Witam. Czasami wspominam tu o dość wąskim materiale źródłowym. No to chyba mamy rekord, bo nie dość że materiał jest mocno ograniczony – to w dodatku omawiany dziś Samuel T. Herring ma na koncie tylko dwa rapowe albumy. EP z Madlibem (2015) i LP z Kennym Segalem (2019). Poza tym zajmuje się on indie rockiem/balladami wymieszanymi z alternatywnym rockiem, gdzie swoim głębokim głosem wprowadza akcenty typu spoken-word. Zatem płynnie przechodząc do rzeczy.
Wspomiany rock wydaje on pod swoim imieniem i nazwiskiem, natomiast pseudonim Hemlock Ernst zarezerwowany jest tylko na rapowanie. Samuel urodził się w Północnej Karolinie w 1984 i spędził tam całe dzieciństwo, aby po studiach przeprowadzić się do Baltimore, Maryland. Przygodę z rapem zaczął w wieku 14 lat, mierząc się na bitwach freestylowych – ale przyszły czasy studenckie i porwały go brzmienia raczej zbliżone do Pet Shop Boys, niż do Big L’a czy Guru. Właśnie – zanim dzisiejszy bohater zaczął się bawić w rock, w latach 2003-2005 z czterema kumplami tworzyli synthpopowo-alternatywny zespół Art Lord & the Self-Portraits. Podczas jego istnienia wydali cztery albumy.
Była to wtedy dość undergroundowa rzecz. Hemlock sławę zaczął zyskiwać w 2006, kiedy nadal trzymając się brzmień synthpopowych postanowił z kolegami (poniekąd tymi samymi co wcześniej) dodać do nich odrobinę więcej rocka – i tak powstało Future Islands. Przy okazji głos mu się zaczął robić niższy. Zespół ten funkcjonuje do dzisiaj i na ten moment wyszło spod jego szyldu 6x LP.
I tutaj wchodzi hip-hop. Wiecie co sobie cenię w tej postaci? Z jakim luzem i zmysłem przeskakuje między tworzonymi gatunkami. Duet znany jako Trouble Knows Me na ten moment wydał tylko jedno EP, a szkoda. Może coś jeszcze się pojawi – ma to swój niepowtarzalny klimat.
Warto wspomnieć, że Sam bardzo mocno udziela się gościnnie. Jako Hemlock Ernst zawitał u takich person jak: milo, Busdriver, Open Mike Eagle, JPEGMAFIA, Billy Woods, czy Blockhead – a jako Samuel T. Herring: BadBadNotGood, Clams Casino, DJ Shadow, Beth Jeans Houghton, Nina Kinert, czy Du Blonde.
Podsumowanie: Ernst jest trochę jak Saul Williams czy Mike Ladd – dla niego nie istnieją bariery których trzeba się sztywno trzymać w tworzeniu muzyki. Raz wydaje EP z Madlibem, by niedługo później ruszyć w trasę ze swoim synthpopowo-rockowym zespołem. I to jest na swój sposób piękne.
Brakuje takich ludzi na scenie którzy decydują się na prowadzenie różnych nurtów na raz, jednocześnie nie szukając w tym rozgłosu. Mam teraz przed oczami przypadki ostatnich płyt od G-Eazy i MGK… przemilczmy to. Ała.