fot. materiały promocyjne (Przyłu)
Od małolata badającego, czym jest rap, po wydanie sześciu pełnoprawnych albumów. Streamingi niedawno obiegło jego najświeższe wydawnictwo „Przyjaciele Czekają W Domu”, jednak kim on jest poza mikrofonem? Wypadałoby powiedzieć, że szczerym i autentycznym chłopakiem. Nie będę przejaskrawiał, gdyż właśnie taki jest. Szczerość pozostanie podstawą tego, co naprawdę jest jakościowe. Przyłu nie pozwoli się sobą znudzić.
Wojtek: Przed rozmową pisaliśmy pewien czas, byłeś przez ten okres na wyjeździe. Chętnie dowiem się dokąd poleciałeś i z czym ten wyjazd był związany. Praca na całego czy odpoczynek po wydaniu płyty?
Przyłu: Dokładnie to drugie. Raczej taki wyjazd skrojony pod odpoczynek po płycie. Wrzesień był mocno męczącym psychicznie miesiącem. Na miesiąc stałem się homeless boyem – dosłownie! Odbiło się to na mnie, a jeszcze finalizacja płyty, nie wiadomo, gdzie będę stacjonował. Dużo rzeczy się na raz zgromadziło. Płyta wyszła, udało się ogarnąć mieszkanie, więc pozostało tylko uciec na chwilę. W Bieszczadach mam miejsce, w które lubię uciekać i zazwyczaj przy tym towarzyszy mi spontanowa ekipa. Zazwyczaj stamtąd potrafię wrzucać nowe rzeczy, w tym albumy. Premiera płyty była w piątek, wyjechaliśmy o 6 rano, dodałem tylko to, co było potrzeba i wyłączyłem telefon.
Nie zwracałem uwagi jak to idzie przez dobre dwa dni. Teraz właśnie wyjechaliśmy do Czarnogóry na parę dni z kumplami, mocno spontaniczna akcja. Wrzucanie numerów, kiedy leżysz na plaży, też jest super rzeczą. Nie musisz siedzieć w biurze albo w studio, jak siedziałem ostatnie 8 miesięcy. Po prostu zasłużony odpoczynek, nie siedzenie z głową w telefonie, bo obserwujesz liczby, opinie… możesz się trochę zapomnieć.
Przytłacza Ciebie trochę ten szum wokół płyty, wpływa to jakkolwiek na Ciebie? Przejmujesz się tym?
Przy tej płycie wyjątkowo tego nie odczuwałem, chyba po raz pierwszy. Zyskałem pewien dystans do tego, może nawet nabyłem go z czasem. Fajnie, że się udało tak podchodzić do rzeczy. Czy ja czułem presję przy płycie, czy mnie to stresowało? Raczej nie, bo mam świadomość kilku-poziomowych przeskoków jakościowych tej płyty i pozostaje tylko, jak to ludzie odbiorą. To był bardziej natłok ilościowy rzeczy muzycznych i prywatnych, które gdzieś tam się zgromadziły. Jednak już trzeciego dnia na tym wywczasie piszę do Francisa, dawaj jakieś bity, bo już muzycznie chce się robić (śmiech). Nie mówcie tego mojej narzeczonej, bo się zdenerwuje na mnie (śmiech).
Pierwszy raz dałem sobie czas pracy nad płytą, zawsze się przejmowałem takimi rzeczami. Nie lubię, gdy ludzie są uprzedzeni, widząc liczby lub czyjąś opinię, jeśli coś nie jest topowe, nie jest na szczytach notowań, ale to też jest ludzka natura. Lubię, jak ktoś słucha utworu przedpremierowo, żeby zobaczyć te surowe emocje.
