Flinterroryzm #1 – Drewnofobia

Freak Fight

fot. kadr z klipu Young Leosia – Szklanki

Wyobraź sobie, że kupujesz sobie stół. Czy interesuje cię wiek stolarza? Płeć stolarza? Ogólna sytuacja na rynku stolarzy? To, że drewno nie jest już takie jak kiedyś? Raczej niespecjalnie. Chcesz mieć na czym postawić obiad i kawę, a przy tym mieć pewność, że jak delikatnie potrącisz, to to wszystko nie wyląduje ci na kolanach. Chcesz, żeby ci się podobało i pasowało do wnętrza. Żeby można było przetrzeć ręką i nie skończyć z wielką drzazgą w środku dłoni. Żeby fakt posiadania stołu nie spowodował tego, że go unikasz, bo nie jarasz się nim do tego stopnia, że zracjonalizowałeś_aś sobie, że zawsze chciałeś_aś jeść na pralce. To jest twoje kryterium oceny stołu. To, że zrobił go ktoś, kto umie go sobie zrobić, jest oczywiste.

Nie wiem, może rap jest ci potrzebny po to, żeby za jego pomocą sprawiać sobie ból, ale przyjmuję, że jak kupujesz płytę, to chcesz, żeby spełniła twoje oczekiwania. Tak jak w wypadku stołu musisz zdać się na pobieżny osąd i zaryzykować albo możesz najwyżej zaufać czyjejś rekomendacji, tak muzyka ma swój budowany od mnóstwa lat świat krytyki. To ludzie przyzwyczajeni do utrzymywania się na powierzchni, czujący potrzebę dzielenia się opinią. Oni też mają swoje kryteria oceniania. Przynajmniej kiedyś mieli. Czegokolwiek od nich wymagano. Czegoś ponad lajkowaną z grzeczności opinię, która nikogo nie interesuje i bycie pożytecznym id… edgy pieniaczem na korporacyjnym garnuszku.

Szczerze żałuję, że nie ma mediów zajmujących się ocenami stołów. Gdyby działo się przy ich publikacjach to, co przy okazji tych rapowych, to byłby naprawdę dobry kabaret. „Przecież to był młody stolarz, jak śmiesz oczekiwać, żeby stół równo stał?”. „To drewnofobia”. „Gdyby nie zrobiła go kobieta, wcale nie przeszkadzałoby ci się, że się kolebie”. „No dobrze, może to rzeczywiście nie jest stół, ale nie cieszy cię to, że masz w kuchni taką śmieszną rzeźbę? Dostała 200 tysięcy lajków”. „To ty nie wiesz, że drzewa rosną teraz inaczej?”. „Stolarz był na wszystkich catchy strajkach i webinarze o głaskaniu alpak, dlaczego zatem narzekasz i nie możesz zjeść z podłogi jak wszyscy?”. Ja byłbym rozbawiony, nie chciałbym natomiast wiedzieć jak czuje się ktoś, kto opanowywał ten fach latami.

Gdzie muzyka, a gdzie stolarstwo – zapytasz. Gdzie indziej, to jasne, chociaż słuchając płyt Edzia czy Safula mam wrażenie, że robię w drewnie. A tak na serio, bez głupich dowcipów, to właśnie widziałem bardzo dobrą „Agonię”, dokument poświęcony muzyce folkowej. „Muzyka jest rzemiosłem, mierzalnym, można na zasadzie rzemieślniczej nie upodobań, stwierdzić, która jest dobra, która jest zła” – twierdzi tam Adam Strug. Moim zdaniem z rapem do końca tak nie można, bo flow nie zdefiniujesz sobie jak, dajmy na to, fałszu, co nie znaczy, że należy przestać próbować mierzyć.

