Podziemie ma to do siebie, że najczęściej chciałoby się z niego wyjść. Droga wydaje się być łatwa – rób coraz lepszą muzykę, zdobywaj coraz większy rozgłos, następnie wyjdź z podziemia. Przysłowiowa bułka z jeszcze bardziej przysłowiowym masłem. Jednak prawda jest taka, że najtęższe umysły zajmujące się tematem nie wpadły jeszcze na to, dlaczego w przypadku bardzo wielu ksyw ta zależność nie działa. Mimo muzycznego progresu popularności nie przybywa, a raper grzęźnie w podziemnym limbo, z którego z każdym projektem coraz trudniej się wydostać. Czy kimś takim jest właśnie Radzias? Szczerze nie wiem, ale płytę wydał fajną.
ZOBACZ TAKŻE: NIC NIE MUSI – FAJNIE, ŻE CHCIAŁ! RECENZJA „GŁOWY RODZINY” BIAŁASA
„Samotnośc zabiła więcej ludzi niż dragi” to, idąc za Geniusem, piąty projekt rapera Radzias. Z recenzenckiej rzetelności muszę się przyznać, że nie będę w stanie porównac go do poprzednich, z najprostszej w świecie przyczyny – nie słuchałem. Skupiając się jednak na najnowszym albumie nie sposób nie zauważyć, że autor postanowił podjąć kolejną już na scenie próbę mariażu z muzyką gitarową. Jak mu wyszła ta próba?
Wydawać by się mogło, że rap da się zhybrydować z każdym gatunkiem muzycznym, który werbel kładzie w plus-minus równych odstępach. Teorii tej Radzias dowodzi, choć z różnym skutkiem. Owszem, na dwudziestokilkuminutowej płycie rapuje, śpiewa, nuci, a nawet i zdarzy mu się coś krzyknąć, jednak trzeba przyznać, że o ile do samej jakości wykonania przyczepić się trudno, tak do wyboru narzędzi już łatwiej.
Radzias feat. Karian – DYM (prod.Antropolita)
Kiedy na joydivisionowym „Dymie” refrenem okazuje się być zawodzone, powtarzane wielokrotnie słowo „dym” z tyłu głowy mamy poczucie, że z tego aranżu i z tego refrenu dało się wyciągnąć znacznie więcej, co pokazuje chociażby gościnna zwrotka Kariana. Wartością dodaną nie jest też wyniosła maniera w śpiewie, która przywodzi na myśl raczej szanty, a nie rock, co niestety totalnie nie sprawdza się w „Amerykańskim Śnie”, którego pierwsza strofa brzmi, jakby raper stał w rozkroku między życiówką a parodią. O ile zwrotka z „Żaden G” nawinięta jest bezbłędnie, a refren nawet i się wkręca, tak totalnie pozbawione zostały emocji czy chociażby charyzmy, które są tak niezbędne w przypadku mocniejszych bitów.
I tu należy cofnąć się o cztery zdania i zauważyć, że rzeczy, które w niektórych numerach totalnie nie spełniają swojej roli, w innych wychodzą aż poza nią. Efekt distortion w „Na strzępy” i ukryta pod nim energia blokują wszelkie zarzuty. Szantowy vibe we „Wszystko się pali” mógłby być „Wikingiem” Sariusa, gdyby tylko nie powstał nigdy „Wiking” Sariusa, a spokojny śpiew w „Zanim niebo spadnie na nas” jest co najmniej ujmujący. Rap w „Królu Kundli” przekonuje, a refren niesie najlepiej ze wszystkich, choć (bo?) w linii melodycznej dużo więcej jest rapu i operowania wokalem niż pompatycznego śpiewu.
Najlepiej słucha mi się Radziasa wtedy, kiedy jest faktycznie bardzo na coś wkurwiony, albo wtedy, kiedy jego emocje są najbardziej uspokojone. Dlatego moimi faworytami są właśnie intro oraz dwa ostatnie numery na playliście. Pamiętajmy tylko, że kogo jak kogo, ale u Radziasa nie warto oceniać jedynie ekspresji wokalnej i czucia bitów. To wciąż raper, którego płytę kupiłem w 2016, bo na grupkach ktoś obiecywał, że będzie warta kiedyś tyle co „Eklektyka”. Żeby dostać taką opinię na grupkach, na których wtedy siedziałem, trzeba było umieć pisać.
Radzias feat. Seni – Samotność Zabiła Więcej Ludzi niż Dragi (prod.Majeran) OFFICIAL VIDEO
I to się przejawia w niezwykle zręcznych „Życie, nie przemoc, ale gdy ktoś ją zrani // To zmieszczę rewolwer, bo mam puste kiermany” czy „Słowa mają wiele znaczeń, ale które wielе znaczą”. W grach słownych i metaforach ukryte jest sporo emocji: „Liżę sól ze swoich ran i zapijam je tequilą // […] // starczy chwila i nie żyjesz, temu wszyscy żyją chwilą”. Wydaje mi się natomiast, że czasem polot linijkarski gdzieś ucieka w miejscach, w których trzeba być trochę bardziej melodycznym. Robi się też na niego mniej przestrzeni, bo jednak muzyka gitarowa lubi się z krótszymi zwrotkami niż szesnastki. Parę perełek mimo to da się wyłapać.
Koniec końców nie mogę powiedzieć, żebym polubił się specjalnie z tą płytą. Momentami mam wrażenie, że słucham projektu, w którym utalentowany raper postanawia poeksperymentować z muzyką, jakiej lubi słuchać, która jednak niekoniecznie jest w jego twórczej strefie komfortu. Niektóre rozwiązania wydają mi się forsowane, kilka z nich musiało odczekać do trzeciego odsłuchu, żeby mnie do siebie przekonać, kilku nie udało się to do tej pory i niestety nie wydaje mi się, żeby dostały jeszcze ku temu szansę.
Wynika to z brutalnej, ale często pomijanej przy pisaniu recenzji prawdy – nie jestem targetem. Z wielką chęcią pochylam się nad albumami, które nie do końca są moją „jazdą”, ale pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Jestem w stanie docenić, że niektóre refreny się wkręcają, niektóre nawet i robią wrażenie, że płyta ta jest jakościowa i dobrze wykonana, oczywiście. Ale jeszcze bardziej jestem w stanie wyobrazić sobie, że ktoś zakochany w muzyce Deysa czy Chivasa wszystkie moje zarzuty odbiera jako zalety i zakochuje się również w Radziasie. Mnie się to nie udało, ale z całą pewnością jest to raper, w którym się da.
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ NASZ WYWIAD: „MOGĘ POWIEDZIEĆ Z DUŻĄ ŚWIADOMOŚCIĄ, ŻE NA TEN MOMENT JESTEM SPEŁNIONY I BĘDĘ PRACOWAŁ NA TO UCZUCIE DALEJ… SORRY, JESTEM ZASPOKOJONY” — WYWIAD Z PRZYŁU
Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.
fot. materiały prasowe