Bezpieczny rap do radia. Kuban i jego „spokój.” – recenzja płyty

Freak Fight

Po czterech latach nieobecności Kuban wraca z krążkiem „spokój.”. Raper od początku nie miał łatwego zadania, bo musiał sprostać oczekiwaniom wielu słuchaczy, a im ich więcej, tym bardziej różnorodne i niemożliwe do zaspokojenia one były.

ZOBACZ TAKŻE: POWRÓT KUBANA STAŁ SIĘ FAKTEM. PRZYBLIŻAMY SYLWETKĘ RAPERA

Jeśli jakaś grupa czekała na: do bólu poprawny i bezpieczny rap do radia, kawałki przekraczające swoją długością lekko ponad dwie minuty na modłę amerykańskich hitów oraz opowiadanie o problemach w sielankowy i ogólnikowy sposób, to się udało. Wertując jednak muzyczne grupki, mit Kubana jako zbawcy rapu, w oczach wielu ludzi upadł.

Pierwsze dwa single wskazywały już w jakim mniej więcej kierunku ma pójść ten album. Krótkie numery pod radio z repeat value (niektórym kawałkom to się faktycznie udało), a do tego gościnki. I to sporo gościnek: od starych kolegów jak Żabson i Quebonafide, po artystów aktualnie wiodących prym, z którymi wcześniej Kuba nie miał zbyt wielu okazji się przeciąć. Swoją drogą „mój kumplu” to najgorszy utwór na tej płycie, niepasujący do reszty i zahaczający o jakąś parodię rapowych duetów, trzymających się od lat. Żaba sam zresztą zapracował sobie na taki wizerunek. Jego teksty o prawdziwych przyjaźniach nie brzmią przekonująco (o ile kiedykolwiek tak było).

Gdy po raz pierwszy ujrzałem tracklistę nie zaskoczyło mnie, że „spokój.” to lekko ponad 30-minutowy materiał, a na 13 kawałków, jedynie 7 z nich to utwory solowe (w tym trwające, zawrotne – 1:04 „outro” i 1:54 „o świcie”). Tym bardziej rozczarowująca jest, więc nieobecność Kuby Knapa na „samych zmartwieniach”, które są kontynuacją starego klasyka. Nawet jeśli dalej nie ma żadnych zmartwień – mógłby zrobić za kontrast lub po prostu odnieść się do swojej przeszłości. Chcę wierzyć, że Knap po prostu odmówił z jakiegoś powodu, wszyscy stwierdzili, że nie pasował do koncepcji, a nie, że został pominięty.

Skoro jesteśmy już przy „samych zmartwień” – równie chętnie usłyszałbym w tym miejscu jakąś produkcję od ka-meala. Dla podbicia sentymentu i przede wszystkim różnorodności, bo za prawie wszystkie bity na płycie odpowiada favst. Nie wyszło to raczej na dobre, pomimo chęci zachowania różnorodności i spójności, przy kolejnych odsłuchach te gitarki robią się już męczące. Ostatnio mamy ich przecież przesyt w całym mainstreamie.

kuban ft. quebonafide – same zmartwienia (prod. favst)

Kuban miał się wygadać na „spokój.”, a nic konkretnego się nie dowiedzieliśmy

Trochę szkoda, że po tak długiej nieobecności gospodarz albumu nie ma nam za bardzo o czym opowiadać. Wróć, zdecydowanie ma, ale niespecjalnie chce otwierać się przed słuchaczem. Owszem, poruszył problemy z jakimi się zmagał w czasie przerwy, ale w bardzo ogólnikowy sposób. Każdy raczej wiedział, że Kuban po prostu przespał, przećpał i przepił swój talent i karierę. W dodatku całość jest podana w bardzo „radiowo”. Gospodarz albumu rzuca ciężkie wersy z uśmiechem na twarzy, przez co trudno mi brać te opowieści o uzależnieniach i depresji na poważnie. Brak konkretów sprawia, że w ogóle to nie wybrzmiewa, nie zostaje ze słuchaczem na dłużej i nie wzbudza emocji, w przeciwieństwie do – żeby daleko nie szukać – ostatniego singla Solara.

