ADMA: „BEZ SENSU BYŁOBY ZNOWU ZAKŁADAĆ SAMEJ SOBIE KAGANIEC NA GĘBĘ” – WYWIAD

Freak Fight

Po dłuższej przerwie, AdMa wróciła z nową epką „Slash!”. Dlaczego musieliśmy tak długo czekać na nowe wydanie? Co było inspiracją do napisania numerów? Na czym polega „admanizm” i czy w rap świecie istnieją przyjaźnie? Zapraszam do rozmowy z Adą, która odpowiedziała na powyższe pytania. I wiele innych.

W Twoich tekstach jest wiele złości. Praca nad płytą zadziałała na Ciebie oczyszczająco? Udało Ci się zdystansować i pozbyć złej energii?

Bardzo mnie to oczyściło. Napisałam jeszcze kilka utworów, które nie weszły na płytę, ale miałam poczucie, że to już byłoby za dużo. Kiedyś żona Atuta (@atutowy – przyp. red.) zapytała mnie „Ada, a Ty tak lubisz, żeby ktoś cały czas ci krzyczał do ucha?”, to nagle zmieniło moją perspektywę. Okej, takie kawałki są fajne, ale w momencie, gdy konstruujesz cały album, nawet jeśli jest epką, potrzebna jest równowaga. Dlatego na końcu płyty pojawiło się „Scary movie”, aby zamykać album pozytywną klamrą, dawać oddech i nadzieję. To miał być numer przepełniony nadzieją, że poza agresją, potrafimy też robić numery, które wznoszą, dodają lekkości, bo życie jest wystarczająco ciężkie i myślę, że nikogo nie oszczędza – jednych mniej, drugich bardziej.

Bardzo dużo złości było na tej płycie. Nagranie jej mnie oczyściło mnie, do tego stopnia, że nie mam już w sobie materiału na kolejne agresywne kawałki. Czuję się teraz szczęśliwa, jest mi dobrze, więc nie mam potrzeby znowu przywalać czymś mocniejszym, ale na pewno takie numery też jeszcze będę robić. Jest to nieodłączna część mojej osobowości.

Skoro o „Scary movie” mowa, jest to utwór odbiegający, szczególnie wizualnie, od reszty epki. Dlaczego zdecydowałaś się zakończyć w taki sposób?

Możesz wyjaśnić co masz na myśli?

Wszystkie utwory i teledyski są mocno sensualne, w teledysku do „Scary movie” wyszła z ciebie chłopczyca — dresik adika zamiast koronek. Punktem wspólnym, który rzuca mi się mocno w oczy, jest przeplatający się element czerwieni.

Zdecydowanie jestem chłopczycą.

Teraz rozumiem, co masz na myśli – element czerwieni miał spajać wszystko i myślę, że ten motyw zostanie utrzymany, jako mój podpis wizualny. Wiele lat szukałam czegoś, co byłoby dla mojego widza znakiem rozpoznawalnym, pieczęcią – widzi czerwoną miniaturkę i myśli „O, może to Adma, sprawdzę”. Oczywiście mam nadzieję, że zawsze będzie trafiał na moje teledyski. (śmiech)

Co do dresu i chłopczycy w „Scary movie” – ja tak wyglądam. Myślę, że złota era mojego dresiarstwa trwała ponad dziesięć lat. Mam pełno zdjęć z tamtych czasów, wszystko odpowiednio zmatchowane – różowa koszulka, do tego różowe sznurówki w butach, czapeczka, szerokie spodnie, bo jeszcze wtedy nosiło się na szeroko. Nawet kolega obok był zmatchowany kolorystycznie. Bardzo długo tak chodziłam, miałam z dziesięć „czapek-wpierdolek”, w różnych kolorach, z różnymi emblematami. Jako dziewczyna chciałam się wyróżniać – jak przyszła moda na kryształowe paski, to nosiłam je, ale do szerokich spodni chłopczycy. Nigdy nie wstydziłam się też różowego koloru, bardzo mi się podobał.

Miałam Reeboki classic z opcją wyciągania rzepów, aby dodawać im świeżości, kupowałam wstążki w pasmanterii, po złotówce za metr. Dzięki temu mogłam małym kosztem mieć buty we wszystkich kolorach. Codziennie w szkole miałam obuwie zmatchowane z koszulką, zupełnie jakbym miała, nie wiadomo ile par, a to cały czas były te same. Przechodziłam w nich z trzy lata, podobnie jak w Air Force’ach, które później dostałam. Teraz nie nadają się do chodzenia, ale mam je zachowane do dziś. Uwieczniłam je na okładce „Szmaragdowej szczerości”. Potem z tego wyrosłam.

W „Scary movie” nawijam „kompleks Diany znacie”. Gdy zaczęłam studiować, dowiedziałam się, że stylizowanie się na chłopaka wśród dziewczyn nazywa się kompleksem Diany. Polega na tym, że nie do końca akceptujemy naszą kobiecość i staramy się ją ukryć. Trudno nam zaakceptować zmiany, które zachodzą w naszym ciele. „Scary movie” to zdecydowanie też jestem ja.

ZOBACZ TAKŻE: JOSEF BRATAN ODPOWIADA NA ZARZUTY O NIEPŁACENIE ALIMENTÓW. RAPER POKAZAŁ DOWODY WPŁAT

AdMa – Slash! (prod. @atutowy) [Official Video]

Kolor czerwony posiada wiele znaczeń, jest bardzo kobiecy. Zdradzisz co, symbolizuje w komunikacji wizualnej Twojego albumu?

Wybrałam ten kolor, bo zawsze kojarzył mi się z energią i czymś co przykuwa uwagę. Uważam, że jeśli kobieta ubiera się na czerwono, to dlatego, że chce zostać zauważoną. Rzadko widujemy na ulicy osoby ubrane w ten kolor, bo mocno się wyróżnia, szczególnie na tle szarości miasta. Osoby, które w siebie nie wierzą czy mają kompleksy raczej nie wybiorą koloru czerwonego. Nawet na weselach – uroczystościach, podczas których możemy sobie pozwolić na więcej, wybierając strój, kobiety wybierają pudrowe odcienie. Brakuje tam mocnego akcentu. Na eventach branżowych oczywiście widzę wiele kobiet ubranych w odważne kolory, ale rozrywka rządzi się swoimi prawami – tam trzeba się wyróżniać.

Czerwień jest żywiołowa, łączy się z ogniem i z moimi rudymi włosami. Jest dla mnie energią i czymś automatycznie przykuwającym uwagę. Jednocześnie jest dla mnie agresywna – to kolor krwi. Ta metaforyczna krew została przelana na moje teksty i było to dla mnie naturalne, że wybiorę właśnie czerwień jako motyw przewodni. Powiedziałam sobie „Why not? Teraz możesz. Właściwie zawsze mogłaś, ale skoro teraz do tego dojrzałaś, po prostu to zrób”.

Dużo odwagi wymagało od Ciebie stworzenie i puszczenie w świat tej płyty?

Kilka linijek kosztowało mnie bardzo dużo. Gdy piszesz pewne rzeczy wprost, gdzie nie ma już możliwości, że jedna osoba to zrozumie, a druga nie. Gdy wymieniasz konkretne ksywy to istnieją pewne obawy. Myślałam, aby coś pominąć albo wypikać, ale koniec końców stwierdziłam, że skoro chcę tworzyć rap oparty na moim przeobrażeniu to muszę to zrobić. Kiedyś pisałam wiele metafor, nieczytelnych jeśli nie znało się mojej biografii. Wszystkie aktualności ubierałam w tak kwieciste słowa, że słuchacz nie znając mnie, nie mógł powiązać pewnych faktów. Trzeba było się dokopywać do drugiego dna, co na tamten moment wydawało mi się fajne. Dużo siedziałam w poezji, uważałam, że wznoszę się na wyżyny stylu. Jednak zrozumiałam, że nikt nie będzie się zagłębiał w teksty i zestawiał ich z wywiadami, których udzielałam. Co też pokazuje jak Rap Genius odszedł w odstawkę i pozostali tam prawdziwi zajawkowicze. Przeszłam tę przemianę, aby móc zacząć pisać wprost. Skoro napisałam te teksty to bez sensu byłoby znowu zakładać samej sobie kaganiec na gębę. 

Pisanie tekstów przychodzi Ci z dużą łatwością? 

To zależy. Są teksty, które piszę naprawdę długo – „Upiorne urodziny” powstały w trzech wersjach, ciągle coś poprawiałam i dodawałam. Są też numery, które piszę naprawdę szybko – „Bladoróżową” napisałam w jeden dzień. To był typowo letni numer, więc nie chciałam tam pakować, nie wiadomo ilu rzeczy. Przeznaczenie numeru ma dla mnie duże znaczenie. „Carrie” pisało mi się bardzo łatwo, powstała w dwa dni. Gdy puściłam surową wersję nagraną na dyktafonie, Gibky powiedział, że to najsłabszy numer na płycie. Gdy już ją nagrałam, wiele osób, m.in. DJ Johnny mówiło, że to jest dobry, mocny numer. Gibky słysząc wersję ostateczną utworu, zwrócił mi honor i powiedział, że jest to bardzo fajny, real-talkowy numer.

Wiele zależy od kawałka, ale mam taką metodę, że jeśli regularnie piszę, nie mam akurat żadnego kryzysu, to każdego dnia jestem w stanie dopisać kolejne wersy, czy nawet całą piosenkę. Jednak dziś wymagam od siebie dużo więcej niż w 2019, dużo rozkminiam, aby podać metafory w fajny, nieoczywisty sposób. Na nową płytę mam napisane już osiem nowych kawałków, tak że jest dobrze.

Jeżeli chcesz robić muzykę, to w pewnym momencie chcąc nie chcąc poza pasją zmienia się w pracę i należy traktować ją poważnie. Jeżeli regularnie piszesz i ćwiczysz pisanie to nie ma bata, żeby wychodziło ci to gorzej. Analogicznie jak z siłownią – ćwicząc regularnie, budujesz mięśnie, tak samo jest z pisaniem. Jeżeli się rozleniwisz lub masz kryzys, przez który chwilowo nie piszesz, to nie rozwijasz tej umiejętności. Ważna jest w tym wszystkim dyscyplina.

Skąd pomysł na nawiązania do horrorów?

O dziwo kiedyś w ogóle nie oglądałam horrorów. Uważałam, że to jest głupie i bałam się. Moja mama pracowała na nocki, ja zostawałam sama w domu. Skrzypiące schody, ciemny strych, nie chciałam się stymulować takimi rzeczami. Po kryzysowych momentach związanych z muzyką, które mnie spotkały po roku 2019, obejrzałam z ciekawości kilka horrorów i okazało się, że płynie z tego dziwna przyjemność. Widząc rzeczy straszniejsze niż te, które na co dzień spotykam, zaczęłam się przy tym relaksować. To bardzo dziwne i nie polecałabym tej metody, ale u mnie zadziałała. Bardzo lubię horrory kostiumowe albo stare, opuszczone domy, takie rzeczy mnie jarają. Nie przepadam za „Hostelem” czy „Piłą”, potrzebuję legendy, fabuły, tła postaci z przeszłości, to jest dla mnie mocno intrygujące. 

Obejrzałam klasyki typu „Halloween” i „Carrie”, zapoznałam się z twórczością Stephena Kinga, w tym samym czasie próbowałam wrócić do pisania, ale nie byłam zadowolona z efektów. No i pewnego dnia tak siedząc i oglądając kolejny horror pomyślałam, że może zrobię płytę w takim klimacie. W sensie tytuły będą zaczerpnięte z horrorów, bo horror rap nie jest moim gatunkiem. Ale zainspirowałam się całością jako konceptem. Zagłębiałam się mocniej w temacie, czytałam o postaciach i przesłaniu, które za sobą niosą, schematach filmów, na które często nie zwracamy uwagi. W typowych slasherach zawsze pierwsze giną osoby, które są rozwiązłe seksualnie, nadużywają alkoholu i narkotyków lub są najatrakcyjniejsze. Właśnie ci promujący ryzykowne zachowania giną pierwsi, co jest lekko metaforyczne i piętnuje tego typu postawy. A taka Final Girl cała w krwi ostatecznie przeżyje. Im więcej tego oglądałam tym bardziej zaczęłam dostrzegać takie proste zasady, które są w praktycznie każdym filmie. 

Właśnie z tego wszystkiego wyklarowała się wizja, żeby tytułami czy nazwami danych charakterów występujących w filmach, oddać autobiograficzny charakter moich numerów. 

AdMa – Upiorne Urodziny (prod. Ayon) [Official Video]

Jestem po kontrakcie co stał się pogrzebem”, nazwałabyś „Slash!” nowym początkiem?

Tak. Stąd też ten tytuł. Ta płyta miała być odcięciem. Z jednej strony posiada mocne linijki, kilka punchline’ów i techniczne zacięcie, a z drugiej miała mnie oddzielić od wszystkiego. Płyta, która ostatecznie się nie ukazała miała nosić tytuł „Pierwszy raz” i miała mnie oddzielać od twórczości, którą wykonywałam do 2018 roku. Moje poprzednie cztery płyty, które wyszły, opierały się o mocno poetyckie, rozbudowane metafory. Natomiast w ramach przemiany o której wcześniej mówiłam, stwierdziłam, że nie warto jest wszystko aż tak bardzo ubarwiać. Rap też przeszedł ewolucję i ludzie chcą słuchać rzeczy powiedzianych wprost. 

Pamiętam moje pierwsze obawy, co odbiorcy powiedzą na zupełnie nową Adę: trapowe bity, afro trap, śpiewanie, tune’y, rapowanie. Przejmowałam się tym, teraz sobie myślę, że  zupełnie nie było czym. Jeżeli ktoś nie chce mnie słuchać po takiej przemianie to po prostu zakończyłam dla niego swoją działalność w 2018 roku i tyle. Ale jest całe grono osób, które będą czuły ten vibe, co pokazały kolejne single. Świadczy to o moim rozwoju artystycznym. Nie miałam ochoty tworzyć sześciu numerów o imprezach i tańczeniu, uwodzeniu czy hajsie, a takie rzeczy były wyprodukowane do „Pierwszego razu”.

Wiele się wydarzyło w tym czasie, chciałam też dać słuchaczowi informacje dlaczego mnie tyle czasu nie było. W social mediach, które cały czas prowadziłam, niektórzy w komentarzach nie zostawiali na mnie suchej nitki. Pisali „Adma widzę, że już tylko influencer marketing”, „Fajne zdjęcia, ale obiecałaś nam płytę i nigdy jej nie wydałaś”. Oni nie wiedzieli, że to nie było z mojej winy i ja też im tego nie mówiłam. Na początku nie wiedziałam czy w ogóle powinnam coś mówić, chwilę zajęło mi otworzenie się przed samą sobą i stwierdzenie „Przecież tak było, czemu masz kryć ludzi, którym na tobie nie zależało?”. Jeżeli ktoś cię nie lubi to i tak nie będzie cię lubił, czy zachowasz dla siebie pewne rzeczy czy nie.  

Przyjęłam taką strategię, że chcę o tym wszystkim opowiedzieć przede wszystkim w numerach, przez rap. Dlatego robię taki gatunek, a nie inny, aby móc się w nim wyżyć, a potem uzupełniać tę historię na przykład w wywiadach. Nie chciałam robić live’a przed premierą, aby nie było, że szukam afery, a dalej nie rapuję. Wielokrotnie miałam ochotę zrobić takiego live’a i powiedzieć „Kurwa, mam dość. Znowu przeczytałam o sobie to i tamto, a nawet nie macie pojęcia jak wygląda prawda”. Umowa z wytwórnią była tak skonstruowana, że jeżeli wydałabym piosenkę i teledysk za własne pieniądze, to zaraz w moich drzwiach pojawiłby się, ten z którym podpisałam cyrograf i powiedziałby: „Hej, czekam na swój procent”. Nie chciałam dzielić sukcesu z drugą stroną, która przyczyniła się do tego, że musiałam rozpoczynać swoją karierę od zera, zamiast przy nich rozkwitać. Jednak słuchacze o tym nie wiedzieli. 

Fajną rzecz niedawno powiedział mi Wróbel: „Ada, umowy podpisuje się na złe czasy, a nie na dobre”. To jest święta prawda. Dlatego chciałam pozamykać sprawy prawne, gdy byłam już na to psychicznie gotowa. Wyjaśniłam z wytwórnią pewne sprawy i zakończyliśmy naszą wspólną przygodę, a ja mogłam w końcu zacząć nagrywać. 

Dlaczego stworzyłaś tylko sześć numerów?

Ponieważ to jest początek trylogii. W tym roku wyjdzie kolejna część, ale nie zdradzę jeszcze jej tytułu.

I wszystkie będą posiadały sześć utworów?

Nie. Druga część, nawet jeśli będzie epką, na pewno będzie miała więcej numerów. Nie wiem czy dotrzemy do dziesięciu, ale chciałabym, aby ludzie widzieli, że cały czas się rozwijamy i nie stoimy w miejscu. Zaczęłam od szóstki i wiem, że dla niektórych to może być mało i czują niedosyt, bo odbieram wiadomości i czytam komentarze. Natomiast biorąc pod uwagę koncepcję płyty, która była nastawiona na agresję i wyjaśnienie wielu kwestii, uznałam, że bez sensu jest robienie tego na większą skalę, bo byłoby to męczące. To jest odcięcie. Druga płyta nie będzie już miała związku ze „Slash!”, poza pewnym motywem, który będzie się przewijał, ale nie chcę na razie o tym mówić. Chciałabym, aby fani sami to zauważyli. 

Gdy zrobiłam „Skrzydła w popiele” z piętnastoma numerami to spotkałam się z opiniami, że to za wiele na jeden raz. „A. Wraca późno” miało dwanaście utworów, w tym cztery skity. Wtedy pojawił się zarzut, że za dużo skitów, ale chciałam wprowadzić słuchaczy w swój świat – od wyjścia z domu po całą podróż nocą po mieście. Czasami bez sensu jest coś na siłę wydłużać i pompować tę bańkę. Lubię robić płyty koncepcyjne. Stąd te sześć kawałków na „Slash!” i nie zmieniłabym tego. Jest początek i jest zakończenie, które wprowadza nas do drugiej części, którą możemy sobie rozbudować. Poruszane będą inne tematy niż żal, złość i ból dupy. Przeżywam teraz pozytywne emocje i druga płyta będzie weselsza. 

Czyli będzie trochę łagodniej?

Łagodniej to może nie, ale jeżeli miałabym ją określić kolorami, to będzie dużo jaśniejsza. Przynajmniej taki mam zamysł. Od wielu lat marzyłam, aby zrobić płytę bangerową i taka właśnie będzie, tyle mogę zdradzić. Każdy numer na płycie mógłby być singlem. 

AdMa – Carrie (prod. Ayon)

W „Carrie” wspominasz o tym, że pisałaś teksty dla innych artystów. Trudniej jest tworzyć dla siebie czy dla kogoś?

To bardzo zależy od człowieka. Z mojego doświadczenia wynika, że jeśli kogoś kumam emocjonalnie i on kuma mnie to jest dużo łatwiej.

Zawsze wypytuje artystę co chciałby przekazać tym utworem, staram się zawierać autobiograficzne wstawki z którymi dana osoba się utożsamia, bo wtedy mniejsze prawdopodobieństwo, że słuchacz się zczai, że ten tekst nie jest jego. Jeżeli buduje się markę własną, nie jest się jedynie odtwórcą jako produkt, ale tworzy się zaplecze emocjonalne dla swoich słuchaczy, uważam, że wątki autobiograficzne dodają smaczku. Natomiast jeśli kogoś nie kumam, a zdarzały się takie sytuacje, to tworzenie jest bardzo trudne, głowa mi pękała. 

Prawda jest taka, że nawet jeśli kogoś uważamy za komercyjnego artystę to jednak przemyca on w swoich utworach jakieś wartości, nawet jeśli nie są jego, to osoba, które pisze tekst je przemyca.

Myślisz, że dla słuchacza ma znaczenie czy artysta sam pisze tekst?

Z bólem serca to mówię, ale nie ma to najmniejszego znaczenia. Mówię o generacji Z. Nikogo to nie obchodzi, liczy się tylko, abyś robił fajną muzę z którą się utożsamia. 

Chyba ogólnie wartość w muzyce ma coraz mniejsze znaczenie, a liczą się głównie bangerki.

Są dwa rodzaje bangerków. Są bangerki o narkotykach, jaraniu i tam rzeczywiście nie ma tematów do których mogłabym się jak kleszcz przyczepić i z tego spijać, a potrzebuję tego, bo akurat w moim życiu coś się dzieje. Ale mamy też grupę mega hitów, w które jak zaczniemy się wsłuchiwać to możemy się wiele dowiedzieć. Analizowałam sobie kawałek Kiza „Disney” i to nie jest lekki bangerek. On tam mówi o zdradzie przez przyjaciela, to jest real talk podany na bardzo przyjemnym bicie. Takie rzeczy mi się podobają najbardziej i co mnie bardzo cieszy, wykręcają one super wyniki. 

Gdybym miała określić jeszcze jedną grupę to nazwałabym ją „smutny bangerek” i jest to na przykład „Zosia” Białasa. Bardzo dojrzały utwór, ale jednak banger. Słuchasz tego i jest fajnie, ale tam też jest treść. Mamy grupę bangerów, które będziemy za pięćdziesiąt lat puszczać sobie w sanatorium, wszyscy będą je znać i będziemy super się przy tym bawić. Mimo, że nie pomogły nam w życiu, nie uleczyły serca, ani nie wniosły nic więcej do naszego życia. Będziemy też mieć grupę bangerów, które mają w sobie treść. 

Póki co, całe szczęście, triumf na listach przebojów zgarniają takie osoby jak Mata, który ma treść i mówi o ważnych rzeczach. Wydaje mi się, że na razie nie mamy się o co martwić. Przemiana jest widoczna, możemy się z tym nie zgadzać, ale tylko niepotrzebnie będzie nas zżerała złość. 

Skoro jesteśmy w wątku innych artystów, to zastanawia mnie, czy w rapie istnieje przyjaźń?

Nie. Nie ma żadnej. Są tylko ekipy. Teraz wyjdzie ze mnie zgorzkniała część mojej osobowości. Gdyby rozrysować drzewo genealogiczne rapu – nikt jeszcze tego nie zrobił, zapraszam Rapowo do działania – to zauważysz, że dziesięć lat temu osoby, które robiły kariery i osoby, które się z nimi trzymały, stworzą ogromne drzewo genealogiczne, podobne do tego Zamoyskich w Pałacu w Kozłówce, na lubelszczyźnie. Znajdziesz też tam ludzi z tak zwanej starej szkoły, którzy propsowali ludzi z nowej, żeby znowu być na fali. Jak tak to sobie pozbierasz, to są ekipy, które się razem obracają. Jeżeli ekipa jest dobrze prowadzona przez pierwszą osobę, która zaistniała to trwa. Co jest ważne – to też przemija, zmienia się. Może niektórym obecnym ekipom uda się przetrwać, ale jak patrzę wstecz, to zawsze się rozpadało, rozwadniało. Ludzie się kłócili, co jest zupełnie naturalne, bo można się pokłócić ze swoim najlepszym przyjacielem, ja niestety też tego doświadczyłam.

Te ekipy są pozamykane, niektóre się ze sobą lubią, jak kluby piłkarskie. To, co sama odczułam to fakt, że nie mogłabym się z niektórymi zaprzyjaźnić, tak diametralnie się różnimy, poglądamy na życie i nie chciałabym nawet spędzać z nimi czasu. Podejrzewam, że oni ze mną również nie, bo najprawdopodobniej skoro ja mam takie odczucia, to oni mają podobne w moim kierunku.

Jest ciężko o przyjaźń. Kręci się wokół ciebie wiele osób. Kumplujesz się z kimś, a po paru miesiącach okazuje się, że on rapuje i ma marzenia, żeby zrobić karierę w rapie. Nie wiesz, jak masz się zachować w takiej sytuacji, bo polubiłeś tę osobę, ale może ona chciała, żebyś ją polubił. Na zasadzie „mam tak samo!”. Zastanawiasz się potem, na ile ta osoba jest przy tobie, bo dajesz jej pewne możliwości, których tobie nikt nie dał. Mnie nikt nic nie dał. Wszystkie znajomości, które zbudowałam przez te lata, jeżdżąc po innych miastach i poznając kolejne osoby, zawdzięczam tylko sobie. Nikt mnie nie wziął na swoją hypemanke i powiedział „Ada, takich umów to nie podpisuj, jak rapujesz w studiu, ustawiaj tune’a w ten sposób – będzie ci łatwiej”.

Zauważyłam też, że jeśli mi się udawało, a moim ziomkom nie, to zaczynali mieć pretensje. Z jednej strony to niby dzięki nim doszłam w to miejsce, a z drugiej strony ich to wkurwia. I zaczyna się wyliczanie, ile zarobiłaś itd. Z wielu rzeczy ludzie nie zdają sobie sprawy, a myślą, że przyczynili się do twojego sukcesu. Im więcej się tego obserwuje to widać, że ludzie mają problem z zaufaniem, a co za tym idzie coraz trudniej o przyjaźnie. 

AdMa – Final Girl (prod. SlvR Beatz)

W „Final girl” pada określenie „Admanizm”. Co chciałabyś, aby znalazło się pod tym pojęciem?

Świetne pytanie, sama muszę stworzyć statut tego ruchu. 

Kiedyś próbowałam na Facebookowej grupie Adma napisać regulamin, jedyne co udało mi się napisać to „jak hejterzysz to wypadasz”, a resztę zostawiłam na później i to później jeszcze nie nadeszło. (śmiech)

Konstruktywna krytyka zakłada, że w momencie w którym mówisz co ci się nie podoba, jednocześnie dajesz rozwiązania na potencjalne problemy. Uważam, że bez sensu jest pozwalać istnieć hejterom. Dlatego na pewno wpis o konstruktywnej krytyce znalazłaby się w statucie „admanizmu”. 

Co do reszty punktów, na pewno to stworzę, bo uważam, że warto. Punkt o hejterzeniu nie będzie pierwszym, mam dużo ważniejsze wartości do przekazania ludziom. Cierpię na taki problem, że nie do końca potrafię dobrze siebie opisywać. Mam jedną notkę biograficzną napisaną przez mojego kolegę Adasia Borowskiego, który jest pisarzem i poprosiłam go o stworzenie jej na podstawie faktów z mojego życia, które mu przekazałam. Napisał to w taki sposób, że czytając ją pomyślałam „Wow! To jest moje życie?”. No pięknie mi to napisał, opierając się na faktach. 

Dlatego na ten moment nie ma jasnego statutu „admanizmu”, ale będą to wszystkie osoby, którym moja twórczość się podoba. Jestem osobą o wielu talentach i lubię się realizować artystycznie na wielu płaszczyznach i właśnie na tej facebookowej grupie piszę, nazwijmy to, felietony. Publikuję je tylko tam, aby ludzie, którzy do niej dołączyli mogli się dowiedzieć o moich poglądach na dany temat albo co aktualnie u mnie słychać. Tak, że zapraszam wszystkich, którzy chcą wyznawać admanizm na tę grupkę. 

Czujesz, że masz wierną armię fanów? Ostatnio głośno było o „Bedoesiarach”, Twoim zdaniem „Admiary” również istnieją?

Nie mam Bedoesiar jak Bedoes, natomiast uważam, że po tych wszystkich latach na scenie, mam wąskie grono ludzi, którzy kupili każdą moją płytę i przy każdej kolejnej którą wydaję wysyłają mi zdjęcia, że jeszcze nie otworzyli poprzednich. Od „Szmaragdowej szczerości” mojej płyty są wysyłane z pieczęcią lakową. Do „Skrzydeł w popiele” na pieczęci była ćma, potem zmieniłam logotyp na lisicę. 

Są też osoby, które zamawiają do razu dwie płyty – jedną, aby pozostała zalakowana i drugą wersję standard do słuchania. To są ludzie, których bardzo szanuję i cenię. Byli przy mnie przez te dwa lata ciszy. Gdy pisałam na grupie, że mi ciężko i nie wiem co dalej robić, pisali, że czekają na płytę, że dam radę itd. Mimo, że nie wiedzieli co się dzieje, bo pisałam enigmatycznie, to byli przy mnie. Mam nadzieję, że dziś mają poczucie wyjaśnienia tej sprawy. To są moi prawdziwi fani i mimo, że nie ma ich miliona czy iluś tysięcy to każdy człowiek jest dla mnie ważny, każdego z osobna będę cenić. Jestem wdzięczna, że był ze mną przez internet w tych gorszych chwilach i mam nadzieję, że zostanie na lepsze czasy. 

Zawsze bardzo szanowałam moich fanów, po koncertach robiłam fotki, podpisywałam zdjęcia, płyty, koszulki, rozmawiałam z nimi, ściskałam dłonie i zawsze starałam się dla nich być. To było bardzo dawno, wtedy jeszcze do głowy by mi nie przyszło, że można zrobić z tego użytek – viral na TikToku czy cokolwiek. 

Raz podeszła do mnie dziewczyna w kurtce z namalowaną okładką „Bladoróżowej” na plecach i dała mi list. Na końcu listu było zaproszenie na jej osiemnaste urodziny. Uznałam to za punkt honoru, aby się tam pojawić i faktycznie pojechałam. Bardzo miło to wspominam. Dodatkowo zaskoczyło mnie, gdy wjechał tort z okładką mojej płyty. Miałam mega niespodziankę, było mi bardzo miło, nawet ja sobie nie upiekłam tortu ze swoim logo. 

Dla takich chwil robię tę muzykę. To nie musi być turbo skala, ale jedno takie zdarzenie, drugie, trzecie to, że ludzie do dziś mają plakat ze „Skrzydeł w popiele”. Bardzo fajnie, bo to był piękny rysunek Tomasza Miszkina, zrobiony na zamówienie i na potrzeby tej płyty. To jest coś niesamowitego, pięknego i sprawia, że mi się chce. 

Myślałam, że już nie nagram tej płyty, przyklejałam na ścianie kawalerki karteczki z pomysłami, a potem je zrywałam i uznawałam za beznadziejne. Kolejnego dnia znowu się zmuszałam, aby coś wymyślić i ponownie nic z tego nie wychodziło. Zebrałam się i zadzwoniłam do Reny, aby ją zaprosić na numer. Zgodziła się, po czym po dwóch tygodniach zadzwoniła, że nie czuje tego numeru i nie dogra się. Wtedy sobie myślałam, że świat daje mi sygnał, żebym odpuściła i tego nie robiła. Dlatego tym bardziej, gdy zdarzają się takie miłe sytuacje i słyszę od ludzi, że moja muzyka na nich oddziałuje – doceniam to.

Wiem, że się rozgadałam, ale nigdy nikt mnie o to nie pytał, a uważam, że jest to bardzo fajny temat. To co mnie bardzo pozytywnie zaskakuje to fakt, że ludzie mnie podziwiają, śledzą wszystkie wpisy, zbierają ze mnie tę esencję. Trzymają za mnie kciuki. Od razu jest mi lepiej, bo będąc na zakręcie dają mi siłę. Czuję, że mam podobne spojrzenie na świat jak moi słuchacze i tworzymy grupę, pomimo dzielących nas odległości.   

AdMa – Scary Movie (prod. @atutowy) [Official Video]

W których social mediach czujesz się najlepiej? Instagram, Facebook czy może TikTok?

Na Instagramie. Uważam, że na tym medium poruszam się najpłynniej. Lubię obrazy. Cieszy mnie to, że można robić storieski i czasami tylko myślę, że chciałabym produkować ich więcej i mam do siebie pretensje, że za mało pokazuję odbiorcom swojego życia prywatnego. Prowadzę Instagram od dziesięciu lat i wiem już, które zdjęcia się klikają. Tam nie ma przypadków. Prowokuję, bo wiem jak to działa.

Nie zastanawiałaś się nad tym, aby na płycie sprowokować seksualno-erotycznym kawałkiem? Jest to chyba coś, co obecnie się sprzedaje.

Z seksem to jest tak, że im mniej go uprawiasz tym więcej o nim nawijasz. I chyba tak bym zrecenzowała niektóre utwory. Całe „Skrzydła w popiele” zrobiłam o relacjach damsko-męskich, ale pisałam metaforycznie. W moim przekonaniu trochę wyeksploatowałam ten temat i nastąpił taki moment, że ciężko mi było pisać nawet o miłości. Na tej płycie nie czułam potrzeby, aby poruszać taką tematykę, natomiast na tej nowej na pewno takie się znajdą. Co do kawałku stricte o seksie, jeśli nadejdzie taki moment, że to poczuję to pewnie go zrobię, ale dziś uważam, że szkoda byłoby mojej ciężkiej pracy w napisaniu zajebistego numeru, bo ludzie by tego nie docenili, a doklejono by mi jakąś łatkę. 

Teksty o seksie były już dawno WdoWa, Zui, czy metaforycznie ja, lata temu nawijałyśmy o tym, ale musiałyśmy się rozpierać łokciami, aby nas usłyszano. Wiele wulgarnych numerów na temat kobiet powstaje tworzonych przez raperów. Takie utwory zawsze były, pozostaje tylko pytanie, w jaki sposób to sprzedasz. 

Uważasz, że kobiecy rap w Polsce idzie w dobrym kierunku?

No oczywiście, że tak, bo ja w nim jestem. 

Tak że wszyscy, którzy chcą wyznawać admanizm i zobaczyć kobiecą perspektywę, myślę, że mają czego słuchać. Uważam, że ta perspektywa też zostanie skomercjalizowana. 

Obecnie raperkom łatwiej jest się wybić niż Tobie, gdy zaczynałaś?

Tak. Wynika to z tego, że bardzo duże męskie postacie poklepały po plecach te raperki, które teraz są najbardziej komercyjne i widoczne. Bo czy doceniane?

To też jest pewnego rodzaju specyfika, bo kiedyś jak grałam koncerty co weekend i proponowaliśmy trasę koncertową ze mną, to niektórzy raperzy mówili „nie, my mamy inny pomysł, trochę inny gatunek robimy”, nawet nie chcieli pojechać ze mną w trasę. Jaki niby inny gatunek?

Dziś to się zmieniło i bardzo mnie to cieszy. Moje pokolenie weszło na scenę i my się już nie wstydziliśmy, bo mam wrażenie, że ci starsi trochę bali się podzielić tym tortem. Niektórzy młodsi szli za nimi, bo nie chcieli się wystawiać, a to wszystko nagle się odwróciło. Dzisiaj wszyscy jesteśmy sobie równi, a naszą siłę stanowi to, jak szeroki krąg posiada nasza muzyka. 

Teraz nie patrzy się na to czy ktoś robi fajną muzyką, a na to ile ma wyświetleń. Wszystko się skomercjalizowało, ale nie każdy się do tego przyzna. 

Obecnie nikt nie powie, że nie zrobi trasy z dziewczyną ani nie odmówi zrobienia teledysku, mimo, że prywatnie uważa, że to nie do końca jego styl. Kiedyś to wszystko musiało się ze sobą łączyć, a dzisiaj już nikogo to nie interesuje. 

Kiedyś Sokół w słynnym programie „Żywy rap” powiedział, że dziewczyny w ogóle nie powinny rapować. WdoWa się o to oburzyła. Pomyśl, jak dużo wytwórnią wtedy było PROSTO i na ile osób przez kolejne lata te słowa wywierały wpływ. Z czego zaznaczam, że bardzo lubię twórczość Sokoła, ale niestety z tego był viral w internecie. Jeżeli twój autorytet mówi takie rzeczy to ten stereotyp zakotwicza się w głowie. 

To też były czasy, kiedy mówiono, że nie powinno się usuwać negatywnych komentarzy na swój temat w internecie, bo to nie jest prawilne. Zebrało to spore żniwa i dostało się wielu raperkom, których teraz już nie ma na scenie. W ogóle nie cenzurowaliśmy, nie dawaliśmy bana za chamstwo. Dzisiaj nie mam problemu z tym, aby usunąć negatywny komentarz i nie muszę się z tego tłumaczyć. To jest moja przestrzeń. Przechodzisz próg mojego rezerwatu i jeżeli nie podobam ci się ja, ani moja twórczość, to ciebie tu w ogóle nie musi być. Dzisiaj nikt nie ma przypału. Dziewczyny rapują i będą to robić coraz lepiej.

Wiesz co mnie denerwuje? Uważam, że to jest niefajne i złe, że cały czas wszelaka opinia publiczna klasyfikuje raperki w sposób „najlepsza”, „pierwsza”, „odkrywczyni”. W ten sposób cały czas prowadzona jest walka o pierwsze miejsce. Presja jest wystarczająco ogromna, słuchacze też dzielą nas – raperki. Same ze sobą walczymy, tworząc wojnę domową, która jest totalnie niepotrzebna. Gatunek, muzyka, przysłowiowy hajs na stole – tego jest mnóstwo, każda się naje. Róbmy swoje i nie obrażajmy się w między czasie. Jednocześnie jeżeli nie odpowiesz na zaczepkę to możesz wydać się słaby, co też nie jest dobre. Nie da się wszystkiego ignorować. Z drugiej strony fajnie byłoby, gdyby ktoś powiedział temu STOP. 

AdMa – BoogieMan (prod. Ayon)

„BoogieMan” to nie pierwszy raz, gdy poruszasz temat przemocy domowej. Co chciałabyś, aby Twoi słuchacze wynieśli po przesłuchaniu tego utworu?

Jeżeli ktoś doświadcza przemocy domowej to chciałabym, aby przesłuchał tego numeru i powiedział sobie „To jest ten dzień, kończę z takim życiem. Jestem zbyt wartościowy/a, żeby ktoś mnie codziennie poniżał i mówił, że do niczego się nie nadaję itp.” Przede wszystkim opiera się to na tym, że człowiek traci swój wewnętrzny kompas i poczucie sprawczości, że jest kimś ważnym i ma w sobie ogromną moc. Chciałabym, aby był to numer po którym ludzie powiedzą: „To już koniec. Adma też tak nawija, idę się spakować”. Następnie zrobią wszystko, aby się całkowicie odciąć od przemocowej osoby. Szkoda życia na to. Przemoc niesamowicie niszczy, na koniec zostajesz z pustą głową, dziurawą jak ser. 

Myślę, że będę wracać do tego tematu, bo na pewne sytuacje nie powinniśmy przymykać oka, one po prostu nigdy nie powinny się wydarzyć. Ostatnio dostałam wiadomość z pytaniem kiedy przeproszę Kartky’iego za swoje słowa. Nigdy go nie przeproszę. Skala przemocy jest dużo większa niż podają statystyki. 

Szykując się do napisania tego numeru, zabrakło mi informacji na ten temat w internecie. Mówimy o prawach kobiet, przemocy domowej, mamy niebieską linię, a nie ma przemówień motywacyjnych, inspirujących, które pokażą, że ktoś był w podobnej sytuacji jak my i to ogarnął. Na przykładzie Weroniki Rosati mam wrażenie, że internet trochę wyśmiewa temat przemocy domowej. Tak nie powinno być. Przemoc domowa nie powinna być tematem tabu, a sprawcy powinni mieć dużo większe sankcje. Procedura niebieskiej karty nie jest tak efektywna, jak mogłaby być. To wszystko u nas w Polsce leży i kwiczy. 

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ NASZ WYWIAD: MUZYCZNY CZŁOWIEK ORKIESTRA WYDAJE PERFEKCYJNIE DOPRACOWANY KRĄŻEK. WYWIAD Z MARO, KTÓRY WSZYSTKO ROBI SAM

Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.

fot. AdMa – Carrie (prod. Ayon)

3 KOMENTARZE

  1. Hmm tej to bym nastrzelał płaskich po cyckach potem się na nie wysikał i znowu parę lepów tym razem na twarz waląc sobie konia spuszczając się jej na czoło mówiąc lubisz to suko hihi

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

Po dłuższej przerwie, AdMa wróciła z nową epką „Slash!”. Dlaczego musieliśmy tak długo czekać na nowe wydanie? Co było inspiracją do napisania numerów? Na czym polega „admanizm” i czy w rap świecie istnieją przyjaźnie? Zapraszam do rozmowy z Adą, która odpowiedziała na powyższe pytania. I wiele innych.

W Twoich tekstach jest wiele złości. Praca nad płytą zadziałała na Ciebie oczyszczająco? Udało Ci się zdystansować i pozbyć złej energii?

Bardzo mnie to oczyściło. Napisałam jeszcze kilka utworów, które nie weszły na płytę, ale miałam poczucie, że to już byłoby za dużo. Kiedyś żona Atuta (@atutowy – przyp. red.) zapytała mnie „Ada, a Ty tak lubisz, żeby ktoś cały czas ci krzyczał do ucha?”, to nagle zmieniło moją perspektywę. Okej, takie kawałki są fajne, ale w momencie, gdy konstruujesz cały album, nawet jeśli jest epką, potrzebna jest równowaga. Dlatego na końcu płyty pojawiło się „Scary movie”, aby zamykać album pozytywną klamrą, dawać oddech i nadzieję. To miał być numer przepełniony nadzieją, że poza agresją, potrafimy też robić numery, które wznoszą, dodają lekkości, bo życie jest wystarczająco ciężkie i myślę, że nikogo nie oszczędza – jednych mniej, drugich bardziej.

Bardzo dużo złości było na tej płycie. Nagranie jej mnie oczyściło mnie, do tego stopnia, że nie mam już w sobie materiału na kolejne agresywne kawałki. Czuję się teraz szczęśliwa, jest mi dobrze, więc nie mam potrzeby znowu przywalać czymś mocniejszym, ale na pewno takie numery też jeszcze będę robić. Jest to nieodłączna część mojej osobowości.

Skoro o „Scary movie” mowa, jest to utwór odbiegający, szczególnie wizualnie, od reszty epki. Dlaczego zdecydowałaś się zakończyć w taki sposób?

Możesz wyjaśnić co masz na myśli?

Wszystkie utwory i teledyski są mocno sensualne, w teledysku do „Scary movie” wyszła z ciebie chłopczyca — dresik adika zamiast koronek. Punktem wspólnym, który rzuca mi się mocno w oczy, jest przeplatający się element czerwieni.

Zdecydowanie jestem chłopczycą.

Teraz rozumiem, co masz na myśli – element czerwieni miał spajać wszystko i myślę, że ten motyw zostanie utrzymany, jako mój podpis wizualny. Wiele lat szukałam czegoś, co byłoby dla mojego widza znakiem rozpoznawalnym, pieczęcią – widzi czerwoną miniaturkę i myśli „O, może to Adma, sprawdzę”. Oczywiście mam nadzieję, że zawsze będzie trafiał na moje teledyski. (śmiech)

Co do dresu i chłopczycy w „Scary movie” – ja tak wyglądam. Myślę, że złota era mojego dresiarstwa trwała ponad dziesięć lat. Mam pełno zdjęć z tamtych czasów, wszystko odpowiednio zmatchowane – różowa koszulka, do tego różowe sznurówki w butach, czapeczka, szerokie spodnie, bo jeszcze wtedy nosiło się na szeroko. Nawet kolega obok był zmatchowany kolorystycznie. Bardzo długo tak chodziłam, miałam z dziesięć „czapek-wpierdolek”, w różnych kolorach, z różnymi emblematami. Jako dziewczyna chciałam się wyróżniać – jak przyszła moda na kryształowe paski, to nosiłam je, ale do szerokich spodni chłopczycy. Nigdy nie wstydziłam się też różowego koloru, bardzo mi się podobał.

Miałam Reeboki classic z opcją wyciągania rzepów, aby dodawać im świeżości, kupowałam wstążki w pasmanterii, po złotówce za metr. Dzięki temu mogłam małym kosztem mieć buty we wszystkich kolorach. Codziennie w szkole miałam obuwie zmatchowane z koszulką, zupełnie jakbym miała, nie wiadomo ile par, a to cały czas były te same. Przechodziłam w nich z trzy lata, podobnie jak w Air Force’ach, które później dostałam. Teraz nie nadają się do chodzenia, ale mam je zachowane do dziś. Uwieczniłam je na okładce „Szmaragdowej szczerości”. Potem z tego wyrosłam.

W „Scary movie” nawijam „kompleks Diany znacie”. Gdy zaczęłam studiować, dowiedziałam się, że stylizowanie się na chłopaka wśród dziewczyn nazywa się kompleksem Diany. Polega na tym, że nie do końca akceptujemy naszą kobiecość i staramy się ją ukryć. Trudno nam zaakceptować zmiany, które zachodzą w naszym ciele. „Scary movie” to zdecydowanie też jestem ja.

ZOBACZ TAKŻE: JOSEF BRATAN ODPOWIADA NA ZARZUTY O NIEPŁACENIE ALIMENTÓW. RAPER POKAZAŁ DOWODY WPŁAT

AdMa – Slash! (prod. @atutowy) [Official Video]

Kolor czerwony posiada wiele znaczeń, jest bardzo kobiecy. Zdradzisz co, symbolizuje w komunikacji wizualnej Twojego albumu?

Wybrałam ten kolor, bo zawsze kojarzył mi się z energią i czymś co przykuwa uwagę. Uważam, że jeśli kobieta ubiera się na czerwono, to dlatego, że chce zostać zauważoną. Rzadko widujemy na ulicy osoby ubrane w ten kolor, bo mocno się wyróżnia, szczególnie na tle szarości miasta. Osoby, które w siebie nie wierzą czy mają kompleksy raczej nie wybiorą koloru czerwonego. Nawet na weselach – uroczystościach, podczas których możemy sobie pozwolić na więcej, wybierając strój, kobiety wybierają pudrowe odcienie. Brakuje tam mocnego akcentu. Na eventach branżowych oczywiście widzę wiele kobiet ubranych w odważne kolory, ale rozrywka rządzi się swoimi prawami – tam trzeba się wyróżniać.

Czerwień jest żywiołowa, łączy się z ogniem i z moimi rudymi włosami. Jest dla mnie energią i czymś automatycznie przykuwającym uwagę. Jednocześnie jest dla mnie agresywna – to kolor krwi. Ta metaforyczna krew została przelana na moje teksty i było to dla mnie naturalne, że wybiorę właśnie czerwień jako motyw przewodni. Powiedziałam sobie „Why not? Teraz możesz. Właściwie zawsze mogłaś, ale skoro teraz do tego dojrzałaś, po prostu to zrób”.

Dużo odwagi wymagało od Ciebie stworzenie i puszczenie w świat tej płyty?

Kilka linijek kosztowało mnie bardzo dużo. Gdy piszesz pewne rzeczy wprost, gdzie nie ma już możliwości, że jedna osoba to zrozumie, a druga nie. Gdy wymieniasz konkretne ksywy to istnieją pewne obawy. Myślałam, aby coś pominąć albo wypikać, ale koniec końców stwierdziłam, że skoro chcę tworzyć rap oparty na moim przeobrażeniu to muszę to zrobić. Kiedyś pisałam wiele metafor, nieczytelnych jeśli nie znało się mojej biografii. Wszystkie aktualności ubierałam w tak kwieciste słowa, że słuchacz nie znając mnie, nie mógł powiązać pewnych faktów. Trzeba było się dokopywać do drugiego dna, co na tamten moment wydawało mi się fajne. Dużo siedziałam w poezji, uważałam, że wznoszę się na wyżyny stylu. Jednak zrozumiałam, że nikt nie będzie się zagłębiał w teksty i zestawiał ich z wywiadami, których udzielałam. Co też pokazuje jak Rap Genius odszedł w odstawkę i pozostali tam prawdziwi zajawkowicze. Przeszłam tę przemianę, aby móc zacząć pisać wprost. Skoro napisałam te teksty to bez sensu byłoby znowu zakładać samej sobie kaganiec na gębę. 

Pisanie tekstów przychodzi Ci z dużą łatwością? 

To zależy. Są teksty, które piszę naprawdę długo – „Upiorne urodziny” powstały w trzech wersjach, ciągle coś poprawiałam i dodawałam. Są też numery, które piszę naprawdę szybko – „Bladoróżową” napisałam w jeden dzień. To był typowo letni numer, więc nie chciałam tam pakować, nie wiadomo ilu rzeczy. Przeznaczenie numeru ma dla mnie duże znaczenie. „Carrie” pisało mi się bardzo łatwo, powstała w dwa dni. Gdy puściłam surową wersję nagraną na dyktafonie, Gibky powiedział, że to najsłabszy numer na płycie. Gdy już ją nagrałam, wiele osób, m.in. DJ Johnny mówiło, że to jest dobry, mocny numer. Gibky słysząc wersję ostateczną utworu, zwrócił mi honor i powiedział, że jest to bardzo fajny, real-talkowy numer.

Wiele zależy od kawałka, ale mam taką metodę, że jeśli regularnie piszę, nie mam akurat żadnego kryzysu, to każdego dnia jestem w stanie dopisać kolejne wersy, czy nawet całą piosenkę. Jednak dziś wymagam od siebie dużo więcej niż w 2019, dużo rozkminiam, aby podać metafory w fajny, nieoczywisty sposób. Na nową płytę mam napisane już osiem nowych kawałków, tak że jest dobrze.

Jeżeli chcesz robić muzykę, to w pewnym momencie chcąc nie chcąc poza pasją zmienia się w pracę i należy traktować ją poważnie. Jeżeli regularnie piszesz i ćwiczysz pisanie to nie ma bata, żeby wychodziło ci to gorzej. Analogicznie jak z siłownią – ćwicząc regularnie, budujesz mięśnie, tak samo jest z pisaniem. Jeżeli się rozleniwisz lub masz kryzys, przez który chwilowo nie piszesz, to nie rozwijasz tej umiejętności. Ważna jest w tym wszystkim dyscyplina.

Skąd pomysł na nawiązania do horrorów?

O dziwo kiedyś w ogóle nie oglądałam horrorów. Uważałam, że to jest głupie i bałam się. Moja mama pracowała na nocki, ja zostawałam sama w domu. Skrzypiące schody, ciemny strych, nie chciałam się stymulować takimi rzeczami. Po kryzysowych momentach związanych z muzyką, które mnie spotkały po roku 2019, obejrzałam z ciekawości kilka horrorów i okazało się, że płynie z tego dziwna przyjemność. Widząc rzeczy straszniejsze niż te, które na co dzień spotykam, zaczęłam się przy tym relaksować. To bardzo dziwne i nie polecałabym tej metody, ale u mnie zadziałała. Bardzo lubię horrory kostiumowe albo stare, opuszczone domy, takie rzeczy mnie jarają. Nie przepadam za „Hostelem” czy „Piłą”, potrzebuję legendy, fabuły, tła postaci z przeszłości, to jest dla mnie mocno intrygujące. 

Obejrzałam klasyki typu „Halloween” i „Carrie”, zapoznałam się z twórczością Stephena Kinga, w tym samym czasie próbowałam wrócić do pisania, ale nie byłam zadowolona z efektów. No i pewnego dnia tak siedząc i oglądając kolejny horror pomyślałam, że może zrobię płytę w takim klimacie. W sensie tytuły będą zaczerpnięte z horrorów, bo horror rap nie jest moim gatunkiem. Ale zainspirowałam się całością jako konceptem. Zagłębiałam się mocniej w temacie, czytałam o postaciach i przesłaniu, które za sobą niosą, schematach filmów, na które często nie zwracamy uwagi. W typowych slasherach zawsze pierwsze giną osoby, które są rozwiązłe seksualnie, nadużywają alkoholu i narkotyków lub są najatrakcyjniejsze. Właśnie ci promujący ryzykowne zachowania giną pierwsi, co jest lekko metaforyczne i piętnuje tego typu postawy. A taka Final Girl cała w krwi ostatecznie przeżyje. Im więcej tego oglądałam tym bardziej zaczęłam dostrzegać takie proste zasady, które są w praktycznie każdym filmie. 

Właśnie z tego wszystkiego wyklarowała się wizja, żeby tytułami czy nazwami danych charakterów występujących w filmach, oddać autobiograficzny charakter moich numerów. 

AdMa – Upiorne Urodziny (prod. Ayon) [Official Video]

Jestem po kontrakcie co stał się pogrzebem”, nazwałabyś „Slash!” nowym początkiem?

Tak. Stąd też ten tytuł. Ta płyta miała być odcięciem. Z jednej strony posiada mocne linijki, kilka punchline’ów i techniczne zacięcie, a z drugiej miała mnie oddzielić od wszystkiego. Płyta, która ostatecznie się nie ukazała miała nosić tytuł „Pierwszy raz” i miała mnie oddzielać od twórczości, którą wykonywałam do 2018 roku. Moje poprzednie cztery płyty, które wyszły, opierały się o mocno poetyckie, rozbudowane metafory. Natomiast w ramach przemiany o której wcześniej mówiłam, stwierdziłam, że nie warto jest wszystko aż tak bardzo ubarwiać. Rap też przeszedł ewolucję i ludzie chcą słuchać rzeczy powiedzianych wprost. 

Pamiętam moje pierwsze obawy, co odbiorcy powiedzą na zupełnie nową Adę: trapowe bity, afro trap, śpiewanie, tune’y, rapowanie. Przejmowałam się tym, teraz sobie myślę, że  zupełnie nie było czym. Jeżeli ktoś nie chce mnie słuchać po takiej przemianie to po prostu zakończyłam dla niego swoją działalność w 2018 roku i tyle. Ale jest całe grono osób, które będą czuły ten vibe, co pokazały kolejne single. Świadczy to o moim rozwoju artystycznym. Nie miałam ochoty tworzyć sześciu numerów o imprezach i tańczeniu, uwodzeniu czy hajsie, a takie rzeczy były wyprodukowane do „Pierwszego razu”.

Wiele się wydarzyło w tym czasie, chciałam też dać słuchaczowi informacje dlaczego mnie tyle czasu nie było. W social mediach, które cały czas prowadziłam, niektórzy w komentarzach nie zostawiali na mnie suchej nitki. Pisali „Adma widzę, że już tylko influencer marketing”, „Fajne zdjęcia, ale obiecałaś nam płytę i nigdy jej nie wydałaś”. Oni nie wiedzieli, że to nie było z mojej winy i ja też im tego nie mówiłam. Na początku nie wiedziałam czy w ogóle powinnam coś mówić, chwilę zajęło mi otworzenie się przed samą sobą i stwierdzenie „Przecież tak było, czemu masz kryć ludzi, którym na tobie nie zależało?”. Jeżeli ktoś cię nie lubi to i tak nie będzie cię lubił, czy zachowasz dla siebie pewne rzeczy czy nie.  

Przyjęłam taką strategię, że chcę o tym wszystkim opowiedzieć przede wszystkim w numerach, przez rap. Dlatego robię taki gatunek, a nie inny, aby móc się w nim wyżyć, a potem uzupełniać tę historię na przykład w wywiadach. Nie chciałam robić live’a przed premierą, aby nie było, że szukam afery, a dalej nie rapuję. Wielokrotnie miałam ochotę zrobić takiego live’a i powiedzieć „Kurwa, mam dość. Znowu przeczytałam o sobie to i tamto, a nawet nie macie pojęcia jak wygląda prawda”. Umowa z wytwórnią była tak skonstruowana, że jeżeli wydałabym piosenkę i teledysk za własne pieniądze, to zaraz w moich drzwiach pojawiłby się, ten z którym podpisałam cyrograf i powiedziałby: „Hej, czekam na swój procent”. Nie chciałam dzielić sukcesu z drugą stroną, która przyczyniła się do tego, że musiałam rozpoczynać swoją karierę od zera, zamiast przy nich rozkwitać. Jednak słuchacze o tym nie wiedzieli. 

Fajną rzecz niedawno powiedział mi Wróbel: „Ada, umowy podpisuje się na złe czasy, a nie na dobre”. To jest święta prawda. Dlatego chciałam pozamykać sprawy prawne, gdy byłam już na to psychicznie gotowa. Wyjaśniłam z wytwórnią pewne sprawy i zakończyliśmy naszą wspólną przygodę, a ja mogłam w końcu zacząć nagrywać. 

Dlaczego stworzyłaś tylko sześć numerów?

Ponieważ to jest początek trylogii. W tym roku wyjdzie kolejna część, ale nie zdradzę jeszcze jej tytułu.

I wszystkie będą posiadały sześć utworów?

Nie. Druga część, nawet jeśli będzie epką, na pewno będzie miała więcej numerów. Nie wiem czy dotrzemy do dziesięciu, ale chciałabym, aby ludzie widzieli, że cały czas się rozwijamy i nie stoimy w miejscu. Zaczęłam od szóstki i wiem, że dla niektórych to może być mało i czują niedosyt, bo odbieram wiadomości i czytam komentarze. Natomiast biorąc pod uwagę koncepcję płyty, która była nastawiona na agresję i wyjaśnienie wielu kwestii, uznałam, że bez sensu jest robienie tego na większą skalę, bo byłoby to męczące. To jest odcięcie. Druga płyta nie będzie już miała związku ze „Slash!”, poza pewnym motywem, który będzie się przewijał, ale nie chcę na razie o tym mówić. Chciałabym, aby fani sami to zauważyli. 

Gdy zrobiłam „Skrzydła w popiele” z piętnastoma numerami to spotkałam się z opiniami, że to za wiele na jeden raz. „A. Wraca późno” miało dwanaście utworów, w tym cztery skity. Wtedy pojawił się zarzut, że za dużo skitów, ale chciałam wprowadzić słuchaczy w swój świat – od wyjścia z domu po całą podróż nocą po mieście. Czasami bez sensu jest coś na siłę wydłużać i pompować tę bańkę. Lubię robić płyty koncepcyjne. Stąd te sześć kawałków na „Slash!” i nie zmieniłabym tego. Jest początek i jest zakończenie, które wprowadza nas do drugiej części, którą możemy sobie rozbudować. Poruszane będą inne tematy niż żal, złość i ból dupy. Przeżywam teraz pozytywne emocje i druga płyta będzie weselsza. 

Czyli będzie trochę łagodniej?

Łagodniej to może nie, ale jeżeli miałabym ją określić kolorami, to będzie dużo jaśniejsza. Przynajmniej taki mam zamysł. Od wielu lat marzyłam, aby zrobić płytę bangerową i taka właśnie będzie, tyle mogę zdradzić. Każdy numer na płycie mógłby być singlem. 

AdMa – Carrie (prod. Ayon)

W „Carrie” wspominasz o tym, że pisałaś teksty dla innych artystów. Trudniej jest tworzyć dla siebie czy dla kogoś?

To bardzo zależy od człowieka. Z mojego doświadczenia wynika, że jeśli kogoś kumam emocjonalnie i on kuma mnie to jest dużo łatwiej.

Zawsze wypytuje artystę co chciałby przekazać tym utworem, staram się zawierać autobiograficzne wstawki z którymi dana osoba się utożsamia, bo wtedy mniejsze prawdopodobieństwo, że słuchacz się zczai, że ten tekst nie jest jego. Jeżeli buduje się markę własną, nie jest się jedynie odtwórcą jako produkt, ale tworzy się zaplecze emocjonalne dla swoich słuchaczy, uważam, że wątki autobiograficzne dodają smaczku. Natomiast jeśli kogoś nie kumam, a zdarzały się takie sytuacje, to tworzenie jest bardzo trudne, głowa mi pękała. 

Prawda jest taka, że nawet jeśli kogoś uważamy za komercyjnego artystę to jednak przemyca on w swoich utworach jakieś wartości, nawet jeśli nie są jego, to osoba, które pisze tekst je przemyca.

Myślisz, że dla słuchacza ma znaczenie czy artysta sam pisze tekst?

