WYTRAWNA ROZMOWA Z PROSEKO

Freak Fight

Miałem okazję przeprowadzić rozmowę z bardzo ciekawym artystą – Proseko. Od szkoły muzycznej, po własny zespół, kończąc na rapie – no właśnie na pewno na rapie?

Koniecznie sprawdźcie:

Paweł: Po ciężkiej walce z połączeniem w końcu mogę powiedzieć: siemano! Cieszę się, że możemy się spotkać chociaż w formie online’owej. Dobra, to słuchaj. Jesteś gigantycznym fanem wina musującego czy o co chodzi z tą ksywką?

Proseko: Lubię, ale nie jest to jakoś mocno powiązane. To wyszło naturalnie, wcześniej przez cztery lata mieszkałem w Poznaniu i tam pracowałem w Tamie. To jest jeden z największych klubów techno w Polsce i chyba TOP20 w Europie. Pracowałem w tym klubie przez dwa lata i właśnie tam pojawiła się ksywa.

Paweł: A teraz co się z Tobą dzieje?

Proseko: Wróciłem na stare śmieci, do Bydgoszczy. Zresetowałem się i wyszło mi to na zdrowie. Trochę zwolniłem, zająłem się sobą, zrobiłem prawo jazdy. Wiesz, o co chodzi.

Paweł: Pewnie, czasami trzeba przystopować. Mógłbyś powiedzieć kilka słów o sobie? Kim jesteś, co robisz i jak to w sumie wyszło, że jesteś tu, gdzie jesteś?

Proseko: Urodziłem się w Bydgoszczy, chodziłem do szkoły muzycznej, potem maturka i studia
w Poznaniu. Studiowałem hebrajski i pojechałem do Izraela, dokładnie do Tel Awiwu. Tam nagrałem EPkę inspirowaną tym miastem.

Paweł: Nieźle, gruba akcja w zasadzie już na samym początku kariery.

Proseko: Podjarałem się tym mocno. Muzę dzisiaj można robić dosłownie wszędzie. Wiadomo, że nie było to na genialnym poziomie, ale dawało możliwość artystycznego spełnienia. Jak wróciłem do Polski, to napisała do mnie wytwórnia, z którą już nie współpracuję. Podpisałem z nimi kontrakt na płytę i wypuściliśmy materiał. Teraz z kolei współpracuję z FONOBO Label z którymi, póki co, bardzo dobrze mi się wiedzie.

Paweł: Pierwszy track spod ich ręki to „Pętla” z Bownikiem i RAUem, prawda?

Proseko: Zgadza się.

Paweł: Widzę, że lekko sobie skakałeś po wytwórniach i kanałach. Przez moment był też Kstyk.

Proseko: Z Kstykiem było tak, że miałem nagrane kilka numerów i pomyślałem, że trzeba to wypuścić. Napisałem do niego, powiedział, że spoko i wrzucił trzy moje piosenki. Potem polecieliśmy dalej
z tematem. Za to jeśli chodzi o wytwórnię, to przed FONOBO Label było tylko Sony. A po kanałach aż tak bardzo nie skakałem, po prostu lubię wypuszczać swoje kawałki sprawnie i na bieżąco. Jak mam np. numer o Euro, to chcę go wypuścić w trakcie Euro.

Paweł: No oczywiście, bardzo często używa się do tego followupów i nawijania na hashtagach. Jeśli nawiniesz coś wystarczająco szybko, to naprawdę może mieć to wzięcie.

Proseko: Dokładnie. Poza tym podchodzę do muzyki na zasadzie pasji i zajawki, więc jeśli chcę robić muzyczkę i wszystko inne mi na to pozwala, to chcę ją robić. Teraz mam nadzieję, że właśnie tak będzie. Ogarnięcie numeru „Pętla” poszło nam z Bownikiem i RAUem naprawdę sprawnie. Kawałek jest letniakiem i, nawiązując do tego, o czym mówiłem przed chwilą, byłoby głupio wydać go jesienią.