To trochę tak, jakby był niewolnikiem własnego wizerunku. Zapamiętaliśmy go jako wyluzowanego i ciągle uśmiechniętego chłopaka, który nawet w obliczu wielu problemów, dalej musi taki pozostać.

A ile odj***łem cyrków na trasie to je***esz – takie wersy może rzucić sobie dosłownie każdy raper, który zagrał parę koncertów. Nie mówią nam one nic, a takich przykładów jest tu dużo więcej. Krążek był promowany frazą: „Spokojnie. Kuba najpierw wygada się na albumie”, więc pod tym względem odczułem po prostu zawód, nie dostając zbyt wielu osobistych treści.

Kuban dołączył za to do grona raperów, którzy lubią jarać zioło, ale to tak dużo, że trzeba o tym wspomnieć w każdym numerze, żeby przypadkiem komuś ta informacja nie umknęła.

kuban – magister sztuki (prod. favst)

Płyta ma swoje momenty

Żeby tylko nie narzekać – Kuban na „spokój.” ma swoje momenty, w których pokazuje pazur. Na wyróżnienie zasługują szczególnie „magister sztuki”, „rubinowe wino” z Hodakiem czy to krótkie „outro”. Dalej potrafi rzucić braggowe wersy z tym szczeniackim luzem i charyzmą czy fajnie poskładać rymy. Od czasu do czasu udaje mu się też zadziałać na sentyment słuchacza, dorastającego w czasach jego rapowych początków. Tak jak np. w „dom”: Bez pardonu się wj*bałem w grę jak jakiś cham / Wtedy nie było ważne kto tam, jakie łachy ma / Podejście typu „nie masz weny, no to baty pal” / No i te kradzione bity, byle rapy kłaść.

Jeśli ktoś miał ochotę na tego typu ballady do radia, to jestem w stanie zrozumieć, że bawił się podczas odsłuchu dobrze i album zaspokaja jego potrzeby. Jest to dobra muzyka do puszczenia sobie w tle i tyle. Jeśli mam porównywać to do poprzedniej pozycji Kuby„Myślisz jeszcze?”, to ja przy tym bawiłem się zdecydowanie lepiej. Na pewno słuchacze, którzy są z Kubanem od „Pompuj Rap”, muszą pogodzić się z tym, że to nie jest i nie będzie w 100% ten sam gość, który brzydził się parciem na szkło, i wrzucał na soundclouda kawałki bez mixu i na pod***nych bitach. Odstawmy też sentymenty na bok, bo te potrafią mocno zakrzywiać rzeczywistość. To nigdy nie był żaden mesjasz.

Jak wspominałem na samym początku – jest to rap do bólu poprawny i bezpieczny. Kuban był i nadal jest dobrym raperem, nie odstaje od obecnego mainstreamu w żadną stronę. Podczas swojej długiej przerwy nie stracił rapowej formy i od razu potrafił się wbić w panujące obecnie trendy. Jeśli nawet paru marudom jak ja, niekoniecznie będzie tu wszystko się podobać, to dla jego kariery jest to na pewno dobre i zrozumiałe rozwiązanie. Przy dzisiejszej konkurencji będzie w stanie utrzymać się na szczycie, o ile znów nie zacznie „zajeżdżać jej palcami”, bo wierzę, że obecny fanbase Kuby, ma większe wymagania niż ten Malika Montany.

kuban – jak nie wrócę po północy ft. szpaku

Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.

fot. kadr z klipu kuban ft. żabson – mój kumplu

2 KOMENTARZE

  1. kurwa cejot zamiast napisać że album jest chujowy to takie pierdolenie kotka przy pomocy młotka.

    dawaj recenzje w stylu kabana nara

  2. Zapraszam do wysłuchania nagrania „Żartowałem” Justyny Mazur o zaginionym Robercie Wójtowiczu oraz księżach Krzysztofie Polewce, Józefie i Krzysztofie Litwa. Z wątkiem homoerotycznym w tle.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

Po czterech latach nieobecności Kuban wraca z krążkiem „spokój.”. Raper od początku nie miał łatwego zadania, bo musiał sprostać oczekiwaniom wielu słuchaczy, a im ich więcej, tym bardziej różnorodne i niemożliwe do zaspokojenia one były.

