Witam. Pierwotnie miał się tu pojawić tekst o Nocando, ale przypomniałem sobie że Aceyalone jest po pierwsze odrobinę bardziej alternatywny (chociaż nie jakoś bardzo, korzenie mocno zasadzone w oldschoolu), a po drugie jest lepszy.
Edwin „Eddie” Maximilian Hayes Jr. urodził się w 1970 w LA i tam stawiał pierwsze kroki w próbach umieszczenia zachodniego wybrzeża na rapowej mapie Stanów już od 1988 roku. Zanim przejdę do twórczości solowej, to kilka słów o grupie Freestyle Fellowship z której jest najbardziej znany. Teoretycznie nadal są aktywni – ale w praktyce nie wydali nic od 2011, więc można to crew uznać za niefunkcjonujące. W trakcie swojej działalności wydali 4 LP, jedno EP oraz jeden mixtape. Pojawili się bardzo wcześnie na scenie (na tle całej tej mojej serii chyba tylko Divine Styler ma podjazd do takich dat) bo już w 1991 roku. Była to jednak tylko rozgrzewka dzieciaków błądzących we mgle, a faktyczny hitowy album który wspominany jest do dzisiaj przez dziadków (Innercity Griots) wypuścili dwa lata później. Wśród byłych członków składu znajdują się dwie dość mało mówiące ksywy: J. Sumbi oraz M.D. Himself, lecz pozostała czwórka już bardziej znajoma: Aceyalone, Myka 9 (o nim tekst za tydzień, wtedy też poświęcę 1/5 na drugą grupę którą współtworzyli z Edwinem), P.E.A.C.E. oraz Self Jupiter. Ten ostatni siedział w więzieniu kilka lat i wtedy FF zawiesiło swoją działalność jeszcze w 1993, ale wrócili na chwilę w 1998. Po albumie Temptations z 2001 i Shockadoom EP z 2002 – zniknęli na następne 9 lat i wrócili na moment wrzucić projekt The Promise oraz mixtape Power Plant, oba w 2011 roku. Grupa pierwotnie nazywała się MC Aces, ale stwierdzili że to trochę słabe. Muzycznie inspirowali się oni jazzem, będąc tym samym pierwszymi raperami którzy tak mocno romansowali z tym gatunkiem (oraz jego niszą – bebopem).
Wracając do biografii dzisiejszego bohatera. Był on założycielem (na pół z Abstract Rude’m) projektu a zarazem wytwórni Project Blowed. Zbierali tam ciekawych okolicznych raperów, którzy wykraczali poza ramy gangsterskich opowieści. Drastycznie zmniejszyli ilość wydawanych płyt dopiero w 2011, więc trochę podziałali od założenia w 1994. Solowo Edwin zadebiutował w 1995 i niestety dla niego (moim zdaniem takie historie są niezbyt pocieszające), nie udało mu się ani dogonić ani tymbardziej przebić popularnością debiutu. A, w czasach zanim istniało nazewnictwo rapu eksperymentalnego/alternatywnego – na to co robili tam z ekipą mówiło się „left-field hip-hop”.
Przechodząc do klasycznych statystyk i wytwórni – na koncie 17 płyt podpisywanych swoją ksywą (nie grupą, z czego ostatnio kilka współprac np. z takimi osobami i zespołem jak Orko Eloheim, Slippers, Fat Jack czy RJD2 w 2005) wydanych w Capitol Records, Project Blowed, Afterlife Recordz, Ground Control Records, Deconstruction Company, Slippers Music oraz That Kind of Music (taki self-label założony właściwie tylko na jego rzeczy). Na albumie który tutaj jest kolejnym linkiem (Accepted Eclectic z 2001) udzielił się gościnnie w formie producenta Evidence w latach początków wbijania się na scenę Dilated Peoples. Myślę że do dziś dzielą oni ze sobą tych samych słuchaczy przywiązanych do „innych opcji rapowych” z LA.
Jeśli miałbym wybrać do polecenia komuś trzy solowe projekty Hayesa Juniora, to poza oczywistym debiutem padłoby na wspomniane Accepted Eclectic, Magnificent City oraz odrobinę inne brzmieniowo Leanin’ On Slick. Teraz do mnie dotarło jak strasznie dużo numerów on nagrał na przestrzeni ostatnich 32 lat, uwzględniając FF i jeszcze jedną grupę którą tu przemilczałem. Na takim etapie trzeba mieć wyrobiony pewien schemat, więc po pewnym czasie zawartość tekstów się zaczyna słyszalnie powtarzać – lecz tu wychodzi jego natura do eksperymentowania, ponieważ poruszył już bardzo dużo gatunków muzycznych przez dobór bitów i producentów. Poza jazzem warto wspomnieć o próbach nawijania pod rzeczy bardziej bluesowe, soulowe, R&B czy dancehallowe.
Na ten moment jego ostatnią rzeczą jest Let’s Get It wydane w 2019. Niestety widać tu co raz większe zapomnienie w jakie popada, stale oddalając się od szans uzyskania nowych słuchaczy – ten projekt nawet nie jest wpisany na Discogs. A to już coś znaczy.
Podsumowanie: Aceyalone w LA ma trochę status takiego zapomnianego króla, z zakurzonym tronem w podziemnych tunelach prowadzących po rozmaitych ścieżkach nie do przetrawienia w świecie mainstreamu. Została mu tylko garstka fanów w których dominują starsi panowie z wychowanym potomstwem wypuszczonym gdzieś dalej w świat. Nigdy nie próbował kreować się na kogoś kim nie był, więc siłą rzeczy z upływem lat jego teksty zaczęły być co raz trudniejsze do jarania się nimi przez kolejnych przychodzących młodych (trochę pokrętnie to napisałem, ale wiadomo ocb). Żeby nie szukać daleko, na naszym podwórku coś takiego zrobił Kidd płytą Rytuały Przejścia – gdzie większość wątków obraca się wokół życia gościa już kilka lat po 30. To u Aceyalone też tak trochę klimat numerów wygląda, tylko że już 50. Pewnych umiejętności nie traci się nigdy, jeśli są one regularnie ćwiczone i idę o zakład że ten człowiek będzie rapował do ostatnich dni swojego życia.