Paweł: No właśnie, a propos „Pętli” i gościnek w tym kawałku. Widziałem, że na kanał RAUa wleciał jeden z Twoich numerów. 

Proseko: Zgadza się, jak wypuściłem te numery z Tel Awiwu, to najbardziej chciałem grać koncerty. Lubię kontakt z publiką i cały ten feeling. Napisałem wtedy do RAUa, bo kiedyś się nim jarałem,
i zaproponowałem mu swój support przed jego występem. On generalnie nie lubi bawić się w takie rzeczy, ale po tym pierwszym koncercie nasza współpraca fajnie się rozwinęła i wypuściliśmy numer, o którym wspomniałeś.

Paweł: Grałeś tylko supporty, czy jakieś koncerty solowe też się zdarzały?

Proseko: Do tej pory głównie jako support. Raz też grałem na takim jednym festiwalu, gdzie byli Guzior, Janek Rapowanie, Young Igi i Sarius. To było jeszcze przed pandemią. Za to niedawno graliśmy koncert w Krakowie, gdzie przez obostrzenia klub był wypełniony w połowie, a mimo to była ogromna energia. Ludzie byli tak wygłodniali, że masakra. Gołym okiem było widać, że brakuje im koncertów i mają dosyć muzy na słuchawkach. Nikomu nawet nie chce się sprawdzać nowych premier płyt, a przecież zdarza się, że jest ich kilka dziennie.

Paweł: A jak to było z FONOBO Label? Ty ich wyhaczyłeś czy inicjatywa była po ich stronie?
Z tego, co widziałem, to za dużo rapu tam nie ma.

Proseko: Wiesz co, bo ja nie robię stricte rapu. Zależy mi na tym, żeby robić muzykę
i otworzyć się na wielu słuchaczy, nie tylko tych rapowych. A samo dołączenie do FONOBO Label to głównie zasługa mojego menadżera. Ja jestem słaby w te papierkowe sprawy
i potrzebuję osób, które je ogarną. No i bardzo fajnie to wyszło. Pojechaliśmy do Warszawy
z pieskiem, podpisaliśmy, co mieliśmy i tyle.

Paweł: Przejdźmy do najistotniejszej sprawy, czyli do muzyki. Od jak dawna w niej siedzisz
i jak długo trwa Twoja zajawka?

Proseko: Z muzyką mam styczność od dawna. Najpierw chodziłem do szkoły muzycznej, potem wujek kupił mi mikrofon i już w czasach gimnazjum nagrywałem pierwsze rzeczy. Były w klimatach polskiego reggae. Miałem nawet swój zespół, z którym graliśmy na Woodstocku
i Jarocinie. A potem, dzięki dojrzewaniu w centrum Bydgoszczy, gdzie rapowy klimat był zauważalny, również wkręciłem się w tę kulturę.

Paweł: A na czym grałeś w szkole muzycznej?

Proseko: Na skrzypcach. Zawsze się nimi jarałem. A jeszcze wracając na chwilę do zajawki na muzykę, to przez lata osłuchałem się z tyloma gatunkami, że szok. I tego, co teraz robię,
w sumie nie nazwałbym do końca rapem. Sam nie wiem jak mógłbym skategoryzować swoją muzykę.

Paweł: Co najlepsze, wcale nie musisz tego robić. Nie śmiałbym nie wspomnieć o jednym całkiem sporym projekcie, w którym brałeś udział. Mam na myśli album Da Voska Docty „Opal Black”. Znalazłeś się na nim obok takich ksywek jak Kukon, Zeamsone czy Zdechły Osa. Mógłbyś dać jakiś background na temat tego jak się tam znalazłeś?

Proseko: Bardzo fajna współpraca. Wyszło to tak, że mój menadżer był producentem wykonawczym tamtej płyty i puścił tam moje prevki. Vosk powiedział, że zajebiste, podesłał kilka bitów, napisałem tekścik i poszło.

Paweł: Kozacko się wkleiłeś w tę płytę swoją drogą. Klimacik pasuje do całości materiału.

Proseko: O dziwo nie słyszałem wcześniej tych numerów, więc jakoś podświadomie to wyszło. Mega mi pasowała ta współpraca z Kamilem, pełna profeska.

Paweł: A wolisz sytuację, w której siedzisz z producentem w studiu i sobie razem ogarniacie, czy jednak lepiej jest, gdy producent podsyła Ci bicik, a Ty na spokojnie się za niego zabierasz?

Proseko: Najbardziej mi odpowiada jak te pierwsze etapy są robione osobno. Nie zmienia to faktu, że studio ma swój klimat i czasem potrzebuję usiąść z producentem, żeby przekazał mi swoje uwagi.

Paweł: Jaki jest Twój ulubiony podgatunek rapu? W którym czujesz się najlepiej?

Proseko: Najlepiej czuję się w numerach, które dopiero wyjdą. Muza, którą robiłem wcześniej, np. na płycie „Mirafiori”, była napisana jakiś czas temu i to był moment, w którym dopiero szukałem swojej drogi. Teraz moje kawałki będą bardziej nostalgiczne. Przykładowo na „Pętli” udało nam się użyć ciekawej konwencji. Numer z jednej strony jest luźny, wakacyjny, a tak naprawdę porusza trudne tematy. Można go porównać do funkcjonowania na co dzień. Jeśli trudne tematy obrócisz w żart, to łatwiej będzie się z nimi uporać. 

Paweł: No dobra, a jakie są Twoje najbliższe plany? Mamy się spodziewać albumu?

Proseko: Materiał jest, nagrałem go naprawdę sporo, teraz siedzę w studiu i go pielęgnuję. Niedawno np. pracowałem nad jednym numerem wspólnie z Blu, dziewczyną, która śpiewała w kawałku Bedoesa. Zrobiliśmy taki bardziej bujający numer. Ona też jest z Bydgoszczy, więc dobrze się wszystko zgrało. A poza tym robimy kolejny klip, tym razem do singla z Bovską.

Paweł: A możemy spodziewać się kogoś typowo ze sceny rapowej?

Proseko: Chyba nie. Są za to plany na kilka innych gościnek, ale życie mnie nauczyło, że póki nie mam jeszcze nic nagranego, to lepiej o tym nie gadać.

Paweł: Jak podchodzisz do robienia płyty? Chcesz, żeby była dopracowana w najmniejszym szczególe, czy stawiasz na luz i spontan?

Proseko: Z jednej strony chcę, aby wyszła jak najlepiej, ale z drugiej – nie jestem perfekcjonistą i nie mam zamiaru dziesięć razy poprawiać jednego werbla. Kiedyś artyści nagrywali na kiepskich mikrofonach i słabym sprzęcie, a do dziś świetnie się słucha ich muzyki.

Paweł: Wracając na chwilę do koncertów. Jak czujesz się na scenie?

Proseko: Totalnie dobrze. Koncerty to coś najpiękniejszego na świecie.

Paweł: Wszystko pewnie zależy od fanbase-u, co nie? Jak grasz support, to masz dwa scenariusze. Albo ludzie skumają twój vibe, albo nastąpi sytuacja, którą opisał Quebo
w numerze „Królem być”: „…w końcu pierwszy wstyd, kiedy nikt nie krzyczał… co jest zróbcie hałas…”.

Proseko: Dlatego staram się być otwarty na publikę. Kiedyś byłem na koncercie Ostrego, gdzie Sarius grał jeden ze swoich pierwszych supportów. Na scenie padł prąd, a sam Sarius się nie wystraszył, tylko poleciał a cappella jak stary wyjadacz. Od tego momentu jestem nim zajarany. Wiedziałem, że daleko zajdzie. Inny przykład. Byłem kiedyś na koncercie Bitaminy, jak jeszcze nie robili dużych wyświetleń. Chłop wyszedł i czytał wiersze. Swoją otwartością sprawdzali, czy taki element koncertu ma sens. Dobrym miejscem na testowanie jest np. festiwal Spring Break w Poznaniu. 

Paweł: Chciałem Cię jeszcze zapytać o bydgoską scenę. Ilu jest ziomali, którzy nawijają i czy w ogóle się znacie?

Proseko: Sprawdźcie Bedoesa (śmiech). A tak serio, to młodej sceny jakoś za bardzo nie śledzę. Na bieżąco sprawdzam nowe rzeczy od Bediego, Bisza i Pawbeatsa. Ktoś mi ostatnio pokazywał też Lubina, gościa z BOR-u. Kompletnie o nim wcześniej nie słyszałem, a okazało się, że jest w wytwórni Palucha, wow. Na co dzień w ogóle częściej słucham muzyki alternatywnej niż hip hopu. Lubię na przykład Kasię Lins i Króla. Takie podejście do muzyki też mnie charakteryzuje. Bardziej jaram się warstwą lirczyną Artura Rojka niż przykładowo Silesa. Nie chcę nawijać o torbach GUCCI, skoro ich nie mam. Nie lubię mówić o rzeczach, które mi się nie przydarzają.

Paweł: Zmierzając do końca. Mam niepisaną zasadę, że pytam swoich rozmówców o trzy ksywki artystów, którymi aktualnie się jarają. Zamieniam się w słuch.

Proseko: Na pewno, z tej okazji, że ostatnio wypuścił album, to RAU. Oprócz niego Hodak, bo jego płytka mi przypadła do gustu. No i Nathy Peluso, która robi piękną muzę. Słuchamy jej
z dziewczyną na zapętleniu.

Paweł: Bosko. Dzięki wielkie za rozmowę, gadało się wyśmienicie. Do zobaczenia w realu!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię

Miałem okazję przeprowadzić rozmowę z bardzo ciekawym artystą – Proseko. Od szkoły muzycznej, po własny zespół, kończąc na rapie – no właśnie na pewno na rapie?

Koniecznie sprawdźcie:

Paweł: Po ciężkiej walce z połączeniem w końcu mogę powiedzieć: siemano! Cieszę się, że możemy się spotkać chociaż w formie online’owej. Dobra, to słuchaj. Jesteś gigantycznym fanem wina musującego czy o co chodzi z tą ksywką?

Proseko: Lubię, ale nie jest to jakoś mocno powiązane. To wyszło naturalnie, wcześniej przez cztery lata mieszkałem w Poznaniu i tam pracowałem w Tamie. To jest jeden z największych klubów techno w Polsce i chyba TOP20 w Europie. Pracowałem w tym klubie przez dwa lata i właśnie tam pojawiła się ksywa.

Paweł: A teraz co się z Tobą dzieje?

Proseko: Wróciłem na stare śmieci, do Bydgoszczy. Zresetowałem się i wyszło mi to na zdrowie. Trochę zwolniłem, zająłem się sobą, zrobiłem prawo jazdy. Wiesz, o co chodzi.

Paweł: Pewnie, czasami trzeba przystopować. Mógłbyś powiedzieć kilka słów o sobie? Kim jesteś, co robisz i jak to w sumie wyszło, że jesteś tu, gdzie jesteś?

Proseko: Urodziłem się w Bydgoszczy, chodziłem do szkoły muzycznej, potem maturka i studia
w Poznaniu. Studiowałem hebrajski i pojechałem do Izraela, dokładnie do Tel Awiwu. Tam nagrałem EPkę inspirowaną tym miastem.

Paweł: Nieźle, gruba akcja w zasadzie już na samym początku kariery.

Proseko: Podjarałem się tym mocno. Muzę dzisiaj można robić dosłownie wszędzie. Wiadomo, że nie było to na genialnym poziomie, ale dawało możliwość artystycznego spełnienia. Jak wróciłem do Polski, to napisała do mnie wytwórnia, z którą już nie współpracuję. Podpisałem z nimi kontrakt na płytę i wypuściliśmy materiał. Teraz z kolei współpracuję z FONOBO Label z którymi, póki co, bardzo dobrze mi się wiedzie.

Paweł: Pierwszy track spod ich ręki to „Pętla” z Bownikiem i RAUem, prawda?

Proseko: Zgadza się.

Paweł: Widzę, że lekko sobie skakałeś po wytwórniach i kanałach. Przez moment był też Kstyk.

Proseko: Z Kstykiem było tak, że miałem nagrane kilka numerów i pomyślałem, że trzeba to wypuścić. Napisałem do niego, powiedział, że spoko i wrzucił trzy moje piosenki. Potem polecieliśmy dalej
z tematem. Za to jeśli chodzi o wytwórnię, to przed FONOBO Label było tylko Sony. A po kanałach aż tak bardzo nie skakałem, po prostu lubię wypuszczać swoje kawałki sprawnie i na bieżąco. Jak mam np. numer o Euro, to chcę go wypuścić w trakcie Euro.

Paweł: No oczywiście, bardzo często używa się do tego followupów i nawijania na hashtagach. Jeśli nawiniesz coś wystarczająco szybko, to naprawdę może mieć to wzięcie.

Proseko: Dokładnie. Poza tym podchodzę do muzyki na zasadzie pasji i zajawki, więc jeśli chcę robić muzyczkę i wszystko inne mi na to pozwala, to chcę ją robić. Teraz mam nadzieję, że właśnie tak będzie. Ogarnięcie numeru „Pętla” poszło nam z Bownikiem i RAUem naprawdę sprawnie. Kawałek jest letniakiem i, nawiązując do tego, o czym mówiłem przed chwilą, byłoby głupio wydać go jesienią.

Paweł: No właśnie, a propos „Pętli” i gościnek w tym kawałku. Widziałem, że na kanał RAUa wleciał jeden z Twoich numerów. 

Proseko: Zgadza się, jak wypuściłem te numery z Tel Awiwu, to najbardziej chciałem grać koncerty. Lubię kontakt z publiką i cały ten feeling. Napisałem wtedy do RAUa, bo kiedyś się nim jarałem,
i zaproponowałem mu swój support przed jego występem. On generalnie nie lubi bawić się w takie rzeczy, ale po tym pierwszym koncercie nasza współpraca fajnie się rozwinęła i wypuściliśmy numer, o którym wspomniałeś.

Paweł: Grałeś tylko supporty, czy jakieś koncerty solowe też się zdarzały?

Proseko: Do tej pory głównie jako support. Raz też grałem na takim jednym festiwalu, gdzie byli Guzior, Janek Rapowanie, Young Igi i Sarius. To było jeszcze przed pandemią. Za to niedawno graliśmy koncert w Krakowie, gdzie przez obostrzenia klub był wypełniony w połowie, a mimo to była ogromna energia. Ludzie byli tak wygłodniali, że masakra. Gołym okiem było widać, że brakuje im koncertów i mają dosyć muzy na słuchawkach. Nikomu nawet nie chce się sprawdzać nowych premier płyt, a przecież zdarza się, że jest ich kilka dziennie.

Paweł: A jak to było z FONOBO Label? Ty ich wyhaczyłeś czy inicjatywa była po ich stronie?
Z tego, co widziałem, to za dużo rapu tam nie ma.

Proseko: Wiesz co, bo ja nie robię stricte rapu. Zależy mi na tym, żeby robić muzykę
i otworzyć się na wielu słuchaczy, nie tylko tych rapowych. A samo dołączenie do FONOBO Label to głównie zasługa mojego menadżera. Ja jestem słaby w te papierkowe sprawy
i potrzebuję osób, które je ogarną. No i bardzo fajnie to wyszło. Pojechaliśmy do Warszawy
z pieskiem, podpisaliśmy, co mieliśmy i tyle.

Paweł: Przejdźmy do najistotniejszej sprawy, czyli do muzyki. Od jak dawna w niej siedzisz
i jak długo trwa Twoja zajawka?

Proseko: Z muzyką mam styczność od dawna. Najpierw chodziłem do szkoły muzycznej, potem wujek kupił mi mikrofon i już w czasach gimnazjum nagrywałem pierwsze rzeczy. Były w klimatach polskiego reggae. Miałem nawet swój zespół, z którym graliśmy na Woodstocku
i Jarocinie. A potem, dzięki dojrzewaniu w centrum Bydgoszczy, gdzie rapowy klimat był zauważalny, również wkręciłem się w tę kulturę.

Paweł: A na czym grałeś w szkole muzycznej?

Proseko: Na skrzypcach. Zawsze się nimi jarałem. A jeszcze wracając na chwilę do zajawki na muzykę, to przez lata osłuchałem się z tyloma gatunkami, że szok. I tego, co teraz robię,
w sumie nie nazwałbym do końca rapem. Sam nie wiem jak mógłbym skategoryzować swoją muzykę.

Paweł: Co najlepsze, wcale nie musisz tego robić. Nie śmiałbym nie wspomnieć o jednym całkiem sporym projekcie, w którym brałeś udział. Mam na myśli album Da Voska Docty „Opal Black”. Znalazłeś się na nim obok takich ksywek jak Kukon, Zeamsone czy Zdechły Osa. Mógłbyś dać jakiś background na temat tego jak się tam znalazłeś?

Proseko: Bardzo fajna współpraca. Wyszło to tak, że mój menadżer był producentem wykonawczym tamtej płyty i puścił tam moje prevki. Vosk powiedział, że zajebiste, podesłał kilka bitów, napisałem tekścik i poszło.

Paweł: Kozacko się wkleiłeś w tę płytę swoją drogą. Klimacik pasuje do całości materiału.

Proseko: O dziwo nie słyszałem wcześniej tych numerów, więc jakoś podświadomie to wyszło. Mega mi pasowała ta współpraca z Kamilem, pełna profeska.

Paweł: A wolisz sytuację, w której siedzisz z producentem w studiu i sobie razem ogarniacie, czy jednak lepiej jest, gdy producent podsyła Ci bicik, a Ty na spokojnie się za niego zabierasz?

Proseko: Najbardziej mi odpowiada jak te pierwsze etapy są robione osobno. Nie zmienia to faktu, że studio ma swój klimat i czasem potrzebuję usiąść z producentem, żeby przekazał mi swoje uwagi.

Paweł: Jaki jest Twój ulubiony podgatunek rapu? W którym czujesz się najlepiej?

Proseko: Najlepiej czuję się w numerach, które dopiero wyjdą. Muza, którą robiłem wcześniej, np. na płycie „Mirafiori”, była napisana jakiś czas temu i to był moment, w którym dopiero szukałem swojej drogi. Teraz moje kawałki będą bardziej nostalgiczne. Przykładowo na „Pętli” udało nam się użyć ciekawej konwencji. Numer z jednej strony jest luźny, wakacyjny, a tak naprawdę porusza trudne tematy. Można go porównać do funkcjonowania na co dzień. Jeśli trudne tematy obrócisz w żart, to łatwiej będzie się z nimi uporać. 

Paweł: No dobra, a jakie są Twoje najbliższe plany? Mamy się spodziewać albumu?

Proseko: Materiał jest, nagrałem go naprawdę sporo, teraz siedzę w studiu i go pielęgnuję. Niedawno np. pracowałem nad jednym numerem wspólnie z Blu, dziewczyną, która śpiewała w kawałku Bedoesa. Zrobiliśmy taki bardziej bujający numer. Ona też jest z Bydgoszczy, więc dobrze się wszystko zgrało. A poza tym robimy kolejny klip, tym razem do singla z Bovską.