ZOBACZ TAKŻE: CZY PRZYŁU JEST ZBYT SZCZERY NA DZISIEJSZY RAP? – RECENZJA „PRZYJACIELE CZEKAJĄ W DOMU”
Twoje najnowsze wydawnictwo jest opisywane jako twój najbardziej osobisty materiał, czy to na stronach sprzedażowych, czy na QueQuality. Na ile ten album jest faktycznie twoim osobistym i autentycznym materiałem?
Nie bez powodu opisywana jest w taki sposób. Na poprzedniej płycie, którą tworzyłem w zupełnie inny sposób, było dużo emocji wylewanych na gorąco, może forma była trochę inna i mniej znalazło się tam ogłady, co nie jest koniecznie gorsze. Jest po prostu inne. Nie zmieniłem swoich priorytetów względem tworzenia numerów i pisania tekstów, bo znalazłem się z najlepszymi producentami w Polsce i wszystkie produkcje na tym albumie są pierwszy raz z naszego podwórka. Mimo, że pracowałem z takimi ludźmi, to nie dałem się porwać tej nowocześniejszej fali, tylko robiłem swoje. Robiłem to dłużej i bardziej zwracałem uwagę na pewne rzeczy, co też słychać na tej płycie.
Według mnie jest to mój najszczerszy album i starałem się, żeby taki był. Niemniej, dopiero po przesłuchaniu albumu słuchacz może stwierdzić, jakie ma odczucia, bo niektórego dosięgnie historia z “Junipera”, a kogoś następnego z “Homeless Boya”, a jeszcze inny znajdzie się w “Przyjaciele czekają w domu”. Wszystko, co kolejne, musi być dla mnie lepsze i za tym staram się iść.
Między naszymi wierszami mam pytanie od twojego kolegi z branży. Zetknąłeś się kiedyś z Fonciakiem w studio Sounds of Street. Jakie masz wspomnienia z tym miejscem?
Dobre to mało powiedziane. Jak najlepsze! Mimo, że nie było to tak dawno temu, to w mojej głowie ciągle jest ta płyta, pierwszy nielegal, który robiłem, kradzione bity, szukanie inspiracji, pisanie tekstów na mega zajawce. Teraz dzieciaki i tak wcześnie zaczynają, ale jak sobie pomyślę, to było to dla mnie za wcześnie. Nie wiedziałem wtedy, że jest coś takiego jak profesjonalny mix/master. Wspominam ten okres cudownie. Pamiętam, że specjalnie przyjeżdżałem z mazur, ustawialiśmy się na nagrywki, ta zajawa nie zmieniła się do teraz. Tam poznałem Teodora, Marcina, Kamila Fonciaka. Pamiętam jak Kamil przywiózł i zajadał McDonald’sa i sobie opowiadaliśmy różne historie. To było takie epickie spotkanie, bo wtedy już go kojarzyłem muzycznie. Tak już zostało, jesteśmy do tej pory w bardzo dobrych relacjach. Od tego podziemnego klimatu już parę lat minęło, ale wspominam te czasy bardzo pięknie.
Jesteś rocznik ‘99. Za sobą masz już 22 lata, z których jedna trzecia to muzyka. Może to pytanie wypadałoby zadać kilka lat później, ale patrząc z perspektywy młodego artysty, czy sądzisz, że dobrze wykorzystałeś ten muzyczny czas? Żałujesz czegoś?
Chciałbym móc odpowiedzieć w jednym zdaniu, ale to jest pytanie, które codziennie zadaje sobie każdy świadomy człowiek. Za dużo o tym rozkminiamy, czy właśnie życiowo, czy muzycznie nie zrobiliśmy odpowiednio. Ja na ten moment, a dokładniej na dwudziestego któregoś października…
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: FLINTERRORYZM #2 – PO USZY W SUKCESIE
Dwudziesty siódmy dzisiaj mamy (śmiech).