Tymczasem wychodzi na to, że ekstrawagancją jest oczekiwanie od osoby, która przekazuje słowa za pomocą głosu (i ma to funkcję estetyczną, nie tylko informacyjną) tego by umiała się tym narzędziem posługiwać. Rozumiem, że w dużej mierze właściwie zrezygnowaliśmy już z tekstów, choć jak dźwięk niesie treść, to fajnie, żeby chociaż nie przeszkadzała. Ale szeroko rozumiane (nie jako sadzenie klocy z wielokrotnych rymów jak marchewek) flow to jest właśnie to, co zmienia zwykłe gadanie w niezwykłą muzykę, coś, co czyni próbującą rapować osobę raperem albo raperką. Dostało mi się przy Young Leosi, że oceniam mem za pomocą linijki. No fakt, miłośnicy talentu Leokadii są w swojej argumentacji jak „yyy, yyy, no innym się podoba, weź nie bądź faszystą”. Zresztą zajmuję się muzyką, nie memami, ale nawet jeśli, to jak oceniać mem? Telewizyjną maszyną do pomiaru głośności śmiechu? Pisze Piotr Szwed dla Dwutygodnika (w bardzo porządnym artykule https://www.dwutygodnik.com/artykul/9699-jak-byc-raperka.html – jeżeli tylko pominąć dość odczapowy wątek pisania tekstów przez kogoś i kuriozalny pomost między baile funkiem i reggaetonem YL a afrobeatem Łony), że należy doceniać „uchwycenie emocji określonej zbiorowości”. Ale bardziej to za co zbiorowość została złapana, czy z jaką siłą? A tak w ogóle co to za zbiorowość? Określona, czyli jaka? Kto określa?

Swoją drogą to krzywdzące dla młodych, że zakłada się, ze nie mogą być memem i jednocześnie oddawać emocje zbiorowości, a do tego coś umieć. To jest dopiero protekcjonalne podejście, jak pokazuje Mata, Bedoes, Oki, Young Igi, Kabe czy Floral Bugs z gruntu nieprawdziwe. Dziwnie bliskie tym, co to rap częściej komentują niż go słuchają. W ich macierzystych gatunkach umiejętności to sprawa oczywista, ale rap ma być traszowym freak show, gabinetem osobliwości. Tak jakby muzyka nie wystarczała, a oni podświadomie odbierali go jako coś gorszego. Taka postawa ciągnie się od lat 90., zawsze byli ci, którzy chcieli rap socjologizować. Teraz ktoś szuka nowego punku, ktoś poklasku, kto inny wierszówki, jeszcze kto inny wsparcia dla swojej opcji światopoglądowej. Stare chłopy i baby adorują na przypale wszystko, co nowe, jakby to ujmowało im lat i dodawało przekonania jacy to są obyci i tolerancyjni. Podwójne rymy nie są dziś konieczne, spoko, ale podwójnych standardów również nie potrzebujemy.

Polski rap to świat wielu dobrych płyt, jasne. Ale też słabych, niedogrywanych do końca koncertów, identycznych bitów, zlewających się styli, ignorancji i arogancji. To skądś się bierze. Z braku jakichkolwiek kryteriów i wymagań – co do tego, jak się pisze i co się pisze w dogorywających mediach, jak się tworzy i co się tworzy na scenie. Bezwstydna samonapędzająca się bylejakość. Adorowani ironicznie, nieironicznie, postironicznie, za to w większości przypadków bezrefleksyjnie twórcy gubią kierunek, siebie, znikają z radaru. Niczego nie mają nad sobą, liczy się wjazd z chamskiej pozycji siły – patrz co mam na metkach i ilu followersów. Od ludzi żąda się zmiany zdania o Macie, bo sprzedaje lotniska. Czerwona błyskawica bądź tęcza na awatarze canceluje raperom cały wcześniejszy (i poźniejszy) seksizm. Za miłością do ojczyzny chowa się nienawiść do wszystkiego wokół. I tak dalej.

Ta walka jest przegrana. Co można zrobić? Coś tam można. Kiedy kupujesz stół, a dostajesz kota w worku możesz choć trochę się wku*wić, a nie cieszyć się, że też ma cztery nogi, będzie fajnie wyglądał na TikToku i pewno polubi się z futrzakami sąsiadów.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

fot. kadr z klipu Young Leosia – Szklanki

Wyobraź sobie, że kupujesz sobie stół. Czy interesuje cię wiek stolarza? Płeć stolarza? Ogólna sytuacja na rynku stolarzy? To, że drewno nie jest już takie jak kiedyś? Raczej niespecjalnie. Chcesz mieć na czym postawić obiad i kawę, a przy tym mieć pewność, że jak delikatnie potrącisz, to to wszystko nie wyląduje ci na kolanach. Chcesz, żeby ci się podobało i pasowało do wnętrza. Żeby można było przetrzeć ręką i nie skończyć z wielką drzazgą w środku dłoni. Żeby fakt posiadania stołu nie spowodował tego, że go unikasz, bo nie jarasz się nim do tego stopnia, że zracjonalizowałeś_aś sobie, że zawsze chciałeś_aś jeść na pralce. To jest twoje kryterium oceny stołu. To, że zrobił go ktoś, kto umie go sobie zrobić, jest oczywiste.

Nie wiem, może rap jest ci potrzebny po to, żeby za jego pomocą sprawiać sobie ból, ale przyjmuję, że jak kupujesz płytę, to chcesz, żeby spełniła twoje oczekiwania. Tak jak w wypadku stołu musisz zdać się na pobieżny osąd i zaryzykować albo możesz najwyżej zaufać czyjejś rekomendacji, tak muzyka ma swój budowany od mnóstwa lat świat krytyki. To ludzie przyzwyczajeni do utrzymywania się na powierzchni, czujący potrzebę dzielenia się opinią. Oni też mają swoje kryteria oceniania. Przynajmniej kiedyś mieli. Czegokolwiek od nich wymagano. Czegoś ponad lajkowaną z grzeczności opinię, która nikogo nie interesuje i bycie pożytecznym id… edgy pieniaczem na korporacyjnym garnuszku.

Szczerze żałuję, że nie ma mediów zajmujących się ocenami stołów. Gdyby działo się przy ich publikacjach to, co przy okazji tych rapowych, to byłby naprawdę dobry kabaret. „Przecież to był młody stolarz, jak śmiesz oczekiwać, żeby stół równo stał?”. „To drewnofobia”. „Gdyby nie zrobiła go kobieta, wcale nie przeszkadzałoby ci się, że się kolebie”. „No dobrze, może to rzeczywiście nie jest stół, ale nie cieszy cię to, że masz w kuchni taką śmieszną rzeźbę? Dostała 200 tysięcy lajków”. „To ty nie wiesz, że drzewa rosną teraz inaczej?”. „Stolarz był na wszystkich catchy strajkach i webinarze o głaskaniu alpak, dlaczego zatem narzekasz i nie możesz zjeść z podłogi jak wszyscy?”. Ja byłbym rozbawiony, nie chciałbym natomiast wiedzieć jak czuje się ktoś, kto opanowywał ten fach latami.

Gdzie muzyka, a gdzie stolarstwo – zapytasz. Gdzie indziej, to jasne, chociaż słuchając płyt Edzia czy Safula mam wrażenie, że robię w drewnie. A tak na serio, bez głupich dowcipów, to właśnie widziałem bardzo dobrą „Agonię”, dokument poświęcony muzyce folkowej. „Muzyka jest rzemiosłem, mierzalnym, można na zasadzie rzemieślniczej nie upodobań, stwierdzić, która jest dobra, która jest zła” – twierdzi tam Adam Strug. Moim zdaniem z rapem do końca tak nie można, bo flow nie zdefiniujesz sobie jak, dajmy na to, fałszu, co nie znaczy, że należy przestać próbować mierzyć.