Paweł: A możemy spodziewać się kogoś typowo ze sceny rapowej?

Proseko: Chyba nie. Są za to plany na kilka innych gościnek, ale życie mnie nauczyło, że póki nie mam jeszcze nic nagranego, to lepiej o tym nie gadać.

Paweł: Jak podchodzisz do robienia płyty? Chcesz, żeby była dopracowana w najmniejszym szczególe, czy stawiasz na luz i spontan?

Proseko: Z jednej strony chcę, aby wyszła jak najlepiej, ale z drugiej – nie jestem perfekcjonistą i nie mam zamiaru dziesięć razy poprawiać jednego werbla. Kiedyś artyści nagrywali na kiepskich mikrofonach i słabym sprzęcie, a do dziś świetnie się słucha ich muzyki.

Paweł: Wracając na chwilę do koncertów. Jak czujesz się na scenie?

Proseko: Totalnie dobrze. Koncerty to coś najpiękniejszego na świecie.

Paweł: Wszystko pewnie zależy od fanbase-u, co nie? Jak grasz support, to masz dwa scenariusze. Albo ludzie skumają twój vibe, albo nastąpi sytuacja, którą opisał Quebo
w numerze „Królem być”: „…w końcu pierwszy wstyd, kiedy nikt nie krzyczał… co jest zróbcie hałas…”.

Proseko: Dlatego staram się być otwarty na publikę. Kiedyś byłem na koncercie Ostrego, gdzie Sarius grał jeden ze swoich pierwszych supportów. Na scenie padł prąd, a sam Sarius się nie wystraszył, tylko poleciał a cappella jak stary wyjadacz. Od tego momentu jestem nim zajarany. Wiedziałem, że daleko zajdzie. Inny przykład. Byłem kiedyś na koncercie Bitaminy, jak jeszcze nie robili dużych wyświetleń. Chłop wyszedł i czytał wiersze. Swoją otwartością sprawdzali, czy taki element koncertu ma sens. Dobrym miejscem na testowanie jest np. festiwal Spring Break w Poznaniu. 

Paweł: Chciałem Cię jeszcze zapytać o bydgoską scenę. Ilu jest ziomali, którzy nawijają i czy w ogóle się znacie?

Proseko: Sprawdźcie Bedoesa (śmiech). A tak serio, to młodej sceny jakoś za bardzo nie śledzę. Na bieżąco sprawdzam nowe rzeczy od Bediego, Bisza i Pawbeatsa. Ktoś mi ostatnio pokazywał też Lubina, gościa z BOR-u. Kompletnie o nim wcześniej nie słyszałem, a okazało się, że jest w wytwórni Palucha, wow. Na co dzień w ogóle częściej słucham muzyki alternatywnej niż hip hopu. Lubię na przykład Kasię Lins i Króla. Takie podejście do muzyki też mnie charakteryzuje. Bardziej jaram się warstwą lirczyną Artura Rojka niż przykładowo Silesa. Nie chcę nawijać o torbach GUCCI, skoro ich nie mam. Nie lubię mówić o rzeczach, które mi się nie przydarzają.

Paweł: Zmierzając do końca. Mam niepisaną zasadę, że pytam swoich rozmówców o trzy ksywki artystów, którymi aktualnie się jarają. Zamieniam się w słuch.

Proseko: Na pewno, z tej okazji, że ostatnio wypuścił album, to RAU. Oprócz niego Hodak, bo jego płytka mi przypadła do gustu. No i Nathy Peluso, która robi piękną muzę. Słuchamy jej
z dziewczyną na zapętleniu.

Paweł: Bosko. Dzięki wielkie za rozmowę, gadało się wyśmienicie. Do zobaczenia w realu!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz swój komentarz!
Podaj swoje imię