ZOBACZ TAKŻE: POWRÓT KUBANA STAŁ SIĘ FAKTEM. PRZYBLIŻAMY SYLWETKĘ RAPERA

Jeśli jakaś grupa czekała na: do bólu poprawny i bezpieczny rap do radia, kawałki przekraczające swoją długością lekko ponad dwie minuty na modłę amerykańskich hitów oraz opowiadanie o problemach w sielankowy i ogólnikowy sposób, to się udało. Wertując jednak muzyczne grupki, mit Kubana jako zbawcy rapu, w oczach wielu ludzi upadł.

Pierwsze dwa single wskazywały już w jakim mniej więcej kierunku ma pójść ten album. Krótkie numery pod radio z repeat value (niektórym kawałkom to się faktycznie udało), a do tego gościnki. I to sporo gościnek: od starych kolegów jak Żabson i Quebonafide, po artystów aktualnie wiodących prym, z którymi wcześniej Kuba nie miał zbyt wielu okazji się przeciąć. Swoją drogą „mój kumplu” to najgorszy utwór na tej płycie, niepasujący do reszty i zahaczający o jakąś parodię rapowych duetów, trzymających się od lat. Żaba sam zresztą zapracował sobie na taki wizerunek. Jego teksty o prawdziwych przyjaźniach nie brzmią przekonująco (o ile kiedykolwiek tak było).

Gdy po raz pierwszy ujrzałem tracklistę nie zaskoczyło mnie, że „spokój.” to lekko ponad 30-minutowy materiał, a na 13 kawałków, jedynie 7 z nich to utwory solowe (w tym trwające, zawrotne – 1:04 „outro” i 1:54 „o świcie”). Tym bardziej rozczarowująca jest, więc nieobecność Kuby Knapa na „samych zmartwieniach”, które są kontynuacją starego klasyka. Nawet jeśli dalej nie ma żadnych zmartwień – mógłby zrobić za kontrast lub po prostu odnieść się do swojej przeszłości. Chcę wierzyć, że Knap po prostu odmówił z jakiegoś powodu, wszyscy stwierdzili, że nie pasował do koncepcji, a nie, że został pominięty.

Skoro jesteśmy już przy „samych zmartwień” – równie chętnie usłyszałbym w tym miejscu jakąś produkcję od ka-meala. Dla podbicia sentymentu i przede wszystkim różnorodności, bo za prawie wszystkie bity na płycie odpowiada favst. Nie wyszło to raczej na dobre, pomimo chęci zachowania różnorodności i spójności, przy kolejnych odsłuchach te gitarki robią się już męczące. Ostatnio mamy ich przecież przesyt w całym mainstreamie.

kuban ft. quebonafide – same zmartwienia (prod. favst)

Kuban miał się wygadać na „spokój.”, a nic konkretnego się nie dowiedzieliśmy

Trochę szkoda, że po tak długiej nieobecności gospodarz albumu nie ma nam za bardzo o czym opowiadać. Wróć, zdecydowanie ma, ale niespecjalnie chce otwierać się przed słuchaczem. Owszem, poruszył problemy z jakimi się zmagał w czasie przerwy, ale w bardzo ogólnikowy sposób. Każdy raczej wiedział, że Kuban po prostu przespał, przećpał i przepił swój talent i karierę. W dodatku całość jest podana w bardzo „radiowo”. Gospodarz albumu rzuca ciężkie wersy z uśmiechem na twarzy, przez co trudno mi brać te opowieści o uzależnieniach i depresji na poważnie. Brak konkretów sprawia, że w ogóle to nie wybrzmiewa, nie zostaje ze słuchaczem na dłużej i nie wzbudza emocji, w przeciwieństwie do – żeby daleko nie szukać – ostatniego singla Solara.

To trochę tak, jakby był niewolnikiem własnego wizerunku. Zapamiętaliśmy go jako wyluzowanego i ciągle uśmiechniętego chłopaka, który nawet w obliczu wielu problemów, dalej musi taki pozostać.

A ile odj***łem cyrków na trasie to je***esz – takie wersy może rzucić sobie dosłownie każdy raper, który zagrał parę koncertów. Nie mówią nam one nic, a takich przykładów jest tu dużo więcej. Krążek był promowany frazą: „Spokojnie. Kuba najpierw wygada się na albumie”, więc pod tym względem odczułem po prostu zawód, nie dostając zbyt wielu osobistych treści.

Kuban dołączył za to do grona raperów, którzy lubią jarać zioło, ale to tak dużo, że trzeba o tym wspomnieć w każdym numerze, żeby przypadkiem komuś ta informacja nie umknęła.

kuban – magister sztuki (prod. favst)

Płyta ma swoje momenty

Żeby tylko nie narzekać – Kuban na „spokój.” ma swoje momenty, w których pokazuje pazur. Na wyróżnienie zasługują szczególnie „magister sztuki”, „rubinowe wino” z Hodakiem czy to krótkie „outro”. Dalej potrafi rzucić braggowe wersy z tym szczeniackim luzem i charyzmą czy fajnie poskładać rymy. Od czasu do czasu udaje mu się też zadziałać na sentyment słuchacza, dorastającego w czasach jego rapowych początków. Tak jak np. w „dom”: Bez pardonu się wj*bałem w grę jak jakiś cham / Wtedy nie było ważne kto tam, jakie łachy ma / Podejście typu „nie masz weny, no to baty pal” / No i te kradzione bity, byle rapy kłaść.

Jeśli ktoś miał ochotę na tego typu ballady do radia, to jestem w stanie zrozumieć, że bawił się podczas odsłuchu dobrze i album zaspokaja jego potrzeby. Jest to dobra muzyka do puszczenia sobie w tle i tyle. Jeśli mam porównywać to do poprzedniej pozycji Kuby„Myślisz jeszcze?”, to ja przy tym bawiłem się zdecydowanie lepiej. Na pewno słuchacze, którzy są z Kubanem od „Pompuj Rap”, muszą pogodzić się z tym, że to nie jest i nie będzie w 100% ten sam gość, który brzydził się parciem na szkło, i wrzucał na soundclouda kawałki bez mixu i na pod***nych bitach. Odstawmy też sentymenty na bok, bo te potrafią mocno zakrzywiać rzeczywistość. To nigdy nie był żaden mesjasz.

Jak wspominałem na samym początku – jest to rap do bólu poprawny i bezpieczny. Kuban był i nadal jest dobrym raperem, nie odstaje od obecnego mainstreamu w żadną stronę. Podczas swojej długiej przerwy nie stracił rapowej formy i od razu potrafił się wbić w panujące obecnie trendy. Jeśli nawet paru marudom jak ja, niekoniecznie będzie tu wszystko się podobać, to dla jego kariery jest to na pewno dobre i zrozumiałe rozwiązanie. Przy dzisiejszej konkurencji będzie w stanie utrzymać się na szczycie, o ile znów nie zacznie „zajeżdżać jej palcami”, bo wierzę, że obecny fanbase Kuby, ma większe wymagania niż ten Malika Montany.

kuban – jak nie wrócę po północy ft. szpaku

Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.

fot. kadr z klipu kuban ft. żabson – mój kumplu

2 KOMENTARZE

  1. kurwa cejot zamiast napisać że album jest chujowy to takie pierdolenie kotka przy pomocy młotka.

    dawaj recenzje w stylu kabana nara

  2. Zapraszam do wysłuchania nagrania „Żartowałem” Justyny Mazur o zaginionym Robercie Wójtowiczu oraz księżach Krzysztofie Polewce, Józefie i Krzysztofie Litwa. Z wątkiem homoerotycznym w tle.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię