Witam.
Sumach Valentine urodził się w 1978 posiadając 50% korzeni z Meksyku, 25% z Etiopii, oraz 25% ze Stanów Zjednoczonych (czyli prawdopodobnie jakaś Irlandia dużo wcześniej). Całe dzieciństwo spędził w okolicach na południe od San Diego, ale jeszcze w granicach USA. Został na wczesnym etapie wciągnięty w sztukę głównie za sprawą różnych oper, takich bardziej o starożytnych bóstwach niż o życiu codziennym. Pierwsza ekipa rapową jaką miał nazywała się Plant Lyphe, ale było to we wczesnych latach ’90 i był to czysty spontan – więc dzisiaj nie zachowało się z tamtych czasów kompletnie nic (poza trzema albumami grupy Masters Of The Universe w skład w której wchodziło miliard różnych ludzi i rzucił tam po znajomości kilka zwrotek). Możliwe że wtedy było to bardziej klasyczne, ponieważ pierwsze dwa albumy wydawane pod ksywą która jednocześnie jest jego imieniem – stały dużo bliżej hip-hopu niż późniejsze wycieczki w klimaty psychodeliczne. Chociaż oczywiście do przeciętnego brzmienia było im również bardzo daleko. Pierwszy oficjalny projekt wydawany fizycznie ujrzał światło dzienne w 2002 roku, nazywał się Dead Midget On Stilts (Crutches) i był to całkowity underground. Prawdopodobnie gdyby nie dokonania z późniejszych lat, dziś pamięć o tym projekcie byłaby tak martwa jak to możliwe.
Podobnie jak wydane w 2005 roku Garlikillz, szału na scenie to nie zrobiło – ale pozwoliło powoli zbierać Sumachowi fanbase podczas grania różnych supportów i łapiąc kontakty wśród lokalnych raperów oraz producentów.
2007 to koniec epoki Sumach i koniec tego bardzo specyficznego stylu, kiedy to wydaje dwa pożegnalne projekty: Flamingo Gimpp oraz Jungl Bulit. W tamtym czasie lepiej poznaje wschodzącego producenckiego geniusza o ksywie Flying Lotus i zmieniając ksywę na Gonjasufi postanawia położyć nacisk bardziej na śpiewanie i wyszukane efekty zniekształcania wokalu – zamiast jak do tej pory jechać na jednym patencie. Sprawia to że już w 2008 (po blisko 20 latach bycia na lokalnej scenie San Diego) zwraca na siebie uwagę Warp Records, które to daje mu świetne warunki do zarejestrowania materiału – jednocześnie nie ograniczając jego odjechanych wizji. Skutkuje to w dwa lata później wydaniem przełomowej dla niego (oraz dla słuchaczy rzeczy eksperymentalnych) płyty A Sufi and a Killer. W pewnych kręgach klasyk po dzień dzisiejszy. Świetne wyniki sprzedażowe, ogromne zainteresowanie, trasy koncertowe po Europie i Stanach, etc. No kliknęło wszystko co miało kliknąć.
Powiedzmy sobie dwa zdania o jego życiu prywatnym. Z zawodu jest on nauczycielem jogi, a w czasie wolnym zdarzało mu się regularnie robić na melanżach za DJ’a typu „zrobienie selekcji cudzych utworów w formę playlisty i puszczanie jej innym ludziom”. Podobno jest w tym bardzo dobry. Wiecie w czym również jest dobry? W produkowaniu bitów, które często były tworzone we współpracy ze wspomnianym Lotusem czy gościem o ksywie The Gaslamp Killer – lecz oni raczej byli tylko narzędziami potrzebnymi do przeniesienia różnych autorskich pomysłów na sensownie brzmiącą całość. Wracając. 2 lata po ogromnym sukcesie wychodzi projekt MU.ZZ.LE który moim zdaniem jest jeszcze lepszy niż legalny debiut – aaaale zainteresowanie innych ludzi było tak o 50% mniejsze.
I tutaj zaczyna się zjazd trochę podobny do tego jaki od rozpadu Def Jux przeszedł Cage. Mianowicie. Sumach znika kompletnie na 4 lata aby nabrać oddechu i zająć się życiem prywatnym, przez co zapominają o nim prawie wszyscy poza Warp Records które w tym przypadku zachowało się bardzo elegancko i prawdopodobnie gdyby dzisiaj Gonjasufi powrócił – to miałby tam wjazd bez problemu. Nie wybiegając aż tak do przodu – powraca po długiej przerwie w 2016 z projektem o nazwie Callus który stoi od hip-hopu już tak daleko jak tylko się da (poza małymi smaczkami poukrywanymi w rytmice podkładów) i… nic. Odbiór jest prawie jak z czasów powolnego przebijania się przez podziemną scenę w San Diego. Sam muszę przyznać że słyszałem ten album tylko raz, ale to głównie z powodu praktycznie zerowych odsłuchów na YouTube poza kilkoma numerami. Prawa autorskie są tutaj wrzucone tak kosmiczne, że jak ktoś sam robi upload na kanał – to może się liczyć w najlepszym wypadku tylko z automatycznym ściągnięciem, a w najgorszym z copyright strike’m.
Jakiś rok później w 2017 wychodzi zremixowana wersja Callus o nazwie Mandela Effect gdzie udzielają się takie zasłużone postaci dla innych gatunków jak Moor Mother, Anna Wise, Shabazz Palaces czy Tony Allen (który niedawno zmarł) – ale i tak to nagranie jest na jeszcze gorszej trajektorii niż Callus i kręci liczby pokroju 10-30 tysięcy wyświetleń (podczas gdy tam wcześniej na Spotify było przynajmniej po te 50-70 tysięcy). I wtedy Gonjasufi po raz kolejny wyparowuje. Znika. Czy kiedyś powróci? Fajnie by było.
Podsumowanie: Sumach Valentine jest artystą mającym kompletnie gdzieś odbiór swoich płyt, któremu tylko raz udało się wstrzelić w gust osób lubujących się w alternatywnych brzmieniach. Poza tamtymi latami mniej więcej 2009-2013 podróżuje on po ścieżkach którymi podąża bardzo wąskie grono fanów. Na początku może być to ciężkie w odbiorze przez to jak oryginalne wyrobił sobie brzmienie – ale zachęcam do sprawdzenia dwóch najgłośniejszych (i w opinii publicznej najlepszych) projektów. Chciałbym aby powstawało więcej bitów tego typu, tylko może z trochę bardziej zwyczajnymi wokalami, potrafi to po jakimś czasie zmęczyć.