Z bólem serca to mówię, ale nie ma to najmniejszego znaczenia. Mówię o generacji Z. Nikogo to nie obchodzi, liczy się tylko, abyś robił fajną muzę z którą się utożsamia. 

Chyba ogólnie wartość w muzyce ma coraz mniejsze znaczenie, a liczą się głównie bangerki.

Są dwa rodzaje bangerków. Są bangerki o narkotykach, jaraniu i tam rzeczywiście nie ma tematów do których mogłabym się jak kleszcz przyczepić i z tego spijać, a potrzebuję tego, bo akurat w moim życiu coś się dzieje. Ale mamy też grupę mega hitów, w które jak zaczniemy się wsłuchiwać to możemy się wiele dowiedzieć. Analizowałam sobie kawałek Kiza „Disney” i to nie jest lekki bangerek. On tam mówi o zdradzie przez przyjaciela, to jest real talk podany na bardzo przyjemnym bicie. Takie rzeczy mi się podobają najbardziej i co mnie bardzo cieszy, wykręcają one super wyniki. 

Gdybym miała określić jeszcze jedną grupę to nazwałabym ją „smutny bangerek” i jest to na przykład „Zosia” Białasa. Bardzo dojrzały utwór, ale jednak banger. Słuchasz tego i jest fajnie, ale tam też jest treść. Mamy grupę bangerów, które będziemy za pięćdziesiąt lat puszczać sobie w sanatorium, wszyscy będą je znać i będziemy super się przy tym bawić. Mimo, że nie pomogły nam w życiu, nie uleczyły serca, ani nie wniosły nic więcej do naszego życia. Będziemy też mieć grupę bangerów, które mają w sobie treść. 

Póki co, całe szczęście, triumf na listach przebojów zgarniają takie osoby jak Mata, który ma treść i mówi o ważnych rzeczach. Wydaje mi się, że na razie nie mamy się o co martwić. Przemiana jest widoczna, możemy się z tym nie zgadzać, ale tylko niepotrzebnie będzie nas zżerała złość. 

Skoro jesteśmy w wątku innych artystów, to zastanawia mnie, czy w rapie istnieje przyjaźń?

Nie. Nie ma żadnej. Są tylko ekipy. Teraz wyjdzie ze mnie zgorzkniała część mojej osobowości. Gdyby rozrysować drzewo genealogiczne rapu – nikt jeszcze tego nie zrobił, zapraszam Rapowo do działania – to zauważysz, że dziesięć lat temu osoby, które robiły kariery i osoby, które się z nimi trzymały, stworzą ogromne drzewo genealogiczne, podobne do tego Zamoyskich w Pałacu w Kozłówce, na lubelszczyźnie. Znajdziesz też tam ludzi z tak zwanej starej szkoły, którzy propsowali ludzi z nowej, żeby znowu być na fali. Jak tak to sobie pozbierasz, to są ekipy, które się razem obracają. Jeżeli ekipa jest dobrze prowadzona przez pierwszą osobę, która zaistniała to trwa. Co jest ważne – to też przemija, zmienia się. Może niektórym obecnym ekipom uda się przetrwać, ale jak patrzę wstecz, to zawsze się rozpadało, rozwadniało. Ludzie się kłócili, co jest zupełnie naturalne, bo można się pokłócić ze swoim najlepszym przyjacielem, ja niestety też tego doświadczyłam.

Te ekipy są pozamykane, niektóre się ze sobą lubią, jak kluby piłkarskie. To, co sama odczułam to fakt, że nie mogłabym się z niektórymi zaprzyjaźnić, tak diametralnie się różnimy, poglądamy na życie i nie chciałabym nawet spędzać z nimi czasu. Podejrzewam, że oni ze mną również nie, bo najprawdopodobniej skoro ja mam takie odczucia, to oni mają podobne w moim kierunku.

Jest ciężko o przyjaźń. Kręci się wokół ciebie wiele osób. Kumplujesz się z kimś, a po paru miesiącach okazuje się, że on rapuje i ma marzenia, żeby zrobić karierę w rapie. Nie wiesz, jak masz się zachować w takiej sytuacji, bo polubiłeś tę osobę, ale może ona chciała, żebyś ją polubił. Na zasadzie „mam tak samo!”. Zastanawiasz się potem, na ile ta osoba jest przy tobie, bo dajesz jej pewne możliwości, których tobie nikt nie dał. Mnie nikt nic nie dał. Wszystkie znajomości, które zbudowałam przez te lata, jeżdżąc po innych miastach i poznając kolejne osoby, zawdzięczam tylko sobie. Nikt mnie nie wziął na swoją hypemanke i powiedział „Ada, takich umów to nie podpisuj, jak rapujesz w studiu, ustawiaj tune’a w ten sposób – będzie ci łatwiej”.

Zauważyłam też, że jeśli mi się udawało, a moim ziomkom nie, to zaczynali mieć pretensje. Z jednej strony to niby dzięki nim doszłam w to miejsce, a z drugiej strony ich to wkurwia. I zaczyna się wyliczanie, ile zarobiłaś itd. Z wielu rzeczy ludzie nie zdają sobie sprawy, a myślą, że przyczynili się do twojego sukcesu. Im więcej się tego obserwuje to widać, że ludzie mają problem z zaufaniem, a co za tym idzie coraz trudniej o przyjaźnie. 

AdMa – Final Girl (prod. SlvR Beatz)

W „Final girl” pada określenie „Admanizm”. Co chciałabyś, aby znalazło się pod tym pojęciem?

Świetne pytanie, sama muszę stworzyć statut tego ruchu. 

Kiedyś próbowałam na Facebookowej grupie Adma napisać regulamin, jedyne co udało mi się napisać to „jak hejterzysz to wypadasz”, a resztę zostawiłam na później i to później jeszcze nie nadeszło. (śmiech)

Konstruktywna krytyka zakłada, że w momencie w którym mówisz co ci się nie podoba, jednocześnie dajesz rozwiązania na potencjalne problemy. Uważam, że bez sensu jest pozwalać istnieć hejterom. Dlatego na pewno wpis o konstruktywnej krytyce znalazłaby się w statucie „admanizmu”. 

Co do reszty punktów, na pewno to stworzę, bo uważam, że warto. Punkt o hejterzeniu nie będzie pierwszym, mam dużo ważniejsze wartości do przekazania ludziom. Cierpię na taki problem, że nie do końca potrafię dobrze siebie opisywać. Mam jedną notkę biograficzną napisaną przez mojego kolegę Adasia Borowskiego, który jest pisarzem i poprosiłam go o stworzenie jej na podstawie faktów z mojego życia, które mu przekazałam. Napisał to w taki sposób, że czytając ją pomyślałam „Wow! To jest moje życie?”. No pięknie mi to napisał, opierając się na faktach. 

Dlatego na ten moment nie ma jasnego statutu „admanizmu”, ale będą to wszystkie osoby, którym moja twórczość się podoba. Jestem osobą o wielu talentach i lubię się realizować artystycznie na wielu płaszczyznach i właśnie na tej facebookowej grupie piszę, nazwijmy to, felietony. Publikuję je tylko tam, aby ludzie, którzy do niej dołączyli mogli się dowiedzieć o moich poglądach na dany temat albo co aktualnie u mnie słychać. Tak, że zapraszam wszystkich, którzy chcą wyznawać admanizm na tę grupkę. 

Czujesz, że masz wierną armię fanów? Ostatnio głośno było o „Bedoesiarach”, Twoim zdaniem „Admiary” również istnieją?

Nie mam Bedoesiar jak Bedoes, natomiast uważam, że po tych wszystkich latach na scenie, mam wąskie grono ludzi, którzy kupili każdą moją płytę i przy każdej kolejnej którą wydaję wysyłają mi zdjęcia, że jeszcze nie otworzyli poprzednich. Od „Szmaragdowej szczerości” mojej płyty są wysyłane z pieczęcią lakową. Do „Skrzydeł w popiele” na pieczęci była ćma, potem zmieniłam logotyp na lisicę. 

Są też osoby, które zamawiają do razu dwie płyty – jedną, aby pozostała zalakowana i drugą wersję standard do słuchania. To są ludzie, których bardzo szanuję i cenię. Byli przy mnie przez te dwa lata ciszy. Gdy pisałam na grupie, że mi ciężko i nie wiem co dalej robić, pisali, że czekają na płytę, że dam radę itd. Mimo, że nie wiedzieli co się dzieje, bo pisałam enigmatycznie, to byli przy mnie. Mam nadzieję, że dziś mają poczucie wyjaśnienia tej sprawy. To są moi prawdziwi fani i mimo, że nie ma ich miliona czy iluś tysięcy to każdy człowiek jest dla mnie ważny, każdego z osobna będę cenić. Jestem wdzięczna, że był ze mną przez internet w tych gorszych chwilach i mam nadzieję, że zostanie na lepsze czasy. 

Zawsze bardzo szanowałam moich fanów, po koncertach robiłam fotki, podpisywałam zdjęcia, płyty, koszulki, rozmawiałam z nimi, ściskałam dłonie i zawsze starałam się dla nich być. To było bardzo dawno, wtedy jeszcze do głowy by mi nie przyszło, że można zrobić z tego użytek – viral na TikToku czy cokolwiek. 

Raz podeszła do mnie dziewczyna w kurtce z namalowaną okładką „Bladoróżowej” na plecach i dała mi list. Na końcu listu było zaproszenie na jej osiemnaste urodziny. Uznałam to za punkt honoru, aby się tam pojawić i faktycznie pojechałam. Bardzo miło to wspominam. Dodatkowo zaskoczyło mnie, gdy wjechał tort z okładką mojej płyty. Miałam mega niespodziankę, było mi bardzo miło, nawet ja sobie nie upiekłam tortu ze swoim logo. 

Dla takich chwil robię tę muzykę. To nie musi być turbo skala, ale jedno takie zdarzenie, drugie, trzecie to, że ludzie do dziś mają plakat ze „Skrzydeł w popiele”. Bardzo fajnie, bo to był piękny rysunek Tomasza Miszkina, zrobiony na zamówienie i na potrzeby tej płyty. To jest coś niesamowitego, pięknego i sprawia, że mi się chce. 

Myślałam, że już nie nagram tej płyty, przyklejałam na ścianie kawalerki karteczki z pomysłami, a potem je zrywałam i uznawałam za beznadziejne. Kolejnego dnia znowu się zmuszałam, aby coś wymyślić i ponownie nic z tego nie wychodziło. Zebrałam się i zadzwoniłam do Reny, aby ją zaprosić na numer. Zgodziła się, po czym po dwóch tygodniach zadzwoniła, że nie czuje tego numeru i nie dogra się. Wtedy sobie myślałam, że świat daje mi sygnał, żebym odpuściła i tego nie robiła. Dlatego tym bardziej, gdy zdarzają się takie miłe sytuacje i słyszę od ludzi, że moja muzyka na nich oddziałuje – doceniam to.

Wiem, że się rozgadałam, ale nigdy nikt mnie o to nie pytał, a uważam, że jest to bardzo fajny temat. To co mnie bardzo pozytywnie zaskakuje to fakt, że ludzie mnie podziwiają, śledzą wszystkie wpisy, zbierają ze mnie tę esencję. Trzymają za mnie kciuki. Od razu jest mi lepiej, bo będąc na zakręcie dają mi siłę. Czuję, że mam podobne spojrzenie na świat jak moi słuchacze i tworzymy grupę, pomimo dzielących nas odległości.   

AdMa – Scary Movie (prod. @atutowy) [Official Video]

W których social mediach czujesz się najlepiej? Instagram, Facebook czy może TikTok?

Na Instagramie. Uważam, że na tym medium poruszam się najpłynniej. Lubię obrazy. Cieszy mnie to, że można robić storieski i czasami tylko myślę, że chciałabym produkować ich więcej i mam do siebie pretensje, że za mało pokazuję odbiorcom swojego życia prywatnego. Prowadzę Instagram od dziesięciu lat i wiem już, które zdjęcia się klikają. Tam nie ma przypadków. Prowokuję, bo wiem jak to działa.

Nie zastanawiałaś się nad tym, aby na płycie sprowokować seksualno-erotycznym kawałkiem? Jest to chyba coś, co obecnie się sprzedaje.

Z seksem to jest tak, że im mniej go uprawiasz tym więcej o nim nawijasz. I chyba tak bym zrecenzowała niektóre utwory. Całe „Skrzydła w popiele” zrobiłam o relacjach damsko-męskich, ale pisałam metaforycznie. W moim przekonaniu trochę wyeksploatowałam ten temat i nastąpił taki moment, że ciężko mi było pisać nawet o miłości. Na tej płycie nie czułam potrzeby, aby poruszać taką tematykę, natomiast na tej nowej na pewno takie się znajdą. Co do kawałku stricte o seksie, jeśli nadejdzie taki moment, że to poczuję to pewnie go zrobię, ale dziś uważam, że szkoda byłoby mojej ciężkiej pracy w napisaniu zajebistego numeru, bo ludzie by tego nie docenili, a doklejono by mi jakąś łatkę. 

Teksty o seksie były już dawno WdoWa, Zui, czy metaforycznie ja, lata temu nawijałyśmy o tym, ale musiałyśmy się rozpierać łokciami, aby nas usłyszano. Wiele wulgarnych numerów na temat kobiet powstaje tworzonych przez raperów. Takie utwory zawsze były, pozostaje tylko pytanie, w jaki sposób to sprzedasz. 

Uważasz, że kobiecy rap w Polsce idzie w dobrym kierunku?

No oczywiście, że tak, bo ja w nim jestem. 

Tak że wszyscy, którzy chcą wyznawać admanizm i zobaczyć kobiecą perspektywę, myślę, że mają czego słuchać. Uważam, że ta perspektywa też zostanie skomercjalizowana. 

Obecnie raperkom łatwiej jest się wybić niż Tobie, gdy zaczynałaś?

Tak. Wynika to z tego, że bardzo duże męskie postacie poklepały po plecach te raperki, które teraz są najbardziej komercyjne i widoczne. Bo czy doceniane?

To też jest pewnego rodzaju specyfika, bo kiedyś jak grałam koncerty co weekend i proponowaliśmy trasę koncertową ze mną, to niektórzy raperzy mówili „nie, my mamy inny pomysł, trochę inny gatunek robimy”, nawet nie chcieli pojechać ze mną w trasę. Jaki niby inny gatunek?

Dziś to się zmieniło i bardzo mnie to cieszy. Moje pokolenie weszło na scenę i my się już nie wstydziliśmy, bo mam wrażenie, że ci starsi trochę bali się podzielić tym tortem. Niektórzy młodsi szli za nimi, bo nie chcieli się wystawiać, a to wszystko nagle się odwróciło. Dzisiaj wszyscy jesteśmy sobie równi, a naszą siłę stanowi to, jak szeroki krąg posiada nasza muzyka. 

Teraz nie patrzy się na to czy ktoś robi fajną muzyką, a na to ile ma wyświetleń. Wszystko się skomercjalizowało, ale nie każdy się do tego przyzna. 

Obecnie nikt nie powie, że nie zrobi trasy z dziewczyną ani nie odmówi zrobienia teledysku, mimo, że prywatnie uważa, że to nie do końca jego styl. Kiedyś to wszystko musiało się ze sobą łączyć, a dzisiaj już nikogo to nie interesuje. 

Kiedyś Sokół w słynnym programie „Żywy rap” powiedział, że dziewczyny w ogóle nie powinny rapować. WdoWa się o to oburzyła. Pomyśl, jak dużo wytwórnią wtedy było PROSTO i na ile osób przez kolejne lata te słowa wywierały wpływ. Z czego zaznaczam, że bardzo lubię twórczość Sokoła, ale niestety z tego był viral w internecie. Jeżeli twój autorytet mówi takie rzeczy to ten stereotyp zakotwicza się w głowie. 

To też były czasy, kiedy mówiono, że nie powinno się usuwać negatywnych komentarzy na swój temat w internecie, bo to nie jest prawilne. Zebrało to spore żniwa i dostało się wielu raperkom, których teraz już nie ma na scenie. W ogóle nie cenzurowaliśmy, nie dawaliśmy bana za chamstwo. Dzisiaj nie mam problemu z tym, aby usunąć negatywny komentarz i nie muszę się z tego tłumaczyć. To jest moja przestrzeń. Przechodzisz próg mojego rezerwatu i jeżeli nie podobam ci się ja, ani moja twórczość, to ciebie tu w ogóle nie musi być. Dzisiaj nikt nie ma przypału. Dziewczyny rapują i będą to robić coraz lepiej.

Wiesz co mnie denerwuje? Uważam, że to jest niefajne i złe, że cały czas wszelaka opinia publiczna klasyfikuje raperki w sposób „najlepsza”, „pierwsza”, „odkrywczyni”. W ten sposób cały czas prowadzona jest walka o pierwsze miejsce. Presja jest wystarczająco ogromna, słuchacze też dzielą nas – raperki. Same ze sobą walczymy, tworząc wojnę domową, która jest totalnie niepotrzebna. Gatunek, muzyka, przysłowiowy hajs na stole – tego jest mnóstwo, każda się naje. Róbmy swoje i nie obrażajmy się w między czasie. Jednocześnie jeżeli nie odpowiesz na zaczepkę to możesz wydać się słaby, co też nie jest dobre. Nie da się wszystkiego ignorować. Z drugiej strony fajnie byłoby, gdyby ktoś powiedział temu STOP. 

AdMa – BoogieMan (prod. Ayon)

„BoogieMan” to nie pierwszy raz, gdy poruszasz temat przemocy domowej. Co chciałabyś, aby Twoi słuchacze wynieśli po przesłuchaniu tego utworu?

Jeżeli ktoś doświadcza przemocy domowej to chciałabym, aby przesłuchał tego numeru i powiedział sobie „To jest ten dzień, kończę z takim życiem. Jestem zbyt wartościowy/a, żeby ktoś mnie codziennie poniżał i mówił, że do niczego się nie nadaję itp.” Przede wszystkim opiera się to na tym, że człowiek traci swój wewnętrzny kompas i poczucie sprawczości, że jest kimś ważnym i ma w sobie ogromną moc. Chciałabym, aby był to numer po którym ludzie powiedzą: „To już koniec. Adma też tak nawija, idę się spakować”. Następnie zrobią wszystko, aby się całkowicie odciąć od przemocowej osoby. Szkoda życia na to. Przemoc niesamowicie niszczy, na koniec zostajesz z pustą głową, dziurawą jak ser. 

Myślę, że będę wracać do tego tematu, bo na pewne sytuacje nie powinniśmy przymykać oka, one po prostu nigdy nie powinny się wydarzyć. Ostatnio dostałam wiadomość z pytaniem kiedy przeproszę Kartky’iego za swoje słowa. Nigdy go nie przeproszę. Skala przemocy jest dużo większa niż podają statystyki. 

Szykując się do napisania tego numeru, zabrakło mi informacji na ten temat w internecie. Mówimy o prawach kobiet, przemocy domowej, mamy niebieską linię, a nie ma przemówień motywacyjnych, inspirujących, które pokażą, że ktoś był w podobnej sytuacji jak my i to ogarnął. Na przykładzie Weroniki Rosati mam wrażenie, że internet trochę wyśmiewa temat przemocy domowej. Tak nie powinno być. Przemoc domowa nie powinna być tematem tabu, a sprawcy powinni mieć dużo większe sankcje. Procedura niebieskiej karty nie jest tak efektywna, jak mogłaby być. To wszystko u nas w Polsce leży i kwiczy. 

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ NASZ WYWIAD: MUZYCZNY CZŁOWIEK ORKIESTRA WYDAJE PERFEKCYJNIE DOPRACOWANY KRĄŻEK. WYWIAD Z MARO, KTÓRY WSZYSTKO ROBI SAM

Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.

fot. AdMa – Carrie (prod. Ayon)

3 KOMENTARZE

  1. Hmm tej to bym nastrzelał płaskich po cyckach potem się na nie wysikał i znowu parę lepów tym razem na twarz waląc sobie konia spuszczając się jej na czoło mówiąc lubisz to suko hihi

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię