziałeś – dzięki wielkie, bardzo mi miło.
Dobra. Lekko posłodziłem, to przejdźmy do konkretów: O co chodzi z Asthmą? Skąd taka ksywka? Miałeś jakieś problemy z kaszlem za małolata?
Magik na ogół nie zdradza swoich sztuczek, ale niech będzie, że Ci powiem. Jak byłem w pierwszej klasie liceum, to pojechałem do sanatorium. Byłem alergikiem, a się okazało, że do 18. roku życia taki wyjazd jest darmowy, ja miałem wtedy 17 lat, no i mamuśka mi załatwiła, żebym tam pojechał. Stary… ku*wa, nigdy się nie spodziewałem, że przeżyję „Ferdydurke”. Wylądowałem, wyobraź sobie, z dzieciakami w przedziale 12-13 lat, bez żadnej osoby w moim wieku. Musiałem rozmawiać na tematy, o których rozmawiałbym 5 lat wcześniej. Jedynie opiekunowie i nauczyciele byli starsi. Bardzo ciekawe przeżycie. No, ale wracając – zrobili mi źle spirometrię, bo w zły sposób wytłumaczyli, co mam robić, i wyszło, że mam astmę, której tak naprawdę nie miałem. Przyszedł moment, że zacząłem pisać teksty i uświadomiłem sobie, że jakbym chciał to kiedyś wydawać, to wypada mieć ksywkę. Ważne w tej całej historii jest to, że nabawiłem się wtedy hipochondrii. Pewnego wieczoru uświadomiłem sobie, że równie męczy mnie to, że nie mam ksywy, jak to, że mam wpajaną astmę. No i tak to się potoczyło.
Czyli jednak nie jest to pomysł znikąd, fajnie. Dobra, wspomniałeś jakiś czas temu o „Centrali’’ i chciałbym jeszcze do tego na chwilę wrócić. Największy boom na Ciebie zaczął się właśnie po tym kawałku i to pod nim masz najwięcej wyświetleń. Spodziewałeś się, że to aż tak fajnie poleci?
Nie, kompletnie nie. Zrobiłem sobie numer, nakręciliśmy z ziomalami klip i tyle. Stary, w ogóle to jest pierwszy mój utwór, który został napisany po polsku, w naszym ojczystym języku. Pierwszy numer! Mijają trzy dni od wrzucenia kawałka na YouTube, 3 tysiące wyświetleń i nagle, w ciągu jednego dnia, odzywa się do mnie 9 wytwórni.
Ale to Wy gdzieś to zapostowaliście? Ktoś wstawił gdzieś linka, czy to poszło samoistnie?
Wszystko poszło organicznie, nie wydaliśmy na promocję kawałka ani grosza…
Czyli jakieś dobre info między wytwórniami poszło. Ja pamiętam, że zobaczyłem ten numer też stosunkowo wcześnie, jak ktoś to puścił chyba na Sajko…
Tak, moja znajoma puściła na Sajko, z tego co pamiętam.
No, a potem to już poleciało po reszcie fanpage’ów i grupek. Klip też tu robi ogromną robotę. Wspomniałeś, że to był to twój pierwszy numer w ojczystym języku. Jedną z Twoich pierwszych epek jest krążek „All is love’’, który jest w całości po angielsku. Trochę taki Filip Szcześniak vibe.
No coś w tym jest.
Co ciekawe, krążek nie ma nic wspólnego z rapem. Jest to kompletnie coś innego niż prezentujesz aktualnie. Były to numery zahaczające o mocniejsze brzmienia, pokroju jakiegoś punku, metalu, czy rocka.
Tak, no bo wiesz, ja chyba też musiałem znaleźć jakiś swój kąt, swoje miejsce i tak się właśnie stało. Jak się poznałem z Młodym, z którym mam tak, że czego on nie wyprodukuje, to ja to kupuję. Tak jak było z bitami KRS-One’a, Łukasz mu podesłał 21 bitów – wybrał 19, które wziął.
Wooow, nieźle. Też, jeszcze à propos wspomnianej wyżej płytki – nie wiem, czy to Ty jesteś na okładce, ale naprawdę zajebista fotka.
Tak, jasne, to ja. Moja ukochana robiła to zdjęcie analogiem mojego taty. Też ją bardzo lubię. Jest w ogóle jeszcze EPka wcześniejsza, która jest na soundcloudzie, i na jej okładce jestem w tej samej scenerii, tylko owinięty workiem menniczym i opleciony łańcuchem. A historia z tym jest taka, że w latach 80. albo 90., przyjaciel mojego taty ubrał się w worek menniczy i owinął łańcuchem w momencie, gdy kapitalizm zaczynał sobie ładnie raczkować. Chciał w ten sposób zaprotestować przeciw wpływowi pieniądza.
Niezła rozkmina. Bardzo jarają mnie takie konceptualne projekty. Wracamy do muzyki – słuchaj, do trapu czy newschoolu jest Ci daleko. Odstajesz mocno od aktualnego nurtu i tu moje pytanie: skąd zajawka na takie szorstkie, agresywne i, powiedziałbym, oldschoolowe brzmienia?
Wiesz co, to jest taki mix i fuzja tych moich punkowych korzeni z tym, jak się czuję, kiedy rapuję.
No dobra, ale za małolata było Ci bliżej właśnie do tych punkowych brzmień, czy rap też gdzieś występował?
Zdecydowanie to pierwsze. Słuchałem głównie takich zespołów jak Metallica, Korn, System of a Down, Black Sabbath, Slipknot – no masa tego było. Hip-hopem generalnie zaraził mnie mój przyjaciel z dzieciństwa, który właśnie jarał się mocno tymi oldschoolowymi raperami. I tak jakoś w gimnazjum najmocniej przewijał się ten rapik, ale mimo wszystko dalej był gdzieś z boku. Ja zawsze chciałem śpiewać, ale myślałem, że nie umiem, że to nie dla mnie. Zacząłem chodzić do szkoły aktorskiej i miałem takie: dobra, to jest to, to mój konik. Wszystko się zmieniło, gdy pierwszy raz chwyciłem mikrofon – ten feeling przewyższył wszystkie moje uczucia, jakie miałem kiedykolwiek na scenie. To też wiązało się z tym, że zrezygnowałem z aktorstwa. Tak że tak, ścieżka wiedźmińska przebyta. Musiałem po prostu znaleźć odpowiednią szkołę.
Chodzi Ci taka myśl po głowie, że Twoja muzyka przez swój styl może nie dotrzeć do szerszego grona słuchaczy (patrząc pod kątem aktualnego wyglądu branży)?
No, ale wiesz, co ja miałbym zrobić? Tworzyć muzę, której nie czuje?
Wiesz, to nie jest wcale takie oczywiste. U wielu artystów właśnie tak to wygląda – ba! Wielu nawet z takim podejściem zaczyna. Robisz to, co się sprzeda, wcale nie musisz tego czuć.
Wiesz co, ja nawet miałem taki moment, że siedzę sobie skopcony i myślę: „A trzasnąłby se taką trapową epeczkę”. No i odpalam sobie paczkę bitów i dochodzę do wniosku, że explor tego typu brzmień jest już tak dalekosiężny, że nie ma tam jakiejś gigantycznej przestrzeni na innowacyjność.
Myślę, że po prostu znalazłeś swoje miejsce na tym rapowym podwórku. Przejdźmy do muzyczki. Ostatnio w polskiej rapgrze mówi się dużo o moralizatorstwie wśród raperów, o głosie pokolenia itp. Ty również masz takie zadatki. Od chociażby Maty czy Bedoesa różni Cię to, że Tobie jestem w stanie zaufać. To, w jaki sposób nawijasz i o czym nawijasz sprawia, że wydajesz się na maksa autentyczny. Wydaje mi się, że stronisz od kontrowersji czy populistycznych gadek, a zależy Ci po prostu na tym, żeby faktycznie coś wpoić ludziom do głowy.
No bo mi ku*wa zależy. Chciałem w stu procentach wyeksploatować temat rzeczy, które gdzieś tam mnie w życiu dotykają, zrobić go od A do Z, żeby nie mieć poczucia, że czegoś nie powiedziałem. Doszedłem do takiego momentu, że muszę się skupić trochę na własnym żyćku. Wiesz, wydaje mi się, że moja jakaś indywidualna gama tego, co ja mogę zrobić jako pojedyncza jednostka (sic!) względem jakichś problemów została już wykorzystana maksymalnie. Często masz tak, jak gadasz na temat problemów i zawsze znajdzie się taka jedna osoba, która powie: no dobra, ale co ja mogę zrobić? To jest na pewno znamię naszych czasów, że system na każdym kroku próbuje nam odebrać to poczucie, że możemy coś zrobić. Ludzie nam ku*wa umierają na granicy – no dobra, ale co ja mogę z tym zrobić? Wiesz, ta płytka miała być trochę zaproszeniem do dialogu. Jeżeli faktycznie mamy coś zdziałać, to musimy się ku*wa dogadać. To jest tak samo jak funkcjonuje na przykład środowisko Zapatystów. Oni siedzą nad daną sprawą do tego momentu, aż ją przyklepią czy rozwiążą dany problem. Są to rdzenni mieszkańcy Meksyku, którzy od lat walczyli o swoją autonomię. Oni mają to do siebie, że gadają, aż się dogadają. Wiadomo, że ciężko jest się dogadać z naziolem, ale warto próbować. Wiesz, mamy teraz tak ogromne problemy, że możemy wszyscy jebnąć o ścianę i zdechnąć. Szczególnie jak słyszysz takie osoby jak Marcin Popkiewicz, który mówi, że na tę chwilę walczymy o to, żeby było źle. To nie jest jeden dzień, wszyscy musimy przejść pewnego rodzaju przemianę. Nie będę cytował Górskiego, choćbym mógł, ale wiesz… piła jest dalej w grze.
Trudno jest się nie zgodzić. Zaraz wrócimy do tematów społecznych i skupimy się na krążku. Przesłuchałem cały i już po pierwszym przesłuchu byłem autentycznie zachwycony. Z manifestem ma naprawdę dużo wspólnego, ale chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz. Mianowicie, po przesłuchaniu stwierdzam, że jesteś maksymalnie wku*wiony. To już widać na samym początku: nie pie*dolisz się z jakimś łagodnym wejściem, tylko walisz od razu z grubej rury.
Tak, no bo właśnie o to dokładnie chodziło. Też chyba nikt się nie spodziewał, że będzie spokojnie.
W drugim numerze to wkurwienie leciutko schodzi na bok i prezentujesz nam instrukcję, która tłumaczy, co możesz zrobić w momencie zatrzymania. Mowa tu oczywiście o utworze „Motobomba”.
No tak, bo potem jak coś się stanie, to jest argument: nieznajomość prawa szkodzi. Problem jest w tym, że policja bardzo mocno nadużywa swojego autorytetu i władzy. Dwa razy właśnie miałem bardzo nieprzyjemną sytuację z pewnymi policjantami. Szedłem na Dworzec Główny w Warszawie, godzina 8, niedziela, i podjeżdża suka i oni do mnie z tekstem: „Dzień dobry, kontrola, dostaliśmy informację, że ktoś ma tu przy sobie narkotyki.” Powiedziałem dla nich wszystkie formułki, że nie mogą mnie przeszukać, że to nie jest podstawa prawna itd. No i dostałem odpowiedź: jak się Panu nie podoba, to proszę złożyć zawiadomienie do prokuratury. Jakbym dalej się z nimi kłócił, to by mnie najprawdopodobniej spałowali, zakuli i tak czy inaczej by mnie przeszukali. Więc byłem zmuszony pokazać im wszystko. I, co najśmieszniejsze w tej całej historii, nie znaleźli mojego pojemniczka z ziółkiem. Tak że końcówka jest dość ironiczna, co nie zmienia faktu, że jest to straszne. Pół roku wcześniej miałem taką sytuację, że idziemy sobie ulicą, zatrzymuje się przy nas radiowóz, ta sama gadka, co przed chwilą opisywałem. Tym razem miałem blanta zawiniętego w czapce, w wałek na czapce i co? Też nie znaleźli. Przyznam – ten joincik smakował wtedy wybitnie.
Wcale mnie to nie dziwi.
Wiesz, przerażające jest to, że argument „nieznajomość prawa szkodzi” traci sens w momencie, gdy to prawo dla policjanta nie ma większego znaczenia.
No zgadzam się w stu procentach. Sam mam tak, że w momencie nieposiadania żadnych nielegalnych substancji, nie popełniając żadnego wykroczenia – nie czuję się bezpiecznie widząc policyjną sukę, a wręcz niepewnie.
No tak, wiesz, też oczywiście są przypadki, gdzie nie psiarz, a zwykły funkcjonariusz wykonuje po prostu swoje obowiązki. Tylko, jeśli w tym wszystkim zdarzają się sytuacje nadużyć, to oznacza, że ten system jest zj*bany. Dochodzi więc to tego, że ludzie od roku są wkurwieni, wychodzą na ulice i są ku*wa pałowani. Niedawno przecież była sytuacja w Lubinie, że przez policjantów zmarł chłopak, którego zatrzymywali, albo akcja z Ukraińcem na izbie wytrzeźwień, gdzie go skatowali. Tych akcji jest wiele, to się dzieje cały czas. Albo to, co się działo podczas marszu kobiet rok temu. Policjanci weszli kordonem w tłum, ogrodzili ich i zaczęli gazować, potem jeszcze weszli nieoznakowani i zaczęli napie*dalać ludzi pałami. Ku*rwa, gdzie my żyjemy? Codziennie się dzieje jakieś kolejne gówno. Ludzie nam umierają na granicy, tu nagle 4 zgony i my dalej nic. No patrz stary, tu 150 tysięcy ludzi wyszło na ulice, tu ciągła pandemia, inflacja, ile tego jest? Co dwa tygodnie jest afera, ludzie o tym trąbią i tylko: dobra, to do następnego.
Tego się zrobiło tak dużo, to wszystko się nawarstwia i na siebie nachodzi. Dlatego też się nie dziwię, że ta płyta ma taki wydźwięk, że to wszystko jest zamknięte w tym jednym, wielkim wku*wieniu.
Powiedz mi, czy my naprawdę potrzebowaliśmy tyle czasu, tyle akcji, żeby uświadomić sobie, że było i jest chuj*wo? Nie odbieram wagi żadnym protestom, bo sam uczęszczam na manifestacje, ale jakie realne zmiany zaszły po nich? Jakby, zdaję sobie sprawę z tego, że każde małe zwycięstwo jest ważne, jest zajebiste, ale skala napraw do strat jest ku*wa ogromna. Ja całe życie ceniłem w sobie takie poczucie jakiejś wspólnoty, takiej, co mieli nasi starsi wobec komuny itd., i naprawdę nie sądziłem, że będę żył w kraju i na świecie, w którym jest nie tyle, że chu*owo, ale który ku*wa może przestać istnieć. Kiedyś zapytałem się taty właśnie à propos komuny i on mi powiedział, że krzywe akcje to był standard, ale że takich sięgających granicy absurdu jak są teraz, to naprawdę nie było. To jest zupełnie inna skala.
Ja sam mam dużo przykładów osób z mojego bliskiego grona, które w przeciągu tych paru lat starannie i naturalnie zmieniają swoje poglądy przez to, co się aktualnie dzieje. To jest takie szczęście w nieszczęściu, bo z jednej strony dobrze, że coś w końcu wpłynęło na to, że zdjęli klapki z oczu, a z drugiej, czemu musiało dojść aż do tylu strasznych sytuacji?
Wiesz co jest ciekawe? Numer „Shut the fuck up’’ przeleżał rok w szufladzie, nagrałem go w kontekście marszu kobiet. Minął rok, a ten numer jest dalej aktualny. Mógłbym go nagrać równie dobrze teraz i nic by się nie zmieniło.
Niestety, to prawda, ale słuchając akurat tego numeru miałem tak, że uczucia jakie mną wtedy targały lekko wróciły i przypomniałem sobie właśnie tamte wydarzenia. Odbiegliśmy trochę od tematu, a mam jeszcze kilka istotnych spraw do obgadania. Zacząłeś wcześniej temat KRS‑One’a i chciałbym się dowiedzieć: jak doszło do tej współpracy? Bo dla mnie to jest istny kosmos.
Dla mnie to też jest kosmos. Najlepsze jest to, że bawi mnie, jak czytam komentarze typu „Za dolary to się każdemu dogra”, a nie zapłaciliśmy Krzyśkowi ani grosza za to, że pojawił się na tym krążku. Sytuacja wygląda tak, że kiedyś siedzieliśmy z Młodym w studio i ten powiedział mi o pewnym projekcie. Mianowicie, KRS‑One oddał mu kiedyś przygotowany przez niego materiał i powiedział, że jak kiedyś znajdzie odpowiedniego zawodnika, to niech dogra się do tej zwroty, niech wejdzie z nią w dialog.
Co ty pie*dolisz?
No stary, ten materiał leżał 4 lata w szufladzie i czekał 4 lata, aż my się spotkamy z Młodym. To jest takie działanie wszechświata…
No właśnie! Dla mnie to była tak nieprawdopodobna sytuacja, że szok.
To była generalnie najbardziej czasochłonna szesnastka, bo tam każde słowo jest cytatem czyjegoś wersu lub tytułem piosenki czy płyty. Jest ponad 30 nawiązań do artystów i każdy pojawia się jeden raz. Stary, a pomyśl sobie, że niedawno siedzę sobie skopcony w szlafroku na kanapie, pale szluga i piszę z Public Enemy. Pomyśl, jak ja się czułem, dostajesz propsy od PE, dzień później dostajesz followa od ONYXa i myślisz sobie „it’s wild”.
To jest uczucie typu: o to właśnie chodzi, to jest właśnie to. Mega historia, stary, rodem z jakiegoś filmu. Po „never forget” miałem lekkie zdziwko, ponieważ myślałem, że to co było do tej pory było mocne, a mnie lekko zaskoczyłeś. Na numerze „shut the fuck up’’ dopiero pokazałeś prawdziwy pazur! To jest ten moment, kiedy masz takie: okej, on jest naprawdę wku*wiony.
To jest bunt na całej płycie, który nadaje jej takiej surowości i jest kompletnie inny niż wszystkie pozostałe tracki.
Fakt, dość mocno się różni. Jest takim smaczkiem.
Ale też nadaje klimatu całemu krążkowi.
Bardzo chciałbym to usłyszeć na koncercie, jak tłum krzyczy razem to „shut the fuck up”.
Tak, bardzo czekam na trasę właśnie z tego względu.
Na pewno skorzystam, jeśli tylko będę mógł. Powiedz mi, tak szczerze, czy podczas nagrywania „Transmisji” w jednym uchu miałeś słuchawkę, w której leciał Fokus, czy o co chodzi?
To jest tak, że cała płyta ma generalnie swoją konstrukcję i swój szkielet etapowy, i jakby do „shut the fuck up” jest cały element mojego życia od zainteresowania się społecznymi kwestiami, poprzez znalezienie swojej zajawki i faktycznej sprawy, która się wydarzyła, po numer „ostatnia mila”, gdzie jesteś kompletnie sam. Później w „resecie” znajdujesz moment, w którym doceniasz miłość, którą masz dookoła. Kiedy znalazłeś tę miłość, jesteś w stanie się otworzyć na ludzi, stworzyć z nimi wspólnotę, i o tym jest „transmisja”. Ja miałem napisany tylko refren i wszystko się narodziło w studio, po ku*wa 10 wiadrach na głowę. Bardzo byłem ciekawy jak ludzie będą odbierać ten numer, bo przyznam, że jest on bardzo dziwny.
Ja właśnie czułem, że się mocno rozmarzyłeś na tym bicie. Masz wyje*ane, leżysz sobie na kanapie i palisz blanta – to jest taki vibe.
No to właśnie o to chodzi. Tam w ogóle na końcu słychać didgeridoo, to jest rdzenny australijski instrument muzyczny, na którym gra mój tata. To jest totalny odpływ, bardzo lubię ten numer. Słuchaliśmy tego podczas naszej podróży astralnej, gdzie rozmawiałem z drzewem i nie sądziłem, że będę mu w stanie tyle przekazać. Mieliśmy w planach do każdego klipu dodawać napisy po angielsku i przy „transmisji” mieliśmy problem. Faktycznie, do refrenu mogliśmy dać napisy, ale przy zwrotach jedyną opcją było danie napisu „just chill that shit’’, bo totalnie ten numer wykracza poza ludzką mowę.
Myślę, że miejsce na takie numery na albumach również jest i nie trzeba w nie się jakoś mocno wczuwać, wystarczy poczuć vibe, który artysta nam zaprezentował. Jechałem sobie ostatnio pociągiem, puściłem sobie ten track i miałem takie: eee jest zajebiście… Totalnie się wychillowałem i rozmarzyłem.
No i właśnie o to chodziło stary.
Przejdźmy jeszcze na chwilę do gościnek. Mamy KRS-One’a, mamy genialną Kachę z Coals, no i mamy numer „manifest”, na którym grubo poleciałeś. Ogrom ksyw.
To w ogóle się jakoś samo wydarzyło. Wiedzieliśmy, że robimy dwa bity, po 5 osób, każdy nagrywa swoją ósemkę, Młody wybrał swój bit i skompletował zespół. Miało być tam dwóch innych gości, ale nie wyszło. Nie żałuję tego, a wręcz się cieszę, że wystąpiliśmy właśnie takim składem. Jaram się, że mamy tu spory przekrój wiekowy i każdy z gości nawinął coś kompletnie innego. Też fakt, że ten track ma taki „cypherowy” klimat robi swoje. Obawiałem się tego numeru do samego końca, bo nie puściłbym płyty z 9 kawałkami i też nie wyobrażałem sobie, że coś mogłoby go zastąpić. Bardzo mi się podoba też użycie w tym wypadku scratchy jako instrumentu. To też jest zasługa dj-a URE’a. Gdyby nie fakt, że mieliśmy zamysł jak to ma wyglądać, to on by tam siedział 3 dni w studio i by tam smażył. To jest wirtuoz. Też zajawa, że jest on z Bielska i że to Bielsko gdzieś tam się przewija ciągle na płycie, ode mnie po Młodego itd. Jest to esencja tego co w tym mieście kiełkuje, tych wojowników południa.
Ciekawi mnie bardzo okładka albumu. Mianowicie, skrawek twarzy, który na niej widnieje, do bólu przypomina mi kawałek buzi pewnego, sławnego Jarosława. Możliwe, że mi się coś wydaje…
Co ty gadasz stary? Gdzie? W ogóle nigdy tak na to nie patrzyłem.
No może mi się coś wydaje, ale ja właśnie jego tam widzę.
Co tu ku*wa dajesz? Ty, może faktycznie tak to może wyglądać. Ty… ale jaja, człowieku. Bo to jest tak, że wszystkie grafiki robi brat mojego reżysera – Karol. Jedyny pomysł, jaki był na okładkę, to żeby był czarny prostokąt i napis „manifest”. Chciałem, żeby znajdowała się tam jakaś grafika, jakaś postać, jakiś abstrakt, ale samo hasło było najważniejsze. Wow, no widzisz, czasami nawet nie zauważamy pewnych przekmin.
No mam nadzieję, że dobrze trafiłem. Wcześniej wspomniałeś o numerze ze Szczylem na bicie 1988. Pamiętam jak ten track wyszedł i byłem bardzo zajawiony, bo jeśli chodzi o młodych graczy, to zarówno ty jak i Szczylu jesteście dla mnie topką. Pokazałem wtedy ten utwór moim znajomym i autentycznie dla większości osób był on za ciężki klimatycznie, bo, co by nie mówić, jest to dość antypatyczny numer, dopasowany do konkretnych momentów w życiu.
Dla mnie właśnie nie był aż taki ciężki, ale to chyba kwestia tego, że mam za wysoką granicę „ciężkich tracków”. Sam numer wyszedł bardzo spoko, zwłaszcza, że jestem wielkim fanem tego, co robi 88 i byłem podjarany tym, że możemy stworzyć coś wspólnie.
No, on robi specyficzną muzę, lekko odklejoną.
Totalnie odklejoną, ale ja to totalnie kupuję. Włączasz bit od Przemasa i wiesz, że to bit od Przemasa.
Coś jak ze Steezem.
No coś w ten deseń. Ja się mega jaram, że mogłem być na płycie Przemka, a fakt, że ten kawałek został puszczony jako singiel, jest dla mnie w ogóle zajawą. Płyty producenckie są kozackie.
Płyty producenckie w ogóle przechodzą w pewien sposób renesans i dostajemy ich coraz więcej. Też cieszę się, że ludzie coraz bardziej doceniają wagę producenta przy tworzeniu utworu – że jest nie dodatkiem, a bardzo istotnym elementem.
Też to wszystko zależy od tego, jak kto patrzy na muzykę, jakie ma podejście. To dobrze widać na przykładzie zespołów – każdy zna nazwisko Cobain, czy Mercury, ale mało kto wie, jak nazywa się perkusista, czy basista. Tak samo jak robisz płytę solową, ale czy to jest naprawdę solowy projekt? Ja uważam, że nigdy nie gram solo. Dla mnie oczywiste, że jak robimy krążek z Młodym, to jest Asthma/Młody, a nie sam Asthma. To zawsze jest wspólna przygoda.
No i baja, mamy to. Dziękuję Ci bardzo za naprawdę satysfakcjonującą i miłą rozmowę na niekoniecznie miłe tematy. Trzymaj się stary i mam nadzieję, że do zoba na koncercie.
Mi również było bardzo miło, trzymaj się stary.
Oh man! Ten tekst wymaga formatowania. Totalnie nie widac gdzie jest pytanie, gdzie odpowiedz, kto kiedy mowi. Generalnie drama