…dwudziestego siódmego października dwa tysiące dwudziestego pierwszego roku, to jestem właśnie po wypuszczeniu najlepszej płyty w swoim życiu, która się bardzo fajnie przyjęła. Mam bardzo dużo głosów, że ludziom nadal to pomaga, po tylu latach. Udało mi się, póki co, nie zatracić swoich ideałów, robić to, co kocham, przy tym rozwijać się brzmieniowo, muzycznie. Kolejna płyta to są nowe zagrywki, poznaję nowych ludzi i z czystą głową idę do przodu. Patrząc w tył to widzę swój ogromny rozwój i to z tego powodu powinienem być zadowolony, i jak najbardziej jestem. Mogę powiedzieć z dużą świadomością, że na ten moment jestem spełniony i będę pracował na to uczucie dalej… sorry, jestem zaspokojony. Spełniony będę kiedyś tam, więc do tego uczucia spełnienia dopiero podążam. Żałuję pewnych rzeczy; decyzji, których nie znałem konsekwencji albo byłem za młody, żeby zrozumieć, niektóre sprawy…
Spełnienie ogólne to pojęcie surrealistyczne. Poniekąd wyimaginowana rzecz. Powiesz sobie, że jesteś spełniony, ale tak naprawdę: co dalej?
Myślę właśnie, że jeśli ktoś kompletnie się spełni to już więcej w życiu raczej nie zrobi. O to w tym chyba chodzi, wtedy się wypali. Póki ktoś jest głodny, to nie będzie spełniony nigdy. Patrząc na swoją muzykę dwa lata temu, nie rozkminiam tego pod względem tego, czy popełniłem jakiś błąd, bo bym się chyba tylko cofał. Za dużo mam teraz rzeczy na głowie i planów, żeby patrzyć negatywnie na to, co wydarzyło się w przeszłości.
Patrząc na młodych chłopaków wkraczających w tę branżę, moich rówieśników i nie tylko, nasuwa mi się myśl, że bez odpowiedniego ukształtowania i silnej głowy nie osiągną sporego sukcesu. Jak było z Tobą? Czy Ty, jako młoda osoba, która nagle otworzyła sobie drzwi na scenę, czułeś się przygotowany do tej drogi? Spotkałeś kogoś, kto mówił Ci, żeby uważać?
Na pewno ktoś mądry mi coś takiego powiedział. Sam przez swoją drogę byłem w stanie doświadczyć takich rzeczy, ale też zauważyć ludzi, którym przez złe podejście noga się powinęła, co mnie również czegoś nauczyło. Patrząc na swoją przeszłość, bardziej czuję wdzięczność, że było mi dane brać to stopniowo. Miałem możliwość patrzeć, uczyć się i zdobywać obeznanie w tej branży, wychodząc już trochę z nieopierzenia. Dzisiaj, kiedy ktoś nagle wchodzi na scenę, to, jeśli nie jest na to przygotowany, może bardzo łatwo spaść. To wcale nie musi być jego intencją. Jak ktoś nie ma świadomości, jak ten świat wygląda, to przygoda skończy się szybciej niż się zaczęła. Jeżeli masz fundamenty, które budujesz ileś lat i z niejednego pieca chleb jadłeś, to na pewno będzie Ci lżej zdobywać rozeznanie. Bardzo łatwo jest gdzieś polecieć i nie życzę tego nikomu.
SPRAWDŹ NASZ INNY WYWIAD: SZCZYL: „WEJŚCIE W TĘ BRANŻĘ JEST BRUTALNE I UCZY ŻYCIA”
Wydaje mi się, że 30 baniek (na moizdrajcy.com) może trochę namydlić w głowie, szczególnie młodemu chłopakowi. Myślisz sobie “Jestem na piedestale, mogę wszystko”.
Tak, każdy wtedy uważał, że “ku*wa, wyszedł taki numer, to dlaczego kolejny nie ma 30 milionów?” A co ja jestem, chłopie, wróżką, żeby ci powiedzieć dlaczego tak jest? (śmiech) Ty nie jesteś maszyną, żeby odpowiadać na takie pytania. Z drugiej strony naprawdę stary, z tej pozycji, w której jestem teraz, mega się cieszę. Ja wtedy gówno wiedziałem. Poznałem Deysa, zrobiliśmy klip i nagrałem sobie numer, który był jak 300 numerów, które były dla mnie gdzieś tam ważne. Ucieszyłem się wtedy, że Dawid chciał to wziąć do siebie na płytę. Wyszedł numer, je*nęło, stało się viralem z różnych względów. Dwa tygodnie temu spotkałem się z Deysem w Krakowie i siedzieliśmy na backstage’u, i rozkminialiśmy po tylu latach. Gdyby było tak, że miałbym na sobie nałożoną presję “pana hiciarza”, co każdy numer ma mieć więcej dziesiątek milionów, to prędzej czy później straciłbym swoją autentyczność i fun do robienia muzyki.
Przeistoczyłbyś wszystko w liczby i one tak naprawdę stałyby się twoim narkotykiem.
Wiadomo, liczby są ważne, ale gdyby były dla mnie najważniejsze, to możliwe, że bym wymiękł.
Sądzisz, że Deys był taką osobą, która ukształtowała Ciebie i pozwoliła postawić pierwsze bezpieczne korki?
Deys, jak i całe Hashashins, jak najbardziej. Teraz, mimo że się nie widzieliśmy przez dłuższy czas, gdy spotkaliśmy się na koncercie w Krakowie i wpadłem do chłopaków zagrać zwrotkę, to było dokładnie tak, jak lata temu. Są beztroską i cudowną familią. Wybitnie ich lubię osobiście i muzycznie. Mega, że to wygląda tak samo po takim czasie, a sam Deys to jest świetny człowiek, szczególnie dużo mu zawdzięczam. Jest wielce autentycznym artystą, co niezwykle szanuję w ludziach. Gdyby kalkulował więcej, to może wyglądałoby to u niego inaczej, a może właśnie nie byłby tym kim jest. Fajnie, że są tacy ludzie w branży i nadzwyczajnie się cieszę, że miałem okazję ich spotkać.
Młode Wilki to projekt w teorii powiększający ambicję młodych artystów. Jak wspominasz swój udział w Młodych Wilkach?
Wspominam tak, że się zajebiście bawiłem i poznałem zajebistych ludzi. Może nie z każdym miałem tyle czasu, ile bym chciał.
ZOBACZ TAKŻE: TEDE I BORIXON ZAKOPALI TOPÓR WOJENNY — WIELKI DZIEŃ DLA POLSKIEGO HIP-HOPU!
Ale popkilery wniosły u Ciebie coś pozytywnego w działaniu, czy była to tylko zabawa, tak jak wspomniałeś?
Czy dało mi to później jakieś niesamowite możliwości? Szczerze mówiąc nie poczułem jakiejś monstrualnej różnicy, aczkolwiek dało mi na pewno coś lepszego niż liczby w internecie i rozwinęło mi to banię po wielu rozmowach. Fajnie, że są tacy młodzi, kumaci raperzy, więc z niektórymi mam kontakt do teraz i mega chłopaków pozdrawiam. Bardziej pod względem tego, że poznałem ich i mogliśmy razem robić muzę. Nadal robimy! Plany wydawnicze nadal są. Jeżeli masz szansę wziąć udział w takiej akcji, to na pewno polecam. Ja to wspominam dobrze pod względem ludzi, a że byliśmy akurat w Chorwacji i sobie trochę wychillowałem, to na pewno nie było złe.
Chciałbym nawiązać teraz do QueQuality. Będziemy mieli jeszcze okazję usłyszeć was wszystkich wspólnie, tak jak podczas ostatniego wyjazdu?
Myślę, że nie jestem upoważniony do mówienia za wszystkich, ale wydaje mi się, że jest na co czekać. Widać to i mamy taki wspólny przelot z chłopakami. Jak najbardziej dobrze nam się pracuje, mamy wszyscy zajawę na muzę i fajnie, że na jeden z wyjazdów ktoś wziął mikrofon. Nie ostatni raz nas widziano w takim zestawieniu. Aczkolwiek szczegółów nie znam albo nie mogę powiedzieć (śmiech).
Skoro tutaj rozmawiamy, to jakieś szczegóły by się przydały, żeby pod clickbait było (śmiech). Póki jest temat QueQuality, w jakim stopniu Quebo udziela się w Wasze ruchy? On w ogóle się wami interesuje?
W moim przypadku zero. Jest zero ingerencji ze strony Quebo, zero zainteresowania z tego, co mi wiadomo i nie wiem, czy jest na bieżąco. Ja osobiście z nim nigdy w życiu nie rozmawiałem, co może wydawać się dosyć abstrakcyjne. Jeżeli ktoś nie ma na to ochoty, to nikt go nie zmusi, a jeżeli kogoś by to interesowało, to na pewno zdobyłby kontakt do mnie. Życzenia możesz mieć różne, ale realia są takie, a nie inne. Współpracuję z innymi ludźmi w QueQuality niż Quebo i tak było od początku, ale może kiedyś będzie okazja, żeby się poznać.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: PRZYŁU Z TYTUŁOWYM SINGLEM Z PŁYTY
Słuchając Twoich kawałków czuję nostalgię i pewną melancholię. Jesteś w stanie powiedzieć, ile jest w Tobie skrytego chłopaka, który porusza się między nocą, a dniem?
Bardzo ładnie to powiedziałeś, tej podróży między nocą, a dniem – tak poetycko. Może właśnie gdzieś jest tego we mnie za dużo, a to też wynika z tego jakim jestem człowiekiem w życiu. Bywa różnie. Powstała cała płyta, gdzie są naprawdę różne numery, powstał również mixtape, gdzie nadal to jestem ja, ale w innym wydaniu. Gdzieś to się nie łączyło formą więc postanowiłem zrobić drugą płytę. Nie mam jednego okrojonego stylu, jak niektórzy raperzy, co dla pewnych może wydawać się gorsze. Niemniej jednak robię taką muzykę, na jaką mam ochotę i oby tak było jak najdłużej. Mimo tego, że te brzmienia są różne, czasami humor wpływa na to jaki utwór powstaje.
Gdy słucham całej tej płyty to jest taka wybitnie mocna pod względem emocji, formy i natłoku tego wszystkiego. Dużo produkcji jest po prostu mocnych, nie każdemu to podejdzie. Czasami zrobię numer bardziej bangerowy, a czasem taki, że wylewa mi się z serducha to, co czuję.
Wydaje mi się, że te numery bardziej emocjonalne, robiąc mniejsze liczby, wyróżniają się spośród reszty. Takie kawałki nie są dla wszystkich.
Tak, na pewno. Są numery, których nie puścisz sobie z ziomalami na imprezie czy ognisku. Czy mi to przeszkadza? Nie, bo gdybym chciał zrobić numer na melanż, to pewnie zrobiłbym numer na melanż. Mam świadomość tego, że ta płyta, lub niektóre numery, nie jest dla każdego, aczkolwiek mam też wrażenie, że dobrze jest im dać szansę. Myślę, że dla każdego coś tam się znajdzie. Polecam się zagłębić trochę w wersy, bo to zawsze stawiam na pierwszym miejscu, czyli tekst, przekaz i emocje z tym związane.
Utwory z mniejszym bagażem wyświetleń przez to, że są mniej popularne, są wskazówką, żeby dowiedzieć się czegoś więcej i zagłębić się bardziej w dyskografię.
To jest mega fajne myślenie, żeby nie patrzeć przez pryzmat cyferek i nie być uprzedzonym. Jeżeli spojrzysz na taki numer pod kątem “o, fajnie się dowiedzieć o kimś czegoś więcej i się zagłębić bardziej”, no to piątka dla ciebie. Myślę, że większość ludzi idzie na fali trendu i to, co jest na karcie, co jest na topie, to sprawdzają i badają chętniej. Płyta wyszła dopiero dwa tygodnie temu, ale wiem, że jest wiele wersów w wielu numerach, które nie są jeszcze wyciągnięte na afisz, jako wzięte pod względem rozkminienia tych zwrotek, czy poszczególnych wersów, a na pewno warto, bo są tam inside smaczki, easter eggi i przekminki, że jeśli ktoś chce się zagłębić, to na pewno się nie zawiedzie.
NEWS: PRZYŁU PREZENTUJE „DEBET”
Wchodząc do Hashashins, przekraczając progi branżowego świata, bałeś się, że to w końcu może się rozsypać? Cofam się do poprzedniego pytania. Czy miałeś z tyłu głowy obawy, żeby uważać?
Jak coś ci się akurat udaje, to wtedy nie rozkminiasz, czy coś się może zje*ać. Może to jest właśnie błędne myślenie? Może ludziom wtedy by się częściej udawało niż nie udawało. Wtedy byłem młodym dzieciakiem, co robi muzykę na zajawce i ktoś to zauważył, więc wtedy chwyta się okazję, i tak też zrobiłem. Z jednej strony pomyślę czy to jest dla mnie dobra droga, co sobie mama pomyśli, przecież wiesz, to jacyś sataniści, czy oni kotów nie wpie*dalają w Krakowie za winklem w ciemnym zaułku (śmiech). Wtedy, stary, miałem to gdzieś i mega sobie jestem wdzięczny za tę decyzję, bo poznałem chłopaków, żyją trochę w innych realiach niż ja, jeśli chodzi o środowisko, czy jakiś lifestyle, ale daliśmy sobie szansę i okazało się, że mamy w ch*j wspólny przelot. Bardzo się lubimy.
Z Zerem, który mnie przekimał u siebie na chacie z rodziną, siedziałem podczas pierwszego poranka i na kanapie gadaliśmy godzinami o życiu i to jest właśnie zaje*iste w hip hopie. Kogoś z zewnątrz ludzie mogą postrzegać w jakiś inny sposób, masa może postrzegać w inny sposób, bo tak to z zewnątrz wygląda. Przykład Feno, patrzysz na niego i co sobie myślisz? No po*eb, pierwsze co. Drugie, “to jest hip hop?”. Stary, poznałem gościa i chyba w życiu nie poznałem takiej hip hopowej mordy…
To są właśnie te stereotypy, kiedy patrzysz z zewnątrz.
Tak, a potem poznajesz chłopa i okazuje się, że jest warty tyle samo, co twoi najlepsi kumple.
A co dalej? Zakładam, że po płycie odpoczynek i odrobina pauzy, przerwa na oddech.
Na pewno muszę się trochę zająć życiem. Rozpakować graty w mieszkaniu. Jak widać, akurat wynosiłem panele jak dzwoniłeś (śmiech). Potrzebuję chwili oddechu, żeby się skupić na narzeczonej, na swoim życiu i organizacji trochę. U mnie ta regeneracja nie trwa za długo, nie trwa latami. Raczej nie robię sobie urlopu tacierzyńskiego, tylko potrzebuję chwili, żeby poogarniać. Muzykę muszę robić, bo to moje życie, więc po paru dniach… byłem na urlopie i chciałem już jakichś bitów posłuchać, czegoś sobie poszukać.
Przyłu kocur! Mocno szanuje
A jak to widzicie – https://www.lesnydwor.karpacz.pl/lesny-dwor/o-nas ?
Taka miejscówka na relaks w Karpaczu. Pewny temat czy średnio?
Jaki kierunek będzie optymalny?