Dziś kilka słów o najlepszym polskim raperze z tych żyjących na stałe poza granicami Polski (sory Erking, sory Dejan), a i przy okazji jednym z moich ulubionych.
ZOBACZ TAKŻE: PRZEOCZONE/ZAPOMNIANE PERŁY [#20]: THE ROOTS – PHRENOLOGY (2002)
Wybrałem debiut Laika zamiast legendarnego „Milczmena” z 2012 z trzech powodów – Screamdustry jest jedną z najcięższych płyt do rozgryzienia (nawet nie będę tego tutaj próbował robić, odsyłam do recenzji Mateusza Osiaka na kanale Rap MATTers), do tego została przez swój poziom doceniona zauważalnie bardziej niż debiut z głębokiego 2006. Trzecim powodem jest to, że zawsze warto zacząć od debiutu, aby obserwować przemianę artysty, a Marcin przez kolejnych faz przeszedł w karierze sporo. Względnie mocno przyczynił się do tego zaawansowany problem z alkoholem i wyjście z niego, o czym pokątnie opowiada na „Diamondlife” z 2020, które zostało w całości wyprodukowane przez Szopsa.
Opowiada o tym także na swoim kanale na YouTube, który możecie znaleźć pod nazwą Marcin Karwacki NieMaMowy. Gdy piszę te słowa, jego ostatni wrzucony film jest ze stycznia 2021 – wychowywanie syna w połączeniu z chodzeniem do pracy i kminieniem następnych muzycznych ruchów (jak np. Almost Famous z Bonsonem i Soulpetem, które na dziś posiada dwie części) nie sprzyja do tego wszystkiego nagrywaniu vlogów, doba jest za krótka. Odnośnie pierwszego zdania całego tekstu, Laik mieszka w Anglii po dziś dzień mniej więcej od 2007 roku (jeśli mnie pamięć nie myli) i to zawsze siłą rzeczy dystansowało go od sceny. Przez dekadę prowadzili z BobAirem całkiem znaną serię „Level Up”, gdzie co sylwestra (no, czasem 2 dni wcześniej) pojawiał się track podsumowujący kończący się rok w życiu Marcina jak i na polskiej scenie. Największy sukces odniósł numer 7, który liczy sobie ponad milion wyświetleń (gdzie jest ostro jechane z polskim rapem AD 2015).
Aby ten tekst nie stał się najdłuższym ze wszystkich 50. w serii, rzucę tu kilka pojedynczych haseł, które do tej pory nie padły i chętni zgłębią temat na własną rękę: Bisz/Laikike1/Elhuana – Tehnikolor, KILLIN (2021), Postacie Fikcyjne (2018), Goodlife (2013), dwa legendarne wywiady (Świadomy Słuchacz i Kuba Stemplowski), geneza ksywy z Dwighta Eisenhowera z jego wyborczego tonguetwistera „I Like Ike” i jej znaczenie „polub tego żółtodzioba, bo jest numerem jeden”, długie posty na Facebooku zwane „pisankami”, oraz dziesiątki featów, których udzielał jakoś w latach 2007-2012 przypadkowym chłopom ze Ślizgu, z których złożony bootleg trwał jakieś dwie godziny.
Bybzi powstało na bitach Młodzika – poznali się z Marcinem, pracując w jednym miejscu (bodajże była to Jelenia Góra, gdzie spędzał sporo czasu – oryginalnie będąc z Bogatyni na granicy polsko-czesko-niemieckiej), gdy Młodzik był już po podziemnym instrumentalnym debiucie pt. „Zatracenie” (2003). Dobry Dotyk, który całość oscratchował był związany ze Skwerem, gdzie powstawały nieco podobne klimatycznie rzeczy (obie płyty Młodzika były pod ich patronatem) i siłą rzeczy gdzieś tam się przecinali zawsze na Ślizgu w latach, gdy mainstream tak za bardzo nie istniał. Tu płynnie możemy przejść do tematu Rap Addix (ale tak, żeby się nie rozwodzić cały następny akapit), które było moim wprowadzeniem do najlepszego polskiego podziemia i mam do tego trochę niedoszłego składu masę sentymentu. Poszło oczywiście o różnicę charakterów, bo każdy z członków był bardzo wyrazisty i rzadko idący na ugody. Cały skład przedstawiał się następująco: Laikike1/Junes/Kidd/Jeżozwierz/Soulpete/DJ Ace (plus dwóch grafficiarzy). Każdy z nich (poza Ace’m) prezentował inny żywioł (jak w Pokemonach) i to niestety nie miało prawa się skończyć dobrze. Oryginalnie Rap Addix to sam duet Junes/Soulpete, ale na potrzeby tekstu mówimy o całym składzie.
Ich dorobek to Nie Uciekniesz EP w wersji Deluxe z 2014 (podstawowa wersja to solo Junesa) oraz TrueSzczurs również z 2014, już bez Laika (jest tylko w jednym numerze) i na kradzionych bitach (czyli bez Soulpete’a). Od tamtej pory pozostała trójka frontmenów zaczęła się kumplować ze Zkibwoyem, ale czy cokolwiek większego z tego wyjdzie poza pojedynczymi featami i skitami? Wątpię. Wracając do Bybzi, bo trochę odpłynąłem: w zdecydowanej większości projekt ten zestarzał się jak wino z najwyższej półki.
Laik podchodził do nagrywania go, mając już wyrobione brzmienie – klasyfikujące ten materiał jako podziemny klasyk. Z odpowiednią charyzmą, flow, techniką i przemyślanymi linijkami. Agresja miesza się tu z powagą i smutkiem. Czas trwania jest perfekcyjny. W praktycznie każdym przypadku wychodzę z założenia, że im dłuższy album tym lepiej (jako jedna z ostatnich osób na Ziemi), lecz siedem jointów/siedem setek pasuje jak ulał pod zapętlanie, gdzie nie dopada słuchacza wrażenie monotonii. Jedynym jointem którym zawsze skipuję jest Aniatomia, bo przypomina mi o rzeczach z lat minionych, o których nie chcę pamiętać. Polecam na jesienne wieczory, najlepiej w jakimś małym mieście, w którym nie ma żadnych sensownych perspektyw na rozwój.
Laikike1/Młodzik/DJ Dobry Dotyk – Bybzi Bybzi EP
Ulubiona gościnna zwrotka: Na szczęście brak, szczerze żaden gość by tutaj nie pasował. Może ewentualnie Jimson.
Ulubione utwory: Dysktrykpin, Nędznicy, Sny Sny Sny
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ NASZ WYWIAD: MUZYCZNY CZŁOWIEK ORKIESTRA WYDAJE PERFEKCYJNIE DOPRACOWANY KRĄŻEK. WYWIAD Z MARO, KTÓRY WSZYSTKO ROBI SAM
Cała rapgra w jednym miejscu. Obserwuj nas także na – Google News.
fot. okładki płyty Laikike1/Młodzik/DJ Dobry Dotyk – Bybzi Bybzi EP