Tymczasem wychodzi na to, że ekstrawagancją jest oczekiwanie od osoby, która przekazuje słowa za pomocą głosu (i ma to funkcję estetyczną, nie tylko informacyjną) tego by umiała się tym narzędziem posługiwać. Rozumiem, że w dużej mierze właściwie zrezygnowaliśmy już z tekstów, choć jak dźwięk niesie treść, to fajnie, żeby chociaż nie przeszkadzała. Ale szeroko rozumiane (nie jako sadzenie klocy z wielokrotnych rymów jak marchewek) flow to jest właśnie to, co zmienia zwykłe gadanie w niezwykłą muzykę, coś, co czyni próbującą rapować osobę raperem albo raperką. Dostało mi się przy Young Leosi, że oceniam mem za pomocą linijki. No fakt, miłośnicy talentu Leokadii są w swojej argumentacji jak „yyy, yyy, no innym się podoba, weź nie bądź faszystą”. Zresztą zajmuję się muzyką, nie memami, ale nawet jeśli, to jak oceniać mem? Telewizyjną maszyną do pomiaru głośności śmiechu? Pisze Piotr Szwed dla Dwutygodnika (w bardzo porządnym artykule https://www.dwutygodnik.com/artykul/9699-jak-byc-raperka.html – jeżeli tylko pominąć dość odczapowy wątek pisania tekstów przez kogoś i kuriozalny pomost między baile funkiem i reggaetonem YL a afrobeatem Łony), że należy doceniać „uchwycenie emocji określonej zbiorowości”. Ale bardziej to za co zbiorowość została złapana, czy z jaką siłą? A tak w ogóle co to za zbiorowość? Określona, czyli jaka? Kto określa?

Swoją drogą to krzywdzące dla młodych, że zakłada się, ze nie mogą być memem i jednocześnie oddawać emocje zbiorowości, a do tego coś umieć. To jest dopiero protekcjonalne podejście, jak pokazuje Mata, Bedoes, Oki, Young Igi, Kabe czy Floral Bugs z gruntu nieprawdziwe. Dziwnie bliskie tym, co to rap częściej komentują niż go słuchają. W ich macierzystych gatunkach umiejętności to sprawa oczywista, ale rap ma być traszowym freak show, gabinetem osobliwości. Tak jakby muzyka nie wystarczała, a oni podświadomie odbierali go jako coś gorszego. Taka postawa ciągnie się od lat 90., zawsze byli ci, którzy chcieli rap socjologizować. Teraz ktoś szuka nowego punku, ktoś poklasku, kto inny wierszówki, jeszcze kto inny wsparcia dla swojej opcji światopoglądowej. Stare chłopy i baby adorują na przypale wszystko, co nowe, jakby to ujmowało im lat i dodawało przekonania jacy to są obyci i tolerancyjni. Podwójne rymy nie są dziś konieczne, spoko, ale podwójnych standardów również nie potrzebujemy.

Polski rap to świat wielu dobrych płyt, jasne. Ale też słabych, niedogrywanych do końca koncertów, identycznych bitów, zlewających się styli, ignorancji i arogancji. To skądś się bierze. Z braku jakichkolwiek kryteriów i wymagań – co do tego, jak się pisze i co się pisze w dogorywających mediach, jak się tworzy i co się tworzy na scenie. Bezwstydna samonapędzająca się bylejakość. Adorowani ironicznie, nieironicznie, postironicznie, za to w większości przypadków bezrefleksyjnie twórcy gubią kierunek, siebie, znikają z radaru. Niczego nie mają nad sobą, liczy się wjazd z chamskiej pozycji siły – patrz co mam na metkach i ilu followersów. Od ludzi żąda się zmiany zdania o Macie, bo sprzedaje lotniska. Czerwona błyskawica bądź tęcza na awatarze canceluje raperom cały wcześniejszy (i poźniejszy) seksizm. Za miłością do ojczyzny chowa się nienawiść do wszystkiego wokół. I tak dalej.

Ta walka jest przegrana. Co można zrobić? Coś tam można. Kiedy kupujesz stół, a dostajesz kota w worku możesz choć trochę się wku*wić, a nie cieszyć się, że też ma cztery nogi, będzie fajnie wyglądał na TikToku i pewno polubi się z futrzakami sąsiadów.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię